07| WNIOSKI
12 listopada
Tym razem pobudka jest dla mnie błogosławieństwem. Łapczywie nabieram powietrze, zdając sobie sprawę, że płakałem. Serce bije mi jak młotem, gdy sięgam po paczkę chusteczek i hałaśliwie wydmuchuję nos, zaraz odrzucając zużyty kawałek papieru na drugi koniec pokoju. Chowam twarz w dłoniach.
To był sen. To był sen, nic w nim nie było prawdziwe, Bakugo żyje, tylko że... Tylko że jedna część mimo upływającego czasu nie zamazuje się i we wspomnieniach pozostawia wyraźny ślad.
Czy to, co powiedziała Uraraka, było prawdą?
Biorę kolejny głęboki wdech i odsuwam ręce od buzi, zamiast tego zaczynając delikatnie rozmasowywać sobie skronie. Być może to wyobraźnia wciąż płata mi figle, ale dlaczego miałbym to sobie robić? Nigdy wcześniej nie śniły mi się dwa tak podobne sny pod rząd... No i pozostaje tajemnicza kwestia dziewiątego listopada, którego... Nie było.
Doznaję nagłego olśnienia i w podskokach zrywam się z łóżka, po czym biorę do ręki telefon, próbując odpędzić sprzed oczu obraz martwego Bakugo. Mimo że wiem, że żyje, makabryczność jego tajemniczej śmierci nie daje mi spokoju...
— Kurwa mać. — Czuję, jak z twarzy odpływają mi wszystkie kolory, a przerażenie powoli wspina się po moim ciele, konsekwentnie dążąc do zawładnięcia nad zdrowym rozsądkiem i zasiania paniki. — Kurwa mać!
Jest dwunasty listopada. Dwunasty! Znów to samo, przespałem ponad dobę! Przespałem... Ale czy na pewno?
Ze zgrozą wymalowaną na twarzy wybiegam z pokoju w samych bokserkach, tym razem nie powstrzymując się przed zapukaniem. Wiem, że jeszcze śpi. Wiem, że do lekcji zostały jeszcze dwie godziny, a nasz akademik w stosunku do placówki jest całkiem blisko. Wiem, że mnie wyśmieje i nie powinienem, ale muszę sprawdzić.
— Kirishima? Co się dzieje? — pyta rozespany Bakugo, przecierając oczy pięścią, a ja mimo przerażenia cieszę się, że nie jest zły. Rano zazwyczaj albo się wścieka, albo nie kontaktuje i spuszcza z niemiłego, zwykłego tonu. Mam szczęście trafić na tą drugą, rzadszą opcję.
— Dzisiaj jest dwunasty, tak? — rzucam, przeciskając się obok niego w drzwiach i siadając na łóżku. Patrzę, jak po chwili niechętnie robi to samo. — Bakugo, czy wczoraj zachowywałem się... nie wiem, dziwnie?
Bakugo marszczy brwi i przez moment coś sobie w głowie kalkuluje. Zaczynam się obawiać, że jest rozespany do tego stopnia, że nie będzie w stanie sensownie mi odpowiedzieć, ale w końcu mówi:
— Nie.
Odpowiedź nie jest zachwycająco wylewna, ale przynajmniej szczera. Więc... więc to znowu się stało. Albo niezwykle świadomie lunatykowałem i absolutnie nikt się nie zorientował, albo... to ktoś inny na czas tych dwóch brakujących dni odebrał mi tożsamość i sam ją sobie przywłaszczył. A skoro tak... Skoro naprawdę był w stanie tak wszystkich oszukać...
— Czekaj, znowu ci się to zdarzyło? Nie pamiętasz tego? — Bakugo marszczy brwi, a ja kiwam głową, myśląc o tym, że normalnie zrozumienie tego przyszłoby mu dużo szybciej. — Wczoraj cię o to pytałem.
— Co odpowiedziałem?
— Że nie wiesz, o czym mówię. Byłem pewien że się idiotycznie zgrywasz lub masz nawrót tego... czegoś. Nie wiem. Naprawdę ci wróciło?
— Nic nie pamiętam — mówię cicho, zaciskając drżące dłonie w pięści. Mam czas do dwudziestego ósmego listopada. Inaczej Bakugo zginie. Prawda? — Przepraszam, że cię obudziłem. — Wstaję.
— Czekaj, jesteś pewien, że...
— Nic mi nie będzie. — Silę się na uśmiech. — To miłe, że się martwisz.
— Nie martwię się.
— Jasne.
Wychodzę. Z głośno kołaczącym w piersi sercem przemierzam korytarz w jakby spowolnionym tempie i siadam na łóżku w swoim pokoju. Rozprostowuję wcześniej kurczowo zaciśnięte w pięści dłonie i oddycham głęboko. Te sny... więc muszę coś w nich zmienić, tak? Żeby Bakugo nie zginął. Wtedy... Wtedy będzie bezpieczny i tu, w rzeczywistości, w której nie jestem smoczym uciekinierem i nie mam żadnych pasjonujących przygód poza okazjonalnymi wypadami z przyjaciółmi... no i tą jedną nierozwiązaną jeszcze zagadką.
No dobrze, ale jak cokolwiek zmienić? Mimo że poprzedni sen nieznacznie różnił się od ostatniego, wciąż miał dokładnie ten sam skutek. Jakie zmiany muszą zajść, żeby Bakugo żył?
Po kilku minutach intensywnego myślenia czuję, jak myśli zaczynają mi uciekać. Coraz słabiej pamiętam szczegóły poprzedniego snu. Otwieram szufladę biurka, wyjmuję pierwszy lepszy czysty zeszyt i zapisuję:
,,LIMIT: 28 listopada
9, 11 listopada - nieświadome dni. Śpię. Może lunatykuję. Może to mój kosmiczny sobowtór łazi po szkole i za mnie rozmawia z Bakugo.
10, 12 listopada - świadome dni. Pamiętam. Muszę obmyślić plan."
Przygryzam skuwkę długopisu i jeszcze raz funduję sobie masaż skroni. Nigdy nie byłem najlepszy w robieniu notatek, ale jeśli to ma mi pomóc...
,,Sen 1
Wpadam w sidła. Nie łapię złodzieja. Idziemy z Bakugo wzdłuż przepaści. Zapominam. Śmierć.
Sen 2
Wpadam w sidła. Łapię złodzieja. Przelatuję z Bakugo nad przepaścią. Spotkanie z Uraraką. Przepowiednia. Śmierć."
Wpatruję się w nabazgrolone niebieskim tuszem słowa i próbuję wyłapać w nich jakikolwiek sens. Czy zrobiłem cokolwiek, czym przyczyniłem się do zmian? Złapałem złodzieja, zdecydowałem się na używanie skrzydeł w przeprawie przez wąwóz. W efekcie nie zapomniałem o prawdziwej naturze swojego snu i zdołałem porozmawiać z czarodziejką. Dlaczego? Czy złodziej jakkolwiek mógł się do tego przyczynić? Raczej nie. Czyli przeprawa... Być może tamta trasa powodowała zapomnienie. Jakiś punkt resetowy, może to jezioro? Może dziwny pył w powietrzu? Nie jestem pewien, ale póki co wydaje mi się to sensowne.
,,Wniosek: przelatywać przez przepaść."
Mrużę oczy. Spotkanie z Uraraką... Ile dni minęło, nim nastąpiło? Cztery, być może pięć? A poprzednio...
— Tak! — krzyczę radośnie, uśmiechając się szeroko. Jak tak dalej pójdzie, zagadkę rozwiążę w mgnieniu oka. Uratuję Bakugo i wszystko pójdzie dobrze! Być może po wszystkim nawet odważę się zaprosić go na randkę jak prawdziwy facet!
,,Bakugo umiera po 5 dniach."
To logicznie wyjaśnia, dlaczego otrzymaliśmy możliwość rozmowy z Uraraką. Przeprawa powietrzna w końcu oszczędziła nam ładne pół dnia drogi. Czy powinienem skracać podróż do czarodziejki jeszcze bardziej, żeby w ten sposób zaoszczędzić sobie jak najwięcej czasu? Może to sposób na uratowanie Bakugo: dowiedzenie się, co jest dalej?
Z drugiej strony powinienem przepatrzeć też inne możliwości. Co by zrobił złodziej z monetami, gdybym go nie złapał? Nie wyglądał mi na takiego, który lekkomyślnie wydaje kradzione pieniądze... Co z moją rzekomą ucieczką? Tym całym królestwem?
,,Cel: dowiedzieć się jak najwięcej o okolicznościach, iść za złodziejem."
Postanawiam tego się póki co trzymać. Powolutku, krok po kroku, w końcu bądź co bądź powinienem mieć jeszcze kilka prób. Bakugo nie umrze na mojej warcie!
Zatrzaskuję notes wprawnym ruchem i w znacznie lepszym humorze zaczynam się ubierać. Gdy kończę, po chwili namysłu chowam zeszyt w szafie, pod pokrywką pudełka po moich starych, nieużywanych tenisówkach. Nikt go tu nie znajdzie, a zwłaszcza ten inny ja. Jeśli jest moim wrogiem, muszę bardzo uważnie rozplanować ruchy. Jednak dobrze jest być wprawionym w grach strategicznych!
Do szkoły idę radosny, jak zwykle przekomarzając się z przyjaciółmi i narzekając na trudne przedmioty i nauczycieli. Cały czas odbiegam jednak myślami do sprawy Bakugo, który, swoją drogą, sprawia wrażenie, jakby zapomniał o naszej porannej rozmowie. Właściwie jestem mu za to wdzięczny, nie potrzebuję rozgłosu odnośnie mojej rzekomej amnezji. Już ja wiem swoje, a jak wytłumaczyć pielęgniarce szkolnej, że mam sny, w których dziwne czarodziejki wyznaczają mi kilkanaście dni na uratowanie mojego najlepszego przyjaciela i cichej sympatii przed śmiercią... a ja im wierzę? No właśnie. Nie brzmiałoby to zbyt normalnie, a ja nie zamierzam skończyć na dywaniku u naszej kochanej pani psycholog. Udaję więc perfekcyjnie, że wszystko jest ze mną w porządku. Nie zwracam na siebie uwagi, żartuję, uczę się. Gdy dzień dobiega końca i po długiej dyskusji z kolegami na temat najnowszej gry video, której teoretycznie nawet nie widziałem, mogę zaszyć się w swoim pokoju. Sięgam do szafy i wyciągam z niej pudełko z butami, a później notes. Kładę się na łóżku, podpieram brodę rękami i przez dobrą godzinę zastanawiam się, co napisać albo dokładnie przeanalizować. Noc staje się coraz ciemniejsza, a powieki zaczynają mi ciążyć. Choć znów zaczynam trochę się obawiać, w końcu zamykam oczy i mimo zapalonego światła odpływam w krainę sennych marzeń, a raczej wprost do znajomego lasu.
Jestem pełen optymizmu, wiem, że dam radę. Uratuję Bakugo za wszelką cenę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro