Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8. Nawet mnie nie przywitasz?


- Wiesz, Karol jaka jestem szczęśliwa - westchnęła, upijając łyk gorącej herbaty, którą nam zaparzyłam. - Jak on świetnie całuje, jaki jest dobry w łóżku...

Ma piękne oczy, uśmiech, cudownie się porusza. Jego wargi są najwspanialsze, po prostu idealne. A czy dobry w łóżku? Niestety nie byłam w stanie się o tym przekonać. Westchnęłam sama do siebie, wysilając się na uśmiech. To nie tak, że byłam zazdrosna. Po prostu bolały mnie jej słowa, ponieważ myślałam, iż taka osoba jak ja, mogłaby w końcu sobie kogoś znaleźć, chociażby tylko do cholernego uprawiania seksu, niczego więcej. Brakowało mi drugiej takiej osoby, zwykłej jednorazowej przyjemności, a jestem pewna, że on zapewniłby mi ją w mgnieniu oka. Cóż, trzeba szukać dalej, a tego chłopaka sobie odpuścić jak najprędzej. Dalej pozostawał idiotą.

- A u ciebie? Jak spędziłaś ten wieczór? - zapytała, gdy zakończyła swój monolog. Jak mój minął? Świetnie.

- Dobrze - rzekłam krótko. - Potańczyłam, wypiłam, a potem resztę imprezy spędziłam z Maxi'm - dodałam obojętnie. Reficco spojrzała na mnie zdziwiona, a jej wargi formowały się w ogromnym uśmiechu.

- Tym, tym Maxi'm? - wybałuszyła oczy. - Przyjacielem Seby oraz jednym z paczki przyjaciół Ruggero? - spytała, podczas gdy po moim ciele przeszły ciepłe dreszcze na wstawkę o tym imieniu. Naprawdę ciężko było mi zapomnieć o jego wspaniałym dotyku i tym, że wiedział, jak zająć się kobietą. Teraz to chłopak Mai, więc jest dla mnie zajęty. Kurwa.

- Tak, właśnie z tym - posłałam jej uśmiech. - Wyznał, że mu się spodobałam i chciałby czegoś więcej. Jeszcze w dodatku dziś zaprosił mnie na spacer - mimowolnie zrobiło mi się cieplej na sercu, wspominając wczorajszy wieczór, gdy leżąc razem na łóżku śmialiśmy się do rozpuku, a później oznajmił mi, że się mną zauroczył. Może to właśnie z nim powinnam się wiązać?

- Powinnaś spróbować - zapropnowała, wzruszając ramionami. - Nic ci nie szkodzi, a z tego co widzę, podoba ci się - poruszyła zabawnie brwiami, a jej twarz ozdobił uśmiech.

- Sama nie wiem... - przyznałam, spuszczając głowę. - To dość skomplikowane...

- Ale co? - posłała mi pytające spojrzenie.

W jednej chwili usłyszałyśmy dzwonek do drzwi, przez co nie byłam w stanie dać odpowiedzi brunetce. Julio dalej siedział przy konsoli, z założonymi słuchawkami na uszach, nawet nie zwracając na nas najmniejszej uwagi. Głośno wypuściłam powietrze z ust, wstając z kanapy i ruszyłam do drzwi, uprzedzając Mai'ę by została, i na mnie poczekała. Wolno szłam, całkowicie nie spiesząc się z otwarciem i rozmyślając nad tym, kto może o tej godzinie przychodzić do mnie do domu. Przewróciłam oczami, wzdychając ociężale i przekręciłam zamek w drzwiach, pociągając za klamkę. Niemal serce mi stanęło widząc osobę, która stała w progu i podstępnie się uśmiechała.

- Dzień dobry, śliczna - rzekł zachrypniętym głosem, podczas gdy ja stałam i nie potrafiłam wydusić z siebie żadnego słowa.

- Ruggero? - podniosłam jedną brew. - A co ty tu robisz? - zapytałam, robiąc mu miejsce. Chłopak wszedł do środka, a ja zamknęłam drzwi i odwróciłam się w jego stronę. Poczułam mrowienie w podbrzuszu.

- Przyszedłem po twoją koleżankę, skarbie - wyszeptał, zbliżając się do mnie i jednocześnie sprawiając, że pomiędzy naszymi ciałami nie było żadnej odległości.

- Yhm... - mruknęłam, spuszczając wzrok. - Jest w salonie... Nie krępuj się, wejdź - odpowiedziałam smętnie, wywracając oczami i wskazując dłonią w stronę pomieszczenia, gdzie przebywała Reficco. Odsunęłam się od niego na bezpieczniejszą odległość, jednak szybko chwycił mnie w talii i przyciągnął do siebie, sprawiając, że zderzyłam się z jego klatką piersiową.

- Nawet mnie nie przywitasz? - wymruczał cicho pod nosem, jednocześnie owiewając mnie swym gorącym oddechem. Jego lodowate dłonie znalazły się pod moją czarną za dużą bluzą, którymi sunął w górę, zahaczając o zapięcie mojego stanika. Ciężko było mi zareagować na to, zwłaszcza, że zetknięcie się jego zimnej skóry z moim ciałem, sparaliżowało mnie.

- Co ty robisz? - spytałam cicho, próbując go od siebie odepchnąć, jednak był silniejszy. Delikatnie się roześmiał i dłońmi zjechał niżej. - Przecież za ścianą jest Maia, a to twoja dziewczyna - wbiłam palec wskazujący w jego klatkę piersiową, a on jak poparzony ode mnie się odsunął.

Nim cokolwiek zdołał odpowiedzieć, Reficco weszła do korytarza, lustrując nas obydwóch wzrokiem, jednak końcowo padł on na chłopaka przede mną. Szeroko się uśmiechnęła i podeszła do niego, rozkładając ręce, co również on poczynił. Wtuliła się do niego mocno, układając głowę w zagłębieniu jego szyi, a on objął ją w pasie, przyciągając do siebie.

- Jak się cieszę, że cię widzę - rzekła szczęśliwie. Chłopak spojrzał na mnie z podstępnym uśmiechem, a później przymknął delikatnie powieki, wtulając się w nią.

- Dzień dobry, księżniczko - powiedział ochryple, a jego wargi uformowały się w tym samym uśmiechu, którym mnie obdarzał podczas naszych wspólnych przygód u Sebastiana.

Szatyn spojrzał na mnie kątem oka, a później jego oczy zabłyszczały. Kącik ust uniósł się ku górze, a następnie bez namysłu złączył ich usta razem, sprawiając coraz bardziej, że miałam ochotę po prostu rozwalić sobie łeb o ścianę lub jęknąć z zażenowania, jakie mnie ogarnęło. Ich pocałunek stawał się coraz to namiętniejszy, jego ręce błądziły po jej plecach, którymi przed chwilą dotykał moje. Jej dłonie znajdujące się na jego klatce piersiowej, na której przed chwilą ja je trzymałam. Ta, co za ironia.

- Karol - rzekła Maia, gdy się od siebie oderwali i odwróciła się w mą stronę. - Nie będziesz zła, gdy pójdę? Umówiłam się z Rugge, wybacz mi... - zrobiła skruszoną minę.

- Przyjaźnicie się racje? - wtrącił szatyn, zwracając się do mnie oraz Mai, która pokiwała głową, a ja wykrzywiłam wargi w grymasie. Nie nazwałabym tego jeszcze przyjaźnią. - Jestem pewien, że zrozumie, iż musisz załatwić parę rzeczy ze swoim chłopakiem - dał nacisk na słowo „chłopakiem" i uśmiechnął się cwano, próbując prawdopodobnie wytrącić mnie z równowagi.

- Ruggero ma rację - przyznałam obojętnie. - Idź, baw się i nie zwracaj na mnie uwagi - uśmiechnęłam się, gdy Maia pisnęła szczęśliwie, a później podeszła do mnie, zgarniając do mocnego uścisku. Odwzajemniłam jej gest, a po chwili się od siebie oderwałyśmy.

- To do zobaczenia, Karolita! - krzyknęła, a później obydwoje wyszli z mojego domu. Zamknęłam za nimi drzwi i ruszyłam przed siebie w stronę salonu.

***

Resztę ranka oraz kawałek po południa spędziłam w towarzystwie Julio, grając z nim razem na konsoli. Brakowało mi tego cholernie mocno, zapomnienia o mych problemach, wspólnego grania chociażby z mym kochanym braciszkiem. Później jak się okazało zadzwonił do mnie Maxi, czy może po mnie przyjść i czy jestem już gotowa. Natychmiast poszłam się ogarnąć, a potem poszliśmy razem na spacer. Aktualnie byliśmy w jednym z wielu parków w centrum Buenos Aires. Była idealna pogoda na dłuższy spacer, rozmowę i wyjaśnienie paru spraw.

- Wiesz, Maxi... - zaczęłam nieśmiało, chwytając go za dłoń i prowadząc w stronę jednej z ławek. Usiedliśmy na niej i spojrzałam wprost w jego oczy, uśmiechając się. - Przemyślałam to sobie dziś solidnie i uświadomiłam dużo rzeczy dzisiejszego ranka.

- Co takiego? - zapytał wesoło zaciekawiony.

- Właściwie to też mi się podobasz, jesteś dobrym człowiekiem z tego, co zdołałam cię poznać i nie wiem - wzruszyłam ramionami, gdy on z uwagą mi się przyglądał. - Cholera, jesteśmy młodzi, warto podejmować wszelkie decyzje, nawet jeśli potem okażą się błędem. Więc możemy spróbować czegoś więcej - zaśmiałam się, gdy on widocznie rozpromieniał.

Maia miała rację. Co mi szkodziło? Jeśli nam nie wyjdzie, jestem pewna, że to zrozumie. Wydawał się być rzeczywiście wyrozumiały i kochany. Różnił się od chłopców, których zdołałam poznać.

- Nawet nie wiesz, jak się cieszę - rzekł radośnie, podnosząc się z ławki i pociągając mnie w swoją stronę, przez co stanęłam przed nim. Objął mnie rękoma w talii i mocno do siebie przytulił, będąc naprawdę szczęśliwym z takiej odpowiedzi, a ja nie pozostałam mu dłużna. Zarzuciłam ręce na jego kark, układając twarz w zagłębieniu jego szyi, jednocześnie przymykając powieki.

Przez dłuższy czas spacerowaliśmy po parku, idąc ze sobą za rękę. Niekiedy chłopak mnie zatrzymywał i skradał delikatne, czułe oraz krótkie pocałunki na moich wargach, przez co za każdym razem podśmiechiwałam. Moja odpowiedź naprawdę wiele zmieniła w jego nastroju oraz zachowaniu, wydawał się jeszcze lepszy, niż z początku go poznałam.

- Em... Maxi? - odezwałam się niepewnie, spoglądając na niego. Na dworze było już ciemno, dochodziła godzina dwudziesta i byłam w stanie zauważyć tylko jego twarz w ciemności.

- Tak? - uśmiechnął się do mnie.

- Cały czas krąży mi coś po głowie... - wyznałam, ściskając mocniej jego dłoń. - Wiesz, totalnie różnisz się od swoich przyjaciół. Jesteś inny, zabawny, odnosisz się z szacunkiem do innych... - powiedziałam, a on się cicho zaśmiał.

- Znalazłem się w tej paczce całkowicie przypadkiem, wiesz? - rzekł. - Byłem kiedyś inny... Zupełnie jak oni. - wow, tego to się nie spodziewałam. - Moim najbliższym przyjacielem był albo jest, już sam nie wiem, Mikey. Co prawda może i jest on jaki jest, bo co imprezę spożywa zbyt wiele alkoholu, ale jest naprawdę dobrym przyjacielem i wierny w uczuciach.

- Rozumiem... - powiedziałam, analizując wszystko. - A co z resztą? - zagaiłam po chwili.

- Cóż... Może i nie powinienem ci tego mówić, bo to poważna sprawa, ale mam nadzieję, że będziesz siedzieć cicho? - luknął na mnie wymownie, a ja prędko pokiwałam głową. - Dobrze, więc Agustin handluje narkotykami. Ma ogromne poparcie, zyskuje dużo pieniędzy i mówiąc najprościej, ma mnóstwo klientów i czerpie na tym zyski, jednocześnie sam je biorąc - ok, spodziewałabym się wszystkiego, ale tego? Na pewno nie.

- A... Ruggero? - spytałam niepewnie. Chłopak zaśmiał się sztucznie, kręcąc głową.

- Nigdy nie miałem z nim dobrych stosunków. Od zawsze kłóciliśmy się i nie zgadzaliśmy we wszystkich praktycznie sprawach. Lubi prowokować innych, wdawać się w bójki, pić, palić... Jest także babiarzem, dla niego dziewczyny nie liczą się pod względem uczuć. Myśli tylko o sobie i zaspokojeniu swych potrzeb.

Ok, po nim może i spodziewałam się czegoś w tym stylu, bo w końcu dał popis na ostatniej imprezie oraz witając mnie po raz pierwszy w szkole. Sądzę, że nadchodzi ten moment, aby dać sobie z tym chłopakiem spokój raz, a dobrze i nie zagłębiać się w żadną, większą relację, bo może się to źle skończyć.

- Widziałam też, że kręcą się przy was jakieś dziewczyny... - ponownie się odezwałam, spoglądając na niego. - Mam być zazdrosna? - zaśmiałam się, a brunet mi zawtórował.

- Jasne, że nie, śliczna - objął mnie ramieniem. - Valu to dziewczyna Mike'a, jest naprawdę przesympatyczna i sądzę, że kiedyś wyciągnie go z tego bagna - uśmiechnął się. - A Danna... To tak naprawdę przystawka Pasquarelli'ego. Oni obydwoje są siebie warci, liczy się tylko dla nich seks i nic więcej. Zawsze mogą na siebie w tej sprawie liczyć - wzruszył obojętnie ramionami.

Dobrze wiedzieć.

- Kiedyś była w naszym towarzystwie też taka Emi - posmutniał. - Ale cóż, niestety stoczyła się za bardzo i przedawkowała.

- Przykro mi - powiedziałam zgodnie z prawdą. Espindola się uśmiechnął i chwycił ponownie mą dłoń, splatając nasze palce.

- To nic. Stało się - odpowiedział.

Nawet nie wiem, kiedy ten czas zleciał i w którym momencie znaleźliśmy się pod moim domem. Niechętnie musiałam się z nim pożegnać pomimo naszej dobrze prowadzonej rozmowy.

- Dziękuję za dzisiejszy dzień - uśmiechnęłam się smutno, obejmując go rękoma w pasie. - Widzimy się jutro? - zapytałam i uniosłam brew, na co zareagował cichym śmiechem.

- Pewnie - rzekł z uśmiechem i zbliżył się do mnie, składając długi pocałunek na moich wargach. To było cudowne uczucie. Już całkowicie zapomniałam, jak to jest być w związku i być szczęśliwym.

- Dobranoc - powiedziałam ostatni raz i odwróciłam się na pięcie, ruszając w stronę drzwi, które otworzyłam i przekroczyłam próg domu. Zamknęłam je za sobą, ściągając buty oraz kurtkę i ruszyłam na górę do pokoju.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro