R 13
Draco do końca dnia był poddenerwowany i nerwowo się rozglądał. Mimo że od śniadania nie widział już swego ojca, to nie chciał znów dać się zaskoczyć na robieniu czegoś, czego Malfoy'owie nie powinni robić.
-Twojego ojca już dawno nie ma w zamku-Powiedział po raz kolejny Blaise, chcąc uspokoić kolegę.
-Nie jestem pewien-Powiedział cicho Draco.
Obecnie siedzieli na błoniach, opierając się plecami o jedno z drzew nad jeziorem.
-Tu twój ojciec na pewno nie przyjdzie-Powiedział pewnie Blaise.
-W końcu wiatr mógłby zniszczyć mu fryzurę-Dodał, na co wszyscy parsknęli śmiechem.
-Moja fryzura jest zabezpieczona zaklęciem, Panie Zabinii-Usłyszeli nagle głos i już po chwili stał przed nimi ojciec Dracona.
Blaise chciał coś powiedzieć, lecz pan Malfoy uciszył go spojrzeniem.
-Draconie, pozwól-Powiedział Lucjusz M. i oddalił się pośpiesznie, a jego syn jak grzeczny piesek pobiegł za nim.
Cal obserwowała przez chwilę swojego chłopaka i jego ojca, ale nie chcąc aby uznali ją za wścibską, skierowała swoje oczy na czerwonego Blaise'a.
-Wyglądasz jak Weasley-Parsknęła śmiechem, co wywołało niewielki uśmiech u Zabiniego.
-A co was tak śmieszy?-Zapytał Draco, siadając z powrotem pod drzewem.
-Co chciał twój ojciec?-Zapytał zaciekawiony Blaise, ignorując pytanie kolegi.
-Sprawy Malfoy'ów-Draco szybko uciął rozmowę, co tylko zwiększyło zainteresowanie Zabiniego. Niestety blondyn milczał jak zaklęty.
-Blaise!-Warknęła zła Cal, gdyż ślizgon już od godziny próbował wyciągnąć interesującą go informację od Draco.
Nagle w powietrzu rozległ się dźwięk dzwonów, a z zamku wybiegła Profesor McGonagall.
-Wszyscy uczniowie natychmiast do Wielkiej Sali!-Zawołała, popędzając uczniów.
Ślizgoni spojrzeli na siebie i już po chwili biegli w stronę szkoły.
Ledwo weszli, a wicedyrektorka już wyciągniętą różdżką zaczęła rzucać czary i zamykać wrota. Słychać było opuszczające się kraty i wiele innych dźwięków, oznaczających że zamek szykuje się do obrony.
-Co się dzieje?-Szeptali przerażeni uczniowie, gdy zgromadzili się w Wielkiej Sali.
Ogólny chaos przerwała Profesor McGonagall, wchodząc na środek sali i jednym ruchem ręki uciszając uczniów.
-Dyrektor został porwany-Zaczęła, co wywołało piski niektórych uczennic i płacz młodszych uczniów.
-Cisza!-Krzyknął Profesor Snape, który znikąd pojawił się u boku Minewry M.
-Dostałam od niego wiadomość-Zaczęła, na co już nikt nie wydawał nawet najmniejszego szelestu, chcąc wszystko usłyszeć-Że szkoła jest zagrożona i trzeba jak najszybciej odesłać was do domów.
Takiego przerażenia jeszcze nikt nie widział na twarzach uczniów. Momentalnie wszyscy wyciągnęli różdżki i zaczęli się panicznie rozglądać. Niektórzy nawet rzucali zaklęcia w stronę "podejrzanych osób".
-Rodzice zostali powiadomieni. Ci co maja dostęp do sieci fiuu zaraz przybędą po swoje dzieci, reszta z was poczeka na świstokliki, które ministerstwo zgodziło się nam natychmiast dostarczyć-Powiedziała Profesor McGonagall, a momentalnie kilka znajdujących się w sali kominków zaczęło się aktywować i wyskakiwali z nich zdenerwowani rodzice, szybko rozglądający się za swoimi dziećmi.
Jedną z pierwszych był Lady Malfoy, która momentalnie dopadła swojego syna, szybko mu się przyjrzała i ignorując jego protesty pociągnęła go za rękę do kominka i zabrała do domu.
-Co się dzieje?-Zdążył zapytać Blaise, nim jego ojczym zaciągnął go siłą do kominka, przy którym stała jego matka.
-Cal!-Caliope usłyszała krzyk i zobaczyła Syriusza, który stał przy kominku i szybko się rozglądał. Widocznie nie mógł jej znaleźć. Ledwo do niego podskoczyła, a ten z ulgą przytulił ją do siebie.
-Co się dzieje?-Zapytała, na co Syriusz jakby nagle oprzytomniał i ku jej głośnym protestom zaciągnął ją do kominka, po chwili wykrzykując:
-Grimmauld Place 12!
Ledwo znaleźli się w salonie rodzinnego domu Blacków, a stworek już gasił ogień w kominku.
W domu było ciemno.
Wszystkie okna była pozamykane, jak również zewnętrzne żaluzje, o których istnieniu nie miała dziewczyna pojęcia.
Wiedziała tylko jedno, stało się coś okropnego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro