🐍 𝐂𝐇𝐀𝐏𝐓𝐄𝐑 𝟏𝟗 🐍
🐍
W końcu nadeszły egzaminy, które trzeba było zdać, aby móc dostać się na drugi rok w Hogwarcie. Nicky i Madeline po wszystkich egzaminach siedzieli na błoniach i odpoczywali, bawiąc się w łapki.
— Masz zbyt dobry refleks, żebym z tobą wygrała.— stwierdziła ze śmiechem Madeline, zbliżając się w jego stronę i kładąc głowę na jego ramieniu.
— No cóż, życie.— powiedział, chichocząc cicho, owijając ramiona wokół niej.— Mhm, Potter, Weasley i Granger idą do tego wielkoluda, coś się szykuje.
— To lepiej chodźmy za nimi.— zaproponowała Madeline z delikatnym uśmiechem, rzucając na nich zaklęcie Kameleona. Poszli za świętą trójcą.
— Hagrid od dawna marzył o smoku, a tu nagle pojawia się jakiś obcy właśnie z jajem smoka? Ilu ludzi chodzi sobie spokojnie z jajem smoka w kieszeni, choć wiadomo, że to nielegalne? No i taki facet od razu trafia na Hagrida. Uważacie, że to przypadek? A dlaczego ja nigdy na kogoś takiego nie trafiłem?— usłyszeli, jak Potter mówi do Weasleya i Granger.
— Bo jesteś debilem.— wyszeptał pod nosem Nicky, a Madeline tylko trąciła go łokciem. Potter, Weasley i Granger podeszli pod chatkę gajowego, który siedział na krześle przed wejściem.
— Cześć.— przywitał ich z uśmiechem.— No jak, już po egzaminach? Macie czas, żeby się czegoś napić?
— Nie, bardzo się spieszymy, Hagridzie. Muszę cię o coś spytać. Jak wyglądał ten nieznajomy, u którego wygrałeś Norberta?
— To coś miało imię?— spytał Nicky, patrząc na Madeline, która skinęła tylko głową.
— A bo ja wiem. Był w płaszczu z kapturem.— odpowiedział bez żadnych emocji Hagrid.— Co się tak dziwicie? W Świńskim Łbie zawsze jest sporo różnych dziwaków... To ten pub w wiosce. Może był nielegalnym sprzedawcą smoków? Nie widziałem jego twarzy.
— O czym z nim rozmawiałeś? Wspomniałeś coś o Hogwarcie?
— Może i wspomniałem.— odrzekł Hagrid.— Zapytał mnie, co ja robię, a ja mu powiedziałem, że jestem tu gajowym. Pytał, jakie są tutaj zwierzęta, a ja mu wtedy, że chcę smoka, graliśmy w karty o Norberta, bo akurat miał jajo smoka. Chciał wiedzieć, czy aby na pewno dam sobie na radę, a ja mu powiedziałem, że skoro z Puszkiem dałem radę, to ze smokiem też dam.
— Interesował się Puszkiem?— spytał szybko Harry.
— No tak. Pytał się, czy dużo takich trójgłowych piesków lata sobie wokół Hogwartu, więc mu powiedziałem, że Puszek to pestka, jeśli tylko zagra mu się jakąś melodię.— odparł Hagrid, zanim zdążył zorientować się, co powiedział, a cała trójka zerwała się ze swoich miejsc i pobiegli w stronę zamku.
— Zaczynamy zabawę.— wymamrotał Nicky, a Madeline pokiwała głową, wzdychając ciężko.
Nicky i Madeline zaczaili się na całą trójkę, kiedy wychodzili właśnie z sali, w której rozmawiali z profesor McGonagall.
— Co wy tutaj robicie?— spytał od razu Harry, kiedy ich zobaczył.
— Nienawidzimy się, ale wiemy o Puszku i o Kamieniu tyle samo, ile wy, dlatego chcemy pomóc.— oznajmiła Madeline, bo Nicky nigdy by tego nie wydukał.— Co robimy?
— W nocy musimy znaleźć kamień przed Snape'em.— wytłumaczył Harry, a Madeline pokiwała energicznie głową.
— To nie Snape.— wtrącił Nicky.
— Właśnie, że Snape! Jeśli chcecie pomóc, o dwunastej wieczorem na trzecim piętrze!— krzyknął szeptem Potter, a następnie cała trójka zniknęła.
Kiedy wybiła godzina jedenasta pięćdziesiąt, Nicky i Madeline schodzili już właśnie po schodach, oczywiście pod zaklęciem Kameleona. Stanęli przy drzwiach prowadzących do trójgłowego psa, czekając na Pottera, Weasleya i Granger.
— No w końcu.— wymamrotała Madeline, kiedy Potter zrzucił pelerynę niewidkę z całej trójki.
— Były pewne komplikacje. Chodźmy.— zażądał Potter, wchodząc cicho do komnaty, gdzie znajdował się trójgłowy pies, który spał.— No i stało się. Snape przeszedł już obok Puszka.
— Chyba się obudził.— powiedziała przerażona Madeline, kiedy Potter przez chwilę się użalał. Zerknęła w górę, widząc te okropne, trzy głowy. Nie dała się jednak złamać, wyciągając rękę i wyczarowując flet.— Ktoś umie grać?
— Daj.— powiedział Ron, zabierając od niej flet, a ich palce delikatnie się zetknęły, co nie umknęło uwadze Nicky'ego. Zaczął grać, a już po chwili pies znów zasnął.
— Teraz podnieście klapę i wskakujcie.— wyszeptał Harry, kiedy Ron wciąż grał. Jakimś cudem udało im się przesunąć łapę psa, a następnie podnieśli klapę, patrząc w dół.
— Jak myślicie, ile tam jest?— spytała Hermiona, patrząc w dół, a Madeline wzruszyła ramionami.
— Nie wiem. Wskakujemy!— oznajmiła Madeline i wepchnęła Pottera oraz Granger do dziury, jednak po chwili sama z Nickym skoczyła. Po nich wskoczył także Weasley. Wylądowali na czymś miękkim, prawdopodobnie na jakiejś roślinie.
— Co to jest?— spytał Nicky, rozglądając się wokoło.
— Jeszcze nie wiem.— odpowiedziały jednocześnie Madeline i Hermiona, przez co wywróciły oczami.
— Popatrzcie na siebie!— pisnęła Hermiona.
Rośliny zaczęły oplatać ich nogi grubymi pędami. Wszyscy byli uwięzieni – łodygi oplotły im nogi tak mocno, że aż im drętwiały. Madeline i Hermiona były spokojne, dlatego bez żadnego problemu dostały się na dół.
— To są diabelskie sidła! Nie ruszajcie się!— krzyknęła do nich Madeline, wyciągając różdżkę.
— A może je powstrzymać tylko światło. Lubią ciemność i wilgoć.— dodała Hermiona, również wyciągając swoją różdżkę. Obie dziewczyny zaświeciły swoje różdżki, a chłopacy już po chwili opadli na dół.
— No, więc teraz chyba tędy.— wymamrotał Harry, wskazując na kamienny korytarz.
— Słyszycie?— spytał Ron, a reszta pokiwała głowami.— To coś takiego jak... skrzydła?
Doszli do końca korytarza i zobaczyli jasno oświetloną komnatę o wysokim sklepieniu, pełną małych, niezwykle barwnych ptaszków, wirujących w powietrzu. Po drugiej stronie były także drewniane drzwi, które były zamknięte.
— To nie ptaki! To są klucze!— zauważył Potter.— Musimy złapać właściwy klucz!
— Ale tutaj są setki kluczy!— odkrzyknęła Hermiona.
— Musimy szukać dużego, staroświeckiego, prawdopodobnie srebrnego, jak klamka.— powiedziała Madeline.
Nicky złapał miotłę, tak samo jak Harry, a potem wzbili się w górę, szukając odpowiedniego klucza. W końcu byli szukającymi, na dodatek najmłodszymi w tym stuleciu.
— To ten!— krzyknął Nicky, kiedy zauważył klucz, jaki opisała Madeline. Oboje rzucili się na niego, prawie jak na złotego znicza, a po chwili złapali ów klucz. Otworzyli drzwi i weszli do nowej komnaty, gdzie było bardzo ciemno, jednak w końcu zabłysnęło światło.
— O kurczaczki.— wymamrotał Ron, widząc olbrzymią szachownicę, razem z czarnymi figurami.— Ewidentnie musimy zagrać, aby przejść dalej.
I zaczęli grać, robiąc za żywe figury do szach. Szło im całkiem dobrze, bo przewodził ich Ron, który uwielbiał grać w szachy. Za każdym razem, gdy zrobili zły ruch, białe były naprawdę bezlitosne. Wkrótce pod ścianą piętrzył się stos czarnych figur. W końcu Weasley musiał się poświęcić, widząc, że reszta jest w niebezpieczeństwie. Zrobił krok do przodu, a biała królowa natychmiast się na niego rzuciła i uderzyła go w głowę, dlatego upadł na posadzkę. Hermiona krzyknęła, ale nie ruszyła się ze swojego pola. Figury w końcu rozstąpiły się, co oznaczało, że wygrali.
— Jemu nic nie będzie. Zajmiemy się nim po spotkaniu ze Snape'em.— powiedział Harry, a wszyscy pokiwali głowami. Poszli dalej, przechodząc przez kolejne drzwi, zauważając leżącego na podłodze trolla.
— Przynajmniej martwy.— zauważył Nicky, a Madeline pokiwała energicznie głową, ściskając jego rękę.— Lepiej stąd zwiewajmy.
Dodał, a potem szybko pobiegli do następnych drzwi. Przekroczyli próg i natychmiast buchnął za nimi ogień – znaleźli się w pułapce.
— Zobacz!— pisnęła Hermiona, chwytając zwój pergaminu, leżący obok butelek. Rozwinęła go, a potem zaczęła czytać tekst znajdujący się na nim.
— To nie żadna magia, a zwykła zagadka.— wymamrotała Madeline, biorąc pergamin w swoje ręce.— Dosyć łatwa. Mamy tutaj wszystko, co potrzeba. Siedem butelek: w trzech jest trucizna, w dwóch wino, jedna przeprowadzi nas bezpiecznie przez czarny ogień, a jedna cofnie do tego drugiego. Dajcie mi chwilę.
Madeline przeczytała wszystko jeszcze raz, potem przeszła tam i z powrotem wzdłuż stołu, wskazując palcem na różne butelki. W końcu uśmiechnęła się zwycięsko i klasnęła w dłonie.
— To.— oznajmiła, podając im flakonik.— Ale to musi wypić tylko jedna osoba. Daję wiarę, że wszystko rozwiązałam dobrze, ale...
Przerwał jej Nicky, który podszedł do niej, ucałował jej usta, a następnie zabrał flakonik i wszystko wypił.
— Ojeju, ale to było słodkie...— powiedzieli jednocześnie Harry i Hermiona, a Madeline poczuła, jak jej policzki zaczynają ją piec.
— Dobra, więc za tymi drzwiami może znajdować się Snape. Kto idzie?— spytała Madeline, patrząc na wszystkich po kolei.
— Ja zostaję.— wymamrotała Hermiona, siadając na posadzce.
— Chodźcie ze mną. Ukryjecie się.— powiedział Harry, a Madeline pokiwała głową i rzuciła na siebie oraz Nicky'ego zaklęcie Kameleona.
— Uważaj na siebie.— wyszeptał Nicky, łapiąc jej ręce, a Madeline pokiwała głową.
— Się wie.— odpowiedziała ze śmiechem, jeszcze raz mocno go tuląc. Cała trójka przeszła przez czarne płomienie, a później byli już w następnej komnacie. Ktoś już tam był, ale nie był to Snape. I nie był to nawet Voldemort.
— A nie mówiłem.— wyszeptał Nicky.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro