Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 32 - Wiedźma z posiadłości


  Vindicate klęczał w kałuży, którą zostawiła po sobie burza, jaka miała miejsce zaraz po zdjęciu bariery przez Rowenę. Chłopak podpierał się dłońmi, tępo wpatrując w mętną taflę wody. Oddychał ciężko i nierówno, będąc poważnie rannym. Miał wrażenie, że jego umysł coraz bardziej odrywa się od ciała, odgradzając od nieprzyjemnego bólu. Nie miał już nawet siły, aby martwić się czymkolwiek. Walka z Baronową, a następnie z Czarną Magią kompletnie go wykończyła. Sama myśl o wstaniu i podążaniu w kierunku wskazanym przez Vanorę zdawała się czystą głupotą.

— Dwadzieścia minut drogi na północ... — powtarzał pod nosem z uniesionymi brwiami, wyglądając na wyraźnie rozbawionego. — Nie ma szans.

Niespodziewanie, gdy tylko pomyślał o Baronowej Pelagialu, świat wywrócił się dla niego do góry nogami. Płytka kałuża w lesie w jednym momencie stała się głęboka niczym ocean, a on wpadł do niego całkowicie, wynurzając się w zupełnie obcym miejscu. Zasłonił usta dłonią i zakaszlał, czując ostry ból w płucach.

Przed jego twarzą stała Vanora, nie wyrażając żadnych emocji. Wyglądała, jakby od dłuższego czasu nad czymś uporczywie myślała. Wpatrywała się w dal i nawet nie spojrzała na szatyna, który nieporadnie próbował podnieść się z ziemi.

Zdziwił się, widząc dwóch Sheridanów przygwożdżonych do podłoża, jednak nie zamierzał kwestionować siły Vanory. Choć te istoty były potężnymi przeciwnikami dla ludzi, boski pierwiastek okazał się przeciwko nim niezwykle skuteczny.

— Musisz coś zobaczyć — powiedziała w końcu kobieta, zerkając na Vina najpierw zaledwie kątem oka, by następnie z niedowierzaniem przyglądać się jego oszpeconej twarzy. — Kto cię tak urządził?

— Element lodu wiedźmy. Okazuje się, że czarna magia jest o wiele bardziej skomplikowana niż mi się wydawało — warknął, odwracając się do Baronowej plecami. — Jeśli nie straciłbym zbyt wiele mocy podczas walki z tobą, to bez problemu bym sobie poradził z tamtą dziewczyną.

— Czyli moje przypuszczenia okazały się słuszne. Istniały dwie wiedźmy. Jedna wydawała rozkazy, druga zajmowała się magią — powiedziała, zaspokajając swoją dumę.

Od samego początku była pewna, że nic, co pierwotna Tara by po sobie zostawiła, nie mogłoby jej dorównać. Dlatego właśnie, aby uzupełnić luki w nowej Tarze, powstała kolejna wiedźma, której dano do dyspozycji całą dostępną moc oryginału.

Baronowa skierowała w stronę otwartych drzwi kontrastujących z krajobrazem lasu, za którymi rozciągał się długi korytarz skąpany w ciemnościach.

Przeklęła cicho pod nosem, godząc się z koniecznością podjęcia specjalnych środków. Wystawiła przed siebie obie ręce, jakby chciała coś w nie złapać, po czym szepnęła krótkie "Clamor". W jej dłoniach zmaterializowała się błękitna lampa naftowa, którą wewnątrz wypełniono wodą. Zamiast płomienia, jasne światło dawał płyn, w którym drobinki żwawo migotały wszystkimi kolorami tęczy.

Z należnym szacunkiem, jedną dłoń włożyła pod przedmiot, drugą natomiast złapała za uchwyt i weszła do środka powolnym krokiem. Materiał jej sukni zatańczył w progu posiadłości, a kobieta zmarszczyła brwi w tym samym momencie, w którym pantofelki dotknęły resztek podłogi zniszczonej przez Dziecię Mroku. Vanora wyglądała, jakby robiła to wszystko całkowicie wbrew swojej woli, zmuszając się do tego i cierpiąc przy tym tak samo, jak za dawnych lat.

— Czy to... — zaczął Vin, podążając ciężkim krokiem za Baronową Pelagialu. Opierając się jedną dłonią o ścianę, sunął przez długi korytarz, z trudem pokonując każdy kolejny krok. — Twoja boska broń?

— W rzeczy samej. Mój element Pelagialu jest potężny, ale nie działa tam, gdzie nie ma światła. Clamor zapobiega sytuacjom, w których jestem całkowicie bezbronna, a w dodatku pozwala mi na drastyczne zwiększenie swojej siły. Jeśli nie użyłabym jej teraz, straciłabym swoją moc całkowicie, a tamte dwa potwory, jakie zostawiłam przed wejściem, zostałyby uwolnione. Nie wyglądasz, jakbyś mógł się z nimi teraz mierzyć. To jedyny powód, dla którego ujrzałeś mój największy skarb.

— Słuchaj... — mówił, zbierając się w sobie, aby zapytać Vanorę o to, jak jej się udało wezwać Clamor, jednak zrezygnował z tego pomysłu, nie chcąc ujawniać, że sam nie jest w stanie zrobić czegoś podobnego, nieważne jak długo by próbował. Zacisnął dłoń w pięść i uderzył nią o ścianę, chcąc dać upust złości.

— Nie ma na to żadnego sposobu. Bronie pozostają za Bramą Wróconych, w Niebiosach. Musisz zebrać na tyle wielką siłę, aby nawiązać z nimi nierozerwalne połączenie, jakiego nawet zamknięcie Bramy nie zdoła przerwać. Innymi słowy — idź na pole bitwy i zacznij zabijać — powiedziała, zupełnie jakby od samego początku wiedziała, co takiego trapi młodzieńca. Przejrzała go bezbłędnie i właśnie to jeszcze bardziej go zdenerwowało.

Baronowa postawiła stopę na pierwszym drewnianym stopniu, uśmiechając się nostalgicznie do kamiennego gargulca strzegącego wejścia na pierwsze piętro.

— Dawno się nie widzieliśmy... — szepnęła.

— Czy to... Ty? — spytał chłopak, palcem wskazując na okrągłe okno na półpiętrze ozdobione przepięknym witrażem.

— To nie tylko ja. To historia. Ulubiona bajka bogini ciemności, ponieważ odgrywała w niej główną rolę. Tara została zesłana na ziemię, aby sprowadzić na ludzkość zagładę, jednak oni okazali się bardziej wytrzymali, niż można było się po nich spodziewać. Zupełnie jak karaluchy... — powiedziała, nie dając po sobie nic poznać. — Jej jedyna przyjaciółka zrzekła się nieśmiertelności i wypaczyła swoją moc, aby pomóc dokonać dzieła. Zstąpiła na Furantur, doprowadzając jego mieszkańców na skraj wyginięcia. Nikt się nie spodziewał, że nowa zdolność tej kobiety będzie aż tak przerażająca. Przedstawiono ją tutaj stojącą na tafli jeziora, które miałeś już okazję oglądać na własne oczy. Stworzone z łez, jakie wypłakała Tara, krzywdząc ludzi, do dziś rozciąga się pod ziemią. Niezauważone, zupełnie jak jej smutek. I już tylko ja mogę ten smutek nieść.

— A ci ludzie? — dopytywał, idąc dalej za Vanorą, która najwyraźniej straciła zainteresowanie witrażem.

— To moi wyznawcy — parsknęła cichym śmiechem na sam dźwięk tego słowa. — Idioci, których życia posłużyły jako blask jeziora, choć zrobiłam to w napływie złości. Gdy okazało się, że Tara została zamordowana, znienawidziłam całe to nędzne robactwo. Wyrżnęłam wszystkich w jedną noc. Uciekali, płakali, przepraszali za coś, czego nie zrobili... Ale ja nie słuchałam. Zabiłam każdego. Ktoś, kogo nazywali bóstwem ostatecznie i tak stał się dla nich potworem. Później dekady w samotności dały mi do myślenia. Dlatego właśnie postanowiłam dać im szansę. Jako gatunkowi, rzecz jasna. Odkryłam w nich nieograniczony potencjał i to mnie przeraża...

Vin zatrzymał się, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie powiedziała jego rozmówczyni. Nigdy by się po niej nie spodziewał, że jest w stanie ulec emocjom. Od początku wydawała się kimś, dla kogo przestrzeganie własnych zasad jest najważniejsze. Najwidoczniej jednak nawet bogowie mają chwile słabości. Z tą różnicą jednak, że w przeciwieństwie do ludzi, ich chwile słabości potrafią niszczyć całe krainy.

— A z tyłu, poza wszystkimi wydarzeniami, które miały tu miejsce, stoi odwrócona plecami postać... — zauważył. — Kto to taki? Bóstwo, czy człowiek?

— To jedyna w historii bogini, której lepiej żyje się w Niższym Królestwie niżeli w Niebiosach. Korzystając z zamieszania podczas trzydziestoletniej ciemności, uciekła do Furantur i zamieszkała wśród śmiertelników. Odcięła się od wszystkiego związanego z przeszłością, tworząc dla siebie raj w tym godnym pożałowania świecie. Ostatnim razem, gdy ją widziałam, nazywano ją "Cesarzową", choć dzisiaj równie dobrze mogą na nią mówić zupełnie inaczej — odparła, naciskając klamkę drzwi salonu.

— Ale jeżeli odcięła się od przeszłości, to musiała zrezygnować również z wiecznego życia. Jakim więc cudem mogłaby jeszcze oddychać? — zdziwił się, wchodząc do pomieszczenia za Vanorą.

— Już ci powiedziałam, że gdy bóstwo żyje w swoim elemencie, to czerpie z niego siłę, aby istnieć. Jeśli spowodowałbyś wojnę trwającą setki lat, sam byś przeżył tę setkę lat bez najmniejszych problemów.

— W takim razie co takiego jest jej elementem?

— Coś, czego nigdy nie zabraknie w tym bezsensownym świecie — ludzkie grzechy. Oni nigdy nie zaprzestaną czynić zła, więc ona nigdy nie przepadnie. Jej element nie zostanie zwrócony światu, a egzystencja nie będzie zagrożona nawet przez moment. — Przerwała na chwilę, odwracając się w stronę szatyna i patrząc mu głęboko w oczy. — Skąd to wiem? Ponieważ nawet teraz człowiek dopuścił się grzechu tak ciężkiego, że nigdy nie zostanie mu to przebaczone.

Baronowa Pelagialu postawiła na stoliku swoją latarnię, a podniosła z niego "Inwersję magiczną", którą przyniosła do tego pomieszczenia, zanim jeszcze przyzwała do siebie Vina. Otworzyła opasłe tomisko, a następnie, pomagając sobie ustami, delikatnie zdjęła z prawej dłoni rękawiczkę i zaczęła wertować grube karty, szukając odpowiedniej strony.

— Ta księga... — zaczął szatyn z niedowierzaniem. — Należała do Eilis. Czytała ją przy każdej okazji i nie rozstawała się z nią na krok.

— Dokładnie. Zostawiła ją, gdy uciekała w popłochu. Twój ludzki przewodnik po ziemiach Furantur odszedł i nie wróci prędko. Podołała misji, jaką jej dałam, jednak jej psychika została poważnie naruszona. To właśnie ta dziewczyna wszystko zepsuła! — krzyknęła, zamykając księgę i ciskając nią z całych sił o podłogę w napadzie rozpaczy. — Spójrz! Spójrz na to, czego dokonała!

Vanora z jawną bezsilnością rzuciła się na sztywne ciało staruszki, obejmując je czule. Choć Tara wyglądała teraz, jakby kompletnie zastygła w czasie i nawet nie drgnęła, to w kącikach jej oczu zalęgły się kropelki łez. Nie mogła w żaden sposób się porozumieć z innymi ani tym bardziej umrzeć, gdyż nigdy nie istniała jako istota wolnej woli. Została stworzona przez oryginał, aby dokonać zemsty, a gdy i to wreszcie się udało, powinna zniknąć raz na zawsze. Misją Baronowej było odnalezienie jej przed tym i wyciągnięcie z niej jak największej ilości informacji.

— Tara przestała być bogiem i stała się wiedźmą... — Kobieta szeptała do Vina, a jasnobrązowe włosy całkowicie zakryły jej twarz. Nie podnosząc wzroku, kontynuowała. — Słowo wiedźma pochodzi od wiedzy. Wiedźma wie wszystko. Jeśli nie mogła być już wszechpotężna, zachciała być wszechwiedząca. I prawie się jej to udało, jednak mieszkańcy Mabh postanowili ją powiesić, prowadzeni przez Ronata Hagana na czele. By dotrzymać złożonej mi obietnicy, Tara użyła nienawiści jako katalizatora, żeby podtrzymać swój umysł na tym świecie. Ukryła go wewnątrz miedzianej sfery, jaką zabrała jedna z kobiet obecnych przy egzekucji, nieświadoma potęgi przedmiotu. Sto lat później jej prawnuczka znalazła i otworzyła sferę, zaszczepiając w sobie świadomość wiedźmy. Znalazła ciało bogini ciemności i zaaplikowała tam z powrotem jej mądrość, dokonując dzieła. Tak właśnie Tara została wskrzeszona, a Mabh zniewolone. Nowa bogini ciemności czekała aż ją odnajdę, by mogła przekazać mi wyniki swoich badań. Nie będąc w stanie używać magii, stworzyła dodatkową wiedźmę, aby sprawowała władzę nad Czarną Magią. A gdy wreszcie znalazłam się w miejscu naszego spotkania, Tara nie może wypowiedzieć nawet słowa!

Vanora zerwała z szyi staruszki czarny, owalny klejnot i rzuciła go za siebie. Mroczna energia oplotła kamień, tworząc wokół niego materialne ciało nastolatki o hebanowych włosach, która uśmiechnęła się przyjaźnie do Vina.

— Na Tarze użyto Inwersji magicznej — zaczęła tłumaczyć Rowena, klękając przy Baronowej i pomagając jej wstać. — Tara była ostatnim zaklęciem, jakie rzucił oryginał, a wszystkie zaklęcia podlegają Inwersji. Zniszczono formułę magiczną i próbowano ją poskładać ponownie, jednak zakończyło się to niepowodzeniem, przez co to ciało utknęło w nieskończonej pętli. Nie może umrzeć, ponieważ znajduje się w tej posiadłości, ale nie może też żyć, gdyż funkcje organizmu zostały zatrzymane. Tutaj czas zostaje wypaczony, a przestrzeń załamana. W końcu to miejsce spłonęło pięćdziesiąt lat temu.

— Wiedziałem, że nie da się ciebie pozbyć tak łatwo, jednak jakim cudem? Rozsypałaś się w pył, gdy tamten starzec popełnił samobójstwo — mówił Vin, nie dowierzając. Lewą dłonią uciskał ranę na brzuchu, prawą natomiast podpierał się o komodę.

Rowena momentalnie spochmurniała, gdy przypomniano jej zdesperowany wyraz twarzy Brama odbierającego sobie życie. To rzeczywiście był najszybszy sposób, aby się jej pozbyć. Została stworzona przez drugą Tarę, a druga Tara mogła istnieć tylko tak długo, jak istniała możliwość zemsty. Zabicie ostatniego mieszkańca Mabh automatycznie niszczyło wszystko, co było związane z oryginałem.

— Niestety, przez Eilis nie mogę odejść — odparła, podnosząc z ziemi księgę należącą do blondynki i wręczając ją chłopakowi. — Nie mam też teraz żadnego celu.

— W takim razie dołącz do nas. — Szatyn uśmiechnął się niemrawo, odkładając przedmiot na bok. 

Nie wierzył w to, że właścicielka "Inwersji magicznej" jest w stanie go porzucić. Był pewien, że wróci, więc nie przejmował się tym teraz aż tak bardzo. Wyciągnął rękę, podając ją ciemnowłosej na znak rozejmu.

— Będzie mi bardzo miło — odpowiedziała, wstępnie przyjmując propozycję. — Jednak najpierw uwolnijcie dwójkę Sheridanów, którą przetrzymujecie.

— Tylko jeśli powiesz mi wcześniej, gdzie jest teraz Ronat Hagan — wtrąciła się Vanora, podnosząc swoją boską broń. — Nie ważne, jak wiele znaczył dla Tary. Muszę go zabić, aby uspokoić sumienie. W końcu to przez niego Tara tyle cierpiała. Niemożliwe, żeby po odzyskaniu świadomości go zabiła, ponieważ to właśnie on sto pięćdziesiąt lat temu nosił w sobie Nigdzie i to on pięćdziesiąt lat temu grał z nią w szachy na tym stole. Ronat Hagan, czy tego chciał, czy też nie, był Nigdzie, które Tara tak bardzo ceniła.

—Ronat nie żyje. — Rowena uśmiechnęła się, podnosząc dłoń i głaszcząc cienistą istotę, jaka w połowie zmaterializowała się za jej plecami.

W przeciwieństwie do wszystkich innych Sheridanów, ten był znacznie większy i ledwo mieścił się w pomieszczeniu. Różnił się też budową ciała. Bardziej niż człowieka przypominał... smoka.

— Przywłaszczył sobie czarną magię, a każdy, kto choć raz w życiu użył czarnej magii, ten po śmierci zostaje Dzieckiem Mroku. Taka jest cena używania elementu przeklętego przez jego bóstwo. Pozwólcie w takim razie, że przedstawię... — Zwróciła się do zebranych, ręką wskazując bestię. — To właśnie jest Ronat Hagan.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro