Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

-14- Obłęd

[Perspektywa - Encre]

Żyjąc pod jednym dachem z wampirami przyzwyczaiłem się już do nocnego trybu życia. Zazwyczaj jadam w okolicach od trzeciej do czwartej rano, więc nic dziwnego, że jestem już głodny. Chociaż jakby spojrzeć na moje wcześniejsze życie, mój zegar biologiczny również był całkowicie rozregulowany. Często zdarzało mi się zerwać parę nocek na malowaniu obrazów, a następnie obudzić się twarzą w farbie. Muszę korzystać z momentów, w których nachodzi mnie wena. Jako iż jestem artystą całą swoją duszą, potrafię odejść od ciepłego posiłku i zacząć tworzyć, kiedy nagle spadnie na mnie natchnienie.

Całkowicie zagłębiając się w myślach o swojej osobie, co zdarza mi się dosyć często, przytrzymałem jajka za długo na patelni. Doszło to do mnie w momencie, w którym w całej kuchni rozległ się bardzo nieprzyjemny zapach spalenizny.

—Encre, zostawiłem cię samego na pięć minut.— Sueño pojawił się z powrotem w kuchni, po czym szybko podbiegł do okna, aby je otworzyć.

—Ale tutaj niemiłosiernie wali.— w krok za nim pojawił się Macabre— Encre, usiądź żeś i nie marnuj jedzenia.— wskazał palcem na krzesło przy małym jadalnianym stoliku. Był on w kształcie kwadratu, jednak mogły usiąść przy nim jedynie trzy osoby, ponieważ jedna z jego krawędzi była przytulona do ściany.

—Myślałem, że kładziesz się spać.— zwróciłem się w stronę potwora, który narzucał na swoją koszulę nocną fartuch.

—Jakiś potwór wydarł się na cały głos, że jest głodny.— odrzekł z lekką irytacją w głosie.

—Przepraszam.— spuściłem głowę na dół.

—Próbowałeś zrobić jajecznicę, prawda?— przytaknąłem skinieniem głowy.

—Czerwona Łuna jest już blisko.— Sueño westchnął, wpatrując się przez okno— Martwię się o Palette.

—Nic mu nie będzie.— Macabre położył na deskę świeżego pomidora, po czym pokroił go w dwie sekundy. Nie wiem czy nauczył się tak umiejętnie operować nożem w swojej pracy w barze, czy posiadał takie umiejętności jeszcze z czasów, kiedy żył w świecie przestępczym. Ale na pewno wiem, że nie jestem w stanie odważyć się zadać takie pytanie— Gdzieś z połowę życia zajmuje się takimi rzeczami.

—Kim jest Palette?— w odpowiedzi na moje pytanie każde z bliźniąt lekko się spięło.

—Ten młody chłopak, którego widziałeś rano. Adoptowałem go niedawno.— Sueño zajął miejsce przy stole naprzeciw mnie— Jak wiesz, projektowałem nowy wystrój dla sierocińca. Wydawał się sympatyczny, a ja zawsze chciałem mieć syna.

—Chętnie go poznam, właściwie to minęliśmy się w wejściu, nie zdążyłem się nawet przedstawić.

—Myślę, że się polubicie.— Macabre odrzekł z lekkim uśmiechem na twarzy, co było strasznie dziwne, ponieważ taką ekspresję widuje się u niego bardzo rzadko.

Dalsza rozmowa minęła nam na tematach związanych z moim nowym miejscem zamieszkania. Sueño starał się powstrzymywać z okazywaniem złości jak tylko potrafił, ale i tak widziałem, że nie pochwala mojej decyzji. Nie mam pojęcia dlaczego jest tak uprzedzony do wampirów, zwłaszcza, że często obracał się w ich towarzystwie, kiedy jeszcze mieszkał w Hiszpanii. Jednak to chyba kolejne pytanie, na które zadać nie mam tak wielkiej odwagi. Macabre udzielał się w naszej rozmowie jedynie pojedynczymi słowami albo pomrukiwaniem, a w międzyczasie odprawiał czary w kuchni.

—Macabre, twoje umiejętności kulinarne są niesamowite.— odrzekłem, kiedy postawił przede mną talerz z pięknie wyglądającą i niesamowicie pachnącą jajecznicą.

—Nawet nie spróbowałeś.— odrzekł, po czym zajął ostatnie wolne miejsce przy stole— Sueño, ty sprzątasz.

—Co? Dlaczego?

—To twój gość.— upił łyk kawy, którą zrobił sobie w międzyczasie.

Zacząłem rozkoszować się smakiem perfekcyjnie przyprawionego dania. Jajka były ścięte dokładnie tak jak lubię, a pomidor i szczypiorek komponowały się tworząc bardzo dobre wykończenie całości. Mimo, że kucharz Fallacy'ego również bardzo dobrze gotuje, nikt nie jest w stanie dorównać Macabre. Jedzenie tak bardzo mnie pochłonęło, że nawet nie zawracałem sobie głowy kontynuowaniem wcześniejszej rozmowy. Moja uwaga została odwrócona dopiero wtedy, kiedy usłyszałem stukot. Coś odbiło się od szyby w oknie.

Cała nasza trójka spojrzała na miejsce, z którego dochodził odgłos. Przez wcześniej uchylone okno przecisnął się mały nietoperz. Kiedy tylko znalazł się w pomieszczeniu, zamienił się w swoją potworzą formę. Przyznam, że bardzo zdziwiła mnie nagła wizyta bratanka Fallacy'ego.

—Pan Rêver?— Gothy zapytał, przy okazji masując swoją czaszkę dłonią.

—Tak.— Sueño dopowiedział dość podejrzliwym tonem.

—Jak dobrze.— westchnął, po czym podszedł bliżej nas— Jest pan jedyną osobą, która może mi teraz pomóc. A właściwie nie mi. Palette ma kłopoty.

—Co się stało?— głos mojego przyjaciela od razu złagodniał, jednak równocześnie zrobił się bardziej zatroskany.

—To moja wina.— Goth położył rękę na twarzy— Inni łowcy zauważyli nas, kiedy rozmawialiśmy i automatycznie osądzili go za zdradę. Powiedział mi, że sam sobie poradzi, ale czuję, że mnie okłamał. Musimy mu jakoś pomóc!

—Spokojnie.— Macabre zatrzymał ręką Sueño, kiedy ten wstawał z krzesła— Obydwoje słuchajcie. Aktualna sytuacja wymaga od nas logicznego myślenia, a nie pochopnego działania. Ilu łowców go przyłapało?

—Naliczyłem z pięciu.— Goth odwrócił wzrok w kierunku okna.

—Nie dałby rady uciec. Ale go nie zabili.— drugim zdaniem przerwał Sueño, zanim ten cokolwiek zdążył powiedzieć, a wyraźnie było widać, że zamierzał to zrobić— Osoby skazane za zdradę zostają torturowane, aby wyciągnąć od nich informacje. Więc mamy jeszcze szanse go wyciągnąć.— wstał od stołu i zaczął iść w kierunku wyjścia— Muszę skontaktować się z dawnym przyjacielem.

—Idę z tobą!— Sueño podbiegł do swojego brata— Encre, zostań w domu, w razie jakby coś się stało.— rzucił mi na odchodne.

I takim oto sposobem dwójka gości, którzy wprosili się do ich domu, została w nim sama. Uważnie przypatrzyłem się twarzy Goth'a, który prowadził wewnętrzną wojnę, aby prawdopodobnie powstrzymać się od zniszczenia całej kuchni. Mieliśmy naprawdę mało czasu aby się poznać, jednak podczas tego okresu był cały czas zdenerwowany, więc zdążyłem już zauważyć jak reaguje, kiedy coś idzie nie po jego myśli. Postanowiłem wstać od stołu i podejść do niego.

—Goth, nie martw się, na pewno wszystko będzie dobrze.—wyciągnąłem rękę w jego stronę, z zamiarem położenia mu jej na jego ramieniu, jednak on chyba źle zrozumiał moje intencje, bo kiedy tylko się zbliżyłem zamachnął się swoją ręką i uderzył mnie tym samym odpychając na ścianę.

—Nie dotykaj mnie!

—Przepraszam.— odrzekłem, po czym położyłem lewą dłoń na swoje prawe ramię, które było mocno obolałe. Szybko zrozumiałem, że głównym powodem tego było, to, że Goth zadrapał mnie swoimi pazurami. Rana była dosyć głęboka. Dlatego szpik kostny szybko zaczął brudzić rozszarpany materiał mojego rękawa.

—Ja... em...— nie mam bladego pojęcia co próbował powiedzieć w tamtej chwili i zapewne się tego nie dowiem, ponieważ postanowił nie kontynuować zdania.

Zamiast tego wpatrywał się we mnie szeroko otwartymi oczodołami. Przyznam, że trochę mnie to zaniepokoiło. Za to zaniepokoiło mnie bardzo to, że w pewnym momencie po brodzie spłynęła mu stróżka śliny. Oczywiście bardzo szybko ją wytarł, ale to spowodowało, że trybiki w moim mózgu w końcu zaczęły pracować. W panice zakryłem dłonią ranę oraz plamę na ramieniu. Goth w międzyczasie badał mnie uważnie wzrokiem. Cisza pomiędzy nami wywoływała dreszcze na moim kręgosłupie, jednak bałem się powiedzieć coś jako pierwszy. Dlatego przez dłuższą chwilę staliśmy naprzeciwko siebie i patrzyliśmy sobie w oczodoły. Yhym, a więc to tak umrę.

[Perspektywa - Fallacy]

Bycie ojcem jest naprawdę piękną rzeczą. Powtarzam to za każdym razem, kiedy tylko jestem pytany odnoście tej kwestii i powtarzać będę. Jednakże wiele pięknych rzeczy posiada także drugie dno, a akurat w tym przypadku drugie dno jest zadziwiająco często ukazywane.

—Jasper, drogie dziecko, czy ja mam rzucić na ciebie zaklęcie blokujące wszystkie twoje moce i wystawić cię na słońce?— zapytałem moją ukochaną pociechę.

—Z tym chyba musimy poczekać do końca Czerwonej Łuny.— uśmiechnął się zadziornie czym jeszcze bardziej podniósł mi ciśnienie— Zanim podejmiesz pochopne decyzje, przypomnę ci, że ten fortepian liczył już większe pół wieku.

—To stawia cię w jeszcze bardziej niekorzystnej sytuacji. Jednak pomińmy fakt instrumentu, Pente i tak da ci nauczkę za zniszczenie go, kiedy tylko się zorientuje. Tłumaczyłem ci już, że podczas Czerwonej Łuny masz być nadzwyczaj ostrożny. Nawet niepozorna rana może okazać się wielkim zagrożeniem.— najchętniej zamknąłbym go w jego komnacie na dwa tygodnie, ale zdażyło mu się już skakać z żyrandola na łóżko... i nie trafiać— A ty gdzie byłeś, kiedy to się wydarzyło?!— zwróciłem się do Suave, który zbierał resztki fortepianu z ziemi.

—W kuchni. Wybacz mi mój lordzie, obiecuję, że taka sytuacja już więcej się nie wydarzy.— spuścił swoją głowę na dół.

—Podczas Czerwonej Łuny twoim jedynym obowiązkiem jest pilnowanie Jasper'a.— w tym momencie do głowy przyszedł mi pewien pomysł— Jeśli Jasper jeszcze raz zrobi sobie chociaż najmniejszą krzywdę, zostajesz wydalony z posiadłości. Rozumiemy się?— spojrzałem ukradkiem na twarz Jasper'a, który wciągnął gwałtownie powietrze, kiedy tylko wypowiedziałem te słowa.

—Tak lordzie Fallacy.

Mój syn zadziwiająco mocno przywiązał się do Suave. W krótkim czasie stał się dla niego nie tylko służącym, ale też przyjacielem i powiernikiem. W takiej sytuacji oczywistym jest, że nie wyrzucę Suave z pracy, ani tym bardziej go nie zabiję. Jednakże ta dwójka nie musi o tym wiedzieć. Lokaj ma dodatkową motywację, aby mnie nie zawieść, a mój pierworodny nie odważy się już przedsięwziąć kolejnych bezmyślnych działań, takich jak próba podniesienia fortepianu.

Postanowiłem udać się do biblioteki w celu ponownego przestudiowania ksiąg. Czerwona Łuna wzmacnia wampirzą moc, która jest nieodłącznym elementem do opanowania każdego zaklęcia, więc najlepszym wykorzystaniem tego okresu jest zaszycie się w cichym pomieszczeniu i szlifowanie swoich umiejętności. Na szczęście chociaż jedno z moich dzieci podziela moje zdanie.

Korzystając z okazji oraz tego, że byłem bardzo blisko, postanowiłem zerknąć do komnaty mojego drugiego syna. W przeciwieństwie do swojego starszego brata, jest o wiele bardziej poukładany, o czym wcale nie świadczy to, że jest dojrzalszy psychicznie, ponieważ nawet jako dziecko był on oazą spokoju o nienagannych manierach. Przez wielu znajomych mi magnatów, uważany jest za wzór arystokratycznego dziecka, nienaganny, właściwie bez żadnej skazy. Posiadając zaledwie pięćdziesiąt lat doszedł do rangi, którą jest w stanie pochwalić się niejeden wampir w sile wieku. Tak naprawdę jedyną jego słabością jest to, że posiada duszę typowego romantyka. Wierzy w prawdziwą miłość, teorie bliźniaczych dusz. Ciągle szuka tej jedynej, przeznaczonej mu kobiety. Z tego też powodu zdecydowałem się, aby wstrzymać się z wyborem kandydatki na jego małżonkę. Chcę aby był szczęśliwy, miał możliwość zdecydowania komu pragnie poświęcić całe swoje życie.

—Czy jest coś czego ode mnie potrzebujesz ojcze?— Pente zauważył moją obecność w jego komnacie.

—Tak właściwie przyszedłem jedynie sprawdzić jak się miewasz. Czerwona Łuna już niebawem.— podszedłem bliżej do jego biurka, na którym panował niemały bałagan, co oznacza, że pracuje już od dłuższego czasu. Na samym wierzchu sterty papierzysk znajdowały się notatki w których rozszyfrowywał księgi, przykrywały one rozrysowane nuty oraz prototypy wierszy zapisane w języku francuskim.

—Czuję się dobrze, wręcz zadziwiająco. Od samego wieczoru energia aż mnie rozpiera. Natchnienie i chęć do nauki uderzyły we mnie w tym samym czasie, aż niewiadomo za co się zabrać.— zwrócił twarz w moją stronę— Bardziej martwię się o ciebie. Encre nie ma z nami od niecałej godziny, a ty już wyglądasz na przygnębionego.

—To akurat nie jest sprawką Encre. Twój starszy brat znowu postanowił zszargać trochę moich nerwów.

—Miej do niego cierpliwość.— hym... zapewniam cię synu, że twoje podejście zmieni się diametralnie, kiedy tylko dowiesz się co zrobił z twoim ukochanym instrumentem.

—Zachowuje się bardzo nieodpowiedzialnie. Doskonale wie, że w tym czasie powinien być nad wyraz ostrożny.— westchnąłem. Możliwe, że czasami bywam nadopiekuńczy, jeśli w sprawę wchodzi ich bezpieczeństwo. Jednakże zaczynam wariować w momencie, w którym przychodzą mi do głowy najczarniejsze scenariusze. Los uwielbia odbierać mi najważniejsze dla mnie osoby, a jeśli chcę walczyć z tak potężnym wrogiem, muszę być przygotowany na wszystko.

—Jeśli tylko zechcesz, mogę porozmawiać z nim i przemówić mu do rozsądku.— zamoczył swoje pióro w atramencie, najwidoczniej dokonując nowego odkrycia w trakcie naszej rozmowy— Bywa nieodpowiedzialny, jednak jeśli powiem mu, że się o niego zamartwiasz, będzie chciał ci ulżyć.

—Byłbym wdzięczny. Dobrze więc, dam ci trochę prywatności, skoro widzę, że dziś tak świetnie radzisz sobie z nauką.— poklepałem go dwa razy po prawym ramieniu, ponieważ w lewej ręce trzymał pióro, po czym zacząłem zmierzać w kierunku drzwi— Powodzenia.— rzuciłem na odchodne.

—Dziękuję ojcze.

Jak już wspominałem, Jasper i Pente to ogień i woda, jednakże ich odmienne charaktery sprawiają, że w moim życiu niesamowicie rzadko gości nuda. A kiedy tylko Goth wpadnie z wizytą, robi się jeszcze ciekawiej.

Jak na zawołanie, kiedy tylko skręciłem korytarzem w lewo, dostrzegłem przed sobą Reaper'a, ojca jeszcze przed sekundą wspomnianego przeze mnie młodzieńca. Jednakże, po wyrazie jego twarzy, dostrzegłem, że wizyta była spowodowana czymś bardzo niemiłym.

—Fallacy, musisz mi pomóc.— odrzekł na dzień dobry— Goth znowu uciekł.

***

Trop Goth'a przywiódł nas prosto do wioski. Mimo, że poruszaliśmy się w okolicach bardzo późnych godzin, nasz pobyt tutaj był szalenie niebezpieczny. Zawsze starałem się zrozumieć zachowania mojego bratanka, w końcu sam nie znoszę, kiedy bezsensowne reguły próbują mnie przytłamsić, jednakże decyzja o ucieczce z domu przed Czerwoną Łuną to czysty idiotyzm. Teoretycznie istnieje wyznaczony termin jej nadejścia, który akurat wypada na wschód słońca, jednak każdy wampir podchodzi do tego indywidualnie. Nie mamy pewności w którym konkretnie momencie nasze dusze staną się na tyle osłabione, aby zniszczył je nawet najmniejszy atak. Ten proces jest stopniowy, nie dzieje się od tak. Dlatego nawet ja jestem zły na Goth'a za tę ucieczkę. Eh... a myślałem, że to Jasper zachowuje się nieodpowiedzialnie.

Wraz z Reaper'em zatrzymaliśmy się przy starym młynie aby odsapnąć na chwilę oraz przede wszystkim napić się zabranej z posiadłości krwi. Zapachy w wiosce zaczynały mnie nieco drażnić, co również świadczy o tym, że dla mnie nie zostało już wiele czasu.

—Czerwona Łuna jest niesamowicie uciążliwym zjawiskiem.— odrzekłem, po czym zakręciłem swoją manierkę z krwią.

Reaper postanowił zignorować moje zaczęcie jakiegokolwiek tematu. Wpatrywał się w zaśnieżone skrzydła młyna w milczeniu.

—Fallacy, ja nie dam rady.— muszę przyznać, że szokowała mnie ta nagła szczerość z jego strony— Chociaż bardzo się staram, nie jestem w stanie zrozumieć Goth'a. Dlaczego to jest takie trudne? Jakim cudem udało ci się dobrze wychować swoje dzieci?

—Zapewne obrazisz się na mnie za to co teraz powiem, ale aby ci pomóc muszę być szczery.— Reaper spojrzał mi prosto w oczodoły. Nie wydaje mi się aby miał to na celu, ale kiedy zobaczyłem ten jego pusty wzrok, poczułem jakby przekazał mi cały ciężar jaki dotychczas nosił na barkach— Pobłażałeś mu całe życie, ponieważ uważałeś, że po stracie Geno zasługiwał na to. Owoce tego zachowania wychodzą na światło dzienne, Goth jest opryskliwy i uważa, że wszystko mu się należy. Starasz się to naprawić, będąc bardziej surowym, jednak na to jest już za późno. Takim zachowaniem zrazisz go tylko do siebie, co spowoduje, że tym bardziej nie będzie chciał cię słuchać.

—Dobrze, skoro powiedziałeś mi już jakim jestem okropnym ojcem, zdradzisz mi jakieś złote rady jak to zwalczyć?

—Tak szczerze, moim jedynym pomysłem jest to, aby dać mu to co chce.— Reaper wygiął usta w grymas i podniósł wyżej jeden łuk brwiowy— Pozwól mu decydować samemu o sobie. Jeśli przestaniesz robić za jego tarczę, życie go przetestuje. Z jego podejściem najpewniej nie będzie to przyjemne przeżycie, jednak konieczne.

—Rodzicielstwo jest koszmarne.— Reaper położył dłonie na twarzy i westchnął— Gdyby tylko Geno żył.— podszedłem bliżej i położyłem mu rękę na ramieniu.

—Wiem, że jest ci ciężko. Wiem też, że nie chcesz powiedzieć o nim synowi, aby nie czuł tej pustki. Jednakże nie jesteśmy w stanie odwrócić czasu. Ja również myślę o nim każdego dnia od dziewięciu lat, jednak wiem że tym myśleniem nie zwrócę mu życia.— Reaper opuścił ręce na dół. W tamtym momencie zauważyłem, że wykonał wcześniejszy gest po to, aby zakryć łzy, które spływały po jego twarzy.— Ah!— poczułem nagły, mocny ból, przez co położyłem lewą dłoń na swoje prawe ramię.

—Co się stało?!— Reaper odskoczył ode mnie.

—Nie wiem.— podwinąłem rękaw swojego płaszcza, aby sprawdzić stan ramienia, jednak okazało się, że wszystko jest z nim jak najbardziej w porządku. Po krótkiej chwili namysłu doznałem olśnienia.— Encre!

Kompletnie zignorowałem skołowany wzrok swojego towarzysza i zrobiłem pare kroków w stronę, z której czułem jego zapach. Już od dawna wiedziałem, że idziemy drogą, którą przemieszczał się w bliższej lub dalszej przeszłości, jednak wcześniej nie było to dla mnie aż tak istotne. Jednak teraz... teraz żałuję, że nie sprawdziłem wcześniej czy wszystko u niego w porządku.

Z jednej strony mógł skaleczyć się przez przypadek. Ta myśl była jedyną rzeczą, która dodawała mi otuchy, jednak nadzieja szybko uleciała ze mnie w momencie, w którym poczułem więcej obrażeń na swoim ciele. Na pewno stało się coś złego! Jeśli Eterna dowiedziała się, że jest tutaj? Jeśli ci jego przyjaciele wydali go łowcom?

Wleciałem przez otwarte okno do domu, w którym charakterystyczny zapach Encre był najbardziej intensywny. Co gorsza, w pewnym momencie zacząłem wyczuwać też Goth'a. Z dokładnością pamiętam wszystkie krwawe sceny, które wtedy rozgrywały się w mojej głowie. Niestety jedna z nich okazała się prawdziwa. Sceneria w pomieszczeniu, do którego wleciałem przypominała istne pobojowisko. Szafki kuchenne były poprzewracane, mały stół jadalniany leżał nogami do góry, a przed moimi stopami znajdowały się dwa połamane krzesła. W samym kącie, tuż koło łuku robiącego za przejście do kuchni zauważyłem dwie postacie, które natychmiastowo poznałem po zapachu.

Szybko podbiegłem do Goth'a, złapałem go za szalik i siłą odciągnąłem od leżącego na ziemi malarza. W tamtej chwili ledwo panowałem nad swoimi emocjami, dlatego, kiedy tylko złapałem go pewniej za ramiona, odepchnąłem go na ścianę, nawet nie zważając uwagi na to, że mogę zrobić mu krzywdę. Dociskałem jego ramiona do ściany, czekając aż się uspokoi, jednak na to się nie zapowiadało. Strasznie się szarpał, próbował odepchnął mnie od siebie swoimi nogami, a jego czerwona źrenica co sekundę przeskakiwała z Encre, na mnie. Jest w transie, to nic nie da.

—Trzymaj go.— odrzekłem w stronę Reaper'a, kiedy tylko zjawił się w kuchni.

Kiedy tylko miałem wolne ręce, podbiegłem do Encre. Uklęknąłem przed nim, a następnie wsunąłem dłoń pod jego czaszkę, aby podnieść ją lekko do góry. Jego oczodoły były lekko przymknięte, ale wciąż otwarte, dodatkowo to, że mamrotał pod nosem, głównie moje imię, dawało mi potwierdzenie, że nadal kontaktuje. Jednak na jak długo? Dlaczego? Dlaczego to zawsze się dzieje? Dlaczego świat zabiera mi osoby, które kocham?! Ja nie chcę go stracić! Nie mogę go stracić!

—Jeśli chcę walczyć z tak potężnym wrogiem, jak los muszę być przygotowany na wszystko.— powiedziałem na głos mantrę, którą wymawiam każdego dnia w myślach.

—Fallacy, co ty wyprawiasz?!— usłyszałem głos Reaper'a za swoimi plecami, kiedy tylko wziąłem do ręki nóż, który leżał nieopodal mnie.

Postanowiłem mu nie odpowiadać, zamiast tego wypowiedziałem słowa, które wytworzyły barierę pomiędzy mną a moim szwagrem. Następnie wyrecytowałem kolejne zaklęcie, tym razem uzdrawiające. Polega na tym, że mój szpik kostny zamienia się w lekarstwo na wszystkie choroby oraz głębokie rany. Jest to bardziej zaawansowana forma regułki wpajanej małym dzieciom. Mam nadzieję, że to wystarczy. Kolejny raz podwinąłem rękawy płaszcza, jednak tym razem po to, aby zrobić nacięcia na swoich kościach.

—Fallacy! Nie zapominaj, że mamy Czerwoną Łunę.

Kolejny raz zignorowałem wołania Reaper'a. Kiedy tylko szpik kostny zaczął skapywać po moich dłoniach, otworzyłem palcami usta Encre i nastawiłem jedną dłoń tak, aby strumień skapywał do środka, zaś drugą dłonią przejeżdżałem po ranach na jego ciele.

—Fallacy, to nic nie da! On się wykrwawia, tego nie da się uleczyć! Przestań! Błagam!

Reaper miał rację. Nie zdążę uleczyć jego wszystkich ran. Przez to, że zapewne walczył z Goth'em, ten poharatał go swoimi pazurami. Co mam zrobić?! Nie mogę odpuścić! W panice wpadł mi do głowy pomysł, aby połączyć zaklęcia. Jednak czy to coś da?

—Akwana doinora.— szepnąłem, po czym rozgryzłem swój język, aby szpik kostny zmieszał się ze śliną. Po krótkiej chwili, która dla mnie trwała nieskończoność, przyłożyłem swoje usta do jego ust, pilnując tego, aby połknął jak najwięcej płynu.— Encre!— krzyknąłem, kiedy zauważyłem, że to nic nie dało, a jego stan dodatkowo się pogarszał.

—Fallacy...— szepnął— Przynajmniej... udało mi się... cię pocałować...— uśmiechnął się delikatnie, po czym zamknął swoje oczodoły.

—Encre!— potrząsnąłem go delikatnie za ramiona— Encre. Błagam. Wstawaj. Błagam. Nie mogę cię stracić. Rozumiesz? Otwórz oczodoły. Błagam.— powtarzałem w kółko, jednak to również nic nie dało.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro