-6- Co się stało z Geno?
[Perspektywa - Fallacy]
Tak jak zazwyczaj w piątkowe popołudnie, spędziałem czas wraz z Geno w jednej z jego komnat gościnnych. Kalendarzowa zima już za nami, jednak na zewnątrz nadal panuje przeraźliwy mróz. Na szczęście mój brat okazał się mieć więcej oleju w głowie niż ja i pomyślał o rozpaleniu w ognisku. Czasami nie wpadam na tak proste pomysły, chociaż z zasady uchodzę za inteligentną osobę.
—Goth to istny aniołek. Nie jest marudny nawet kiedy zostaje sam na sam ze służbą.— szybko nasza rozmowa przy podgrzanej krwi zboczyła na tematy jego potomka. Tak w zasadzie nie ma się co dziwić. Odkąd maluch przyszedł na świat jest jedynym tematem na ustach wszystkich, nawet służby w mojej posiadłości. W końcu narodziny wampira nie są częstym wydarzeniem. Ostatnie w naszym rodzie miało miejsce pół wieku temu.
—W to nie wątpię. Kiedy pierwszy raz go zobaczyłem, zauważyłem, że w przeciwieństwie do Jasper'a jest bardzo pogodnym dzieckiem.— upiłem łyk krwi— Na całe szczęście rozwija się prawidłowo.
—Na szczęście. Szczerze, to bałem się, że może odziedziczyć moje problemy ze zdrowiem, ale jak narazie wszystko jest dobrze.— zamarł na chwilę— Fallacy, czy ty również wyczuwasz ten zapach?
—To intruz.— odpowiedziałem, przy okazji odkładając kielich na metalową tackę— Tylko jeden śmiertelnik byłby tak szalony, aby wkroczyć do posiadłości wampira.
—Myślisz, że— nie dokończył zdania, ponieważ zerwał się na równe nogi— Muszę chronić Goth'a!— zaczął biec w kierunku drzwi— A ty musisz znaleźć Reaper'a.
—Idę z tobą. Jesteś za słaby, nie poradzisz sobie sam na sam w walce z łowczynią.
—A ty jesteś ranny. Dlatego potrzebujemy Reaper'a. Będę unikał ataków tak długo, jak będę potrafił, ale błagam, pośpiesz się.
Wysłaliśmy ku sobie sygnały wzrokowe, po czym Geno zmienił się w nietoperza, a ja wyskoczyłem przez okno. Nie doszedłem jeszcze do pełni sprawności po ostatniej ranie zadanej zatrutym narzędziem. Dopóki w pełni nie wyzdrowieję nie mogę korzystać z żadnych zaklęć, a zmiana w nietoperza jest jednym z nich, dlatego musiałem radzić sobie na piechotę. Kiedy tylko przekroczyłem progi posiadłości, znalazłem się w lesie. Biegałem w tę i spowrotem co chwilę nawołując Reaper'a i szukając jego zapachu. W końcu, kiedy już piąty raz przebiegłem koło tego samego drzewa, spotkałem się twarzą w twarz z jego wściekłym spojrzeniem.
—Mam nadzieję, że masz dobry powód do przeszkadzania mi w polowaniu.
—Reaper! Eterna jest w twoim zamku. Musisz tam wracać!— otworzył szerzej oczodoły, a następnie zerwał się do biegu. Mimo tego, że jako wampiry i tak poruszamy się dość szybko, użył zaklęcia wzmacnającego, także zapewne jego dotarcie do zamku było kwestią zaledwie paru sekund.
Zaś ja musiałem się trochę namęczyć, aby przemierzyć tak długą drogę. Cały czas biegłem, także kiedy przekroczyłem progi ich zamku, byłem już całkowicie zdyszany, przy drzwiach od ich sypialni praktycznie nie mogłem złapać już oddechu. Jednak mimo tego i faktu, że nie wiedziałem co tam zastanę, bez wahania otworzyłem drzwi. To co ujrzałem spowodowało, że znowu zaparło mi dech w piersi. Reaper klęczał przed kołyską Goth'a i płakał. Kiedy tylko spróbowałem do niego podejść, odepchnął mnie na ścianę. W momencie, w którym upadłem, zorientowałem się w jakim stanie jest to pomieszczenie. Meble były poprzewracane, niektóre z nich dalej się paliły, a podłogę pokrywał proch i ubrania służby. W rogu pokoju zauważyłem także szatę z charakterystyczną plamą krwi na samym środku klatki piersiowej. Przybyliśmy za późno.
—G-geno?—mój głos się zachwiał.
—Zamilcz!— na krzyk Reaper'a z kołyski wydobył się płacz dziecka, co na szczęście zlikwidowało moje kolejne wątpliwości— Jak mogłeś do tego dopuścić? Dlaczego zostawiłeś go samego?!— zwrócił na mnie swój wzrok, który był pełen bólu i nienawiści.
—Nie byłbym w stanie go obronić.
—Gdybyś nie wdał się w tę bójkę pare dni temu, byłbyś.— szepnął— To twoja wina Fallacy.
***
Moją całą czaszkę ogarnęło tępe uczucie bólu. To było naprawdę okropne. Dochodziły do mnie różne odgłosy, których nie byłem w stanie rozszyfrować, a obraz przed moimi oczodołami zaczął się rozmazywać.
—Uh... co się— pytanie przerwało mi coś zimnego przyłożonego do moich ust.
—Przepraszam, ale Lord musi szybko wypić całą zawartość butelki.— usłyszałem głos Suave, po czym, jak się okazało butelka, została przechylona, a jej zawartość o bardzo drażniącym, ale równocześnie dobrym smaku znalazła się w moich ustach— Sytuacja została opanowana, teraz musi Lord jedynie odpoczywać.— Suave ukłonił się.
—Dziękuję za uratowanie życia. Kolejny raz.
—To mój obowiązek.
—Tobie też dziękuję Encre.— zwróciłem się do malarza, którego zauważyłem w rogu pokoju.
—Drobnostka.— odrzekł, mimo tego, że było to kłamstwem. Zauważyłem bandaż na jego kręgach szyjnych oraz dłoni. Na ten widok mimowolnie zrobiłem się głodny.
—Ojcze, tak się cieszę, że nic ci nie jest.— Jasper wskoczył na łóżko i przytulił się do mojego boku— Okrzyczałem Pente za wchodzenie do wioski za ciebie, żebyś nie musiał się przemęczać.— mrugnął parokrotnie parząc mi głęboko w oczodoły— Pobiegnę po niego i powiem, że musi cię przeprosić.— jak powiedział, tak uczynił.
Nie miałem okazji nawet zaprotestować, chociaż poważnie zastanawiam się nad tym, czy przerywanie mu byłoby dobrym pomysłem. Możliwe, że jeśli Pente pomyśli że to jego wina, pomimo tego, że po odesłaniu go do domu kontynuowałem poszukiwania rówieśnika Goth'a, jego wypady do wioski staną się rzadsze.
Podczas moich rozmyśleń, Encre postanowił przysiąść na rogu łóżka. Przez chwilę siedzieliśmy w kompletnej ciszy. Zdawałem sobie sprawę z tego, że malarzowi ciśnie się na usta cała masa pytań, jednak nie jest w stanie zacząć rozmowy.
—Jeszcze raz dziękuję, że tak się dla mnie poświęciłeś.— postanowiłem zacząć.
—Fallacy... ja...— położył dłoń na swoich kręgach szyjnych— W zasadzie to twój bratanek powiedział mi...— bratanek? Goth i Reaper przyszli mnie odwiedzić?— Co to znaczy, że zostałem przez ciebie naznaczony?
—Jeśli wampir wypije krew śmiertelnika, bezpośrednio wbijając w niego swoje kły, zostanie przez niego naznaczony. Według prawa wampirów należysz teraz do mnie.—odrzekłem, wysilając się na jak najbardziej spokojny ton.
—Co oznacza „należysz"?— jednak mimo moich starań Encre lekko się przeraził.
—Przesiąknąłeś moim zapachem, dlatego mimo tego, że zapewne nie przyznałeś się Goth'owi, że cię ugryzłem, on odkrył to od razu po zobaczeniu cię. Jeśli jakiś wampir zorientuje się, że nie jesteś przy moim boku i doniesie na nas radzie, zostaniesz skazany na śmierć przez spalenie żywcem.— rozszeżył swoje oczodoły—Jestem jedyną osobą, która czuje twój oryginalny zapach i co jest paradoksalne, kiedy go czuję mam większą ochotę na twoją krew. Ale z moim bardzo długim doświadczeniem życiowym jestem w stanie to opanować, więc tą kwestą kompletnie nie musisz się martwić.
—Czyli spalą mnie żywcem, tak?— zobaczyłem łzy w jego oczodołach.
—Nie, tylko nie płacz.— wstałem gwałtownie i szybko tego pożałowałem, ponieważ poczułem straszny ból w kręgosłupie.
—Fallacy!— Encre spanikował.
—Wszystko w porządku.— powróciliśmy do niezręcznej ciszy— Nikt cię nie zabije, jeśli zostaniesz w mojej posiadłości.— chciał coś powiedzieć, ale nie dałem mu nawet zacząć— W ramach zadośćuczynienia za uratowanie mi życia, zapewnię ci wszystko czego będziesz potrzebował. Dostaniesz własną pracownię. Zrobię co w mojej mocy, abyś czuł się tutaj komfortowo.
—Muszę to przemyśleć.— niestety w tym przypadku raczej nie mamy innego wyjścia— To wszystko... jest take dziwne... i dzieje się tak szybko.
—Rozumiem.
—Czy to naznaczenie może się kiedyś wyczerpać?
—Istnieją dwie możliwości aby to zakończyć. Twoja przemiana w wampira, bądź moja śmierć. Jednakże nie radzę ci przeprowadzać żadnego zamachu.— posłałem lekki uśmiech w jego stronę.
—Gdyby nie zależałoby mi na twoimi życiu, nie schowałbym cię do szuflady.— on również się uśmiechnął, pomimo targającego nim strachu.
Siedzieliśmy w swoim towarzystwie dopóki Suave przyszedł i zaproponował zmianę mojego opatrunku. Encre stwierdził, że nie będzie naruszał prywatności i wyszedł na korytarz. Eh... mój wypad przyniósł jedynie masę kłopotów. Nie chcę zabierać Encre jego wolności, ale jeśli będzie przebywał z dala ode mnie, na pewno znajdzie się jakiś życzliwy wampir w okolicy i poskarży się radzie. A od chwili ujawnienia mojego pokrewieństwa z Jasper'em moje stosunki z tymi na górze są... niezaprzeczalnie nienajlepsze. Kolejna niesubordynacja mogłaby się skończyć nie tylko spaleniem Encre, ale też i mnie.
Po zmienieniu bandaży przez Suave i przebraniu mnie w świeżą odzież, poczułem się bardziej komfortowo, co w dużej mierze wpłynęło na moją decyzję o opuszczeniu swojej komnaty i udaniu się na przechadzkę po posiadłości. Drugim powodem było to, że Encre wspomniał o moim bratanku, więc chciałbym się dowiedzieć co spowodowało tę wizytę. Jest to dziwne, biorąc pod uwagę fakt, że niedawno powróciłem od nich.
W zasadzie szukanie Goth'a nie było rzeczą trudną. Znam wszystkie jego ulubione miejsca. Jednym z nich, do którego właśnie zmierzałem, była mała altanka w różanym ogrodzie. Tak jak można by się było spodziewać, siedział na brzegu pobliskiej fontanny i układał na tafli wody wzory z płatków kwiatów.
—Witaj Gothy.— usiadłem koło niego, co dosyć mocno go przestraszyło, ponieważ wcześniejsze zajęcie pochłonęło całą jego uwagę.
—Witaj stryjku.— odrzekł po chwili— Cieszę się, że już czujesz się lepiej.
—Szczerze, w dalszym ciągu czuję ból rozchodzący się po wszystkich moich kościach, jednak Encre przekazał mi, że tu jesteś, dlatego postanowiłem, że muszę cię znaleźć.
—Co zrobiłeś z tym śmiertelnikiem?— wziął do ręki różę, która pod wpływem wiatru odczepiła się od innych i zaczął obracać ją w dłoniach.
—Zaproponowałem mu mieszkanie w mojej posiadłości.
—Absurd!— krzyknął, przy okazji wyrzucając kwiat na ziemię— Dlaczego zapraszasz do posiadłości kogoś takiego?! Powinieneś go zabić i oszczędzić sobie kłopotów!— Goth ma naprawdę trudny charakter, ale z doświadczenia wiem, że nie należy się przy nim denerwować.
—Posłuchaj mnie Goth. Encre uratował mi życie, straciłbym swój honor, gdybym w tej sytuacji postanowił go zabić.
—Ale to śmiertelnik. Jedzenie. Nie możesz być mu wdzięczny. Żaden z nich zapewne nie przygarnąłby bydła do swojego domu i mieszkałby z nim pod jednym dachem, nawet jeśli uratowałoby mu życie.
—Właśnie dlatego wampiry przewyższają zwykłych śmiertelników dziesięciokrotnie, w każdych aspektach życia.— uśmiechnąłem się lekko w jego stronę, zaś on odwrócił wzrok, nadal mając naburmuszony wyraz twarzy— Gdzie podziewa się twój ojciec?— spuścił głowę na dół.
—W naszym zamku.— odpowiedział po chwili namysłu— A ja tak jakby... trochę... uciekłem...— postanowił zwrócić wzrok w moim kierunku—Pokłóciłem się z ojcem i postanowiłem poczekać aż ochłonie. Mógłbym przenocować tutaj?
—Wiesz co zrobi mi twój tata kiedy dowie się, że zbiegłeś do mnie?— zaśmiałem się, mimo tego, że ta myśl autentycznie przyprawiała mnie o dreszcze. W zasadzie przewyższam Reaper'a rangą conajmniej parunastu krotnie, ale jego nie mógłbym wyzwać na zwyczajny pojedynek, a w pojedynku na słowa jest w stanie pokonać mnie bez większego starania się.
—Dlatego mu nic nie powiesz.— uśmiechnął się przebiegle— Będę spał tu, albo na dworze z wilkami, a wiemy, że to się ostatnio źle skończyło.— podniosłem wyżej jeden łuk brwiowy. Nie podobają mi się takie manipulacje. Jednak po części ma rację, wolę trzymać go na oku, niż pozwolić mu wyjść w las.
—Dobrze więc.— uśmiechnął się szeroko— Jednak prędzej czy później musisz się z nim pogodzić.— momentalnie uśmiech odwrócił się na drugą stronę—Jaki jest powód waszych waśni?
—Chciałem dowiedzieć się kim jest Geno. Wiem, że on doskonale o tym wie. Poza tym ty również. Powiesz mi coś o nim stryjku?- kiedy zadał mi to pytanie, po kręgosłupie przeleciał mi zimny dreszcz. Momentalnie do mojej podświadomości dotarło, jakie obrazy nawiedzały moją głowę przed tym jak się obudziłem— Stryjku?— Goth wpatrywał się we mnie zakłopotanym, jak również zatroskanym spojrzeniem.
—Tę rozmowę powinieneś przeprowadzić ze swoim ojcem.— odrzekłem, po czym odszedłem od fontanny i zacząłem kierować się w stronę wyjścia z ogrodu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro