Rozdział 41 - Mella z Albionem
Eleonore pochyliła się nad blatem i rozmasowała skronie. Nie wstając z krzesła, spojrzała na stertę przewertowanych już papierów. Tusz na pergaminie w większości przypadków był wyblakły, jednak nie na tyle, aby nie móc odczytać liter.
Historia Mabh rzeczywiście była niezmiernie ciekawa. Nigdy nie pomyślałaby, że coś takiego działo się w tej niewielkiej osadzie. Siedząc w piwnicy domu kapłana, była już pewna, że ten las otaczający wioskę ze wszystkich stron jest siedliskiem potworów. Legenda powieszonej wiedźmy, która terroryzowała mieszkańców ma ponad sto pięćdziesiąt lat, a mimo to wzmianki o niej pojawiały się przez cały czas funkcjonowania kaplicy. Pierwszy kapłan Mabh — Ronat Hagan — skazał ją na śmierć, jednak sto lat później powróciła żądna zemsty. Najpewniej wtedy zachodnie lasy Aurum stały się niebezpieczne. Cień drzew ukrywał dojrzewające w nim zło.
Ferris, ostatni właściciel tej piwnicy, a co za tym idzie, ostatni kapłan Mabh, opisywał w swoich dziennikach Tarę — bóstwo ciemności i niesamowitą jej zbieżność z imieniem wiedźmy. Dopuszczał do siebie myśl, że może to być ta sama osoba, która sprowadziła na Furantur Trzydziestoletnią Ciemność. Zakładał, że nie pozwolono jej wrócić na Niebiosa przez niedokończenie swojego zadania. Ostatecznie w końcu nie udało się jej zniszczyć ludzkości. Swoje szaleńcze teorie opierał przede wszystkim na zapiskach z dziennika Ronata Hagana.
Eleonore już dziesiątki razy wertowała wszystkie książki, dokumenty i notesy, ciągle poszukując wspomnianego egzemplarza, jednak nie mogła go tu odnaleźć. Całkiem możliwe, że zabrała go osoba, która zapaliła tu świecę przed miesiącem oraz starła wierzchnią warstwę kurzu z niektórych mebli.
Kobieta wstała, kierując się do wyjścia z piwnicy. W tym miejscu nic więcej już nie mogła znaleźć. Pozostało zapytać pozostałych. Causamalia nie miała w zwyczaju prowadzić polityki poza murami swojej fortecy, tym bardziej powodu, aby wysyłać nauczycieli na misję.
Nie, Causamalia tego nie robiła, ale Loża już tak. Stowarzyszenie potrzebowało wszystkich swoich członków. Ani jednego mniej i ani jednego więcej. Dokładnie dziesięciu wykładowców i dokładnie dziesięć kluczy do śnieżnej bariery strzegącej sekretów. Na tym etapie planu nie było już czasu szukać zastępców w razie śmierci któregoś nauczyciela. Podróż poza granice akademii była zbyt niebezpieczna i z tego właśnie powodu Eleonore nie mogła przybyć tu sama. Jedną z osób, które jej pomagały w infiltracji tajemniczej wioski położonej w pobliżu miejsca śmierci partnerów handlowych Causamalii była Mella — czarnoskóra nauczycielka kontroli źródła.
— W domu znalazłam ślady czyjejś obecności, jednak od jakiegoś czasu nikogo tam nie było. Nie pozostawili po sobie też nic wartego uwagi. Musimy szukać dalej — mówiła powoli, aby Eleonore dobrze ją zrozumiała, gdyż nadal miała kłopoty z językiem Furantur.
Mella pochodziła z dalekiego kraju na południu, a przynajmniej tak jej się wydawało, gdyż ojczyzny praktycznie nie pamiętała. Jako dziecko trafiła do niewoli w Gementes, gdzie odkryła w sobie zdolność do używania magii. Korzystając z niej, uwolniła się i wierząc w swoje ideały, rozpoczęła podróż do Causamalii, chcąc doskonalić się w zaklęciach. Nie zajęło jej wiele czasu osiągnięcie mistrzostwa w kontroli przepływu mocy. Można powiedzieć, że miała do tego wrodzony talent. Spośród wszystkich, to tylko ona jedyna mogła używać białej magii w czasie walki, bez korzystania z talizmanów czy lalek.
Kobieta spojrzała ciemnymi oczami na ogołocone z kory pnie i ślady pazurów, przygryzając dolną wargę. Od zawsze uchodziła za wysoką, jednak nawet teraz, nosząc dodatkowo buty z kilkucentymetrowymi obcasami, nie była w stanie dosięgnąć głębokich cięć usadowionych wysoko na drzewach.
Pokręciła głową, odganiając od siebie niepotrzebne zmartwienia, tym samym wprawiając w ruch okrągłe i duże złote kolczyki przebijające uszy oraz burzę drobnych, czarnych loków otaczających jej szczupłą twarz.
— A co z Albionem? — zapytała rudowłosa, chowając do torby zabrane wcześniej dzienniki Ferrisa.
— Powiedział, że wróci od razu, jak tylko zbada podziemną... ścieżkę — odpowiedziała, przeciągając ostatnie słowo, nie mając pewności, czy jest odpowiednie.
— Tunel. Powiedziałem, że zbadam podziemny tunel! — krzyknął z oddali, idąc w stronę kobiet, a pod jego nogami plątał się Salomon, zaznajomiony z nim zupełnie jak z własną panią.
Albion był mężczyzną po trzydziestce, o kilkudniowym zaroście rzucającym się w oczy w zestawieniu z niestarannie ułożonymi białymi włosami średniej długości. Od razu można było po nim poznać, że osiwiał poprzez zbyt długie używanie magii, wykorzystując nadmiar sił życiowych. U młodych magów energia regeneruje się szybciej, a potem, z wiekiem, prędkość odnawiania znacznie maleje, by ostatecznie na starość prawie całkiem blokować możliwość korzystania z zaklęć pod groźbą utraty zdrowia i życia. Zważając na wiek Albiona, musiał on przede wszystkim przekroczyć granicę tej zdrowej regeneracji, przez co jego organizm zaczął mieć problemy z mocą. Ta choroba była dość popularna u ludzi z wielkim talentem i miłością do magii, za którymi nie nadążał organizm, jednak nawet gdy stan mężczyzny się pogorszył, nie planował on przestać używać mocy, co było powodem wielu kłótni z Eleonore.
Kobieta uważała, że nie dba on o siebie wystarczająco i że powinien zacząć przejmować się swoją przyszłością, na co ten zawsze odpowiadał lekceważąco. Nie chciał, aby ktokolwiek się o niego martwił. Był na to zbyt dumny. Jak wszyscy geniusze. Między innymi to było powodem ich rozstania. Nie potrafił zrozumieć, że jego życie nie należy już tylko do niego.
Eleonore, jak tylko dostała list z Causamalii z prośbą o stawienie się na rozmowę, wyruszyła od razu, zostawiając pierścionek zaręczynowy oraz list pożegnalny. Nie spodziewała się, że Albion wyruszy za nią, jednak przez swoją chorobę nie mógł pracować w akademii. Loża nie mogła przyjąć na tę posadę kogoś, kogo zdolności mogły w każdej chwili zawieść. Od tamtego czasu mieszkał w mieście niedaleko Causamalii. Rudowłosa kilka razy go odwiedzała, jednak już nic nie było w stanie naprawić ich relacji. Dotąd zastanawiała się, co takiego trzyma Albiona w pobliżu szkoły, jednak nie widziała żadnej sensownej odpowiedzi, tak jak on sam nie potrafił tego wytłumaczyć. Zawsze wtedy milczał.
Z czasem zerwali całkowicie kontakt, aż do niedawna, kiedy pod osłoną nocy Eleonore przybyła do jego mieszkania, by prosić o pomoc w swojej misji. Nie mogła wziąć więcej wykładowców z akademii. Tak jak ją zastąpiła Ena, tak Mellę z łatwością był w stanie wyręczyć chwilowo Zeno, ich praktykant, jednak na tym kończyły się możliwości. Ze względów bezpieczeństwa potrzebowała jeszcze kogoś, kto ma odpowiednie umiejętności. Chociaż z trudem przeszło jej to przez gardło, kazała Albionowi używać dla niej magii.
— Pod wioską rozciąga się kilka długich tunelów połączonych mniejszymi. Bez światła można tam błądzić miesiącami, ale nie jest to jakaś skomplikowana struktura. Prawdopodobnie miała prowadzić poza las. Znalazłem tam też sporo krwi, nic poza tym. Żadnego ciała, żadnych narzędzi. Wszystko zostało wyniesione gdzieś na powierzchnię. Ktoś najwidoczniej ostatecznie zrezygnował z planu podkopu. Bez wątpienia w tamtym miejscu jeszcze przed miesiącem byli ludzie, ale teraz ich nie ma — powiedział, nie patrząc nawet na nią.
Wziął na ręce czarnego kota, na co Eleonore zmarszczyła gniewnie brwi, jednak nic nie powiedziała. Albion bawił się ze zwierzęciem jak za starych czasów, próbując umilić sobie czekanie na rozkazy od tymczasowej przełożonej.
— Nic więcej chyba tutaj nie znajdziemy. Aby dowiedzieć się, co stało się z członkami karawany, będziemy musieli zapytać ludzi mieszkających w pobliżu. Oculi Vermis pokazał na obrazie bogatą posiadłość i obecność co najmniej dwóch osób. Chociaż dookoła mamy ślady potworów, żadnego z nich nie napotkaliśmy — mówiła rudowłosa, powoli denerwując się i potupując nogą, gdy towarzysz nadal nie zostawił w spokoju jej kota.
— Na granicy wioski rozstawiono wstążki z dzwoneczkami. Czy to możliwe, że coś takiego wystarczyło do odstraszania bestii? — zapytała Mella, zaciągając mocniej na dłonie czarne, skórzane rękawiczki i szykując się do opuszczenia tego miejsca.
— Niewykluczone, lepiej jednak założyć, że był to system alarmowy — powiedział, odstawiając wreszcie Salomona, który teraz zaczął ocierać się o jego nogę. Albion spojrzał szarymi oczami na Eleonore, uśmiechając się lekko.
— Nie wzięłam cię po to, abyś się teraz zabawiał w najlepsze. Wyruszamy dalej — warknęła, zabierając mu pupila i odwróciła się, kierując w stronę lasu.
— "Nie wzięłam cię po to, abyś się teraz zabawiał w najlepsze" — przedrzeźniał ją, po czym spojrzał z zaciekawieniem na Mellę, którą najwyraźniej cała ta sytuacja bawiła.
— Pasujecie do siebie — powiedziała, ruszając za rudowłosą.
Albion uśmiechnął się, wzruszając ramionami i wkrótce dogonił swoje towarzyszki. Z łatwością przeszli nad kolorowymi wstążkami, zapuszczając się w głąb nieznanego.
Mężczyzna spojrzał na niebo, sprawdzając położenie słońca, którego promienie przebijały się przez korony drzew. Zbliżało się południe, więc jeżeli się pośpieszą, to wciąż pozostawała szansa, że opuszczą Mabh przed zmrokiem. Intuicja podpowiadała mu, że nie będzie czekać ich tu nic dobrego. Im dłużej błądzili w lesie, tym bardziej uczucie niebezpieczeństwa wzrastało.
Czas zaczął się dłużyć. Sekundy z trudem tworzyły minuty, które spędzali w milczeniu. Nie było już potrzeby rozmawiać. Słowa odwracały uwagę od rzeczy bardziej istotnych — od obserwacji otoczenia. Dodatkowo każde z nich stawiało ostrożnie kroki, minimalizując wydawanie dźwięków. Gdyby chodziło o zwykłe zwierzę, wtedy można byłoby próbować zrobić trochę hałasu i je spłoszyć. Teraz jednak mieli do czynienia z prawdziwym drapieżnikiem. Jeśli wszedłby on w zasięg słuchu Salomona, ten zamierzał poinformować o tym swoją panią trzymającą go na rękach.
***
Eleonore zatrzymała swoją grupę, stając przed spalonymi szczątkami niegdyś wielkiej posiadłości, po której zostały już tylko i wyłącznie drzwi, zachowane w zaskakująco dobrym stanie, jednak zamknięte. Sądząc po zniszczeniach, dom ten musiał upaść dawno temu, co znaczyło, że Oculi Vermis nie nakładał poprawek na swoją mapę Niższego Królestwa. Był wspaniałym wynalazkiem, jednak najwidoczniej nie można było polegać na nim całkowicie.
— Nie jesteśmy tu sami — powiedziała do reszty, odsłaniając im postać młodego rycerza z halabardą.
Mężczyzna był umięśniony. Miał czarne włosy do ramion związane rzemykiem oraz ciężką, czarną zbroję, która swoimi zdobieniami definitywnie wskazywała na wysokie pochodzenie szlacheckie. Sądząc po symbolach, musiał pochodzić z Gementes. Co jednak na zachodzie Aurum robił wysoko postawiony człowiek z cesarstwa?
Nieznajomy zrobił jeszcze kilka kroków wprzód, prowadząc za sobą konia, na którym bokiem siedziała piękna kobieta o falistych włosach, bardziej ognistych niż te Eleonore. Ubrana w smukłą, krwistą suknię do ziemi ze wcięciem z przodu, położyła dłoń na policzku rycerza, kiwając potwierdzająco głową.
Czarnowłosy odłożył na chwilę broń, po czym uniósł w górę ręce, łapiąc kobietę i zdejmując ją z wierzchowca, a następnie ostrożnie postawił na ziemi. Odwrócił się w stronę magów, opierając halabardę o ramię. Jego czarne oczy zdawały się całkiem puste. Obserwował w milczeniu, czekając na rozkazy.
— Arabela, Bram, Tara i Eilis... — wyliczała kolejno pani rycerza, kręcąc głową z niezadowoleniem. — Nie licząc mojego Ahena, to już wszyscy, których powinnam móc znaleźć w tym lesie. O was jego wspomnienia nic nie mówią, więc nie jesteście potrzebni.
Eleonore odłożyła Salomona i dyskretnie sięgnęła do toby, próbując wyciągnąć jeden z talizmanów.
Czarnowłosy w tym czasie, wciąż z kamiennym wyrazem twarzy, zaczął odwijać sznur pętający materiał, jaki ukrywał pod sobą duże, półokrągłe ostrze czarnej halabardy. Perfekcyjnie wypolerowana stal połyskiwała, odbijając światło.
— Eilis...? — pytała się Eleonore, próbując przypomnieć sobie, gdzie już słyszała to imię, jednak nie zdążyła zareagować, gdyż rozmyślania przerwał jej niepokojący szept kobiety w czerwonej sukni.
— Zabij — rozkazała, na co jej rycerz bez zawahania rzucił się do ataku, podnosząc w górę potężną broń.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro