Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 40 - Lekcja z Eną


Ena stała za biurkiem ze spuszczoną głową, opierając dłonie o drewniany blat. Myślała, jak powinna to wszystko rozegrać, aby nie narobić sobie kłopotów już na początku. Pasma czerwonych włosów opadające na twarz znacznie zwężały jej pole widzenia, które już teraz ograniczało się tylko i wyłącznie do paru podręczników i szklanki wody postawionej na biurku. Przejechała dłonią trochę bardziej w prawo, odnajdując palcami drewniany wskaźnik, który przysunęła bliżej siebie. Złapała go pewnym chwytem, jakby miało to pomóc pozbyć się jej stresu i wyprostowała się, spoglądając na gromadę studentów obserwujących ją uważnie, szepcząc przy tym między sobą. Siedzieli w końcowych rzędach, oddaleni na bezpieczną odległość od nieznanego im wykładowcy. Ławki były poustawiane w długie rzędy, a każdy następny znajdował się wyżej od poprzedniego, aby zapewnić uczniom dobrą widoczność. Z tamtego miejsca mogli patrzeć na nauczyciela z góry.

Ena od zawsze chciała być lubiana przez wszystkich podopiecznych, jednak nie miała pojęcia, jak się za to zabrać. Nigdy nie miała nikogo, komu mogłaby próbować przekazać wiedzę. Uśmiechnęła się przyjaźnie i odgarnęła włosy, aby mogli lepiej zobaczyć jej wyraz twarzy.

— Może niektórzy już kiedyś na mnie wpadli na korytarzu, ale pewnie nie wiedzieli, że również tutaj uczę. Nazywam się Ena Lasair i będę prowadziła zajęcia zamiast pani Freudenberg podczas jej nieobecności. Niespodziewanie musiała wyjechać służbowo, ale mam nadzieję, że to nie potrwa zbyt długo — powiedziała głosem przepełnionym życzliwością, który jednak załamał się trochę pod koniec.

Może nie powinna mówić, iż "ma nadzieję, że to nie potrwa zbyt długo", ponieważ pomyślą, że ona nie chce z nimi spędzić tego całego czasu? Nie wiedząc, co powinna zrobić teraz, spojrzała na listę wszystkich osób uczęszczających na zajęcia. Większość nawet nie przyszła. Jeśli nie było Eleonore, najpewniej dowiedzieli się, że zajmie się nimi nauczyciel animatorstwa — jedynego kierunku, którego nikt nie chce w tej szkole praktykować. Założyli, że zwykła "lalkarka" nie zaciekawi ich swoim nudnym wykładem o rodzajach drewna, z którego można przygotowywać części.

Ena Postanowiła pokazać wszystkim, jak bardzo się mylą co do jej osoby. Nadal świetnie pamiętała podstawy białej magii. Przynajmniej na ten temat mogli porozmawiać. Teraz, mając plan, wystarczyło zacząć lekcję.

Schowała kartkę do książki, odchodząc od biurka. Pewnym krokiem skierowała się w stronę drzwi, otwierając je i wprowadzając blondynkę z zabandażowanymi oczami.

Blada cera i jasne włosy doskonale kontrastowały z granatowym mundurkiem Causamalii. Idealnie zapięta na wszystkie guziki marynarka z wyhaftowanym na sercu symbolem akademii — srebrnym drzewem — przyozdobiona została dodatkowo lśniącą broszką w kształcie sowy przypiętą do kołnierza. Ena pomogła dziewczynie usiąść w pierwszym rzędzie sali, a wszyscy z zaciekawieniem oglądali, jak ślepa dziewczyna zasiada z dala od nich.

Aroganckie spojrzenia z wyższością patrzyły na okaleczoną nastolatkę, nie widząc w niej żadnego przeciwnika w nauce. Kilku chłopaków w ostatnim rzędzie zaśmiało się z niestosownego żartu, lecz wszystkich równo ciekawiło, kim jest nowa uczennica.

— To Eilis. Będzie z wami uczęszczać na zajęcia pani Freudenberg, gdy ta już powróci. Nieszczęśliwym wypadkiem odebrano jej wzrok, jednak myślę, że do połowy semestru powinna go odzyskać. Jak wszyscy wiecie, w Causamalii gromadzą się największe umysły tego świata. Nie ma dla nich rzeczy niemożliwych — skłamała. — Bądźcie dla niej mili i wspierajcie ją do tego czasu.

Dopiero wczoraj wróciły od Peegen i Ena nie powiedziała jeszcze blondynce, co takiego zdiagnozowała wiedźma. Jeśli Eilis nie złamie pieczęci samodzielnie, nie będzie mogła rozpocząć leczenia, a co za tym idzie, może utracić zdolność widzenia na zawsze. Jak jednak miała ona "zobaczyć to, czego nie ma"? Podobno klątwa została użyta z myślą o odczynieniu skutków, Ena jednak nie była w stanie uwierzyć w coś tak absurdalnego. W końcu nikt nie przeklina innych z myślą o ich dobru, tym bardziej nie mógłby zrobić tego ktoś, kto ma większą władzę nad czarną magią niż sama Pegeen.

— Nie wiem, co zdążyliście już zrealizować z panią Freudenberg, więc zaczniemy od samego początku. Semestr zaczął się niedawno, powinniście zatem pamiętać jeszcze podstawy — mówiła, rozpoczynając od rysowania czegoś na tablicy. — Gdy dojdziemy do momentu, w którym nie rozumiecie o czym mówię, powiedzcie mi.

— Po co ona to robi, jeśli nowa nie widzi? — zdziwiła się jedna z dziewczyn, na co Eilis lekko drgnęła.

— Najpewniej dla nas — odpowiedziała jej kolejna.

— Lepiej, że nowa jest ślepa. Nie musi przynajmniej oglądać tego gryzmolenia. — Zaśmiała się.

— Kto to powiedział?! — Ena odwróciła się gwałtownie, zdejmując okulary i mrużąc oczy.

To nie było coś, co mogła puścić płazem. Wodziła po aroganckich spojrzeniach studentów. Ich poczucie wyższości spowodowane przynależnością do rodów szlacheckich tylko ułatwiało zadanie. Dzięki temu mogła utrzymywać kontakt wzrokowy, a co za tym idzie, używać swojej zdolności do woli.

— Nigdy, ale to przenigdy, nie mów innym, że to dobrze, iż spotkało ich coś przykrego, Margareth Cairns! — mówiła podniesionym głosem, wskazując kredą na dziewczynę o przerażonym spojrzeniu, która najwidoczniej nie wiedziała, co się właśnie dzieje. Odwróciła ona wzrok, nerwowo bawiąc się ciemnymi warkoczami. Chociaż chciała udawać, że nie stało się nic takiego, to jej twarz była cała czerwona ze wstydu. 

Ena westchnęła ociężale, wracając do swojego rysunku. Najwidoczniej panna Margareth pojęła już swój błąd. Uśmiechnęła się pod nosem. Przez te krótkie sekundy poznała tych ludzi bardziej niż byłaby w stanie zrobić to przez cały rok. Wtedy pierwszy raz pomyślała, że może jej dar nie jest wcale taki zły, jeśli pomaga łatwiej nawiązać relacje. Kolejno poznawała wszystkich, ich historię, a nawet imiona, a to bez ani jednego słowa. Wystarczyło spojrzenie.

Kątem oka zerknęła raz jeszcze na dziewczynę siedzącą najbliżej Eilis, również w pierwszym rzędzie, odizolowaną od innych. Tak jak myślała na początku, jej zdolności znacznie wykraczały poza to, czego uczą w Causamalii. Nie ma tu ani jednego telepaty, a nastolatka potrafiła już stworzyć cienką barierę w swoim umyśle, przez co Ena nie mogła jednym spojrzeniem przejrzeć jej sekretów. Szybko odpuściła, nie chcąc naruszać tak delikatnej struktury. Mogła się przebić niczym przez kartkę papieru, ale nie zrobiła tego. Gdyby tak uczyniła, druga strona od razu by to zauważyła, co mogłoby rzucić negatywne światło na tymczasową nauczycielkę.

Choć wszyscy widzieli, co spotkało Margareth, nie przestali szeptać między sobą na temat absurdu obecności tutaj ślepej uczennicy. Eilis siedziała cicho, zaciskając coraz bardziej palce na rękawie mundurka.

— Wiem... — mówiła, czując rosnącą niemoc. — Doskonale wiem, co tam jest narysowane.

— Ale nie możesz im tego powiedzieć... — odpowiedziała jej Sowa siedząca tuż obok i relacjonująca wszystko, co działo się dookoła. — Inaczej uznają cię za wariatkę, Eilis.

Ena skończyła rysować swój schemat. Na tablicy pojawiła się podobizna współczesnego maga, w środku którego znalazła się zamalowana do połowy na biało kula.

— Gdy rzucamy zaklęcie, ten zbiornik zaczyna wrzeć i buzować, zupełnie jak gotująca się woda. — Pokazała palcem na białą kulę, rysując spiralne ruchy energii. — Waszym zadaniem jest doprowadzić do tego, aby moc zdołała wyjść na zewnątrz. Im potężniejsze zaklęcie, tym więcej tej mocy musicie z siebie "wylać". Kontrola magii jest podstawową umiejętnością, którą musicie opanować, aby pójść dalej. Z tego powodu, że wymaga to skupienia, zaklęcia na wojnie są kompletnie bezużyteczne. Wystarczy chwila, a możecie stracić kontrolę. Magia, nad którą nikt nie panuje, ma dwa ujścia. Kto z was wie, jakie?

— Niekontrolowana moc wyrządza szkody w otoczeniu rzucającego zaklęcie, doprowadzając do uwolnienia czystej siły życiowej maga, przez co można łatwo skrócić sobie żywotność, jak i pozbawić życia osoby w pobliżu — powiedziała Margareth, prychając na widok popierających jej słowa innych studentów. — Poza tym nie podoba mi się, że próbuje nas pani okłamać, twierdząc, że są aż dwa ujścia niekontrolowanej energii. Z pewnością są jednostki, które się nabrały na pani żart i zaczęły wertować podręcznik, ale ja nie jestem na tyle głupia, żeby dać się wciągnąć w te głupie gierki.

— Bardzo dobrze, Margareth. Twoja odpowiedź odnośnie do pierwszego ujścia niekontrolowanej magii jest jak najbardziej poprawna — pochwaliła ją Ena. — Jednak nie pamiętam, abym udzieliła ci głosu. Powinnaś podnieść rękę i czekać na swoją szansę, tak jak teraz robi to Eilis. Proszę, możesz mówić.

Blondynka z bandażem na oczach przełknęła ślinę i opuściła dłoń, którą dotychczas trzymała nieśmiało podniesioną ku górze, biorąc głębszy wdech.

— Drugim ujściem niekontrolowanej mocy jest sam mag. Jeśli w trakcie rzucania zaklęcia nie chce, aby moc wyrządziła zbyt wielkie szkody, może próbować ją opanować, ale wtedy kończy się to jego śmiercią. Energia zostaje zduszona w źródle, ale ciało zostaje rozsadzone na kawałki. Odnotowano przypadek, w którym nadworny mag cesarstwa Gementes zginął w takim właśnie wypadku, wysadzając się w powietrze — mówiła, nie będąc pewna, czy powinna wspominać na głos o tym, co wyjawił jej Ahen w Mabh. Nie wiedziała też, jak bardzo wiedza z Inwersji Magicznej wybiega poza naukę o białej magii.

— Doskonale. Nawet poparłaś swoje słowa przykładem. Czy ktoś nadal uważa, że nie ma drugiego ujścia niekontrolowanej mocy? — zapytała Ena, rozglądając się po klasie, jednak nikt nie wnosił żadnego sprzeciwu. — Czyli rozumiecie, że jeśli ocenicie swoje możliwości zbyt wysoko, to wybuchniecie, prawda?

Mimo że pytanie wydawało się proste, nikt nie odpowiedział. Wszyscy milczeli, spętani myślami, uwięzieni wśród wątpliwości. Nie wróżyło to niczego dobrego. Ena musiała zacząć działać. Nie chciała ich zniechęcić do zaklęć, a wręcz przeciwnie. Jeśli już teraz zaczną się bać, w przyszłości nic nie osiągną.

— A więc wszyscy rzucamy teraz "świetlika"! — zawołała radośnie, klaszcząc dłońmi, a gdy je otworzyła, pojawiła się między nimi jaśniejąca sfera białego światła.

Delikatna struktura magii obracała się wokół własnej osi, wydzielając przy okazji łaskoczące ciepło. To zaklęcie pochłaniało znikomą ilość mocy. Było jedynym, które czerwonowłosa mogła rzucić w obecnym stanie. A ponieważ było też najprostsze, to wszyscy, nawet ci słabsi uczniowie, powinni sobie poradzić z łatwością, nie odstając od reszty.

— O to pani chodziło? — zapytała Margareth, trzymając w dłoni wieczne pióro, na którego końcu poruszała się kula światła, powoli zwiększająca swój rozmiar. — Nie chcę niszczyć marzeń, ale oni nie potrafią korzystać z magii. Dotychczas pani Freudenberg uczyła tylko teorii, byśmy najpewniej "nie wybuchli", jak to właśnie dowiedzieliśmy się o takiej możliwości, gdy zaczniemy rzucać zaklęcia.

— W takim razie na popołudniowym wykładzie nauczymy się wszyscy rzucać "świetlika". Dziękuję ci, Margareth, że wspomniałaś o tej niewielkiej przeszkodzie. W dodatku jako jedyna pokazałaś nam to zaklęcie. Ideałem byłaby nie jedna wielka sfera, a kilka mniejszych, ale myślę, że to nadal dla was zbyt wcześnie. Twój obecny poziom można porównać do spoglądania na moc przez dziurkę od klucza. Chcąc widzieć jej więcej i więcej, zaczynasz stopniowo poszerzać dziurkę, zwiększając w ten sposób pole widzenia. Nie masz jednak pojęcia, ze zawsze można po prostu spróbować otworzyć drzwi. Patrząc na to z tej perspektywy, twoje wcześniejsze poczynania wydają się głupie, prawda? Chociaż nadal osiągnęłaś więcej niż pozostali, gratuluję. Do egzaminów za sześć miesięcy wszyscy musicie się nauczyć otwierać "drzwi", inaczej nie zdacie. "Świetliki" pomogą wam w tym zadaniu.

— "Świetliki"... — powtórzyła Eilis, ukrywając w dłoniach kilka radosnych kuleczek światła, doskonale czując ich najmniejsze drgnięcia. — Zupełnie jak te w lesie Lucusa... Tak samo tańczą.

— Na dzisiaj to wszystko. Możecie wracać do pokoi — powiedziała, a wszyscy z wyjątkiem Eilis wstali z ławek, kierując się w stronę wyjścia.

Ena nigdy nie spodziewałaby się, że zwykłe prowadzenie lekcji może aż tak wykończyć człowieka. Miała szczerą nadzieję, że Eleonore na misji bawi się teraz lepiej od niej. Odruchowo zatrzymała jeszcze Margareth, aby przeprosić za swoje zachowanie, jednak dziewczyna tylko odwróciła obrażona wzrok i wyszła szybkim krokiem. "Pewnie teraz myśli, że specjalnie chciałam ją poniżyć... A ma tak wielki potencjał." — Przemknęło przez myśl nauczycielce. — "Chociaż nie ona jedyna".

— Chodź — powiedziała na głos, łapiąc Eilis za rękę, z której wyfrunęło uwolnione zaklęcie, gasnąc na wysokości oczu czerwonowłosej. — Teraz zaprowadzę cię do twojego nowego pokoju. Rzeczy już tam na ciebie czekają.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro