🐍 Rozdział 50 🐍
🐍
Następnego poranka Nicky wrócił do świata żywych. No, może w jakimś stopniu. Brunet codziennie tracił cząstkę siebie, bo każdy dzień był bliższy wakacji, w które miał stać się Śmierciożercą. Wiedział, że po tym, jak na jego przedramieniu pojawi się identyczny znak jak jego rodziców, nie będzie już żadnego odwrotu.
— Na szczęście zaczęły się ferie.— usłyszał kojący głos Madeline, która spędziła w jego komnacie noc. Oczywiście Nicky spał na fotelu, na którym już wcześniej zasnął po wypiciu butelki whisky wraz z Blaisem, a Madeline położyła się na łóżku do góry nogami, gdyż przed snem oglądała spokojnego, śpiącego Nicky'ego.
— Tak, na szczęście.— odpowiedział Nicky, którego okropnie bolała głowa. Pocierał skronie, leżąc na łóżku.
— Musimy wybrać się dzisiaj z Hermioną, Harrym i Ronem do Hagrida. Możemy dowiemy się czegoś nowego... Hagrid wie podobno coś o Syriuszu Blacku.— oznajmiła Madeline, podając Nicky'emu szklankę wody.
— Nie możesz mi później wszystkiego opowiedzieć?— spytał Nicky z cichym jękiem niezadowolenia.
— Nie, nie mogę. Uważam, że powinieneś przeprosić Hagrida za swojego ojca, który wzniósł oskarżenie na Hagrida i hipogryfa...— wymamrotała blondynka.
— Ja mam ich przepraszać? To zwierzę się na mnie rzuciło, a to ja mam przepraszać?— spytał Nicky z niedowierzaniem i prychnął, kręcąc głową z aprobatą.
— Dobrze, nie musisz przepraszać, ale pokaż chociaż, że przykro ci, że Hagrid ma takie problemy.— westchnęła dziewczyna, patrząc na niego błagalnie.
— No dobra. Robię to tylko dla ciebie.— odpowiedział Nicky, jakby totalnie zapominając o tym, co wczoraj powiedział o Madeline w stronę Blaise'a. Specjalnie oddalał się od Madeline, by później nie skrzywdzić jej swoją obojętnością, która miała nastąpić po przystąpieniu do szeregów Voldemorta.
— Dziękuję.— odszepnęła dziewczyna, posyłając mu delikatny uśmiech. Nicky tylko podszedł do niej, przytulając. Musiał korzystać, póki miał czas.
Cała piątka wzięła swoje czarne peleryny, ponieważ pogoda była naprawdę okropna, a potem przeszli przez opustoszały zamek i wyszli na zaśnieżone błonia. Szli dość wolno, dlatego końce ich peleryn szybko przemokły. Nicky czuł się w tym towarzystwie jak intruz, ale przecież miał Madeline, która zawsze stawiłaby się za nim.
Ron zapukał do drzwi, ale niestety nikt im nie odpowiedział.
— Wyszedł?— spytała zdziwiona Hermiona, a Ron przyłożył ucho do drzwi i wytężył słuch.
— Jakiś dziwny odgłos... To chyba Kieł.— stwierdził Ron. Reszta również przyłożyła swoje uszy do drzwi – ze środka chatki wydobywały się ciche jęki i skomlenia.
Nicky już chciał dać jakąś niegrzeczną uwagę na temat dość niestosownych rzeczy, jednak Harry zaczął walić do drzwi i wołać Hagrida.
Nagle usłyszeli ciężkie kroki i po chwili drzwi otworzyły się z hukiem. Hagrid stał na progu – oczy miał czerwone i opuchnięte, a na skórzaną kamizelkę kapały łzy.
— Słyszeliście?!— ryknął załamany Hagrid. Cała piątka zaprowadziła ogromnego mężczyznę z powrotem do chatki, sadzając na pierwszym lepszym krześle. Oni również rozłożyli się na siedzeniach, dopóki Hagrid znów nie uniósł głosu.— A ten zdrajca Harper co tutaj robi?!
— Hagridzie, Nicky naprawdę nie chciał, żeby jakiejkolwiek konsekwencje dotknęły hipogryfa...— powiedziała natychmiast Madeline, kładąc dłoń na ramieniu Nicky'ego.
— Dokładnie.— poparła ją Hermiona.
Hagrid tylko załkał, rzucając w Harry'ego jakąś kartką. Chłopak wziął ją do rąk, zaczynając czytać na głos:
— Szanowny Panie Hagridzie! W toku naszego dochodzenia w sprawie ataku hipogryfa na ucznia podczas prowadzonej przez Pana lekcji przyjęliśmy zapewnienie profesora Dumbledore'a, że nie ponosi Pan odpowiedzialności za ten żałosny incydent.
— No... to chyba dobrze.— stwierdził cicho Nicky.
— Tutaj... jest ciąg dalszy.— oznajmił zdenerwowany Potter z cichym westchnieniem.— Musimy jednak stwierdzić, że rzeczony hipogryf wzbudził nasz niepokój. Postanowiliśmy więc rozpatrzyć oficjalną skargę złożoną przez Pana Toma Harpera, powierzając dalsze dochodzenie Komisji Likwidacji Niebezpiecznych Stworzeń. Przesłuchanie odbędzie się dwudziestego kwietnia i prosimy, aby stawił się Pan w tym dniu, razem z rzeczonym hipogryfem, w biurze komisji w Londynie. Do tego czasu hipogryf powinien zostać spętany i odizolowany. Łączymy wyrazy szacunku...
— Ojej.— jęknął niezadowolony Ron, wykrzywiając się.
— Nie mam z tym nic wspólnego, przysięgam.— powiedział natychmiast Nicky.— Ja... ja nawet lubię te twoje głupie lekcje, Hagridzie... Napiszę do ojca i postaram się coś wskórać, ale... Przykro mi.
— On nienawidzi niezwykłych stworzeń!— załkał Hagrid, a Nicky się wzdrygnął. Jego przecież też nienawidził.
Nagle z kąta chaty dobiegł ich dziwny odgłos. Odwrócili się niemal natychmiast w tamtą stronę i zobaczyli w kącie hipogryfa, który rozszarpywał coś dziobem. Podłoga wybrudzona była świeżą krwią.
— Nie mogłem zostawić go spętanego na tym śniegu!— krzyknął Hagrid.— Samiuteńkiego! W Boże Narodzenie!
— Będziesz musiał przygotować sobie obronę, Hagridzie.— zauważyła Hermiona.— Na pewno zdołasz im udowodnić, że Hardodziob nie zrobi nikomu krzywdy... Ja i Madeline ci pomożemy.
— Oczywiście, że tak.— przytaknęła Madeline.
— Guzik ich to wszystko obchodzi! Ta piekielna komisja siedzi w kieszeni Toma Harpera! A jak przegram, to Hardodzioba...
— Już mówiłem, że do niego napiszę.— przypomniał Nicky, patrząc poważnie na Hagrida.— Nikogo nie usatysfakcjonowałaby śmierć niewinnego stworzenia.
— Wytłumacz to swojemu ojcu.— warknął Ron, mierząc Nicky'ego wzrokiem.
— Cholera, przestańcie już! Nicky zrobi wszystko, co w jego mocy, by przekonać swojego ojca do odwołania zgłoszenia. Ja i Hermiona przygotujemy obronę dla Hagrida i Hardodzioba.— oznajmiła Madeline, rozkładając ramiona.— Jest jeszcze Dumbledore...
— Już i tak dużo dla mnie zrobił. Ma na łbie dość własnych kłopotów z tymi dementorami i Syriuszem Blackiem czającym się w pobliżu...— wymamrotał załamany Hagrid.
— Posłuchaj, Hagridzie.— podjął nagle Harry.— Nie możesz się poddawać. Hermiona i Madeline mają rację, musisz się dobrze przygotować. Możesz wezwać nas na świadków...
— Jestem pewna, że czytałam gdzieś o przypadku pogryzienia przez hipogryfa, kiedy go uwolniono od zarzutów.— zaczęła Madeline.— Znajdę ci to, Hagridzie, i sprawdzę, o co tam dokładnie chodziło.
— Eee... może zaparzę herbaty?— zaproponował nagle Ron, kiedy Hagrid zaczął szlochać jeszcze bardziej.
Po powrocie z chatki Hagrida Nicky i Madeline niemal natychmiast ruszyli do komnaty bruneta, gdzie usiadłszy do hebanowego biurka, chłopak wyciągnął rolkę pergaminu oraz pióro.
— Mam stu procentową pewność, że ojciec, gdy tylko zobaczy, że to ode mnie, podrze ten list na miliony kawałeczków i będzie napawał się widokiem, jak to wszystko płonie w kominku.— stwierdził Nicky, wzdychając.
— Ale spróbować zawsze można. Twój ojciec to psychopata, ale... może da się złamać.— wymamrotała Madeline.
— A twoi rodzice nie mogą z nim porozmawiać?— zaproponował Nicky.
— Nawet, jeśli już to zrobią, Tom się nie zgodzi. Tacy ludzie jak on oczekują, aż przyznasz się do błędu i wykorzystasz ich pomoc.— stwierdziła Madeline.— Dlatego więc musisz wziąć się w garść, schować na chwilę do kieszeni swoje ego i napisać do niego z prośbą o wycofanie oskarżenia.
— Oj, uwierz, schowanie ego do kieszeni nie jest takie łatwe.— mruknął Nicky pod nosem, zaczynając list do ojca.
— No tak, bo przecież twoje jest tak duże jak moje największe szpilki.— dodała ze śmiechem Madeline, a Nicky wywrócił tylko oczami. Wrócił do pisania listu.
Ojcze,
zwracam się do Ciebie z ogromną prośbą o wycofanie oskarżenia przeciwko Hagridowi i hipogryfowi. Twoje zarzuty przeciwko tej dwójce są błędne – finalnie nikomu nic się nie stało. Hardodziob nie jest niebezpiecznym stworzeniem, wręcz przeciwnie. Byłbym naprawdę wdzięczny, gdybyś rozpatrzył moją prośbę i chociaż przeczytał ten list.
Z wyrazami szacunku,
Nicholas.
— Zdecydowanie jest to zbyt formalne jak na list, który wysyła się ojcu.— stwierdziła Madeline, patrząc na Nicky'ego chwilę po przeczytaniu listu.
— Ty chyba mojego ojca nie znasz.— mruknął Nicky i prychnął.— Zesrałby się, gdybym napisał do niego „cześć” lub „kocham cię”.
— To... trochę przykre.— szepnęła Madeline pod nosem, a Nicky tylko machnął lekceważąco dłonią.
Kiedy nadeszło już Boże Narodzenie, a Nicky i Madeline udali się pod ich wspólną choinkę z samego rana, uklęknęli ubrani w piżamy, widząc stos prezentów.
— O cholera.— szepnął przerażony Nicky, któremu od razu zaczęło szybciej bić serce.— Odpowiedź od ojca.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro