🔪Niepotrzebna utrata głowy🔪
Wstając tego pięknego poranka, nie spodziewałem się, że stracę dziś głowę. I to dość dosłownie. Chociaż z jednej strony, tracenie głowy w Walhalli to była normalna kolej rzeczy. Spojrzałem w lustro w łazience. Moje włosy znowu trochę podrosły. Jak na martwą osobę, moje włosy były dość żywe. Alex niedawno mi je ścinała. Chyba będę musiał ją o to poprosić drugi raz. Właśnie. Na myśl o Alex Fierro zacząłem układać te nieszczęsne blond kołtuny. Zaledwie kilka tygodni temu udało nam się (z pewną pomocą Odyna i jego wybitnie zdolnych prawników) otworzyć dom mojego wuja i przerobić go na dom dla bezdomnych dzieciaków. Aktualnie zrobiłem sobie pewną przerwę. W końcu nie prowadziliśmy go tylko ja i Alex, pomagało nam kilka osób. Rzadko mogliśmy znaleźć chwilę dla siebie. Alex albo biegała od pokoju do pokoju, albo pocieszała kogoś. A ja za każdym razem kiedy widziałem Fierro, przypomniałem sobie o tym jak mnie pocałował po tej całej grze w przeciąganie liny nad basenem z czekoladą. Nie mogłem pozbyć się tego cudownego wspomnienia.
Wyszedłem z pokoju z zamiarem zjedzenia czegoś pożywnego na śniadanie. Piętro dziewiętnaste było prawie puste. Halfborn i Mallory postanowili pomóc nam w domu wuja Randolpha, więc nie było ich tutaj teraz. A T.J najwyraźniej albo spał, albo już dawno walczył gdzieś o śniadanie. Skierowałem się do windy. Drzwi zaczęły się powoli zamykać, gdy nagle usłyszałem jak ktoś biegnie przez korytarz. Okazało się, że to Alex. Wszędzie poznałbym jego jaskrawy różowo-zielony pulower. Do tego miał na sobie różowe spodnie a pod pulowerem tak samo różową koszulę. Zielone włosy, których kolor niedawno odświeżył, były potargane. Jednak nie tak jak moje, które wyglądały jak gniazdo. Jego włosy były w artystycznym nieładzie. Przytrzymałem zamykające się drzwi. Alex szybko wślizgnął się do środka i zdyszany oparł o ścianę.
Staliśmy tak w niezręcznej ciszy. W windzie leciał jakiś stary kawałek, zapewne z przed kilku dekad. Alex okrążał wzrokiem całą windę, unikając przy tym spojrzenia na mnie. Miętoliłem moją zieloną hotelową koszulkę. W pewnej chwili coś zgrzytnęło i winda stanęła. Alex zaklnął pod nosem. Wpatrywał się we wszystkie te guziki, szukając jakiegoś z napisem "help".
- Jest! - powiedział zadowolony i kliknął. Niestety nie zdarzył się żaden cud i żadna Walkiria nie przyleciała nam na pomoc.
- Cóż....chyba tu utknęliśmy...- odchrząknąłem. Fierro popatrzył na mnie i lekko się zaśmiał.
- Maggie, zabrzmiało to jakbyś coś sugerował. "Oh jaka szkoda, chyba tu utknęliśmy, tylko we dwójkę, w ciasnym pomieszczeniu". - przedrzeźniał mnie, dodając dodatkowe słowa do mojej wypowiedzi.
- Nie to mam na myśli. - przewróciłem oczami. Alex uśmiechał się nadal widocznie rozbawiony sytuacją. Albo rozbawiony mną. Nabijanie się ze mnie było jedną z jego ulubionych rozrywek.
- Nie zamierzałem spędzić tego dnia w windzie. - stwierdził i uderzył z pięści w drzwi. Niestety, to też w niczym nie pomogło. Po chwili Alex usiadł pod ścianą. Postanowiłem zrobić to samo i usiąść dość blisko zielonowłosego. "Dasz radę Magnus, przecież to nic takiego, po prostu siadaj!" Posłuchałem się wewnętrznego głosu. Teraz prawie dotykałem się z Fierro ramieniem. Jeżeli zaraz nie zginiemy, spadając windą na sam dół, to zapewne i tak zejdę na zawał z powodu siedzenia blisko Alex'a.
- Ciekawe kiedy ktokolwiek postanowi nas uwolnić. - powiedział Fierro.
- Mhm...- odpowiedziałem niezdarnie. Jego zielone tenisówki dotknęły moich nieco już rozwalonych sportowych butów. Zrobił to celowo? Może przypadkiem? Nagle ten piękny moment został przerwany przez Jack'a, który postanowił zmienić się w miecz.
- Ohohoho gdzie my jesteśmy? - wykrzyknął, podlatując w kierunku drzwi windy.
- W windzie. - westchnąłem. Noga Alex'a nadal znajdowała się w blisko mojej, co mnie jednocześnie bardzo cieszyło, a z drugiej dezorientowało.
- Ah....- odburknął.
- A co też tu robimy? - zapewne uniósłby brew, gdyby ją posiadał.
- Utknęliśmy. - wyjaśnił Alex, tym samym pozwalając mi uniknąć używania głosu. Znając życie, zapomniałem jak się używa alfabetu.
- Utknęliśmy? - latał w kółko, oceniając sytuację.
- To źle. - stwierdził. Potem wzruszył rękojeścią. Popatrzył.....tak chyba popatrzył na mnie. Mój wyraz twarzy i to, że wpatrywałem się w Alex'a, musiało zdradzić moje wewnętrzne uczucia. Jack zabłysnął przez chwilę lekkim światłem.
- Ale chyba nie tak źle dla was, prawda? - znowu pewnie sugestywnie uniósłby brwi. Czułem, że moje policzki są ciepłe. Czy właśnie miecz postanowił mnie kompromitować?
- Co masz na myśli Jack? - Alex podniósł nogę (nie tą, która wciąż stykała się z moją) i oparł przedramie na kolanie, przypatrując się Jack'owi.
- No wiesz, dwie osoby, czujące do siebie pociąg, zamknięte w windzie. - powiedział a ja o mało co nie zaksztusiłem się powietrzem. Mina Alex'a wyrażała wiele emocji. W większości wyglądał tak jakby zamierzał wybuchnąć śmiechem. Zauważyłem jednak, że odrobinę się zaczerwienił. Alex Fierro? Wow Jack to jednak ma dar do zawstydzania ludzi.
- Opanuj się...- mruknąłem do miecza. On jedynie postanowił zostawić nas samych i zamienił się w wisiorek. Szybko przewiązałem go sobie na szyi.
Spojrzałem na Alex'a, który w tym czasie chyba przysunął się jeszcze bliżej mnie. Wpatrywał się we mnie chwilę swoim brązowym i bursztynowym okiem.
- Pamiętasz jak byłeś taki strasznie brudny od czekolady......- wymamrotał, odwracając ode mnie wzrok.
- Pamiętam. - uśmiechnąłem się lekko, jak zawsze na to wspomnienie. Przypomniało mi się również jak Alex pocałowała mnie, kiedy szliśmy na śmierć w okropnym mrozie. Przegryzłem lekko wargę.
- Bo wiesz, fajnie Cię było wtedy całować i w ogóle i potem trzymać za ręce. Bo jesteś głupi ale Cię lubię....- mamrotał szybko Fierro, unikając mojego wzroku.
- Wkurza mnie ta twoja ładna twarz i te twoje złociste włosy. - po tych słowach parsknąłem śmiechem.
- Alex? Czy ty mnie właśnie wyzywasz i komplementujesz w tym samym czasie? - zapytałem, patrząc na niego z uśmiechem. Zielonowłosy zwrócił na mnie wzrok. Chwilę patrzył mi w oczy. Potem (słuchając rad Jack'a) pocałował mnie. Znowu poczułem się tak jak wtedy, kiedy byłem cały w czekoladzie. Czyli jakbym się rozpuszczał. Alex przymknął oczy, więc podążyłem jego śladem i również zamknąłem swoje. W pewnej chwili straciłem poczucie czasu. Alex znalazł się między moimi nogami, przede mną a ja przyparty do ściany windy. Nawet nie zauważyliśmy, że znowu jedziemy. Po chwili dopiero się zorientowaliśmy i Fierro w porę się ode mnie oderwał. Wstaliśmy. Widziałem na jego twarzy ten tajemniczy uśmieszek.
W momencie kiedy wyszliśmy z windy stało się coś co mnie zabiło. Dokładnie, zabiło. Jacyś wojownicy postanowili porzucać toporami. Na moje nieszczęście jeden z toporów poleciał prosto na mnie, tym samym pozbawiając mnie głowy. Jedyne co usłyszałem przed śmiercią to krzyk Alex'a.
- Magnus!
Obudziłem się w łóżku hotelowym. Alex siedział na podłodze niedaleko łóżka. Kiedy otworzyłem oczy, uśmiechnął się szeroko.
- Pomściłem Cię. - wskazał na łóżko niedaleko, gdzie leżał pokaleczony nożem wojownik. Jakie to.....urocze, że Alex mnie pomścił.
- Dzięki...- wymamrotałem. Zielonowłosy wstał i podszedł do mnie.
- Idę na śniadanie. Umieram z głodu... A ty do mnie dołącz i postaraj się nie umrzeć po drodze, czy coś. - później potargał mi włosy dłonią i wyszedł z sali. Nagle obok mnie zmaterializował się Jack. Zapewne miał dumną minę.
- A nie mówiłem!
🔪💚🔪💚🔪💚🔪💚🔪💚🔪💚🔪
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro