4. Impreza beze mnie?
Nastała wyczekiwana sobota, gdy razem z Mai'ą od ponad dwudziestu minut próbowałyśmy znaleźć coś stosownego na dzisiejszą imprezę u Sebastiana. Trochę mnie to przerażało, gdyż nikogo tak naprawdę nie znałam, lecz towarzystwo Reficco wydawało się być w porządku opcją, patrząc na to, że miałyśmy wspólne tematy do rozmów. Po krótkiej chwili miałam dość wszystkiego, a dokładniej wszystkich tych zbędnych moim zdaniem przygotowań, szukania odpowiednich ubrań, a przede wszystkim marnowania czasu na takie bzdety.
- Mam dość, Maia - oznajmiłam szczerze, wyrzucając z rąk rzeczy, które trzymałam i odeszłam od szafy, opadając na moje wygodne, pojedyncze łóżko. - Mogę pójść w tym, co mam na sobie - jęknęłam zrezygnowana. Ja naprawdę z całego serca nienawidziłam jakichkolwiek przygotowań na jakąkolwiek uroczystość, imprezę albo przyjęcie. Dla mnie to wszystko było zbędne, niepotrzebne, a szczególnie jeśli musiałam mieć wyznaczony strój.
- Zawsze tak marudzisz? - spytała podirytowana, przewracając oczami i wracając do wcześniejszych czynności - grzebania w mojej szafie. - O, zobacz to - podniosła głos, a humor momentalnie jej się zmienił na lepszy.
Dziewczyna odwróciła się do mnie, a jej twarz rozpromieniała na myśl o tym, że znalazła coś stosownego dla mnie. Przeklęłam cicho pod nosem, niechętnie podnosząc się do pozycji siedzącej i spojrzałam na nią, wywracając oczami.
- Co myślisz? - spytała, wystawiając mi przed twarz rzecz, którą miała w ręku. - Z takimi kształtami, jakie masz to na pewno będziesz wyglądać nieziemsko! - dodała szczęśliwie i poruszyła zabawnie brwiami, chcąc mi przekazać, że chłopcy będą zachwyceni. A ja naprawdę przez ostatni incydent cztery dni temu w szkole, a w szczególności w moim własnym domu, miałam dość chłopców, mężczyzn i wszystkiego co związane było z płcią męską.
- Miałam ją na sobie dwa lata temu - skrzywiłam się, gdy zauważyłam, że Maia trzyma krótką, obciśniętą, za pośladki czarną sukienkę. Dekolt miała delikatnie wycięty, a na linii obojczyków był delikatny paseczek materiału, łączący jedną część z drugą.
- Nadszedł w końcu ten czas - posłała mi dwuznaczny uśmiech i rzuciła rzecz w mą stronę. Złapałam ją odruchowo, po czym automatycznie obejrzałam tę sukienkę, krzywiąc się delikatnie.
- Nie sądzę, by była to odpowiednia długość - podałam jej pierwszy argument, dlaczego jej nie chciałam założyć. - Wybiorę coś innego - westchnęłam.
- Nie - zaoponowała momentalnie, wtykając mi pod nos dzisiejszą kreację. - Ubierz się w to - nakazała i wskazała na drzwi od pokoju.
Przewróciłam oczami, niechętnie kierując się w stronę wyjścia, a po chwili zniknęłam za drzwiami łazienki. Jęknęłam głośno, gdy zaczęłam ściągać z siebie ubrania i zostałam w samej bieliźnie, chcąc nie chcąc, musząc założyć sukienkę. Kiedy ją na siebie wcisnęłam, obejrzałam się w lustrze i z dumą musiałam przyznać, że nie wyglądałam aż tak źle, jak myślałam. Uśmiechnęłam się sama do siebie, a następnie spuściłam głowę i poczęłam odpinać zamek z tyłu. Wówczas do moich nozdrzy dotarł zapach dymu papierosowego oraz męski zapach perfum, gdy się schylałam, po swoje ubrania.
Zaraz, co?
- Robisz striptiz dla mnie, skarbie? - do moich uszu trafiał ten głos, jak zza gęstej mgły. Momentalnie się wyprostowałam i odwróciłam w tamtą stronę, czego od razu pożałowałam.
Zauważyłam ten przebrzydły, cwany uśmieszek u chłopaka, którego nienawidziłam od momentu naszego pierwszego spotkania. Szatyn stał oparty o framugę i dokładnie skanował mnie swoim przenikliwym wzrokiem, zawieszając go przez dłuższy czas na mych okrągłościach. Jego spojrzenie w dalszym ciągu było przepełnione tajemniczością, chłodem, a przede wszystkim rozbawieniem, co nieco mnie dekoncentrowało.
Przestań do cholery jasnej, Karol.
- Wyjdź stąd! - krzyknęłam oburzona, szybko podtrzymując sukienkę, aby nie spadła w dół, gdyż ramiączka od niej już się zsunęły.
I dlaczego ja się kurwa nie zamknęłam na klucz?
- Takiej okazji na pewno bym nie przegapił - zakpił, wchodząc do pomieszczenia i zamykając za sobą drzwi.
Okej, robi się coraz bardziej niezręcznie i przerażająco.
- Jesteś bezczelny - wycedziłam i odeszłam krok w tył, a potem drugi, kiedy on ponowił mój ruch, jednocześnie znajdując się coraz bliżej mnie. - Co ty w ogóle tu robisz?! Mój chory brat cię zaprosił? Zgaduję, że nie tylko ciebie skoro rodziców nawet w domu nie ma! - warknęłam wściekle.
- Można tak powiedzieć - stwierdził, obojętnie wzruszając ramionami. - No dalej, pokaż co potrafisz, maleńka - z jego twarzy nie schodził nawet na sekundę ten przeokropny uśmieszek, a jego obecność wyczuwałam coraz bardziej, co ewidentnie mi się nie podobało. - Myślę, że będzie nam obydwóm miło i na tym skorzystamy - zatrzymał się tuż przede mną, a jego gorący, miętowy, pomieszany z papierosami oddech owiał mą twarz.
Bądź spokojna, Karol, oddychaj.
- Za wysoko się cenisz mój drogi - ułożyłam dłoń na jego wolno unoszącej się klatce piersiowej i odepchnęłam go, lecz po chwili zbliżył się jeszcze bardziej, niż przedtem.
- Ach, czyżby? - uniósł lekko brwi, cicho śmiejąc się pod nosem i kręcąc głową. - Przecież to ty się właśnie przede mną rozbierasz - wyszeptał wprost w moje usta, a dłonią delikatnie zsunął jeszcze mocniej jedno ramiączko w mojej sukience. Spojrzał na moje piersi zakryte materiałem, a potem patrząc mi w oczy, oblizał wargi.
Dosyć tego, chłopcze.
- Wynoś się stąd, niedorozwoju pierdolnięty - wskazałam przepełniona złością palcem na drzwi, które były zamknięte. - Nie miałeś prawa tutaj wchodzić, tak jak teraz, zachowywać się w ten sposób - wycedziłam przez zęby, mierząc go przenikliwie wzrokiem i próbowałam odepchnąć go dłonią na bezpieczniejszą odległość, lecz ani drgnął. - Także łaskawie spierdalaj - posłałam mu cyniczny uśmiech i wyminęłam go, jednak mocny ucisk na nadgarstku mnie zatrzymał, a w jednej sekundzie zostałam odwrócona w jego stronę, padając wprost na klatkę piersiową.
- Posłuchaj mnie dobrze - zaczął, przyszpilając mnie swym wzrokiem i coraz mocniej ściskając mój nadgarstek. - Pożałujesz każdego pojedynczego słowa, które padło z twoich ust - jego głos był przepełniony tajemniczością, a zarazem dziwnym, przerażającym chłodem, przez co wzdłuż mojego kręgosłupa przeszły ogromne, widoczne ciarki. - Dopilnuję tego, abyś w końcu przymknęła swą pyskatą, piękną buźkę. A pamiętaj, że ja nie rzucam słów na wiatr.
***
- Mam dosyć! - krzyknęłam głośno, przekraczając próg pokoju i trzaskając drzwiami, tym samym zwracając uwagę brunetki na siebie.
- Zaczekaj, co się stało? - zdziwiona na mnie spoglądała, podnosząc się do pozycji siedzącej na łóżku i blokując urządzenie w dłoniach.
- Ten cały Ru... Rugg...
- Ruggero - poprawiła mnie, przewracając oczami i podśmiechując pod nosem.
- Nie wiem, jakkolwiek ma ten baran na imię - wyrzuciłam rękoma w górę, robiąc przy tym różne śmieszne i dziwaczne miny, lecz w środku się we mnie gotowało.
- Przejdź do rzeczy, Karol - zaśmiała się radośnie z mojej reakcji, jednak w dalszym ciągu uważnie mnie słuchała oraz mych wywodów.
- Nie mam pojęcia skąd on się znalazł w moim domu o tej godzinie, ale to nieważne - machnęłam ręką wściekła. - Zamknął nas w łazience, po czym mówił do mnie jakieś obleśne rzeczy, robiąc przy okazji ze mnie dziwkę - opowiadając to Mai i przetwarzając wszystko po raz kolejny w mojej wyobraźni, robiłam się coraz bardziej zła.
- Ochłoń, proszę - westchnęła cicho. - Oni już tak mają w zwyczaju - wzruszyła ramionami, wstając i znajdując się nagle koło mnie. - A zwłaszcza on, co robi z niego poważnego diabła - wydęła dolną wargę, a jej mina wyglądała jakby nad czymś rozmarzała. - Cholernie przystojnego - przyznała na głos, na co wybałuszyłam oczy.
- Przestań, proszę, Maia! - złapałam się za oba policzki, rozdziawiając wargi i przyglądając się jej twarzy, na której malowało się widoczne rozbawienie mą reakcją.
- Nie przecz sama sobie, kochanie - zaśmiała się dźwięcznie, na co przewróciłam oczami.
***
Nadal się sobie dziwiłam, że zdołałam się namówić na tę bezużyteczną imprezę, nikogo nie znając. Choć to brzmiało dziwacznie z moich ust, gdyż od zawsze kochałam wszelkie zabawy, to tak w tym dniu, miałam wszystkiego dość. Ostatnia sytuacja z tym kretynem w szkole, w moim własnym domu, łazience, której nawet nie potrafiłam zamknąć, a co najważniejsze te jego obleśne teksty, którymi myślał, że coś zdziała.
Do odważnych świat należy, czyż nie?
Och, Karolita przestań już o tym myśleć.
- W dalszym ciągu się dziwię, że mnie tu zaciągnęłaś, a ja założyłam tę ledwo sięgającą za pośladki sukienkę - wywróciłam oczami, jednak na mojej twarzy przebiegał delikatny cień uśmiechu.
- Nie marudź, będzie super - zapewniła uradowana, gdy zbliżałyśmy się do domu Sebastiana.
Do naszych uszu trafiał dźwięk głośnej muzyki, nasilający się z każdym naszym krokiem. Mnóstwo ludzi, krzyki i śmiechy można było usłyszeć już z daleka, a kiedy byłyśmy coraz bliżej wyznaczonego domu, mgła oraz dym papierosowy unosił się w powietrzu. Skrzywiłam się lekko, gdyż dawno nie widziałam takiego widoku, a chęci do imprezy zaczęły maleć, zamiast się nasilać. Westchnęłam cicho, próbując wierzyć głęboko w duchu, że będzie naprawdę fajnie.
- Jesteśmy - oznajmiła, kiedy weszłyśmy na posiadłość.
Kroczyłyśmy po ścieżce w samym środku ogromnego ogrodu, na którym znajdował się basen, leżaki, bujana huśtawka oraz duży taras z grillem i krzesłami. Blask lamp oświetlał wszystkich tu zgromadzonych nastolatków, którzy w ręku trzymali przeróżne kubeczki, jak zgaduję z alkoholem, a w drugiej dłoni między palcami znajdowały się u każdego z osobna papierosy.
Przekraczając próg jeszcze większego domu, a tak właściwie ogromnej willi, poczułam nasilający się smród alkoholu, dymu tytoniowego oraz głośną muzykę, która trafiała do mych uszu jak przez mgłę. W każdym pomieszczeniu znajdowała się masa ludzi bawiących się w rytm muzyki i krzyczących w niebogłosy. Można też było zauważyć mnóstwo par, które się obściskiwały, obmacywały oraz połykały nawzajem.
Skrzywiłam się nieco.
- Witam moje drogie panie! - usłyszałam głos za sobą, a po chwili dłonie na mej talii, przez co odwróciłam się razem z Mai'ą w kierunku basu.
- Cześć, Seba! - brunetka odkrzyknęła, rzucając mu się w ramiona, w których szczelnie ją zamknął.
- Hej - mruknęłam cicho, wysilając się na delikatny uśmiech.
- Co ty taka nie w sosie? Czas się zabawić! - uradowany uniósł ręce w górę, w których trzymał kubeczek z alkoholem.
- Całą drogę taka była - wywróciła oczami. - Musimy ją rozluźnić i znaleźć fajnego chłopca - dziewczyna poruszyła zabawnie brwiami, na co nawet i ja parsknęłam śmiechem.
- W porządku, nalej mi czegoś Seb - zaśmiałam się cicho, a nastolatkowie pisnęli głośno uradowani, że udało im się mnie przekonać.
Może odrobina zabawy nie zaszkodzi?
Po sekundzie otrzymałam od chłopaka szklankę z napojem. Przyłożyłam ją do ust, a zapachem się mocno zaciągnęłam, co wywołało u mnie aż zawroty głowy. Musiałam przyznać, że ten drink był naprawdę mocny, a do takiego alkoholu wcale nie mam mocnej głowy.
- Co tam dolałeś Villalobos? - spytałam, lekko się krzywiąc.
- Połowa whisky, jedna trzecia soku pomarańczowego - wzruszył ramionami i obdarzył mnie dużym uśmiechem, stukając swój kubeczek o mą szklankę. - Zdrówko!
Westchnęłam głośno, lecz zgodnie z poleceniem przyłożyłam na nowo naczynie do warg, po czym je przechyliłam i upiłam jednego, dużego łyka.
Zrobiłam kwaśną minę, a po moim gardle rozpłynęła się paląca, zimna ciecz. Alkohol płynął w mej krwi zgodnie z krwiobiegiem i mną otrząsał, jednak nie dałam tego po sobie poznać. Zacisnęłam palce mocniej na szkle, a po chwili wzięłam kolejnego łyka, później następnego, aż do opróżnienia całej szklanki.
Może i był to jeden drink, ale bardzo mocny, z czego od razu czułam delikatny ból głowy. Wydawać się to może śmieszne, że po jednej szklance whiskey odczuwałam jej skutki, ale szczere miałam to gdzieś. Zawsze byłam sobą i nigdy się tego nie wstydziłam, choćby nie wiadomo jaka była najgorsza prawda.
Z pola mego widzenia zniknęła Reficco razem z kruczoczarnym chłopakiem, dlatego wywróciłam m oczami, a swoje kroki przeniosłam do salonu, z którego dochodziła najgłośniejsza muzyka. Przekroczyłam próg, a moim oczom rzuciło się ogrom ludzi tańczących ze sobą oraz obmacujących się na środku pokoju. Westchnęłam cicho i rozejrzałam się dogłębniej po pomieszczeniu, skanując każdego dokładnie wzrokiem. Niektórych ludzi kojarzyłam ze szkoły, klasy, a nawet z tych wszystkich powstałych grupek. Moje oczy nagle padły na pewnego szatyna, z którym miałam do czynienia u mnie w domu.
Mimowolnie zacisnęłam dłonie w pięści, a swoje paznokcie wbiłam w skórę, coraz płyciej oddychając. Zachłannie całował jakąś dziewczynę, starszą ode mnie, zapewne w jego wieku. Widać było, że nie protestowała, gdy dłońmi wkradał się pod jej bluzkę i ściskał mocno jej pośladki. Najwyraźniej musiał wyczuć, iż na niego zawiesiłam wzrok, bo jak poparzony od niej się oderwał i odwrócił głowę w mą stronę. Nasze spojrzenia się skrzyżowały, a ja poczułam dziwne, nieznane dotychczas kumulujące się we mnie uczucia, które z każdą sekundą, gdy wbijał ten swój chłodny wzrok we mnie, nasilały się.
Uśmieszek znów powrócił na jego wargi. Szybko odwróciłam głowę i błądziłam wszędzie, by tylko na niego nie spojrzeć. Wówczas kątem oka zauważyłam, że nastolatek kieruje swe kroki w mą stronę, przez co szybko wyszłam z pomieszczenia, idąc do ogrodu.
Czy ten niedorozwinięty idiota mógłby zostawić mnie łaskawie w spokoju?
Świeże powietrze spotkało się z mą twarzą, a ja modliłam się, by tylko mnie nie znalazł. Najwidoczniej tak się stało, bo od paru minut siedziałam na jednym z krzeseł przy stoliku, obserwując wszystko wkoło i popijając drinka, którego po drodze odebrałam od Sebastiana. W jednej sekundzie poczułam zimne dłonie na mych oczach. Myśląc, że to Maia, zignorowałam ten czyn, jednak gdy ten dobrze znany mi głos rozbrzmiał przy moim uchu, a zapach wody kolońskiej trafił do mych nozdrzy, wzdrygnęłam się, przełykając głośno ślinę.
- Upijasz się sama, skarbie? - wychrypiał szeptem. Nawet na niego nie patrząc, mogłam jasno stwierdzić, że na jego wargach gościł ten sam, znany mi dotąd uśmiech. - Chcesz zostać starą panną? - zakpił, w dalszym ciągu owiewając mnie swym oddechem, który sprawił, że przeszły po raz kolejny po moim ciele zimne dreszcze.
- Co tu robisz?! - krzyknęłam, strzepując jego dłonie i wstając z miejsca, tym samym odwracając się w jego stronę. Ubrany w czarne dopasowane rurki, tego samego koloru bluzkę na krótki rękaw, która idealnie opinała się na jego mięśniach oraz białe sportowe buty. Maia, chyba miałaś rację.
Ogarnij się!
- Impreza beze mnie? - zaśmiał się kpiąco, przeczesując dłonią swą bujną czuprynę. Swe seksowne, roztrzepane loczki, które dodawały mu uroku. - Żartujesz? - uniósł brwi i obszedł krzesło, aby stanąć tuż przede mną.
A ja w tym momencie już wiedziałam, że ta impreza będzie należeć do najgorszych imprez w dziejach wszystkich imprez.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro