Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 49 - Rayu z przeznaczeniem



Rayu Amargein stał dumnie, wstrzymując oddech i czekał na reakcję wszystkich obecnych. Wyglądał na pewnego siebie i swoich słów, a ci, co stali najbliżej niego, widzieli na jego ustach niepozorny uśmiech, który z całych sił starał się ukryć przed szerszą publicznością. Nikt nie miał pojęcia, na podstawie czego osądzał przypadkowo spotkane osoby i dawał im niejasne ostrzeżenia, ale jedno było pewne... Prawie nigdy nie miał racji. Każdy z zebranych milczał, zastanawiając się, czy aby rzeczywiście to, co przed chwilą powiedział, może być prawdziwe. Tutejsi studenci potrafili na palcach obu dłoni zliczyć ilość przypadków, jakie przepowiedziane zostały chociaż z połowiczną skutecznością. Amargein nie stanowił wiarygodnego źródła informacji. Przypadek sprzed kilku chwil też mógł być zbiegiem okoliczności, ale wszystko to, co powiedział, stało się. Ogień, krzyk, popiół, ruina i płacz... Nawet jeśli to był jego płacz.

Przed Trzydziestoletnią Ciemnością nie odnotowano ani razu przypadku, gdy człowiek potrafił przepowiedzieć coś, co dopiero się wydarzy. Ani gdy ludzie byli chętniej wspierani przez bogów, ani nawet gdy posiadali pierwszą magię... Po prostu nie mogli poznać przyszłości i nikt nie zastanawiał się z jakiego powodu. Nie istniało też żadne bóstwo, które byłoby manifestacją woli tego zjawiska. Dlaczego więc pięćdziesięcioletni student miałby być jedynym w historii prorokiem? Nie budził wśród tłumów szacunku, nie dysponował szczególnymi magicznych umiejętnościami oraz nie posiadał ani trochę uroku osobistego. Prawdę powiedziawszy, Rayu Amargein znajdował się poniżej przeciętnej najgorszych w Causamalii. Do dziś był na utrzymaniu rodziny, która opłacała mu tu naukę, mimo że sami nie mieli wiele pieniędzy. Nikt nie wiedział, czemu wciąż wytrzymują jego lekkomyślne zachowanie. Niektórzy sądzili, iż ród Amargein specjalnie płaci za naukę Rayu w szkole magii, nie chcąc jego powrotu w rodzinne strony, gdzie zdążył okryć się już hańbą. W końcu kto chciałby użerać się z kimś bez wyraźnej przyszłości, kto ciągle opowiada niestworzone historie? Być może właśnie z tego powodu i tym razem uczniowie uznali tę "przepowiednię" za kolejną z takich historii.

Nie potrafili uwierzyć, że ślepa dziewczyna może doprowadzić do czyjejś śmierci. Dla nich stało się to kolejnym mało wymownym żartem. Rozeszli się, każdy w swoją stronę, aż na korytarzu został jedynie Rayu z Eilis. Stali naprzeciwko siebie, milcząc, aż mężczyzna odezwał się pierwszy.

— Jestem Rayu Amargein — przedstawił się, kłaniając nisko. — A ty jak masz na imię?

— Eilis — odpowiedziała nieśmiało, cofając się pół kroku w tył, co nie umknęło uwadze Rayu.

— Wiem — powiedział, śmiejąc się przyjaźnie w dokładnie taki sam sposób, w jaki zwykł śmiać się ojciec blondynki po ciężkim dniu pracy. — Pytałem tylko dla formalności. Znam cię doskonale, Eilis. Plotki szybko się rozchodzą w tej szkole.

— Nie słucham plotek.

— Być może właśnie to spowodowało, że ty nie znasz mnie. Niektórzy uczniowie po prostu się wyróżniają, czy tego chcą, czy też nie. O tobie zrobiło się głośno niedawno, ale o mnie było głośno od zawsze. Wszyscy znają mnie jako tego, który nie może ukończyć szkoły.

— Jednak to nie koniecznie musi być prawda. Słyszałam, że były osoby, które specjalnie zostawały w tej akademii nawet po tym, jak mogły już ją spokojnie opuścić po egzaminach końcowych, by zdobyć jeszcze większą wiedzę.

— Tak... Bywa, że krety mają więcej korzyści z pozostania pod ziemią — powiedział, wyjmując z rękawa chusteczkę i starł nią namalowane na czole trzecie oko. — Ale ja naprawdę nie potrafiłem zdać egzaminu końcowego przez dwadzieścia pięć lat.

— Naprawdę...? — zdziwiła się, w końcu rozumiejąc, jak stary jest człowiek naprzeciwko niej. — I dalej pan próbuje?

— Każdego roku — odpowiedział, uśmiechając się smutno. — Niczym wiewiórka szukająca zgubionego orzecha.

— Kolejne dziwne porównanie — zaśmiała się, zakrywając delikatnie uśmiech dłonią.

— Lubię porównania. Nie mówią niczego wprost, tak jak moja bogini — westchnął, oddając się na moment nostalgii, po czym zdecydował się zacząć wszystko od nowa, jak przystało na kogoś o jego statusie. — Pozwól, że przedstawię ci się raz jeszcze. Nazywam się Rayu Amargein i jestem kapłanem Ruyi, bogini sennego świata marzeń. Dostałem na własność trzy sny. W żadnym z nich nie odegrałaś głównej roli, ale w każdym się pojawiłaś.

— Co masz przez to na myśli?

— Przybyłaś do Causamalii z Mabh — wioski przeklętej przez wiedźmę, oblężonej przez potwory — zaczął, ciągnąc ją za rękę przed siebie. — A wcześniej zmierzałaś do Matuti zwanego Lasem Błogosławionych. Towarzyszył ci pewien brązowowłosy chłopak. Trochę nierozgarnięty w naszym społeczeństwie. Wydawał się ciągle na coś obrażony.

— Skąd ty...? — wyjąkała przerażona. Nie miała pojęcia, że ktokolwiek w tej szkole zna jej przeszłość. To nie powinno się dziać. Nikomu nic przecież nie mówiła. — Czy to ma coś wspólnego z tymi snami, o których wspomniałeś?

— Tak. Starzec, który zapomniał własne imię i zaczął przedstawiać się jako Przewodnik oraz samotna gospodyni będąca w stanie zrozumieć mowę wiatru... Ruya nigdy nie dawała mi snów na własność, właśnie z tego powodu nie mogłem zrozumieć, jaki miała cel tym razem. I wtedy to dostrzegłem! Oba te sny miały pewien element wspólny — ciebie.

— Rozumiem... Jesteś pan naprawdę niezwykły, jeśli na podstawie cudzych snów może przewidzieć przyszłość — powiedziała, wyrywając się z jego uścisku i rozmasowała obolały nadgarstek.

— Ależ nie, nie schlebiaj mi, Eilis. Znam tylko jedną osobę, która potrafi przewidywać przyszłość i na szczęście obecnie nie ma jej w Causamalii. Ruya pozwala zobaczyć cudze sny, jednak reszta to tylko spekulacje. Zwykła analiza. Moją prawdziwą zdolnością jest to, że widzę osoby, które ktoś na swojej ścieżce może spotkać oraz konsekwencje tych spotkań. Ty, moja miła, spotkałaś zbyt wiele osób, których spotkać nie powinnaś, przez co zboczyłaś z pierwotnej ścieżki. Nie można nawet powiedzieć, że wciąż jesteś człowiekiem.

— Możliwe, że masz rację... — Uśmiechnęła się tajemnic, dotykając dłonią lewej piersi, w której nadal biło gorejące serce. — Czuję to od dłuższego czasu... Czuję to od dnia, w którym...

— Od dnia, w którym umarłaś — dokończył za nią. — Zginęłaś, Eilis. Zginęłaś w Mabh. Nie było możliwości, abyś przeżyła w tamtym piekle. A jednak wróciłaś do życia, choć po drugiej stronie zostawiłaś swoje oczy.

— Nie, moje oczy zostały... — mówiła, ale Rayu ponownie jej przerwał.

— Przeklęte. Zostały przeklęte, aby nas chronić. Nathaira przywróciła cię do żywych, jednak nie za darmo. Przeszłaś przez Bramę Wróconych. Wróciłaś do życia i stałaś się łącznikiem Nathairy z Niższym Królestwem. Dla dobra świata nie powinnaś korzystać więcej ze swoich oczu, inaczej ona znajdzie to, czego od tysięcy lat tu szuka.

— Skąd możesz to wiedzieć? Skąd wiesz tak wiele, nawet więcej niż ja sama wiem? — zapytała, prawie wykrzykując swoje pytanie. To naprawdę było niesprawiedliwe. Czuła się zagubiona, nie wiedziała co robić, nie wiedziała też co się z nią dzieje, a człowiek, którego po raz pierwszy spotkała, wie o niej tak dużo.

— Ponieważ mój trzeci sen, który posiadłem na własność, należy do twojej Sowy, Eilis — odpowiedział, otwierając ogromne wrota do sali, w której blondynka z pewnością nie miała okazji jeszcze się znaleźć. — Więcej nie mogę ci powiedzieć. Mówiłem prawdę, gdy wspomniałem, że doprowadzisz do śmierci wielu istnień. Jednak mówiłem też prawdę, gdy stwierdziłem, że moje przepowiednie to tylko spekulacje. Widzę jedynie sny i ludzi, których możesz spotkać wraz z konsekwencjami tych spotkań. Chciałem sprawić, żebyś spotkała przede wszystkim cztery osoby. Jedną z nich byłem ja, druga czeka na ciebie w tym pomieszczeniu, trzecią jesteś ty sama, a czwartą... Czwartą osobą jest Vin. Po tych czterech spotkaniach będziesz w końcu mogła sama zdecydować, jaką drogę obierzesz. Świat, w którym giną przez ciebie ludzie, obecnie jest tylko snem. Z każdego snu można się wybudzić z pomocą drugiej osoby.

— Naprawdę nie rozumiem wielu rzeczy... Ale proszę, spraw, żebym nie żałowała swoich decyzji — powiedziała z jawną determinacją w głosie, zaciskając dłoń w pięść. — Powierzam ci moją przyszłość, Rayu Amargein.

— Nie chcę twojej przyszłości — mówił, popychając ją lekko, by przekroczyła próg Galerii, po czym zamknął za nią masywne drzwi i oparł się o nie plecami, patrząc chwilę w sufit. Nieświadomie przygryzł dolną wargę, zatracając się w wątpliwościach. Otrząsnął się, gdy przypadkiem puściła się z niej krew. — W końcu nikt nie chce takiej przyszłości.



-----Notatka od Autora----

Krótko bo krótko, bo gorąco i takie tam. Jestem strasznie nieproduktywny jak jest gorąco xD

Jednak mogę Wam dorzucić w ramach zadośćuczynienia Rowenę w wykonaniu wspaniałej Livli5!

Ale to nie wszystko,  bo jak się okazuje, nasza Livli5 jeszcze potrafi rysować piękne Sheridany! ;D

Także szok i niedowierzanie ;D


A tak wygląda zestawienie wszystkich trzech prac Livli5 (która swoją drogą planuje robić artbooka, więc dawać jej followy ;D ) 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro