Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

-29- Bo rodzina to podstawa

[Perspektywa - Palette]

Od dłuższego czasu śledziłem wzrokiem Pana Street'a, który w całkowitej ciszy, nerwowo chodził po pokoju. Właściwie zamilkł w momencie, w którym Luxath przekazał nam, że Eterna planuje zamach na króla już za dwa dni, najwidoczniej całą swoją uwagę skupiając na planie wybrnięcia z tej niekorzystnej dla nas sytuacji. Co jak co, ale czas był akurat naszą największą przewagą (oczywiście pomijając element zaskoczenia), dlatego w chwili w której zaczęło go nam brakować nie dziwnym jest to, że zaczęliśmy lekko panikować.

—Wasza trójka w tej chwili udaje się do sierocińca i przekonuje młodych łowców na naszą stronę.— niespodziewane zwrócenie się Street'a do nas, spowodowało, że cała nasza trójka podskoczyła w miejscu— Jeśli Eterna będzie w środku jeden z was ją odgania, a drugi idzie razem z Palette. Ustalcie to zależnie od tego kto z was ma większy autorytet.— wskazał palcem kolejno na Sprinkle i Luxath'a— Ja napiszę w tym czasie list do Macabre.

—Co mamy zrobić, kiedy przeciągniemy już łowców na naszą stronę?— zapytałem.

—Dzisiaj nic. Nie możemy powiedzieć im co tak naprawdę planuje Eterna, nie będziemy zdradzać tego, że znamy jej plany.

—Racja. Nie wiemy, czy ktoś po prostu skłamie, że przyłączy się do nas, a tak naprawdę dalej będzie po stronie Eterny.

—Widzę, że zaczynasz łapać.— uśmiechnął się delikatnie, prawie ledwo zauważalnie— Mówisz im tylko to co niezbędne. Czyli między innymi to, że Eterna jest zła, planuje wypowiedzieć niepotrzebną wojnę i naraża innych mieszkańców wioski na śmierć. Powiedz, że mogą nadejść niebezpieczne czasy, w których będą musieli opowiedzieć się po jednej ze stron i nic więcej.

—Dobrze. Rozumiem.— wbiłem na chwilę wzrok w podłogę, poważnie zastanawiając się nad jednym szczegółem— Czy w takim razie Luxath albo Sprinkle powinni wejść tam ze mną? Jeśli będziemy mieć potencjalnego zdrajcę, może powiedzieć Eternie o tym, że są po mojej stronie. Lepiej zostawić ją w niewiedzy i przez te dwa dni wykorzystać ich jako swoich szpiegów. Nawet jeśli Eterna dowie się, że coś planujemy, na pewno nie pomyśli, że Luxath mógłby być po stronie wampirów.

—Nie jestem po stronie wampirów.— Luxath burknął pod nosem— Jestem po twojej stronie.

—Masz rację.— Pan Street kontynuował dialog, nie zwracając uwagi na naburmuszonego młodzieńca— Jednak chłopcy powinni jechać z tobą i cię osłaniać, w razie jakby coś poszło nie tak.— cała nasza trójka przytaknęła skinieniem głów— A więc w drogę. Nie mamy czasu od stracenia od kiedy okazał się nie być naszym sprzymierzeńcem.

Po opuszczeniu komnaty Pana Street'a, ja i moi przyjaciele spojrzeliśmy kolejno po sobie. Każdy z nas był zestresowany tym jakże ciężkim zadaniem, ale odrobinkę dodaje mi pewności siebie fakt, że za dwa dni będziemy mieć o wiele gorzej. Można powiedzieć, że teraz czeka mnie coś w rodzaju rozgrzewki. Tylko, że zamiast siły, dzisiaj używam potęgi swojej charyzmy i autorytetu jako najstarszy z dzieciaków.

Bez zbędnych rozmów pognałem przed siebie, a Sprinkle i Luxath dotrzymywali mi kroku. Jakby nie patrzeć, w pojedynkę byłoby to o wiele cięższe zadanie. Cieszę się, że mam ich przy sobie. Mimo faktu, że nie mogą wyręczyć mnie w moim zadaniu, ich wsparcie jest dla mnie naprawdę cenne. Z takimi myślami w czaszce, reszta drogi do wyjścia minęła mi z lekkim uśmiechem na ustach.

W momencie, w którym znaleźliśmy się tuż przed wyjściem, na naszej drodze pojawił się mały nietoperz, który zmienił się w szkielet. Gothy poprawił delikatnie swoją pelerynę, po czym otworzył przed nami wrota prowadzące na zewnątrz. W jednej chwili przed moimi oczodołami pojawiła się niewielka polanka z widocznymi oznakami wczesnej wiosny w sobie. Zielona trawka wyszła już całkowicie z pod śniegowego puchu, na ziemi zaczęły pojawiać się już główki krokusów i sasanek, a drobne listki przyozdobiły wszystkie drzewa. Jednak najbardziej zauważalnym punktem była tu fontanna oraz trójka koni spacerujących koło niej.

—Słyszałem, że się śpieszycie.— Gothy odrzekł przy okazji chwytając za lejce pobliskiego konia— Mam nadzieję, że jeździliście kiedyś konno. Chociaż te koniki są najbardziej potulne ze wszystkich.— Gothy pogłaskał zwierze po pysku— Ten tu należy do stryjka, ale pozwolił nam go pożyczyć. Ma na imię Koperek.— podał mi lejce do rąk— Biały to Rumianek, a gniada klacz to Bazylia.— zwrócił się w stronę chłopaków.

—Dlaczego nazywacie konie nazwami roślin?— nie mogłem się powstrzymać, aby nie zadać tego pytania.

—Tak szczerze, to nie mam pojęcia.— wzruszył ramionami— Palette, ja...—podszedł bliżej mnie i chwycił moją dłoń— Wiem, że swoją obecnością popsułbym wam wszystko, więc po prostu proszę cię, żebyś wrócił cały i zdrowy.

—Spokojnie, nic mi nie będzie. Najniebezpieczniejsze osoby z sierocińca są po mojej stronie, także pół sukcesu za nami.— posłałem w jego stronę uśmiech, na co on odpowiedział mi lekkim rumieńcem. Nagle zrobił coś czego się nie spodziewałem, a mianowicie podskoczył na palcach i złożył pocałunek na mojej kości policzkowej. W momencie, w którym doszło do mnie co się stało, na mojej twarzy pojawił się soczysty, zielony kolor.

—Śpieszyliście się.— Gothy odrzekł, chowając swoją fioletową twarz w szaliku.

—Śpieszyliśmy się. — powtórzyłem po nim, po czym wspiąłem się na konia. Kiedy byłem już w miarę stabilnej pozycji, pogłaskałem zwierzę po grzbiecie, mimo, że i bez tego było bardzo spokojne— Cześć Koperku.

—Musicie pokonać tunel ciągnący się przez całą górę, jest trochę długi, a przy końcówce może być dość wąsko, ale konie przejeżdżały już tędy bez problemu. Po prostu uważajcie na głowy.— Gothy poszedł w stronę murku, który tak właściwe po głębszym przypatrzeniu się był po prostu częścią góry— Awati na kawinora na ta aki turyuki jotan.

Po wypowiedzeniu tych całkowicie niezrozumiałych dla mnie słów, przejechał dłonią po całej długości delikatnie odstających od reszty kamieni, po czym odsunął się kilka kroków do tyłu. Podniósł obie ręce do góry i w tym samym momencie cała kupka głazów oddzieliła się od siebie i uniosła się do góry.

—Możecie ruszać.— odrzekł spoglądając na nas zza swoich pleców— Nauczyłem się już ich nie opuszczać.— zaśmiał się nerwowo.

Pociągnąłem delikatnie za lejce, a mój zwierzęcy towarzysz ruszył przed siebie. Sądząc po dźwiękach za sobą, wnioskuję, że moi potworzy towarzysze również ruszyli z miejsca. Po pokonaniu parunastu kroków odwróciłem się za siebie, aby spojrzeć na Goth'a, jednak nie zdążyłem przed opadającymi kamieniami. Położyłem dwa palce na swojej kości policzkowej i delikatnie się zarumieniłem. Parę chwil po tym jak to zrobiłem, usłyszałem za plecami śmiech Sprinkle i Luxath'a. Jak udało im się to zauważyć w tym półmroku?!

Przez całą drogę przez tunel musiałem słuchać ich bardzo głośnej konwersacji na temat mojej oraz Goth'a osoby, także postanowiłem bardziej skupić się na widokach w jaskini. Nie były one jakoś szczególne, tunel jak tunel. Wszystko było pokryte grubą warstwą kamienia, nawet podłoga, w której nierównościach skupowała się woda, tworząc bardzo małe i płytkie kałuże. Widok oświetlały nam jedynie rzadko rozstawione pochodnie, także jak już wspominałem, panował tutaj półmrok. Zdeczka mrocznemu klimatowi dodawała cisza przerywana jedynie stukotaniem kopyt koni oraz biadoleniem dwóch jełopów za mną.

Na szczęście rozmowy ucichły, kiedy tylko wydostaliśmy się na powierzchnie. Pierwszym co postanowiliśmy zrobić, było poszukanie charakterystycznych znaków, które mogłyby podpowiedzieć nam, w którym miejscu konkretnie się znajdujemy. Po krótkim spacerze doszło do mnie, że zbliżamy się w stronę więzienia, czyli miejsca położonego w dokładnie odwrotnym kierunku do naszego celu, którym była oczywiście wioska, więc musieliśmy zawrócić.

—Panie przyszły szefie, jakie mamy konkretne plany, kiedy już tam dojdziemy?— usłyszałem za plecami nareszcie jakieś racjonalne pytanie.

—Ja się schowam, a ty i Sprinkle pójdziecie przodem, aby sprawdzić czy Eterna jest w środku. Jeśli jej tam nie ma, wychodzicie, dajecie mi znać, po czym zostajecie na czatach. Jeśli przyjdzie, ty masz ją odciągnąć, a Sprinkle ma wejść do środka i mnie o tym poinformować. Jeśli Eterna będzie w środku, postarajcie się ją odciągnąć, chociażby prosząc aby dała wam nowy rodzaj broni, bo całe wasze uzbrojenie zostało zniszczone podczas walki z wampirami, które spotkaliście w lesie. W przypadku wymówek liczę na waszą kreatywność.— odwróciłem głowę w ich stronę— Zrozumiano?— przytaknęli skinieniem głowy.

—A co zrobimy z końmi?— tym razem Sprinkle zadał pytanie.

—O tym nie pomyślałem.— przyznałem.

—No to musimy coś wymyślić, bo zaraz będziemy na miejscu.— znowu Luxath zabrał głos—A twój teść-wampir zapewne obrazi się, jeśli je zgubimy.

—Ja... chyba wiem.— zwróciłem wzrok ku małej chatce znajdującej się nieopodal nas.

Stary Doggo na pewno zgodzi się przypilnować nasze konie. Jako iż mieszka centralnie w lesie, wiele razy miał bliską styczność z wampirami. Można powiedzieć, że jest czymś w rodzaju naszego stałego klienta. Chociaż czy można nazwać klientem osobę, która nam nie płaci? Łowcy otrzymują pensję, że tak powiem, od głowy. A za tę głowę zazwyczaj płacą osoby, którym zależy na rzeczonej głowie (zazwyczaj w przypadku szlachciców, albo z zemsty) bądź król (w przypadku biedniejszych wampirów), za zapewnienie bezpieczeństwa mieszkańcom. Jednak wróćmy do tematu. Zwarzywszy na to, że Stary Doggo jeszcze żyje, wykonujemy dobrą robotę, więc myślę że zdobyłby się na taką małą przysługę.

Postanowiłem nie wychylać się jeśli nie ma takiej potrzeby i wysłać Sprinkle z Luxath'em do chatki. Na szczęście poszło im bardzo dobrze i już po chwili wrócili z dobrymi wieściami. Dość krótki kawałek drogi, który nam już pozostał, mogliśmy przejść spokojnie na piechotę, nie martwiąc się o zwierzątka.

Mamy szczęście, że nasz sierociniec znajduje się blisko lasu, więc dystans, który mieliśmy pokonać nie był aż tak długi. Im bliżej do celu, tym większe prawdopodobieństwo, że trafimy na łowców, a to w naszej sytuacji byłoby bardzo problematyczne.

Kiedy już dotarliśmy do celu, schowałem się za koszem na śmieci i czekałem na wieści od chłopaków. Z jednej strony takie czekanie na wyrok było dla mnie niesamowicie męczące i chciałem czym prędzej dowiedzieć się czy mogę już wejść, ale z drugiej strony bardzo stresowałem się rozmową z moimi przyjaciółmi. Niby miałem dokładnie ułożone w głowie wszystko co chciałem powiedzieć, ale i tak nie miałem pojęcia jak na to wszystko zareagują.

—Nie ma jej.— usłyszałem głos Sprinkle, a chwile później miałem już jego sylwetkę przed sobą— Milly powiedziała, że wyszła po coś, ale przyjdzie na obiad, więc musisz się pośpieszyć.

Po tych słowach gwałtownie wstałem z podłogi i szybkim krokiem, prawie porównywalnym do biegu, zacząłem zmierzać w stronę wejścia. W pierwszej chwili, zastanawiałem się czy aby tego nie przełożyć, skoro Eterna może wrócić niebawem, ale szybko doszło do mnie, że niemiałbym na kiedy tego przełożyć. Mamy mało czasu. Muszę robić to co kazał Street. Tylko wtedy nam się uda.

Przed wejściem na stołówkę poprawiłem swoją czapkę, po czym westchnąłem, wahając się ostatni raz. To moi przyjaciele. Będzie dobrze.

—Cześć wam.— tymi dwoma słowami zwróciłem uwagę na siebie. W momencie, w którym wszyscy skierowali wzrok na mnie, dostrzegłem bardzo wiele różnych wyrazów twarzy. Większość była zdziwiona, wszyscy którzy byli łowcami byli bardzo zmieszani, a niekiedy nawet przerażeni, za to młodsze dzieciaki, aż skakały w miejscu z radości, kiedy tylko mnie usłyszały.

—Palette!— Amy zeskoczyła z krzesełka i podbiegła do mnie, aby wtulić się w moje kolana. Po niej przybiegła Lucia, a chwilę później cały szwadron maluchów się do mnie przykleił— Przyszedłeś na obiadek?

—Niestety nie. Mam tu do zrobienia coś bardzo ważnego, ale jak już to zrobię, na pewno przyjdę.— po tych słowach dzieciaki postanowiły mnie puścić. Jedynie czteroletnia Star dalej trzymała mnie za nogawkę i patrzyła na mnie ze smętnym wyrazem twarzy. Na szczęście kiedy kiedy pogłaskałem ją po główce, trochę jej przeszło— Przepraszam, że przerywam wam w jedzeniu, ale chciałbym, żeby wszyscy łowcy, wyszli na chwilę ze mną do drugiego pokoju.

Po dłuższej chwili wysyłania sobie porozumiewawczych spojrzeń jedna osoba w końcu postanowiła wstać i do mnie podejść, po niej już większość była na nogach, także mogliśmy już ruszyć w stronę tak zwanego „pokoju do nauki". Kiedy już się tam znaleźliśmy, wszyscy zajęli miejsca przy stołach albo na stołach, ja zaś przed zamknięciem drzwi, upewniłem się jeszcze czy żaden mały gagatek nie ma ochoty nas podsłuchiwać, chociaż Ito zapewniała mnie, że będzie ich pilnować.

—Nie powinno cię tu być Palette.— Milly zabrała głos, kiedy tylko zamknąłem drzwi— Eterna chce twojej głowy na tacy, przychodzenie tu to durnota.— przyznam, że takie podejście trochę mnie zdziwiło. Spodziewałem się jakiś pretensji czy coś w tym stylu. Zwłaszcza z jej strony, w końcu pomagała przy moim zatrzymaniu... no i oberwała ode mnie trochę.

—Czekaj... To wy nie uważacie mnie za zdrajcę? — naprawdę cała ta sytuacja była dla mnie bardzo szokująca. Po reakcji Luxath'a i Sprinkle byłem przekonany, że na początku będę musiał odbijać masę słownych ataków, a w najgorszym przypadku nie tylko słownych—Nie jesteście źli?

—Oczywiście, że jesteśmy źli.— tym razem Ezi zabrał głos— Walnąłeś mnie zatrutą śnieżką w łeb, a co gorsze zostawiłeś nas na pastwę Luxath'a tyrana. Nawet nie wiesz jak obrósł w piórka, kiedy został nowym liderem. Ale nie uważamy cię za zdrajcę. Nie wiem, o co Eterna się na ciebie wkurzyła, ale to ty tu rządzisz, nie ona.

—Zaprzyjaźniłem się z wampirem.— przyznałem— Dlatego Eterna jest zła.

—Dlaczego zaprzyjaźniłeś się z wampirem? Przecież one są złe. Zawsze mówiłeś nam, że wampiry są złe i niebezpieczne.

—I dopiero teraz doszło do mnie, że się myliłem.— westchnąłem, po czym również usiadłem na stole— Słuchajcie mnie. Wszyscy tutaj jesteśmy jeszcze dzieciakami, nawet ja. Świat jest dla nas czymś czego jeszcze się uczymy. Baliśmy się wampirów, ponieważ jeden z nich zabił nam mamę. Zaczęliśmy mierzyć cały gatunek miarą jednego osobnika, ale naprawdę nie wszyscy są źli. Wampir, z którym się przyjaźnię jest naprawdę miły i wiem, że nigdy by mnie nie skrzywdził. Miał ku temu całą masę okazji, ale nigdy nawet nie próbował. Na świecie jest dużo złych wampirów, ale jest także dużo złych potworów i ludzi. Praca łowcy nie jest dobra. Zabijamy wampiry bez względu na to czy są dobre czy złe. Wiele razy zabraliśmy rodziców jakiemuś dziecku, a każde z nas wie jak bardzo to boli. Ta cała nienawiść do siebie jest naprawdę niepotrzebna. Wampiry żywią się krwią, ale przecież nie muszą jej jeść poprzez zabijanie. Wszystko da się jakoś rozwiązać, trzeba jedynie pomyśleć i nie działać pochopnie.— podczas mojego monologu cała trzydziestka trójka par oczu wpatrywała się we mnie, niektórzy z lekkim grymasem, inni ze skupioną miną.

—Chcesz być łowcą i nie zabijać wampirów? Nie uważasz, że to bez sensu?

—Nie nie! To ma wiele sensu. Mam w głowie pełno pomysłów, które moglibyśmy zrobić jako „nowi łowcy". Moglibyśmy założyć banki krwi dla wampirów, pomagać najbiedniejszym, ale i nadal łapać wampiry czy też potwory, które są złe i łamią prawo. A zapewne w przyszłości razem wymyślimy jeszcze więcej.

—A pieniądze? Musimy płacić za dom i za potrzebne rzeczy typu jedzenie. Do tej pory zarabialiśmy zabijając wampiry. Jak utrzymamy taką gromadkę dzieci bez tej pracy?

—Na pewno coś wymyślimy. A jeśli będzie trzeba, zwrócę się z prośbą do samego króla. Nigdy nie zostawię was w potrzebie. Pamiętajcie, że jestem waszym starszym bratem.— posłałem w ich stronę ciepły uśmiech.

—My ciebie też nie zostawimy. To zawsze ty byłeś naszym liderem. Wszyscy poszliśmy za tobą i będziemy dalej to robić. W końcu rodzina to podstawa. Prawda?— Milly odwróciła się za siebie aby sprawdzić czy wszyscy jej potakują. Ku mojej uciesze, zrobili to.

—Cieszę się, że to mówicie, bo mamy jeszcze jeden problem. Dosyć poważny.— atmosfera z przyjemnej znowu zmieniła się na dość napiętą— Eterna ma całkowicie inne poglądy do moich. Dowiedziałem się, że chce rozpocząć wojnę z wampirami. Wojnę, w której wielu z nas może zginąć. Młodsze dzieciaki, które nie mają nic wspólnego z sytuacją czy niewinni mieszkańcy wioski, również. Zapewne nasz dom także zostanie zniszczony. Jesteśmy w stanie załatwić spór z wampirami drogą pokojową, ale Eterna nie chce tego zrozumieć. Chcę wiedzieć czy w chwili, w której staniecie przed wyborem wybierzecie wojnę czy pokój.

—Wybierzemy to co ty, Palette.

—Nawet jeśli będzie oznaczać to walkę z Eterną?— przez chwilę zapanowała całkowita cisza, jednak po paru sekundach, jakby na omówiony znak, wszyscy synchronicznie przytaknęli— Szczerze, nie mam pojęcia kiedy to nastąpi, ale proszę was, abyście byli gotowi w każdej chwili.

Fakty są takie, że doskonale wiem, kiedy to nastąpi. Wiem, że ta walka będzie najtrudniejszą, która spotkała mnie do tej pory. Jednak los sprzyjał mi podczas ataku żądnego krwi wampira. Przeżyłem to dzięki szczęściu, więc może również tym razem szczęście będzie po mojej stronie. Pokonam Eternę i ochronię moją rodzinę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro