Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3. Wyścig z czasem.

/Gabriel/

Od rozmowy z Tomkiem minął tydzień. Od tamtego czasu nie mam ochoty na rozmowy. Obecnie jechałem z doktorem Banachem i Martyną na wezwanie do starszej pani. Kiedy dotarliśmy na miejsce od razu wziąłem plecak i wyszedłem z karetki.

-Nowy co ty taki małomówny od tygodnia?- Zapytała się Martyna.

-Martyna daj młodemu spokój.- Powiedział doktor Banach kiedy weszliśmy do środka. Zacząłem wykonywać wszystkie polecenia jakie dawał mi doktor Banach. Jednak wyszło, że opiekun starszej pani zapomniał podać jej leków. Martyna wyszła na chwilę z doktorem i opiekunem starszej pani. Chyba o czymś rozmawiali. Kiedy zbierałem i sprzątałem sprzęt rozmawiałem z panią Marią. Współczułem jej bo 40 lat temu straciła syna w wypadku samochodowym, a męża 32 lata temu. Ale miała jeszcze drugiego syna i córkę. Jak zaczęliśmy wracać do bazy zacząłem się dziwnie czuć. Bolała mnie głowa, było mi nie dobrze, byłem zmęczony i senny. Po kilku minutach zaparkowałem pod bazą. Kiedy wyszedłem z karetki prawie się wywróciłem ale na szczęście Martyna złapała mnie.

-Nowy co się dzieje?- Zapytała gdy przyłożyłem dłoń do ust.

-N-Nic... Słabo mi się tylko zrobiło.- Powiedziałem zdejmując dłoń z ust. Martyna posadziła mnie na ławce niedaleko bazy.

-Martyna przynieś Nowemu wody.- Powiedział doktor Banach. Martyna od razu pobiegł do kawiarni.- Nowy? Ty piłeś?- Słowa doktora Banacha mnie zaskoczyły. Przecież każdy z bazy wie, że ja nie lubię alkoholu.

-Doktorze słowo honoru. Nie piłem alkoholu.- Powiedziałem kiedy podeszła do nas Martyna która podała mi butelkę z wodą. Napiłem się jednak to nie pomogło. Doktor Banach kazał mi siedzieć na ławce, ponieważ on i Martyna dostali kolejne wezwanie. Ponownie do pani Marii. Wzięli Kędziora na moje miejsce. Poszedłem się przejść trochę z nadzieją, że moje objawy przejdą. Kiedy byłem przy szpitalu zwymiotowałem. Podbiegła do mnie doktor Anna i zabrała do szpitala.- Pani doktor... Ja przysięgam, że nie piłem pewnie się czymś strułem.- Mówiłem wystraszony. Bałem się, że wyleją mnie z pracy.

-Spokojnie Nowy. Pobiorą ci krew do badań i poczekamy na wyniki. Jeśli chcesz mogę nic nie mówić Kubie i Arturowi.- Powiedziała pani doktor ale za nim zdarzyłem coś powiedzieć na sor wszedł Góra. Od razu przełknąłem ślinę wystraszony.

-Nowak pijesz w pracy?!- Krzykną wkurzony Artur.

-Chwileczkę. Zawroty i ból głowy, zmęczenie, senność, duszności, nudności i trudności z oddychaniem.- Pomyślałem nad swoimi objawami. Nagle mnie olśniło. To było zatrucie tlenkiem węgla. Objawy wystąpiły u mnie po opuszczeniu domu pani Marii. To znaczy, że... Doktor Banach, Martyna i Kędzior są w niebezpieczeństwie.- To czad!- Krzyknąłem przerażony.

-Tak czadu dałeś Nowak.- Słowa Artura mnie zaskoczyły. Szybko wybiegłem z soru i wybiegłem na dwór. Podbiegłem do jakiegoś samochodu przy którym stał jakiś mężczyzna. Spytałem się go czy zawiezie mnie pod adres pod którym mieszka pani Maria. Mężczyzna się zgodził i zawiózł mnie tam. Po drodze powiedziałem mu o tym jakie mam podejrzenia.

-Dziękuję.- Powiedziałem gdy wysiadłem z auta.

-Czekaj. Pomogę ci.- Powiedział mężczyzna również wychodząc z auta. Pobiegłem do domu. Z trudem wyniosłem panią Marię. W między czasie ten mężczyzna zadzwonił po karetki i straż pożarną. Potem pomagał mi wynosić kolegów i koleżankę z pracy. Kazałem mu sprawdzić co z nimi, a sam pobiegłem do domu z zamiarem otworzeniem okien. Jednak jak miałem otwierać okna zemdlałem. Gdy się obudziłem leżałem w sali. Mój nos i usta zasłaniała maska z tlenek. Oddychałem głęboko.

-Nowy całe szczęście.- Usłyszałem głos Piotrka. Spojrzałem na niego.

-C-Co z Martyną, doktorem i Kędziorem?- Spytałem słaby.

-Lepiej. Ale... Ta pani Maria... Umarła.- Jego słowa mnie zabolały.- Jej córka i syn zostali powiadomieni. Za niedługo tu będą.- Powiedział Piotrek kiedy próbowałem usiąść. Piotrek pomógł mi usiąść i pomógł mi się napić.

-Dzięki.- Powiedziałem gdy Piotrek odstawił butelkę ze słomką. W pewnej chwili do sali wszedł jakiś mężczyzna.

-Kim pan jest?- Spytał się Piotrek.

-Jestem prawnikiem. Ja do pana Gabriela Nowaka.- Na słowa tego mężczyzny spojrzałem na niego zaskoczony. Spojrzałem na Piotrka.

-Piotrek... Możesz wyjść na chwilę?- Spytałem, a Piotrek wyszedł po chwili. Wtedy do sali wszedł jakiś mężczyzna z kobietą.

-Więc jesteśmy już chyba wszyscy.- Nadal nie rozumiałem o co chodzi. Kobieta z mężczyzną usiedli na krzesłach koło mojego łóżka.- Więc zgodnie z testamentem pani Marii wychodzi na to, że cały majątek zostaje przypisany dla pana Nowaka.- Słowa prawnika mnie zaskoczyły. Dlaczego akurat ja miałbym być spadkobiercą majątku pani Marii? Przecież nie jesteśmy rodziną.

-Jak to? Przecież mama powinna na nas podzielić majątek.- Powiedział syn pani Marii.

-Przepraszam, a można zobaczyć ten testament?- Spytałem, a prawnik nie pewnie mi go dał. Przeczytałem dokładnie testament zmarłej kobiety i rzeczywiście. Majątek był przepisany na mnie. Napisała, że od lat z nikim tak długo nie rozmawiała. Było też napisane, że dzieci kobiety jej w ogóle nie odwiedzały. Więc miała powód. Porozmawialiśmy na temat testamentu jeszcze trochę. Ostatecznie dzieci kobiety zgodziły się bym zachował cały majątek. Przynajmniej nie będę musiał już mieszkać z Arturem, Martyną i Piotrkiem. Postanowiłem, że po wyjściu ze szpitala wezmę wolne by zrobić porządek z rzeczami pani Marii. Uznałem, że ubrania mogę oddać potrzebującym, a inne rzeczy... Zobaczymy. Po czasie gdy prawnik i dzieci pani Marii wyszli zostawiając klucze od domu kobiety zasnąłem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro