Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Drogi Tomeczku..

I znowu posze­dłeś, zosta­wia­jąc mnie na Twoim nie­wiel­kim, drew­nia­nym łóżku, jak co rana. Pamię­tam jesz­cze takie dni, kiedy zabie­ra­łeś mnie ze sobą wszę­dzie. Jedną rękę zawsze trzy­mało jedno z Two­ich rodzi­ców, a druga nale­żała do mnie. Zaw­sze wtedy wra­ca­łem cały brudny, a Twoja mama wrzu­cała mnie do urzą­dze­nia z okrą­głymi drzwiami, od prze­by­wa­nia w któ­rym krę­ciło mi się w gło­wie. Kiedy jed­nak prze­by­łem już to pie­kło, nie było na mnie ani plamki. Poza tymi chwi­lami, w trak­cie któ­rych pozba­wia­li­ście mnie w taki spo­sób nowo naby­tego brudu, lubi­łem te nasze spa­cery. Lubi­łem obser­wo­wać jak inne dzieci patrzą na Cie­bie z zazdro­ścią. Lubi­łem patrzeć na te wszyst­kie psy i koty, oraz przy­stanki auto­bu­sowe, któ­rymi też cza­sem jeździ­li­śmy. Autobusami, nie przystankami.

Sły­sza­łem, że inne zabawki gubią się w auto­bu­sach, Ty jed­nak ni­gdy mnie tam nie zosta­wi­łeś! Zaw­sze o mnie dba­łeś, a ja ni­gdy nie potra­fi­łem Ci się odwdzię­czyć. To nie było tak, że nie mia­łem do tego chęci lub coś w tym stylu. Ja po pro­stu nie mogłem! Za wszyst­kie moje ruchy byłeś odpo­wie­dzialny Ty. Pew­nie gdy­bym nie zauwa­żył, że dajesz mi wiele, a nie otrzy­mu­jesz ode mnie nic, nie prze­szka­dza­łoby mi to tak bar­dzo. Od tam­tego czasu coraz bar­dziej jed­nak bolała mnie moja wła­sna bez­sil­ność. Pamię­tam te dni, kiedy zabie­ra­łeś mnie do szkoły. Na każ­dej lek­cji wysta­wa­łem z Two­jego ple­caka. Ja także pil­nie słu­cha­łem pani nauczy­cielki, a nawet coś zosta­wało w tym moim wypcha­nym plu­szem łbie. Nie wie­rzysz? Cóż, zawsze bar­dzo chcia­łem Ci pod­po­wie­dzieć, pomóc cho­ciaż w ten spo­sób Tomeczku. Ale nie potra­fi­łem się nawet ode­zwać. Jak mogłeś tak bar­dzo mnie kochać, skoro ja nie potra­fi­łem się nawet poru­szyć?

Codzien­nie zabie­ra­łeś mnie do szkoły. Nie­mal na pamięć zna­łem twa­rze wszyst­kich dzieci! Aż w końcu, stało się. Jakiś chło­piec por­wał mnie na prze­rwie, i wraz z innym rzu­cali mną. Tomku, ja byłem prze­ra­żony! Żaden z nich nie był Tobą, nie mia­łem do nich żad­nego zaufa­nia. Mogli mnie upu­ścić w każ­dej chwili, a ja nie chcia­łem, aby zbiły mi się pacior­kowe oczka. A co gdyby któ­ryś urwał moją łapkę? Był­bym jesz­cze bar­dziej bez­u­ży­teczny! Na szczę­ście jed­nak, przy­szła Twoja pani wycho­waw­czyni, i zabrała mnie od nich. Do końca dnia sie­dzia­łem na biurku, „obser­wu­jąc klasę". Tak naprawdę jed­nak przy­glą­da­łem się wyłącz­nie Tobie. Wię­cej nie zabra­łeś mnie już do szkoły w oba­wie, że zda­rzy się to ponow­nie. Cza­sem bolała mnie Twoja tro­ska. W dniach takich jak dzi­siaj bra­ko­wało mi jej jed­nak, jak niczego innego. Pyta­łem sie­bie, dla­czego nie możesz być ze mną, na­dal się mną zaj­mo­wać tak jak kie­dyś. Zie­lone ściany Two­jego pokoju nie odpo­wia­dały mi jed­nak ni­gdy. Mil­czały także inne zabawki, mil­czał dywan w kształ­cie sło­nia, mil­czało Twoje maleń­kie biurko, i tele­fon, który zawsze zosta­wia­łeś w domu. Tylko drzwi mogły się ode­zwać, komu­ni­ku­jąc Twoje nadej­ście. One jed­nak też mil­czały przez kolejne, dłu­gie godziny.

Kiedy w końcu się ode­zwały, byłem wręcz wnie­bo­wzięty. Przy­naj­mniej przez całe dzie­sięć sekund. Dopiero po chwili zoba­czy­łem, jaka bole­sna cisza prze­szywa Twoją twarz. Zaw­sze mia­łeś tyle do powie­dze­nia, a teraz przez dłuż­szy czas mil­cza­łeś. Mia­łem ochotę ode­tchnąć z ulgą, gdy w końcu się ode­zwa­łeś, jed­nak Twoje słowa wska­zały, że nie mam się z czego cie­szyć. Byłeś przy­bity.

- Adam roz­darł to zada­nie domowe, które wczo­raj robi­li­śmy - powie­dzia­łeś cicho, a ja w Twoim gło­sie usły­sza­łem rów­nież cień iry­ta­cji - Pani Agnieszka nie wie­rzyła mi, bo Adam to taki dobry uczeń... tak się męczy­łem, a dosta­łem jedynkę! Nawet mama mi nie wie­rzy! - Chcia­łem Cię jakoś pocie­szyć. Powie­dzieć, że jesteś mądrym chłop­cem, a ta jedna jedynka niczego nie zmie­nia. Że stop­nie to tylko nic nie zna­czące liczby, a nauczy­cielka i mama szybko o tym zapo­mną. Ale mogłem tylko mil­czeć. Nie­na­wi­dzi­łem sie­bie za to mil­cze­nie, wiesz Tomku? Nie­na­wi­dzi­łem tej bez­czyn­no­ści. I nie­na­wi­dzi­łem świata za to, że mogli Cię wspie­rać, ale nie chcieli.

Spo­glą­da­jąc na to z mojej aktu­al­nej per­spek­tywy, mia­łem ogromne szczę­ście. Byłeś przy mnie tak długo. Inne zabawki były w opła­ka­nym sta­nie, a ze mną nie było tak źle. Bra­ko­wało mi jed­nego oczka i byłem cały szary mimo, że za cza­sów swo­jej świet­no­ści byłem w bar­dzo jasnym, beżo­wym kolo­rze. To był cał­kiem nie­zły stan, jak na wysy­pi­sko.

Rozu­miem, że mnie porzu­ci­łeś Tomku. Nie potra­fi­łem nawet pocie­szyć Cię, gdy tego potrze­bo­wa­łeś.

Ale wiedz jedno - kocha­łem Cię Tomeczku.

I na­dal Cię kocham. ​

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro