Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Maczeta




Katrin ocknęła się rano przyciśnięta do męskiej klatki. Zamruczała z przyjemności i spojrzała na przystojną twarz. Mężczyzna spał. Delikatnie pogłaskała go po policzku i znów zamknęła oczy. Nie chciała odkleić się od Arthura i pomyśleć, że znała go od dwóch dni. Z łóżka wyrwał ją dzwonek od telefonu. Nie chciała by jej partner się obudził więc pobiegła o mało się nie zabijając po drodze do salonu. Szybko zlokalizowała źródło hałasu. Plecak w rogu. Klęknęła przy nim i wyciągnęła leżący na wierzchu telefon. Dzwoniło przypomnienie "Schronisko-15:15 bal". Wyłączyła je i zmarszczyła brwi patrząc się tępo na te parę literek. Nic nie rozumiała. Lekko skonsternowana odłożyła i urządzenie. Upuściła telefon pod wpływem nagłego bólu i przycisnęła dłoń do siebie. Przecięła sobie palec. Otworzyła szerzej plecak i zobaczyła ostrze maczety, po której spływała kropla jej krwi. Zrobiła wielkie oczy. Po co Arthurowi maczeta? Zajrzała głębiej i przeraziła się nie na żarty. Pistolety, noże... karabin! Kucała naga przy plecaku pełnym broni, po tym jak przespała się z jakimś pieprzonym mordercą!!! Przez chwilę pozwoliła strachowi przejąć kontrolę, lecz po chwili ubrała się i bezszelestnie biegając po domu spakowała najważniejsze rzeczy. Musi uciekać! A jeśli się obudzi i gdy odkryję jej tajemnice to ją zabije?! Wypadła ze swojego drewnianego domku jakby ją sam diabeł gonił i wskoczyła na skuter śnieżny. Ruszyła szybko w dół. Wiatr smagał jej mokre od łez policzki. Poznała wspaniałego mężczyznę, a on się okazał jakimś mordercą.

- Kurde! Tylko ja mogę mieć takie szczęście - mruknęła pod nosem. Gdy dojechała do wypożyczalni spojrzała na górę i szepnęła.

- Żegnaj, Kororado - Musiała się pożegnać z tym miejscem. Już pewnie nigdy tu nie wróci. Wzięła taksówkę na lotnisko i poleciała do domu.

W tym czasie mężczyzna obudził się sam w łóżku. Sięgnął po ukochaną lecz na nic nie trafił. Otworzył oczy i rozejrzał się. Nie ma jego Śnieżynki. Mruknął niezadowolony i ruszył na poszukiwania dziewczyny. Jakie było jego zdziwienie gdy jej nie znalazł. Nie było też jej kurtki, butów i paru jeszcze rzeczy. Uciekła?! Wściekłość zalała jego duszę. Czemu jego Śnieżynka zostawiła go po tak upojnej nocy? Wtem jego wzrok padł na plamki krwi. Co jest!? Szedł ich śladem do swojego plecaka. Zajrzał tak i zobaczył czerwoną strużkę krwi na swojej maczecie. Znalazła ją i się przestraszyła. Wstał gwałtownie przypierdolił z pięści w ścianę i krzykiem.

- Kurwa! - było tak pięknie i chuj! Wyciągnął i telefon i zaklnął na widok przypomnienia. Od kiedy tu się znalazł zapomniał po co w ogóle tu przyszedł i kim był. Katrin zbyt mu zaprzątała głowę. Musiał teraz iść to tego schroniska i skasować tą głupią sukę na tym balu. W tym momencie nienawidził swojej pracy. Miał ochotę ruszyć w pogoń za małą uciekinierką lecz... nie mógł. Emanuela Irisch musiała dziś umrzeć i nie miało znaczenia co on czuł. Ta suka już zbyt długo oddycha.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro