Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

PAGE 6.

Na każdym etapie życia Luna kogoś traciła; kiedy skończyła gimnazjum, nigdy więcej nie zobaczyła Sarah; kiedy skończyła liceum nigdy więcej nie zobaczyła Connora; kiedy skończyła studia nigdy więcej nie zobaczyła Ellie.

Minęły lata, zanim pogodziła się z takim stanem rzeczy. Część porzuconych marzeń i pragnień wciąż gdzieś głęboko w niej żyły, ale nie miały żadnego prawa głosu.

Straciła nadzieję na spełnienie, na poczucie satysfakcji z życia. Miała bowiem trzydzieści sześć lat i mieszkała samotnie w małym mieszkaniu niedaleko dzielnicy, w której się wychowywała. Nie wierzyła, aby miało ją jeszcze coś dobrego spotkać.

– Frytki z batata i ostry keczup. Do tego zimne piwo – powiedziała, siadając przy barze, i prawie jednocześnie mężczyzna siedzący obok również złożył zamówienie:

– Zimne piwo i frytki z batata, z ostrym keczupem.

Odwróciła głowę, zaciekawiona, kto miał tak podobny do niej gust, a wtedy on również spojrzał na nią. Podczas gdy zastanawiała się, gdzie widziała tę twarz, mężczyzna przemówił:

– Co za niespodzianka! Nigdy bym nie pomyślał, że cię tu spotkam.

Luna zaniemówiła. Chociaż usłyszany głos był zasadniczy, to pobrzmiewała w nim uprzejmość, wręcz potulność, którą znała z młodzieńczych lat.

– Connor?

– Nie mów, że mnie nie poznałaś.

– Trochę się zmieniłeś – odpowiedziała niepewnie i spojrzała na Connora, ale tym razem baczniej.

Czarne włosy znane jej wcześniej z artystycznego nieładu, teraz były gładkie i starannie zaczesane. Okrągły niegdyś podbródek przybrał władczy kształt. Na białą koszulę, równo wyprasowaną, narzuconą miał popielatą marynarkę. Zupełnie się różnił od młodszej wersji siebie, po której pozostały jedynie pełne charyzmy i niewinności migdałowe oczy.

– Ty z kolei prawie się nie zmieniłaś, zwłaszcza na twarzy – odrzekł i nalał sobie piwa do szklanki.

Tamtego wieczora wypili we dwoje prawie cztery litry alkoholu. Za wszystko zapłacił Connor, lecz następnego razu, kiedy spotkali się w tym samym barze, to Luna uregulowała rachunek. Taki naprzemienny system stosowali, ilekroć się widywali.

– A ty jeszcze nie wyszłaś za mąż? – zapytał pewnego razu Connor.

Na dotychczasowych spotkaniach unikali poruszania osobistych tematów. Głównie rozmawiali o ulubionych smakołykach, światowych wydarzeniach, plotkach, które dotyczyły innych ludzi. Zachowywali wręcz nienaturalny dystans, gdyż nawet nie wiedzieli, czym w ciągu dnia zajmował się ich kompan do picia. Jedynie miejsce zamieszkania wydawało się znajome, jako że oboje mieli dość blisko do baru, ale wciąż nie znali swoich adresów ani numerów telefonu. Nie planowali, kiedy znowu się zobaczą. Po prostu przychodzili do tego samego lokalu, o tej samej porze i dniu.

– Nie. Praktykuję bycie starą panną – odpowiedziała, popijając białe wino. Tego wieczora miała ochotę na coś wytrawniejszego. – A ty?

– Ożeniłem się zaraz po studiach i po dwóch latach rozwiodłem.

– No to oboje nie mieliśmy lekko.

Connor przez chwilę siedział zaskoczony, aż wreszcie zachichotał.

– Nawet nie wiesz, kto wniósł o rozwód.

– Domyślam się, że ona.

– Dlaczego?

– Nie byłbyś zdolny do zdrady, a tylko zdrada zabiłaby miłość świeżo upieczonej małżonki. Po tym zakładam, że to raczej ona cię zdradziła.

– Jak na wieczną singielkę dobrze się orientujesz w tych tematach.

W twarzy śmiejącego się Connora zaczęła dostrzegać cień chłopca z czasów licealnych. Jego rysy charakterystycznie się różniły, kiedy milczał, a kiedy się uśmiechał. Zawsze jednak, niezależnie od wyrazu, widać było w nim jakieś ciepło.

– Przepraszam, mój komentarz był niepotrzebny – powiedziała ze szczerą skruchą.

Connor jednak pokręcił głową, jakby uważał te przeprosiny za niepotrzebne.

– Zawsze taka byłaś. Tym niecodziennym typem osoby, co to z poważną miną mówi jakieś odkrywcze rzeczy.

Luna uniosła lewą brew. Nigdy nie rozmyślała nad tym, jak była postrzegana przez innych. Jeśli już miałaby zaklasyfikować swoje licealne ja do jakiegoś typu, wskazałaby na osobowość samotniczki. Kogoś, kto w czasie przerw zaszywa się gdzieś w kącie i co najwyżej pozwala na spisywanie swojej pracy domowej.

– Pracujesz w jakiejś firmie? – zapytała. Uznała, że granica dozwolonych tematów poszerzyła się po tym, jak Connor zadał jej osobiste pytanie.

– Zgadłaś.

– To było łatwe.

– W takim stroju równie dobrze mógłby pracować jako bankowiec albo nauczyciel.

– Jakoś mi to do ciebie nie pasowało.

– Hm, czyżby? – mruknął chrapliwie. – A ty, gdzie pracujesz?

– Też spróbuj zgadnąć – odrzekła Luna i wzięła kolejny łyk nieco gorzkiego w smaku wina.

Connor zaczął kręcić swoją szklanką kółka w powietrzu, kiedy się zastanawiał nad odpowiedzią. Kostki lodu w jego brandy przyjemnie chrupały.

– Jesteś instruktorką tańca?

– Pudło.

– Nauczycielką muzyki?

– Nie.

– To, co robisz?

– Pracuję w biurze rachunkowym.

– Ty?

– Ja.

Kolejne wiadomości nacierały regularnie po sobie. Luna dowiedziała się, że była żona Connora miała na imię Dahlia. Poznali się podczas imprezy w domu studenckim, a węzłem małżeńskim związali się tuż po otrzymaniu dyplomów, ponieważ nie zgadzała się na zamieszkanie razem bez ślubu.

Connor zatrudnił się w firmie znajomego, a Dahlia znalazła pracę w agencji nieruchomości. Miała romans ze swoim przełożonym i po licznych komplikacjach zapadła decyzja o rozwodzie.

– Potem wzięła ślub z tym przełożonym – dokończył opowieść Connor.

– I od tamtego czasu nikt inny nie wpadł ci w oko? Minęło prawie dziesięć lat. Ludzie po krótszym czasie żenią się jeszcze raz.

– A ty czemu nie wyszłaś za mąż?

– Minęła mi ochota na romanse po tym, jak moja współlokatorka na studiach zaszła w ciążę. – Policzki Luny lekko się zaróżowiły. – Każdy facet prędzej czy później pragnie dzieci, a to mi nie odpowiada.

– Nie chcesz mieć dzieci?

– Nie.

– Czy to dlatego, że... – zaczął cicho Connor, niepewny i zmieszany. Luna skinieniem głowy przekazała mu, żeby kontynuował. – Czy chodzi o twoją mamę?

Luna coś poczuła. C o ś. Sama do końca nie była pewna co. Dawno nie myślała o swojej mamie. Pozwoliła pamięci o niej utknąć gdzieś w oparach przeszłości. Znajdowała się teraz tak daleko, jakby należała do dawnego życia. Takiego, gdzie piły razem herbatę na werandzie, maczały ciastka w gorącej czekoladzie lub chodziły na wspólne spacery.

Ale to nie były wspomnienia, tylko iluzja.

Iluzja, którą Luna zamieniła na inną, tym razem skupiając się całkowicie na sobie. W tej wersji była szczęśliwą dorosłą, z uśmiechem nigdy nieschodzącym z twarzy; usta zawsze miała perfekcyjnie ułożone, a oczy lekko przymrużone, by zmarszczki wokół nich dodawały jej grymasowi wiarygodności. Miewała w takich momentach wrażenie, jakby opuszczała swoje ciało i stawała się nową wersją siebie, o wiele milszą i pogodniejszą. Wtedy rzeczywistość się rozpływała. Istniał jedynie spektakl, w którym grała niewyróżniającą się, ale pozytywną postać.

Prawdziwa Luna była dziwna. Dziwna i niedostępna.

I tylko Connorowi potrafiła pokazać tę prawdziwą siebie.

– Nie jestem psychologiem, ale wydaje mi się, że śmierć mojej mamy przy porodzie to jeden z powodów, dla których nie chcę nigdy urodzić dziecka. Innym może być brak jej obecności. Nie zaznałam matczynej czułości, dlatego wątpię, że sama potrafiłabym nią kogoś obdarzyć. Poza tym... O, spójrz, już pocą mi się dłonie. – Wewnętrzna strona jej dłoni lśniła od potu. – Nawet moje ciało sprzeciwia się temu pomysłowi. Dosłownie skręca mnie teraz w żołądku.

Zakryła dłonią oczy, oddychając powoli i rytmicznie, zmuszając serce, by biło wolniej, by ciało i umysł przestały wysyłać szalone przekazy. Musiała użyć wszystkich nakładów sił, żeby zdusić strach, który nagle ją ogarnął.

– W porządku, nie musimy o tym rozmawiać. – Connor nakrył jej dłoń swoją, podczas gdy drugą nalał do jej szklanki wody. – Napij się i pomyśl o czymś innym.

– O czym? – spytała lekko zachrypniętym głosem. Po chwili sięgnęła po szklankę i wypiła duszkiem połowę jej zawartości.

– O czymkolwiek. Może być nawet ta drama, o której mi ostatnio opowiadałaś. Ta, gdzie główną bohaterkę potrąca ciężarówka po tym, jak odkryła, że jej siostra i narzeczony mają romans. Zamiast umrzeć, cofnęła się w czasie do momentu, kiedy pierwszy raz spotkała swojego ukochanego i postanowiła się na nim zemścić.

– To była dobra drama.

Luna pokiwała w zamyśleniu głową i napiła się wody raz jeszcze, przypominając sobie ulubione sceny z serialu. Drama, którą przytoczył Connor, nie należała do najwyżej ocenianych produkcji tego sezonu, ale mimo to bardzo przypadła jej do gustu. Motyw przemiany słabej, naiwnej i zależnej od innych kobiety w kobietę silną, charakterną i stanowczą był jednym z jej ulubionych. Do tego czuła mściwą satysfakcję, kiedy bohaterka odgrywała się na tych, którzy ją skrzywdzili lub oczernili w poprzednim życiu.

– Lepiej? – zapytał Connor, kiedy na twarz Luny zaczęły wracać kolory.

– Tak, dziękuję.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro