Rozdział 6 - Legenda z początków
Podróż Vina w towarzystwie Eilis strasznie się dłużyła. Chłopak był przekonany, że jeśli podążałby tym szlakiem samotnie, to zaszedłby znacznie szybciej. Blondynka mimo tego, iż starała się dotrzymywać mu kroku, to nie była przyzwyczajona do tak długiego wysiłku fizycznego. Wędrowali już prawie cztery godziny bez żadnego postoju, więc oboje byli zmęczeni, nawet jeśli Vindicate nie chciał tego okazać. Aby zachować pozory, to przyśpieszał jeszcze tempa.
Słońce wciąż chowało się za chmurami, nie chcąc ukazać swojego oblicza podróżnym. Dookoła drogi rosły stare, olbrzymie drzewa, które z pewnością widziały wiele wydarzeń z czasów narodzin Aurum. To królestwo nie należało do najmłodszych, więc swoje zdążyło już przeżyć. Eilis lubiła studiować jego historię. Dawniej granice tego państwa zmieniały się prawie codziennie, dziś na szczęście sytuacja się ustabilizowała, a ludzie w końcu od wielu lat mogą wieść spokojne życie. Wszystko za sprawą pradziadka obecnego króla, który chciał przywrócić Furantur do pierwotnej formy.
— Jak wyglądają Niebiosa? — spytała dziewczyna, nie przestając patrzeć przed siebie.
— A więc już mi wierzysz? — parsknął pod nosem, gdy kamień, jaki kopał, wpadł w trawę, a jego dotychczasowa zabawa została przerwana.
— Pytam czysto teoretycznie. — Westchnęła, z nerwów odgarniając grzywkę. Nie wiedziała co robić, aby rozmowa z szatynem nie przybrała znowu nieprzyjemnej formy, ani jak sprawić, żeby chłopak przestał się do niej zwracać z taką wyższością.
— To naprawdę piękne miejsce. Można powiedzieć, że jedyne w swoim rodzaju. Ciężko to opisać, ale... gdybyś je zobaczyła, to zapomniałabyś o całym swoim dotychczasowym życiu, a twój umysł zaprzątałaby jedynie myśl, żeby stamtąd nie odchodzić. Już nigdy. — Wyjaśnił, kątem oka spoglądając na swoją towarzyszkę, ta zaś miała jedynie zniesmaczony wyraz twarzy.
— Nie sądzę, że mogłabym zapomnieć o tym wszystkim. O rodzicach, zakonie, znajomych, o całym tym królestwie... Kocham Aurum, jak i całe Furantur. Mam zamiar pokazać ci, że "Niższe Królestwo", jak to nazywają bogowie, nie jest wcale takie żałosne i nietrwałe — mówiła, uśmiechając się do Vina, a chłopaka ogarnęło zdziwienie. Nie sądził, że ktokolwiek jest w stanie mówić o tym wstrętnym miejscu z takim radosnym wyrazem twarzy.
— Ludzie już raz się przekonali, jak bardzo są słabi. — Warknął zły, po raz kolejny przyśpieszając kroku.
— Trzydziestoletnia ciemność, która ogarnęła cały nasz świat... Kara za to, że istoty śmiertelne ukradły magię. Wściekli bogowie za arogancję, jaką się wykazaliśmy, próbowali nas zniszczyć, lecz za namową Nathairy — bogini śmierci, ostatecznie niebo na zawsze okryły mroczne chmury, przysłaniając tym samym słońce. Rozpętała się epidemia, której już nic nie było w stanie kontrolować. Kończyła się żywność i nastały czasy ciągłego głodu. Woda została zatruta, a ostatni ocalali schronili się w świątyni Helium — bóstwa światła. I choć zanikło już pojęcie dnia i nocy, to oni nie zaprzestawali swych modłów o nadejście jutrzenki. Tak właśnie w momencie, gdy ludzkość miała upaść, stanąć przed obliczem samej Nathairy, Helium wykonała swój ruch. Wzruszona tym, że nawet gdy wszyscy bogowie porzucili śmiertelne istoty, to jej wyznawcy wciąż pozostawali wierni, wspięła się na firmament i podarowała nam światło. Kilka dni później znów wzeszło słońce. Jednak przez następne setki lat panował chaos. Mieszkańcy Niższego Królestwa zaczęli używać mocy, którą wykradli, doprowadzając do wielu wojen. Pokój nastał dopiero dwanaście dekad temu. I choć jedynie umowny, to w zupełności wystarcza, aby na ziemi nie panował kompletny bezład — tłumaczyła z pasją, jakiej można było szukać u niejednej guwernantki na królewskim zamku.
Eilis rzeczywiście lubiła historię tego świata, jak i zdobywać wiedzę o wszystkim. Właśnie ta ciekawość pchnęła ją w podróż, która miała odmienić całe jej życie. Nie miała wtedy jeszcze pojęcia, że odmieni również życie całego Furantur.
— A czy wiesz, co potem stało się z Helium, gdy sprzeciwiając się woli Niebios, uratowała wasze nędzne istnienia? — Zatrzymał się, łapiąc dziewczynę za ramiona. Jego głos był jak zwykle podniesiony, przepełniony dumą. Mimo że krytykował dobroć bogini światła, to Eilis miała wrażenie, że bardziej nie potrafi zrozumieć jej sposobu myślenia. Że wielokrotnie starał się zrozumieć, ale wciąż nie może tego pojąć. — Została wygnana. Nawet jeśli wciąż jest istotą boską oraz nieśmiertelną, to błąka się gdzieś po Niższym Królestwie, które sama ocaliła. Na własne oczy widzi, jak świat się stacza. Ogląda spektakl z pierwszego rzędu! Wszystko przez jeden, głupi błąd.
— Myślisz, że teraz tego żałuje? — Blondynka w końcu zebrała się na odwagę, aby o to zapytać.
— Oczywiście. Każdy by żałował — powiedział, siadając na ziemi. — Odpoczniemy tutaj.
— Dobrze. — Zgodziła się, opierając o to samo drzewo, co Vin. — A czy była świadoma swoich czynów? Czy wiedziała, co ją za to czeka?
—Była. Wiedziała o tym najlepiej z nas wszystkich — odparł, oddając się nostalgii.
Co prawda nigdy nie poznał bogini światła, ale znał ją doskonale z opowieści. Gdy narodziło się bóstwo wojny Vindicate, to świat już dawno odzyskał słońce. Helium stała się pierwszym upadłym, który został wygnany ze swojego domu. Wcześniej szatyn potępiał jej zachowanie, drwił z tego, gdzie wylądowała... póki sam się tam nie znalazł. W tym jednym momencie przekonał się, że istoty boskie nie znają litości dla nikogo, nawet dla siebie. Dlatego właśnie bóstwo światła stało się fenomenem, chodzącą legendą. Najwidoczniej nie spodobało się to pozostałym, musiała więc zniknąć.
— To skoro wiedziała, dlaczego miałaby teraz tego żałować? — Zdziwiła się, ale Vin nie miał nawet czasu, aby odpowiedzieć. W oddali Eilis zobaczyła nadciągające konie zaprzęgnięte do powozu. To była ich szansa, aby podróż stała się wygodniejsza. Teraz mogli poprosić o podwiezienie. Tym bardziej że ten powóz był tylko początkiem większej karawany. "Mówiłam, że to często uczęszczany szlak handlowy!" —pomyślała, dumna, iż jej przewidywania okazały się prawdziwe.
Matuti zwane Lasem Błogosławionych było już niedaleko.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro