-12- Upragniony trening
[Perspektywa - Palette]
Eterna prosiła wszystkich młodych łowców, aby pilnowali granicy pomiędzy lasem, a wioską. Podobno ostatni dzień przed Czerwoną Łuną jest okresem największego zagrożenia. Wampiry zaczynają odczuwać już przypływ swoich mocy, jednak nie są jeszcze na tyle osłabione aby zwykła broń mogła je zabić. Oznacza to dla nas dosyć duże kłopoty. Dlatego dzisiaj dosyć często się zmieniamy. Patrole trwają dwie godziny, poruszamy się w trójosobowych zespołach i co dwadzieścia minut wymieniamy się sektorami. Moja drużyna melduje się na zbiórkę około czwartej, jednak chciałem szybciej udać się na miejsce, aby trochę potrenować. Co jak co, ale to akurat najlepsza opcja dla mnie. Z każdym dniem coraz bardziej wracam do formy, jednak nie zmienia to tego, że straciłem bardzo dużo czasu na wylegiwaniu się w łóżku.
Ostatnio wszystko dzieje się tak szybko. Jeszcze niedawno moje życie było czystą rutyną. A teraz? A teraz mam nowy dom, osobę, którą mogę nazywać ojcem, nowego przyjaciela i chyba nowy światopogląd. Nie jestem do końca pewny, wszystko jest takie poplątane, a ja jedynie błądzę niczym dziecko we mgle.
Narazie postanowiłem skupić się na swoich obowiązkach, aby wzbudzić w sobie chociażby względne poczucie normalności. Moim priorytetem jest spotkanie z Goth'em, po nim może będę w stanie wszystko poukładać w swojej czaszce. Jednak na to będę musiał poczekać conajmniej dwa tygodnie. Sądząc po ubiorze jego ojca, jest szlachcicem, więc nie będzie ryzykował szukaniem pożywienia na własną rękę. Raz już udało mi się odszukać go, chociaż było to praktycznie niemożliwe. Teraz również mi się uda.
Kiedy jeszcze mieszkałem w sierocińcu, droga na salę treningową była kwestią zaledwie kilku kroków, jednak Pan Rêver mieszka dosyć daleko. Tak czy siak jest to cena, którą jestem w stanie zapłacić. Wiem, że zabrzmi to strasznie samolubnie, ale tak się cieszę, że w końcu ktoś poświęca swoją uwagę tylko mnie.
—Ha! Tak dawno nie widziałem u ciebie szczerego uśmiechu!— poskoczyłem w miejscu, kiedy usłyszałem za sobą znajomy głos.
—Nie skradaj się tak.— zwróciłem się w stronę Sprinkle, przy okazji kładąc rękę na mostku— Co robisz tutaj tak wcześnie?
—To samo co ty! Chciałem rozgrzać się przed patrolem.
Zawsze podczas patroli lub misji moja trójka składa się jeszcze z Sprinkle i Luxath'a. Eterna już dawno zauważyła, że najlepiej nam się razem pracuje. Jesteśmy bardzo zgrani, w zasadzie wystarczy nam kilka wymienionych spojrzeń, aby przekazać sobie co mamy zrobić. Naprawdę nie wiem, kiedy nasza współpraca weszła na tak wysoki poziom. Jednak chyba wiem dlaczego. Tamtego dnia, dziewięć lat temu każdy z nas stracił coś ważnego, coś, czego nie będzie w stanie już odzyskać.
—I jak tam ci się żyje z nowym tatą?— podczas gdy ja pogrążając się w myślach, ciągałem materiał swojej torby, Sprinkle postanowił podjąć nowy temat.
—Jest strasznie dziwnie, ale też bardzo miło. Tata mieszka ze swoim bratem bliźniakiem. Często sprzeczają się o różne pierdoły. Jest zabawnie.— kolejny raz uśmiechnąłem się do siebie— Czuję w nowym domu taką ciepłą, rodzinną atmosferę. Właśnie o czymś takim marzyłem.
—Wiem o czym mówisz. Myślę, że znajomi z sierocińca by nie zrozumieli, tego uczucia nie można sobie wyobrazić, to trzeba przeżyć. Też czujesz w sobie takie iskierki na myśl o tym, że masz tatę tylko dla siebie?— przytaknąłem skinieniem głowy.
— A jak ci się żyję z twoim tatą? Przez to zamieszanie nie zdążyłem zapytać.
—Przez pierwszy tydzień głównie nadrabialiśmy wspólne relacje. Na początku to było strasznie dziwne, ale kiedy dowiadywaliśmy się więcej o sobie, zaczęło się robić coraz bardziej swobodnie. Tata umie dobrze gotować, ma poczucie humoru i nie denerwuje się na mnie, kiedy coś mi nie wyjdzie. Powiedział mi też, że mogę go przytulać, kiedy tylko będę chciał. Można powiedzieć, że jest prawie idealnie.
—Prawie?— na moje pytanie lekko pochmurniał oraz odwrócił ode mnie wzrok— Przepraszam, jeśli to osobiste.
—Trochę tak.— westchnął— Ale komu innemu miałbym się wygadać, jeśli nie tobie? Tak w zasadzie to chodzi o to, że tata miewa czasami... coś w rodzaju ataków paniki. To wygląda trochę strasznie, kiedy siedzi na podłodze, krzyczy i płacze, co jakiś czas się dusząc. Mówił mi, że w takich momentach mam się trzymać od niego z daleka, ale ja nie mogę patrzeć jak się tak męczy. Zazwyczaj po tabletkach mu przechodzi, ale i tak chciałbym mu jakoś ulżyć.
—Nie wiem jak ci pomóc. Ale może zapytaj doktor Lofy, ona zna się na medycznych rzeczach.— przez chwilę szliśmy w całkowitej ciszy— Szczerze, to rozumiem twojego tatę, pobyt w więzieniu wpływa mocno na każdego.
—Tyle, że ja czuję, że jest w tym coś więcej. Często krzyczy „Azure", czyli imię mojego drugiego ojca. Jednak z wiadomych przyczyn wolę na niego nie naskakiwać.
—Bądź cierpliwy, a czas przyniesie odpowiedzi na wszystkie twoje pytania.
W momencie, w którym popchnąłem stare, dębowe drzwi prowadzące na sale treningową, moim oczodołom ukazał się znajomy widok, za którym tak tęskniłem. Luxath, który wpadł na ten sam pomysł co ja i Sprinkle uderzał pięściami kukłę do ćwiczeń, Amy i Lucie bawiły się w ganianego, wplątując w to okładanie się mieczami z pianki, a reszta albo wracała ze swojej warty, albo przygotowywała się na nią.
Luxath odsunął się od kukły, wytarł pot z czoła i podszedł do nas. Jakieś pięć minut naszego czasu przeznaczonego na trening zleciało nam na wzajemnym dogryzaniu sobie. Koniec końców nasze sprzeczki słowne zakończyły się wyzwaniem do wyścigu, który przez to, że przed chwilą trochę mnie poniosło, mógł zawarzyć znacząco na moim honorze. Mój młodszy kolega doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że trochę czasu minie zanim wrócę do pełni sprawności, dlatego cwanie wysunął propozycję wyścigów, które miały zaważyć na tym czy nadal zostaję liderem, czy oddaję ten tytuł Luxath'owi. W chwili impulsu zgodziłem się na tę propozycję, ale kiedy tylko stanąłem na lini startu, doszło do mnie jak bardzo durne to było.
Wyścig zakończył się oczywiście moją przegraną i paskudnym triumfem Luxath'a, a właściwie naszego nowego lidera. Leżałem na podłodze w bezruchu i ciężko dyszałem, dopóki Sprinkle nie podał mi ręki.
—No i po co ci to było?— przy jego pomocy wstałem na równe nogi— Teraz będzie się puszył przez cały tydzień.
—Dam mu ten tydzień i odbiorę co należy do mnie.— mimo, że zdanie kierowane było do Sprinkle, zwróciłem wzrok w kierunku Luxath'a.
—Oczywiście.— parsknął pod nosem— Tylko najpierw naucz się nie przewracać o własne nogi.— podszedł do nas— Tak w ogóle zastanawiam się jakim cudem udało ci się uciec przed dwoma wampirami, skoro nie udaje ci się prześcignąć zwykłego śmiertelnika.
—Wpadłem w sam środek burzy śnieżnej. Pogoda mi sprzyjała.— odpowiedziałem, jakby była to najnormalniejsza rzecz na świecie. Starałem się jak mogłem ukryć zestresowanie w swoim głosie, spowodowane poruszeniem tego delikatnego tematu.
—Wampirowi z wyostrzonymi zmysłami też sprzyjała.— odburknął w moją stronę—Palette, skończ ściemniać. Na początku kręcisz sobie z wampirem, później wypada jeszcze kolejny, wszyscy znikacie, a później pojawiasz się jakby nigdy nic.— Luxath złapał mnie za kołnierzyk od munduru i przysunął bardzo blisko siebie—Gdyby to mnie sprawa dotyczyła, od razu zrobiłbyś mi przesłuchanie.
—Nie miałem pojęcia, że Goth jest wampirem.—zwróciłem wzrok ku górze, aby móc spojrzeć mu w oczodoły. Mimo faktu, że jest ode mnie młodszy, przewyższa mnie wzrostem.
—Na pewno nie zauważyłeś jego kłów, kiedy mizialiście się na łóżku.—odrzekł sarkastycznie.
—Nie mizialiśmy się!— w końcu odepchnąłem go od siebie.
—No moje łóżko było w takim stanie, że zastanawiam się czy na mizianiu się skończyło.
—Pomogłem mu się ogrzać. Cały czas zakrywał twarz szalikiem. Słuchaj Luxath, sam nie wiem co on kombinował, ale to oczywiste, że bym mu nie pomógł!
—Oczywiście, najlepiej powiedzieć, że nic nie wiesz!— zacisnął obie pięści.
—Czy ty zwariowałeś?! Właśnie mówisz mi prosto w twarz, że konspirowałem z naszym wrogiem!
—Wiem co widziałem! Miałeś idealną okazję, aby strzelić, ale tego nie zrobiłeś!
—Idealną okazję?! Jeśli strzeliłbym do jednego, drugi by się na mnie rzucił! W moim stanie, nie miałem szans, żeby wyjść z tego cało!
—I znowu to robisz! Mówisz jedno, a później drugie, plączesz się w zeznaniach!— kolejny raz pociągnął mnie za ubranie— Jeśli nas zdradziłeś osobiście dopilnuję, abyś poniósł tego konsekwencje.
—DOSYĆ!— Sprinkle szarpnął nas za ramiona i przysunął do siebie, tym samym powstrzymując nas od przejścia do rękoczynów— Jesteśmy drużyną, powinniśmy sobie ufać. Kto jak kto, ale Palette nigdy by nas nie zdradził. To on zawsze powtarza, że wampiry są okrutnymi mordercami, dlatego musimy się ich pozbyć. Przestańmy popadać w paranoję, tylko dlatego, że czeka nas Czerwona Łuna. Też jestem zestresowany, ale nie przesadzajmy.
—Muszę zaczerpnąć świeżego powietrza.— wyszarpnąłem Sprinkle swoją rękę i zacząłem zmierzać w kierunku wyjścia.
[Perspektywa - Encre]
Przewróciłem się na drugi bok, jednak zamiast miękkiego materaca, moja miednica spotkała się z zimną, drewnianą podłogą. Zacząłem w całkowitym zdezorientowaniu obracać głową w prawo i w lewo. W końcu usłyszałem śmiech za swoimi plecami. Kiedy się odwróciłem, przed twarzą miałem złoto-czerwone, roześmiane ślepia.
—Jakaż to miła niespodzianka Encre.— Sueño wystawił rękę w moją stronę, pomagając mi wrócić na kanapę— Co cię do mnie sprowadza?
—Kłopoty. Spore kłopoty.
—Macabre mówił, że widział listy gończe o tobie. Oskarżyli cię o zdradę, ale wiem, że to nieporozumienie.
—No cóż, nie do końca.— spuściłem wzrok na swoje kolana— Jeden z moich stałych klientów postanowił odwiedzić mnie w pracowni. Jednak szybko okazało się, że to nie były do końca odwiedziny, tylko poszukiwanie schronienia. Eterna weszła do środka, jednak udało mi się go schować. Niestety nie udało mu się uciec. Został ranny, a ja zrobiłem coś głupiego, żeby go uratować i teraz jesteśmy tak jakby ze sobą związani.
—Dałeś się ugryźć wampirowi, prawda?
—He he.— złączyłem palce i zacząłem się nerwowo śmiać.
—Encreeeee...— Sueño położył dłonie na twarzy— Dlaczego ty masz tak wielki dar do pakowania się w kłopoty?— przez chwile zapanowała pomiędzy nami bardzo niezręczna cisza— Dlaczego mu pomogłeś?— zwrócił wzrok w moją stronę.
—Dlaczego pytasz? Przecież nie mógłbym mu nie pomóc, skoro groziło mu niebezpieczeństwo. Myślałem, że uważasz tak samo.— mój przyjaciel odwrócił wzrok, jednak po krótkiej chwili namysłu zmarszczył brwi.
—Gdyby nie był wampirem!
—Sueño!— po moim krzyku jego oskarżycielski wzrok trochę złagodniał.
—CZY WY MOŻECIE PRZYMKNĄĆ JAPY?!— krzyk Macabre, który najprawdopodobniej właśnie kładł się do spania spowodował, że ja również straciłem ochotę na kłótnie.
—Wampirom nie wolno ufać.— Sueño kontynuował, jednak tym razem spokojnie.
—Gdyby chciał mnie skrzywdzić, zrobiłby to już dawno. Miał ku temu bardzo wiele okazji. Zależy mu na mnie.— wystawiłem dłoń, na której zawinięty był bandaż w stronę mojego przyjaciela— Rzucił na mnie zaklęcie, aby mnie chronić.
—Nie mam pojęcia co planuje, ale nie możesz mu ufać. Wampiry...— położyłem mu rękę na ramieniu.
—Są takie same jak zwykłe potwory. Istnieją dobre wampiry i złe wampiry. A Fallacy i jego rodzina należą do tych dobrych.— uśmiechnąłem się w jego stronę— Nie żałuję podjętych decyzji. Gdybym mógł cofnąć czas, również bym go uratował.— złapałem jego obydwie dłonie— Koniecznie musisz poznać go osobiście. Na pewno go polubisz! Jest trochę poważny, ale bardzo miły i czarujący.— przy wypowiadaniu ostatniego słowa poczułem ciepło na swoich kościach policzkowych.
—Encre, czy ty?— w odpowiedzi na to niedokończone pytanie na mojej twarzy pojawiła się jeszcze większa tęcza.
—Zrobimy coś do jedzenia!— krzyknąłem i zeskoczyłem z kanapy— Jesteś głodny? Ja jestem strasznie głodny!
—Encre, jest trzecia w nocy.— Sueño prychnął śmiechem i spojrzał na mnie z lekkim niedowierzaniem. Mimo tego postanowiłem go zignorować i udać się do kuchni.
Nie! Żeby nie było jakiś niedomówień! Wcale nie zauroczyłem się Fallacy'm. Co prawda jest niesamowicie przystojny, mądry, miły, troszczy się o mnie i chwali moją pracę. Chociaż na początku trochę martwiłem się tą całą sytuacją i starałem się ciągle malować, aby oderwać się od rzeczywistości, on starał się mnie zrozumieć. Tak w zasadzie to nikt z wyjątkiem Sueño się tak o mnie nie troszczył. Fallacy jest wspaniałym przyjacielem! Cieszę się, że nasze drogi się skrzyżowały. Dlatego, że jest dobrym przyjacielem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro