|二十|twenty|
||Łyżwiarz||
— Zgadnij kto to? — zapytał nieco zachrypłym głosem.
Stłumiłem w sobie śmiech, usiadłem prosto i zacząłem rozmyślać.
— Hm? Kto to może być? — przyłożyłem palec wskazujący do wargi. — To na pewno nie sławny piłkarz z Manchesteru United, więc kto to mógł być?
Nagle ten ktoś zabrał ręce z mojej twarzy i podszedł do mnie, siadając tuż obok. Maiku san podparł się rękoma o siedzenie plastikowego, niebieskiego krzesełka i zaśmiał się.
Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy, a gdy usłyszeliśmy dźwięk zamykających się drzwi to było jak sygnał, że zostaliśmy sami. Gajdzin złapał mnie za szyję, ja poszedłem jego śladem i zrobiłem dokładnie to samo. Przyciągnęliśmy siebie nawzajem do siebie i zaczęliśmy serię pocałunków, których wciąż nam było mało.
Maiku san usadził mnie na swoich kolanach, nie przestając całować spragnionych ust. Po kilku minutach przestaliśmy to robić, a jedynie wpatrywaliśmy się w swoje oczy. On miał tak piękne, błękitne tęczówki. Dlaczego wcześniej ich nie spostrzegłem?
Moje ręce swobodnie spoczywały na jego szerokich barkach. Czułem jak piłkarz trzymał mnie za uda, delikatnie je gładząc. Mogłaby ta chwila trwać wiecznie, ale wiedziałem, że trzeba wrócić do szarej rzeczywistości treningów i ciężkich ćwiczeń. Musiałem uporać się z układem, przecież będzie oglądała go moja mama...
— Takumi? — usłyszałem głos gajdzina, na który zareagowałem z opóźnieniem.
Posłałem mu skromny uśmiech, ale moje oczy były pogrążone w smutku. Tego nie potrafiłem ukryć, a Maiku san bez trudu to zauważył.
— Powiedz mi, co cię dręczy?
Tak naprawdę męczyły mnie dwie sprawy. Jedna to oczywiście układ dedykowany zmarłej mamie, a drugi to... Coś o czym chciałem porozmawiać z gajdzinem. Musiałem. I to był właśnie ten moment.
— Maiku... — wstydziłem się zadać to pytanie, ale to było silniejsze ode mnie. — Kim my dwoje dla siebie jesteśmy?
Spodziewałem się jakiegoś skrępowania ze strony gajdzina. Ja płonąłem ze wstydu, a on uśmiechał się do mnie promiennie. Zamknął szybko oczy i pokiwał głową jak jakiś nienormalny. Kolejne zachowanie, którego nie potrafiłem rozgryźć. Nagle brązowowłosy uspokoił się i ponownie popatrzył w moje oczy. Widziałem w nich wiele radości, a ciekawe, co on dostrzegał w moich...?
Długo nie odpowiadał na moje pytanie. Zacząłem się denerwować, bo nie miałem pojęcia, co chodziło mu po głowie. Może nie czuł tego samego co ja, ale nie chciał mnie zranić? Nie... Lepiej będzie jak on sam wydusi coś z siebie. W takich momentach byłem strasznym pesymistą.
Cisza zaczęła mnie dobijać, lecz nie potrafiłem się odezwać, czekałem na Maiku san. W jednym momencie ta niezręczna atmosfera została przerwana. Tak jak chciałem... głucha cisza została przerwana, ale nie przez lekko zachrypnięty głos gajdzina, ale przez sygnał jego dzwonka w telefonie.
— O! Przepraszam cię na chwilę — powiedział Maiku san.
Wydawało mi się, że czekał tylko na takiego rodzaju cud, by uniknąć odpowiedzi.
— Hej, Lu? Co tam? — wiedziałem, że to właśnie wysoki blondyn do niego zadzwonił. — Ale że teraz? Co mu się uwidziało? Ech... Nie możesz powiedzieć, że jestem chory? Racja przecież byłem na treningu. Dobra, będę za dziesięć minut.
Gdy tylko Maiku san się rozłączył od razu na niego popatrzyłem. Już mnie opuszcza? Czyżbym aż tak go wystraszył swoim pytaniem?
— Takumi, wybacz... Ale muszę iść do mieszkania. Trener wymyślił sobie jakąś wycieczkę.
— Jasne, leć skoro musisz — uśmiechnąłem się szeroko do gajdzina.
Chłopak odwzajemnił ten gest i podniósł się z plastikowego siedzenia. Chciałem go zapytać, czy go odprowadzić, ale... Nie chciałem się narzucać.
Po raz drugi usłyszałem trzask drzwi, którego hałas odbił się echem po ogromnym obiekcie. Dźwięk przeniósł się na lodowisko, a z niego wprost do moich uszu. Serce zaczęło bić szybciej. Wciągnąłem powietrze przez nos i zacząłem wyjmować ze swojego plecaka łyżwy. Ponownie je nałożyłem i postanowiłem po raz kolejny przećwiczyć układ, o którym nikt jeszcze nie wiedział.
||Piłkarz||
Uciekłem... Gdy tylko wyszedłem z obiektu, w którym ćwiczył Takumi zacząłem uciekać. Jestem tchórzem... Cholerny głupkiem, który bał się powiedzieć prawdy. Czy moje słowa mogłyby go zaboleć? Też pytanie! Przecież na pewno by tak było... Wyobrażałem sobie ten moment już od momentu naszego pierwszego pocałunki... Tylko... Nie sądziłem, że tak szybko padnie ono z jego ust. Nie byłem przygotowany na odpowiedź, a raczej na wypowiedzenie prawdy... Jakby to wyglądało? Wybacz Takumi, ale moje serce jest podzielone na pół? Luis miał dla mnie już nic nie znaczyć, ale serca nie mogłem oszukać. Jasne bardziej lubiłem Takumiego, naprawdę ten chłopak zawrócił mi w głowie, ale... Lu pragnę już od dawna... Gdyby zapytał mnie o chodzenie, co nigdy nie nastąpi, ale jeśli by tak się stało to... Bez wahania wybrałbym jego...
Musiałem myśleć realnie... Przecież ja i Takumi... To nigdy by się nie udało. Żeby być z nim, musiałbym zrezygnować z piłki nożnej i przeprowadzić się do Japonii, kompletnie, totalnie innego kraju niż Ameryka czy Anglia, czy jakikolwiek inne państwo! Ja... Jestem tchórzem... Wiem o tym... I chyba ta świadomość mnie najbardziej dobijała. Boję się zmian. Ruszyć ze stałego lądu. Wolę być wiecznym popychadłem i dziwakiem zespołu. Wolę uprawiać sport, który nie przynosi mi już żadnej radości. Robię to tylko dlatego, bo nie potrafię niczego innego...
Wybieram życie, które znam, a rezygnuję z tego, którego boję się poznać. Dlaczego tak jest? Czemu nie potrafię zrobić kroku naprzód tylko ciągle się cofam? Czemu moje serce krwawi, gdy tylko pomyślę o rozłące z Takumim? Przecież mu nie powiem, że ja i on to tylko chwila. Bańka mydlana, która niebawem i tak pęknie...
Dotarłem do swojej drużyny, której każdy członek wraz z trenerem czekali tylko na mnie.
— Jest nasza gapa! — krzyknął Chris.
— Pewnie znów się zgubił! — dodał Peter.
Witam w swojej rzeczywistości. Życie, z którego nie potrafię zrezygnować naprawdę tak wygląda?
|||
Zwiedziliśmy tylko pobliskie świątynie oraz wpadliśmy do baru na pyszny ramen. Chyba trener sam bał się zgubić. Wcale mu się nie dziwiłem. Tokio to ogromne miasto, a ja znałem w nim tylko kilka ścieżek.
— Panowie, tylko pamiętajcie! Trening jutro jest z samego rana, więc żadnego picia dzisiejszego wieczoru, jasne?
— Tak, trenerze! — krzyknęliśmy chórem.
Rogers - nasz trener nie kazał nam się jeszcze rozchodzić. Miał dla nas ciekawą wiadomość, której tak szczerze się nie spodziewałem.
— W piątek zagracie sparing z miejscowym zespołem.
— Serio?! Będziemy grali ze skośnookimi?! — dopytywał dość entuzjastycznie Teon.
— Z Japończykami, chłopcze... To będzie ciekawe doświadczenie zarówno dla naszego klubu, jak i dla nich. Nie będziemy grali ostro, ponieważ szykujemy się na poważny turniej, mam rację?
— Tak, trenerze! — znów wykrzyknęliśmy te słowa równocześnie.
— Może uda nam się zagrać jeszcze jakiś trening z klubem z Kioto przed naszym wyjazdem.
— To może zagramy 24? — zaproponował Lu. — Dwa dni przed wylotem to chyba żaden problem?
Dwa dni? Czy ja dobrze usłyszałem? Jakie dwa dni? Przecież mieliśmy wracać dopiero 29! 26 Takumi ma ostatni występ w łyżwiarstwie figurowym o ile awansuje do finału. Co jest? Czemu zmienili datę wylotu?!
— Wolałbym wcześniej, ale...
— Trenerze! — krzyknąłem, a wtedy wzrok każdego z zawodników skupiony był na mnie. — Przecież mieliśmy wracać 29, a nie 26...
Po moich słowach do uszu dobiegł dźwięk śmiechu i klaskania w dłonie poszczególnych osób. Teon ocierał łzy, bo nie mógł wytrzymać, tak bardzo go to rozbawiło. Peter i Chris nagrywali mnie, jak to oni, a Lu stał z założonymi rękami na piersi i patrzył na mnie jakby stracił nadzieję we mnie.
— Hah, Mike! — trener zrobił się czerwony ze śmiechu. — Ty to wszystko musisz jak zawsze pokręcić.
— Dokładnie! Tak jak wynik z Amsterdamem! Wszyscy się cieszyli z wygranej, a Mike myślał, że przegraliśmy, hahha!
— Tak samo było z Chelsea! Tak mało brakowało... Przegraliśmy tylko jedną bramką — zaczął imitować mój głos Peter.
— Ej, ale to mu wybaczcie... Tam padło aż pięć bramek mogło mu się pomylić hahah!
Stałem pośród nabijających się ze mnie kolegów z tłumu. Zazwyczaj nigdy taka sytuacja mnie nie ruszała, ale nie dziś. Ich słowa zaczęły mi ciążyć na sercu. Odczuwałem wstyd i upokorzenie. Z drugiej strony... Jak ja mogłem pomylić daty? Jak mogłem obiecać Takumiemu, że przyjdę na wszystkie jego występy w Grand Prix! Spuściłem głowę i niepewnie popatrzyłem przed siebie. Kątem oka widziałem śmiejących się przyjaciół, a naprzeciw siebie ujrzałem Lu, który jako jedyny patrzył na mnie bez żadnego wyrazu. Przygryzłem nerwowo dolną wargę i po chwili odwróciłem się do wszystkich plecami idąc do budynku.
|||
— Maiku san!
Usłyszałem jak ktoś zaczął panicznie wołać Mike'a. Spojrzałem w prawą stronę i ujrzałem niskiego, chudego Japończyka. To był ten Takumi. Ten chłopaczek, przez którego Mike opuścił trening. Czy mógł się od niego w końcu odczepić? Nie wiem dlaczego, ale ten Azjata działał mi na nerwy.
Podszedłem do Japończyka, którego na całe szczęście Mike nie usłyszał. Stał zasmucony na środku chodnika i patrzył na drzwi, które po chwili się zamknęły. To była moja szansa, aby uświadomić łyżwiarzowi, że nie ma sensu przyjaźnić się z moim przyjacielem.
— Czego tutaj chcesz?
Wypowiedziałem tylko te trzy słowa, a Japończyk wyglądał tak jakby zaraz miała przejachać go ciężarówka.
|| Łyżwiarz ||
O nie... To był on. Ten wysoki blondyn, Lu san przyszedł do mnie. Tylko po co? Ja chciałem jedynie zobaczyć się z Maiku san...
— Maiku san wyglądał na smutnego, czy coś mu się stało?
— A co cię on obchodzi, co?
Lu san chyba naprawdę mnie nie lubił. Tylko co ja takiego mu zrobiłem? I czemu tak mnie potraktował? Nie chciałem niczego złego zrobić... Chciałem tylko wiedzieć, co u mojego gajdzina...
— Jest moim przyjacielem.
— Przyjaciel, tak? — jego ton był bardzo spokojny, ale słychać było w nim irytację, której wcale nie krył. — Zrozum, Takimi? Dobrze pamiętam?
— Takumi...
— Takumi, słuchaj. Mike tutaj nie zostanie. Dokładnie 26 marca wracamy do Anglii, aby rozegrać bardzo prestiżowy turniej. Nikt nie wie, kiedy tutaj jeszcze wrócimy, czy kiedykolwiek wrócimy, rozumiesz? Nie zawracaj sobie nim głowy. On tu nie zostanie.
Spokojny ton blondyna, chyba był jeszcze bardziej dosadny niż jakby miałby na mnie nakrzyczeć. Lu san naprawdę mnie przerażał, był zupełnie inny niż Maiku san. Nie mogłem sobie wyobrazić, że byli najlepszymi przyjaciółmi... Po chwili jednak odtworzyłem sobie każde jego słowa i padła w nich data. 26 marca... To przecież dzień finału Grand Prix...
— Jak to 26? — zapytałem przełykając ślinę.
— Wybacz mu, on ciągle coś przekręca. Pewnie powiedział ci 29, tak?
— Tak... — odparłem, próbując powstrzymać łzy.
— Trzy dni w jedną, trzy dni w drugą, to żadna różnica. Przyjaźń nie przetrwa po nie całym miesiącu znajomości.
Po tych słowach ukłoniłem się nisko Lu san i zacząłem odchodzić spod bloku mieszkalnego drużyny Manchesteru United. Gdy byłem już dalej i zauważyłem, że zespół poszedł do swoich mieszkań, zacząłem biec. Biegałem co sił w nogach, a z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Lały się one strumieniami. Co chwilę ocierałem je rękawem swojej granatowej bluzy. Plecak z łyżwami obijał się o moje plecy, ale nie miałem zamieru przestać pędzić przed siebie. Znów zmierzałem w stronę lodowiska. Jeszce było mi mało upadków... Kolejnych siniaków...
Maiku san... Nie opuszczaj mnie w dzień finału.... Błagam! Nie zostawiaj mnie! Mama mnie zostawiła... ale ty tego nie rób...
***
Kolejny rozdział za nami. Ten jest taki smutaśny bardzo... 😟 Ale taki mam nastrój i nie byłam w stanie napisać czegoś wesołego...
Do następnego, papa...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro