Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ​ VI

Blair wyobrażała sobie jakie gwiazdki będzie widzieć, gdy chłopak przydzwoni jej w głowę. Zamknęła oczy, poczuła podmuch powietrza i wykrzywiła twarz w oczekiwaniu na ból, który... nie nadszedł.

Uchyliła jedno oko i zobaczyła, dosłownie centymetr od swojego nosa zaciśniętą pięść, trzymaną przez inną dłoń, zaskakująco silną. Malfoy z niemal znudzonym wyrazem twarzy odciągnął niedoszły przedmiot rozkwaszenia mi twarzy i powiedział beznamiętnie:

— Wystarczy tej zabawy, idziemy.

— Draco, no co ty, darujesz tej szlamie?

— Szkoda czasu. I tak już jesteśmy spóźnieni na zajęcia, za mną — rzekł cicho, po czym zaczął się oddalać w stronę schodów na wyższe piętro. Cała nasza trójka stała z rozdziawionymi buziami, bez ruchu.

Malfoy mi darował? O kurwa, czyżby Święty Mikołaj wcześniej w tym roku zawitał?

Blondyn obrócił się, zobaczył, że jego przydupasy nie posłuchały polecenia i warknął:

— Do mnie.

Wspomniane wyżej przydupasy podskoczyły ze strachu i pędem rzuciły się za swoim panem. Dumałam jeszcze przez chwilę, po czym pokręciłam energicznie głową dla rozbudzenia (gdyby mnie ktoś teraz widział, pewnie pomyślałby, że jestem jakaś jebnięta) i poszłam na zajęcia z Obrony przed czarną magią, totalnie spóźniona.

Szlaban mnie nie ominie.

                              ***

Okej, dupek ewidentnie wciąż pozostaje dupkiem. Po sytuacji z prześladowaniem dzieciaka, nie było co do tego wątpliwości. Mogła spokojnie powrócić do mojej cichej nienawiści Malfoya.

Szlaban, w rzeczy samej jej nie ominął. Po dwugodzinnym szorowaniu kociołków była tak padnięta, że wracając do pokoju nie zobaczyła zła wcielonego dopóki na niego nie wpadła. No ileż razy dziennie można na siebie wpadać w tak wielkim gmachu? Przecież to niedorzeczne. Westchnęła zmęczona i wymamrotała szykując się na słowną bitwę, której blond osobnik nigdy nie przepuszczał:

— Znowu ty? Musimy przestać spotykać się w takich okolicznościach, jeszcze raz i będziesz skazany na zaproszenie mnie na kufel piwa.

— W twoich snach, konusie — mruknął tym swoim irytująco głębokim głosem Malfoy.

Aż się zachłysnęła na tak bezczelną zniewagę, bo mało rzeczy tak ją wyprowadzało z równowagi jak uwagi o wzroście. Możliwe, że miała mały problem związany z tym kompleksem. Tak mały, jak ja sama...ugh.

— Konusie?! Wypraszam sobie, mam całe sto sześćdziesiąt pięć centymetrów wzrostu. Według mugolskich statystyk, jest to przeciętny wzrost dla kobiety w Wielkiej Brytanii.

— Tak przeciętny jak ty. Nie mogę, doprawdy, pomyśleć o osobie bardziej nijakiej od ciebie.

— O, czyżby? Wystarczy spojrzeć w lustro. I wiesz, co? Dzwoniła Pamela Anderson, kazała przekazać, że platyna wyszła z mody dwie dekady temu. Powinieneś poważnie przemyśleć sprawę koloryzacji. Co sądzisz o przefarbowaniu na czarny? Pasowałoby pod kolor duszy jak ulał. Chyba kiedyś zakradnę się w nocy do twojego łóżka i trochę poczaruję nad tym gniazdem, które szumnie nazywasz włosami. Może wtedy w końcu wyrwiesz jakąś laskę.

Malfoy zmrużył groźnie oczy, wskazał palcem w moim kierunku i dźgnął mnie nim.

— Jeśli kiedykolwiek zobaczę cię choćby w pobliżu mojego łóżka, to możesz być pewna, że cię, cholera, do niego przywiążę i odbędziemy mało przyjacielską pogawędkę.

Zamrugała zdziwiona oczami na tak jawną insynuację i wyobraziła sobie siebie przywiązaną do ramy łoża ślizgona i bezwiednie się zarumieniła. Chyba nie o taką torturę mu chodziło.

Zobaczył jakiego strzeliła buraka, w myślach przeanalizował swoje słowa i chyba dotarła do niego dwuznaczność, bo wytrzeszczył oczy i wyjąkał:

— W sensie, że...ekhem, no tego...

Postanowiła szybko mu przerwać, gdyż nie podobało jej się w jakim kierunku zmierza ta wymiana zdań.

— Dobra, nieważne, frajer z ciebie tak czy inaczej. Zejdź mi z drogi, idioto.

— Licz się ze słowami, szlamo, bo pewnego dnia pożałujesz, że zagrałaś na moim ostatnim nerwie.

— Tak, tak, trzęsę ze strachu portkami. Lecę płakać do mamusi. Twojej. Chyba lubi mnie bardziej niż ciebie.

— Miej się na baczności, Zeldor. Mam cię na oku.

— Mam nadzieję — odpowiedziała, po czym puściła mu oko i odeszła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro