Drogi Tomeczku..
I znowu poszedłeś, zostawiając mnie na Twoim niewielkim, drewnianym łóżku, jak co rana. Pamiętam jeszcze takie dni, kiedy zabierałeś mnie ze sobą wszędzie. Jedną rękę zawsze trzymało jedno z Twoich rodziców, a druga należała do mnie. Zawsze wtedy wracałem cały brudny, a Twoja mama wrzucała mnie do urządzenia z okrągłymi drzwiami, od przebywania w którym kręciło mi się w głowie. Kiedy jednak przebyłem już to piekło, nie było na mnie ani plamki. Poza tymi chwilami, w trakcie których pozbawialiście mnie w taki sposób nowo nabytego brudu, lubiłem te nasze spacery. Lubiłem obserwować jak inne dzieci patrzą na Ciebie z zazdrością. Lubiłem patrzeć na te wszystkie psy i koty, oraz przystanki autobusowe, którymi też czasem jeździliśmy. Autobusami, nie przystankami.
Słyszałem, że inne zabawki gubią się w autobusach, Ty jednak nigdy mnie tam nie zostawiłeś! Zawsze o mnie dbałeś, a ja nigdy nie potrafiłem Ci się odwdzięczyć. To nie było tak, że nie miałem do tego chęci lub coś w tym stylu. Ja po prostu nie mogłem! Za wszystkie moje ruchy byłeś odpowiedzialny Ty. Pewnie gdybym nie zauważył, że dajesz mi wiele, a nie otrzymujesz ode mnie nic, nie przeszkadzałoby mi to tak bardzo. Od tamtego czasu coraz bardziej jednak bolała mnie moja własna bezsilność. Pamiętam te dni, kiedy zabierałeś mnie do szkoły. Na każdej lekcji wystawałem z Twojego plecaka. Ja także pilnie słuchałem pani nauczycielki, a nawet coś zostawało w tym moim wypchanym pluszem łbie. Nie wierzysz? Cóż, zawsze bardzo chciałem Ci podpowiedzieć, pomóc chociaż w ten sposób Tomeczku. Ale nie potrafiłem się nawet odezwać. Jak mogłeś tak bardzo mnie kochać, skoro ja nie potrafiłem się nawet poruszyć?
Codziennie zabierałeś mnie do szkoły. Niemal na pamięć znałem twarze wszystkich dzieci! Aż w końcu, stało się. Jakiś chłopiec porwał mnie na przerwie, i wraz z innym rzucali mną. Tomku, ja byłem przerażony! Żaden z nich nie był Tobą, nie miałem do nich żadnego zaufania. Mogli mnie upuścić w każdej chwili, a ja nie chciałem, aby zbiły mi się paciorkowe oczka. A co gdyby któryś urwał moją łapkę? Byłbym jeszcze bardziej bezużyteczny! Na szczęście jednak, przyszła Twoja pani wychowawczyni, i zabrała mnie od nich. Do końca dnia siedziałem na biurku, „obserwując klasę". Tak naprawdę jednak przyglądałem się wyłącznie Tobie. Więcej nie zabrałeś mnie już do szkoły w obawie, że zdarzy się to ponownie. Czasem bolała mnie Twoja troska. W dniach takich jak dzisiaj brakowało mi jej jednak, jak niczego innego. Pytałem siebie, dlaczego nie możesz być ze mną, nadal się mną zajmować tak jak kiedyś. Zielone ściany Twojego pokoju nie odpowiadały mi jednak nigdy. Milczały także inne zabawki, milczał dywan w kształcie słonia, milczało Twoje maleńkie biurko, i telefon, który zawsze zostawiałeś w domu. Tylko drzwi mogły się odezwać, komunikując Twoje nadejście. One jednak też milczały przez kolejne, długie godziny.
Kiedy w końcu się odezwały, byłem wręcz wniebowzięty. Przynajmniej przez całe dziesięć sekund. Dopiero po chwili zobaczyłem, jaka bolesna cisza przeszywa Twoją twarz. Zawsze miałeś tyle do powiedzenia, a teraz przez dłuższy czas milczałeś. Miałem ochotę odetchnąć z ulgą, gdy w końcu się odezwałeś, jednak Twoje słowa wskazały, że nie mam się z czego cieszyć. Byłeś przybity.
- Adam rozdarł to zadanie domowe, które wczoraj robiliśmy - powiedziałeś cicho, a ja w Twoim głosie usłyszałem również cień irytacji - Pani Agnieszka nie wierzyła mi, bo Adam to taki dobry uczeń... tak się męczyłem, a dostałem jedynkę! Nawet mama mi nie wierzy! - Chciałem Cię jakoś pocieszyć. Powiedzieć, że jesteś mądrym chłopcem, a ta jedna jedynka niczego nie zmienia. Że stopnie to tylko nic nie znaczące liczby, a nauczycielka i mama szybko o tym zapomną. Ale mogłem tylko milczeć. Nienawidziłem siebie za to milczenie, wiesz Tomku? Nienawidziłem tej bezczynności. I nienawidziłem świata za to, że mogli Cię wspierać, ale nie chcieli.
Spoglądając na to z mojej aktualnej perspektywy, miałem ogromne szczęście. Byłeś przy mnie tak długo. Inne zabawki były w opłakanym stanie, a ze mną nie było tak źle. Brakowało mi jednego oczka i byłem cały szary mimo, że za czasów swojej świetności byłem w bardzo jasnym, beżowym kolorze. To był całkiem niezły stan, jak na wysypisko.
Rozumiem, że mnie porzuciłeś Tomku. Nie potrafiłem nawet pocieszyć Cię, gdy tego potrzebowałeś.
Ale wiedz jedno - kochałem Cię Tomeczku.
I nadal Cię kocham.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro