2
Niektórzy siedzieli na kanapie czy fotelach, ale większość stała. Patrzyli na nią, gdy wychodziła z windy. Czuła się nieco lepiej ze świadomością, że Loki stoi tuż za nią. Dawało jej to złudne wrażenie bezpieczeństwa. Twarz Fury'ego była jak gdyby wyciosana z kamienia - nic się z niej nie dało wyczytać.
- Rozumiem, że masz zamiar nam wszystko wyjaśnić?
- Po to tu jestem.
- Może jednak byś wyszedł? - Mierzyli się z Lokim wzrokiem. Żaden nie chciał ustąpić.
- To nie będzie konieczne. - Powiedziała, spuszczając wzrok.
- Nadal ma u mnie kredyt zaufania.- Zaznaczył, wskazując palcem. To, że jest pożyteczny i od trzech lat nic nie wywinął, nie zmienia faktu, że rozwalił pół Manhattanu. Jeśli to coś poważnego, wolałbym sam zdecydować, czy się tego dowie.
- Kiedy widzisz... On już zna prawdę.
- Co?! - Wszyscy, którzy dotąd tylko się przysłuchiwali, teraz zaczęli głośno wyrażać swoje niezadowolenie.
- Loki od prawie trzech lat zna całą prawdę. A jeśli przestaniecie krzyczeć, to wam też wszystko wyjaśnię. - Jej głos z trudem przebił się przez narzekanie.
- Jak mogłaś dzielić się ploteczkami z tym jeleniem, a z nami to już nie? Nie ładnie... - Stark jak zwykle pokrył wszystko żartem. Zazwyczaj to lubiła, ale tym razem działał jej na nerwy. Im poważniejsza była sprawa, tym więcej żartował...
Usiadła na kanapie, a Loki rozsiadł się tuż obok niej, ku niezadowoleniu wszystkich zebranych, i patrzył wyzywająco na każdego, kto zbytnio się do niej zbliżył. Gdy wszyscy usiedli, zaczęła opowiadać.
- Wiem, że możecie mieć problem z tym, żeby mi zaufać, z resztą wcale tego od was nie oczekuję. Chciałabym tylko, żebyście wysłuchali do końca i nie przerywali. Jeśli przestanę mówić, to mogę mieć straszny problem, żeby zacząć znowu. Rozumiem, że jesteście wściekli, że was okłamałam. Ale nie miałam wyboru. No bo w co byście prędzej uwierzyli dwunastolatce, w to, że nic nie pamięta, i nie wie, kto ją tak wyszkolił, czy w to, że...
Zawahała się. Przytknęła palce do skroni, starając się oswoić z tym, że na świat wychodzą najmroczniejsze tajemnice z jej życia. Miała dwadzieścia jeden lat, co oznaczało, że okłamywała ich przez dziewięć długich lat. To nie wróżyło dobrze...
- Nawet teraz ciężko mi o tym mówić. Wtedy nie byłabym w stanie. W każdym razie... Eh. W sumie to nie wiecie o mnie nic, więc... może zacznę od początku, co?
Patrzyła na nich wyczekująco, nie wiedząc, czy pozwolą jej się wytłumaczyć.
- Zaczynaj odkąd chcesz, mi to nie robi różnicy. Tylko wyjaśnij to całe bagno tak, żeby nie ugrzęznąć. - Skwitował zimno Fury.
Zamknęła na chwilę oczy, bojąc się wyjawić prawdę. Poczuła, że Loki dyskretnie ściska jej rękę, starając się dodać otuchy. Skoro ich związek zaczął się od wyjawienia prawdy, to może i tym razem się uda?
- Urodziłam się daleko stąd, w miejscu, o którym nigdy nie słyszeliście. Miałam matkę, surowego ojca i sześciu braci. Byli synami innych kobiet i byli ode mnie starsi. Niezbyt się lubiliśmy. Mój ojciec nie kochał mojej matki, ale jego wysoka pozycja społeczna wymusiła na nim kiedyś to małżeństwo, tak jak dwa wcześniejsze. Nie sądzę, że kiedykolwiek kochał którekolwiek z nas. Zrozumiałam to, kiedy miałam cztery lata.
Nie patrzyła na nich. Nie chciała ich współczucia.
- Zaczęło się od treningów. Na początku indywidualnych. Gdy zyskałam kondycję i jakieś podstawowe umiejętności, zaczęłam ćwiczyć z braćmi. Podczas treningów nie wolno mi było od nich odstawać. Bieganie, siła, walka w ręcz, umiejętność posługiwania się bronią białą. Umiejętności przetrwania. Ojciec stawał się coraz mniej miły, coraz bardziej bezwzględny. Jeśli nie byłam w stanie dorównać reszcie, kazał mi trenować, aż zemdleję ze zmęczenia lub podciągnę się do ich poziomu. Poza treningami spędzałam czas głównie na uczeniu się, lub z moją matką.
Gdy miałam osiem lat, byłam już najlepsza. Żaden z nich nie mógł pokonać mnie w pojedynkę. Dlatego zaczęli ze mną ćwiczyć parami, bo z dwoma nie mogłam sobie poradzić. Kiedy ojciec uznał, że jestem już gotowa, przeszłam przez pewną próbę, po której stałam się członkiem naszej społeczności.
Umilkła nagle. Tutaj bajka się kończyła. Od tamtego momentu w jej życiu zagościło cierpienie, które nadal sprawiało, że jej serce ściskało się z bólu. Jej oczy zaszły łzami, ale usilnie powstrzymywała je przed popłynięciem.
- Potem... stało się tak wiele, że... że ja... ja...
- Czy łaskawie można przełożyć resztę tego przesłuchania na później? Jest środek nocy, a ona już więcej wam dzisiaj nie powie. - Warknięcie Lokiego wyrwało wszystkich z zamyślenia.
Patrzył na nich z taką wściekłością, że aż ciarki przechodziły po plecach. Wszyscy na chwilę przestali wgapiać się w dziewczynę, która wyglądała, jak gdyby zapadła się w sobie. Jej wzrok był dziwaczną kombinacją pustości i smutku.
- To chyba pierwsza mądra rzecz, jaką powiedziałeś, odkąd wyjechała, łosiu. - Skwitował Stark. - Ja tam padam z nóg, popieram pomysł rogacza. Kto jest za, niech...
- Dobra, starczy tego. - przerwał mu Steve. - Sądzę, że wszyscy powinniśmy odpocząć i przemyśleć to i owo.
- Jutro chcę usłyszeć resztę. - Zaznaczył tylko Fury, unosząc ostrzegawczo palec i opuszczając pomieszczenie.
Wszyscy poszli w jego ślady, w salonie zostali tylko Loki i Rawena. Upewniwszy się, że nikt ich nie podgląda, objął ją i przeciągnął na swoje kolana. Oplotła jego szyję ramionami, starając się uspokoić. Wciąż lekko drżała z bólu, który nie przeminął przez te wszystkie lata. Gładził ręką jej włosy i plecy, uspokajająco. Nikt nigdy nie posądziłby go o taki gest. Tylko wobec niej był delikatny.
- Już wszystko dobrze.
Pocałował ją w czoło, patrząc w jej wilgotne oczy. Uśmiechnęła się nieśmiało.
- Poszło lepiej, niż sądziłam... Choć najgorsze jeszcze przed nami.
W odpowiedzi pocałował ją czule. Tylko sobie nawzajem okazywali uczucia, wszystkich innych traktowali raczej szorstko. Dlatego ukrywali ten związek - nie potrafili się zdobyć na okazywanie emocji. Dlatego nazywali się kalekami. Uczucia można było wykorzystać do swoich celów. Jeśli nikt nie wiedział, co czujesz, nikt nie mógł cię skrzywdzić.
- Teraz chcę zapomnieć, Loki. Choć na chwilę. Proszę...
Oczywiście wiedział, o czym mówi dziewczyna i był więcej niż chętny, aby jej pomóc. Całowali się coraz namiętniej, ciesząc się swoją bliskością po dwóch tygodniach rozłąki, jej ręce w jego włosach, jego dłonie na jej udach.
- Nie boisz się, że nas odkryją? - Zamruczała między pocałunkami.
- Nie. Zresztą, przecież muszą się czegoś domyślać. Nie są AŻ TAK głupi.
- Uważaj, bo im powiem, że prawisz im komplementy, kiedy nie słyszą. - Zaśmiała się.
W odpowiedzi pociągnął zębami jej dolną wagę i przeniósł usta na jej szyję. Wygięła się delikatnie w łuk, przymykając oczy z rozkoszy. Zniknęli w kłębach zielonego dymu, by w tym samym momencie pojawić się w jego sypialni. Żeby zapomnieć o świecie i o bólu, który im przynosił.
.....................................................................
Pomimo późnej pory, telefony Avengersów wyświetliły sygnały grupowej konwersacji tekstowej. Z konwersji wykluczono Lokiego i Rawenę, a jej promotorem był Stark.
NATASHA: Stark, czego ty znowu chcesz? Wiesz która godzina?
STARK: Po drugiej.
HAWKEY: Oby to było ważne...
STEVE: Coś się stało?
STARK: No tak jakby. Zgadnijcie, co właśnie zobaczył Jarvis. Nasze gołąbeczki!!!
Stark wysłał film
A wiecie, co to oznacza? Skoro się obściskują na sofie w salonie, a zaraz potem znikają z obrazu Jarvisa...
HAWKEY: To znaczy, że przenieśli się do części prywatnej, niemonitorowanej.
STARK: Dokładnie.
STEVE: Ty wstydu nie masz?! Podglądasz ich?!
STARK: Nie potrzebuję przyzwoitki, słonko. To znaczy, że jednak są razem. Co oznacza, że WYGRAŁEM ZAKŁAD!!!
STEVE: Ty naprawdę robiłeś te zakłady? Boże...
STARK: Hej, nie wzywaj na daremne! Nieładnie, kapitanie... Moje zakłady, moja sprawa. Tylko tak sobie pomyślałem, że wszyscy powinni mieć równy dostęp do informacji.
NATASHA: A ponoć to kobiety są plotkarami...
STARK: Równouprawnienie działa w dwie strony, złociutka. Kobiety mogą walczyć na froncie, faceci mogą sobie czasem poplotkować. Tak czy inaczej, jutro rozliczenie zakładów! Przypominam: Bruce, wisisz mi pięć dych!
BRUCE: Założyłem się z tobą tylko po to, żebyś dał mi święty spokój...
STARK: No to teraz płacisz! Ogórek, nie bądź sztywniak! No dobra, jedziemy dalej... Burton, założyłeś się o stówę, że są parą, ale jeszcze przez trzy miesiące ich nie przyłapię. Przyłapałem. Płacisz, ale dostajesz jedną trzecią z tego, co wpłacą ci, którzy mówili, że nie są razem.
BURTON: Ale założyłem się też o dwie, że zdobędę przed tobą dowód na to, że nasz Jelonek dotarł do ostatniej bazy. Masz taki? Jednoznaczny?
STARK: Oj, Clint, nie kuś, bo zdobędę! Hej, a ty ile baz wyróżniasz?
HAWKEY: Ja 4. A ty?
STARK: Co? Ja 6... No wiesz, co kto lubi... Hehehehehe.
NATASHA: Jesteście okropni.
STEVE: Są. Ale nic na to nie poradzisz. Cóż... Przynajmniej czegoś się dzisiaj o niej dowiedzieliśmy. Mimo że to niezbyt przyjemne. Mimo wszystko mam wrażenie, że to, co powie nam jutro, będzie zdecydowanie gorsze...
......................................................................
Rawena leżała w jego łóżku, zmęczona i zaspokojona. On leżał w połowie na niej, a w połowie obok, obsypując pocałunkami jej blizny i tatuaże. Lubiła, kiedy tak robił - po prostu był obok i pokazywał, że mu zależy.
- O czym myślisz? - wyrwał ją z zamyślenia jego melodyjny głos.
- O tym, jak bardzo lubię, gdy mnie tak całujesz. I o tym, jak bardzo to wszystko się różni od naszego pierwszego razu.
- Oj tak. - Powiedział z uśmiechem. - Co jak co, ale to trudno nazwać normalnym. Byłem z nie jedną kobietą, ale żadna nie płakała ze strachu.
- Cóż, dopiero przy tobie zaczynałam przestawać bać się dotyku. Wcześniej seks kojarzył mi się tylko z bólem.
- Wiem, kochana, wiem... Dlatego tak bardzo się cieszę, że mi ufasz.
Na jej twarz wykwitł rumieniec, ale i uśmiech.
- Po prostu wiem, że mnie nie skrzywdzisz.
- Ale mógłbym. Bądź co bądź, jestem silniejszy niż Midgardczycy. Gdybym użył dużo siły, mógłbym cię połamać.
- Wiem, że tego nie zrobisz.
Jej oczy powoli zaczęły się zamykać. Było już bardzo późno. Loki przykrył ich oboje kołdrą, a Rawena wtuliła się w jego przyjemnie chłodne ciało. Zasnęła, otoczona jego troskliwymi ramionami.
...................................................................
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro