Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

32. Dopust Boży.


Ostatni raz wzięłam głęboki wdech, jednak mój towarzysz puścił tę uwagę mimo uszu. Przymknęłam powieki i wtedy weszliśmy przez bramę do ośrodka. Większość ludzi siedziało przy swoich domkach, robiąc grilla, śmiejąc się głośno, a w oddali słychać było krzyki oraz zabawy dzieci. Szliśmy ani nie za szybko, ani nie za wolno.

     – Ruggero... – zaczęłam cicho, jednak zdołał to usłyszeć i prędko jego wzrok powędrował na mnie.

     – Hm? – mruknął pod nosem.

     – Musimy jeszcze dziś porozmawiać – wydusiłam z siebie słabo, po czym uniosłam głowę, patrząc na niego. Chłopak zmarszczył w niezrozumieniu brwi, lecz dalej pozostawał rozweselony, więc bez zadawania zbędnych pytań, przytaknął głową, uśmiechając się do mnie.

     Spojrzałam przed siebie i wtedy dostrzegłam w oddali naszych przyjaciół, którzy siedzieli przy domku na tarasie. Julio razem z Agustinem Sebastianem i Bi grał w siatkówkę, Michael z Maxi'm pilnował grilla, Maia malowała paznokcie, natomiast Valentina nagrywała chłopców, śmiejąc się z nim. Wszyscy zdołali podnieść się z łóżka, jak widać.

     Przyspieszyłam kroku, a kiedy byliśmy już blisko nich, piłka poleciała wprost na mnie, dlatego z automatu ją chwyciłam i wszystkich wzrok powędrował w naszą stronę. Mój brat zawył z wrażenia z szerokim uśmiechem razem z pozostałą ekipą, prócz jednej osoby, jaką był mój chłopak. Oczywiście, uśmiechnął się, lecz nie był tak radosny jak pozostała część naszych przyjaciół. Mimowolnie skrzywiłam się na ten widok i odetchnęłam głęboko, wiedząc, że czeka mnie pogadanka. Tak, szara rzeczywistość.

– No patrzcie kto się zjawił! – krzyknął uradowany Julio, wyrzucając ręce w górę, przez co zaśmiałam się pod nosem. Chłopak idący obok mnie jeszcze bardziej i podchodząc do chłopaków, przybił z nimi piątkę, a z Beatrice krótko przytulił. Ja także do nich podeszłam.

– Widzę, że wytrzeźwieliście – skomentowałam zaczepnie. Podeszłam do uśmiechniętej Bi, przytulając się z nią na powitanie, a potem do Agustina i do swojego brata, który mocno ścisnął mnie w talii, unosząc w górę. Zawyłam na jego zachowanie, a gdy odstawił mnie z powrotem na ziemię, poczochrał moje włosy.

– Cały czas byłem trzeźwy – odparł, wzruszając ramionami. – Ja po prostu lubię długo spać – podsumował.

– Gdzie byliście tak długo? – tym razem zapytała Beatrice. Zwróciłam się w jej stronę, przelotnie patrząc na bruneta, który zdawał się nie odpowiadać.

– Wszyscy spaliście i zdawaliście się nie wstawać za szybko z łóżka, więc wyszłam na dwór wściekła, Ruggero mnie zawołał do siebie, zjedliśmy śniadanie i postanowiliśmy gdzieś wyjść, bo nam się nudziło – powiedziałam zgodnie z prawdą i finalnie wzruszyłam ramionami.

– I co? Macie coś dla nas dobrego? – do rozmowy wkroczył Agustin, a zaraz za nim Sebastian, który uwiesił się chłopakowi na plecach i niemal przewrócili się oboje. Roześmiali się głośno, a potem Bernasconi ruszył na chłopaka, znikając z naszego pola widzenia. Mimowolnie na moje wargi wkradł się uśmiech.

– Idioci – pokręcił rozbawiony głową Peña.

– Wybieramy się dziś gdzieś jeszcze? – spytała Vendramin, spoglądając na nas wszystkich wyczekująco z niemałą nadzieją na to, że nie zakończymy ponownie dnia przed domkiem, upijając się do upadłego.

     – Właściwie to możemy iść do pobliskiego wesołego miasteczka – odrzekł jako pierwszy mój brat, rzucając swą propozycję. Pamiętam ten park rozrywki. Zawsze się tam wybieraliśmy razem, gdy przyjeżdżaliśmy do cioci.

     – Brzmi ekstra – przytuliła się do jego boku blondynka. – W takim razie zbierajmy się, jak chcemy jeszcze posiedzieć później.

     Wszyscy przytaknęliśmy głowami i potem przenieśliśmy kroki w stronę pozostałych naszych przyjaciół. Po krótkiej chwili byliśmy przy naszym domku, przy którym dzisiejszego wieczoru siedzieliśmy. Maia natychmiast odłożyła przybory, wstając ze swojego miejsca i z uśmiechem na twarzy do nas podchodząc. Pierw podeszła do swojego chłopaka entuzjastycznie rzucając mu się na szyję i złożyła krótkiego buziaka na jego wargach, po czym przeniosła wzrok na mnie.

     – Ale długo was nie było – zauważyła, przytulając mnie i skradając buziaka. – Gdzie tyle byliście?

     Oboje się zaśmialiśmy, gdyż byłam już zmęczona odpowiadaniem na to samo pytanie.

     – Głównie w mieście, a potem poszliśmy coś zjeść – powiedziałam szczerze, posyłając jej uśmiech, który prędko odwzajemniła.

     – Och, w porządku – rzekła. – Coś planujemy na wieczór?

     – Tak, dlatego ubieraj się już, bo zaraz idziemy do wesołego miasteczka – tym razem to odparł dziewiętnastolatek, wskazując palcem na domek, aby dziewczyna się pospieszyła. Jego wargi ozdabiał zawadiacki i wesoły uśmiech.

     – To lecę! – pisnęła, po czym zniknęła z naszego pola widzenia, kierując się cała w skowronkach do budynku.

     – Dobra, to ja też lecę – wtrącił mi brat. – Widzimy się za pół godziny?

     Już miałam otwierać usta, aby coś powiedzieć, jednak ktoś mi przerwał.

     – Właściwie to moglibyście już iść, a my byśmy was dogonili z Karol – wzdrygnęłam się na wzmiankę o moim imieniu. Zawsze tak reagowałam, ponieważ prawie nigdy nie używał mojego imienia, które z jego ust brzmiało, jak czysta perfekcja. Ocknąwszy się pokiwałam głową.

     – Tak – skinęłam. – Chcę się przebrać, wziąć prysznic, przy okazji może też coś zjeść.

     – Też bym się trochę ogarnął. Przez cały ten upał chodziliśmy po mieście – nie przez cały. Nie licząc oczywiście dobrze spędzonego wieczoru. Mimowolnie poczułam dziwne uczucie w podbrzuszu, dlatego szybko odgoniłam od siebie obraz, gdzie chłopak nade mną górował i sprawiał najlepszą przyjemność pod słońcem. To było tak cholernie dobre.

     Przestań do cholery!

     Wstrząsnęłam prędko głową.

     – No dobra, to dojdziecie do nas – podsumował Julio, klaszcząc delikatnie w dłonie. – Chodź, Bi, powiemy reszcie – dziewczyna przytaknęła głową, po czym odeszli.

Luknęłam krótko na chłopaka stojącego obok mnie w odległości niecałych dwóch metrów. Uśmiechnęłam się słabo, co odwzajemnił, a właściwie uniósł tylko jeden kącik ust.

     – To... Gdzieś się spotkamy, czy...

     – Przyjdę po ciebie – puścił mi oczko, po czym jak gdyby nigdy nic poszedł w swoją stronę, pozostawiając mnie osłupiałą.

     Patrzyłam na jego ładne, wyrzeźbione plecy, aż w końcu sama siebie spoliczkowałam za to zachowanie w myślach i pomrugałam parokrotnie, by wyostrzyć swój obraz. Pokrótce także ruszyłam do naszych przyjaciół, a raczej mojego domku.

     – Cześć – przywitałam się ze słabym uśmiechem, przelatując po każdym wzrokiem. Jednak finalnie zatrzymałam go na Maxi'm, który właśnie wstał i do mnie podszedł, gdy reszta się ze mną przywitała radośnie.

     – Hej – odparł, przytulając mnie jednym ramieniem. Później na sekundkę się pocałowaliśmy. – Gdzie tyle czasu byłaś? Martwiłem się, w dodatku nie odbierałaś.

     Spuściłam głowę ze wstydu, przypominając sobie, że jeszcze godzinę temu pieprzyłam się z jego wrogiem, błagając o więcej, gdy mój własny chłopak znajdował się tutaj i rozmyślał, gdzie się podziewam. Idiotka, idiotka i idiotka. Nie dałam po sobie poznać, jak bardzo jest mi głupio, dlatego uniosłam na powrót spojrzenie w jego wyczekujące tęczówki. Uśmiechnęłam się zachęcająco, co go nieco uspokoiło.

– Przepraszam, komórka mi padła – zrobiłam skruszoną minę, wyciągając ją z torebki i pokazując, że to prawda. – A wyszliśmy razem tylko dlatego, że wy wszyscy spaliście. Nudziło nam się, więc poszliśmy na miasto, potem do kina i coś zjeść – pokiwałam głową, uśmiechając się.

A potem się przespać ze sobą.

Poczułam przechodzące po mym rdzeniu zimne dreszcze. Skrzywiłam się i odwróciłam głowę w drugą stronę.

     – W porządku – rzekł łagodnym głosem, przyciągając mnie do swej klatki piersiowej na moment. Ucałował czubek mej głowy, a potem posłał szeroki uśmiech. – Bea mówiła, że idziemy do wesołego miasteczka.

     Pokiwałam szybko głową rozweselona.

– Zgadza się – potwierdziłam. – Tylko my z Ruggero was dogonimy. Trochę musimy się ogarnąć, wziąć prysznic i coś przekąsić, no wiesz – uśmiechnęłam się.

Widziałam, jak zaciska szczękę, próbując opanować swoją złość i finalnie udało mu się to zrobić, ponieważ odwzajemnił mój gest, a następnie złożył przelotnego buziaka na moich wargach. Odetchnęłam z ulgą.

– W takim razie leć i przyjdźcie jak najszybciej.

Nic więcej już nie dodając, powędrowałam szybkim krokiem do wnętrza drewnianego domku, zamykając za sobą drzwi. Beatrice właśnie z Mai'ą już wychodziły, więc pożegnałyśmy się, mówiąc do zobaczenia i wykorzystując okazję, że zostałam sama, odetchnęłam głęboko. Moje powieki na krótką chwilę samoczynnie opadły, a kolejno podeszłam do szafy i zatrzymałam się przy niej. Kolejny raz miałam problem z tym, w co się ubrać, dlatego jęknęłam męczeńsko, kręcąc głową, lecz po krótkiej chwili stwierdziłam, że nie ma co się stroić. Sięgnęłam dłonią po bluzkę na krótki rękaw w czarnym kolorze z małym logiem Guessa po prawej stronie, a do tego dobrałam krótkie spodenki z wysokim stanem jasnego jeansu. Zamknęłam z powrotem szafę i ruszyłam do łazienki, uprzednio jeszcze biorąc ze sobą ręcznik oraz świeżą bieliznę.

Szybko ściągnęłam z siebie wszystkie ubrania, przekręcając zamek w drzwiach i wyciągnęłam z kosmetyczki żel po prysznic. Związałam włosy w wysokiego koka na czubku głowy, aby ich nie pomoczyć, odłożyłam rzeczy na toaletę, a następnie weszłam pod prysznic, zamykając kabinę. Wzięłam słuchawkę w dłoń, odkręcając wodę i uregulowałam ją na dość ciepłą, aby mógł ze mnie spłynąć calutki pot, brud oraz ten jego dotyk. Ten zapach oraz każdy ślad, który pozostawił po sobie, dotykając mojego ciała. Mimowolnie przymknęłam powieki, wracając do wspomnienia sprzed ponad godziny. Nie chciałam tego robić. Na pewno nie teraz. Nie mogłam, było to po prostu niezgodne i niekomfortowe, dlatego próbowałam z całych sił odgonić od siebie te myśli, lecz to nie podziałało. Pamiętałam każdy najmniejszy jego ruch, skóra mnie piekła od jego dotyku, miejsca, w których całował moje ciało, każde, pojedyncze słowo, które wypowiadał, aby rozpalić mnie jeszcze bardziej. To wszystko mnie przerastało. Nie umiałam już sobie z tym radzić, a każdy mój kolejny krok utwierdzał mnie w przekonaniu, że jestem kretynką. Lecz nie umiałam tego racjonalnie wyjaśnić, w jaki sposób się przy nim czułam. Miałam wrażenie, że każdy mój narząd jest dwa razy bardziej pobudzony, w brzuchu odczuwałam pożądanie, lecz także miłe uczucie, jakim były motylki, moje serce waliło jak oszalałe, a ja mogłabym podziwiać jego twarz bez przerwy. Nie potrafiłam tego wyjaśnić. Na pewno nie to, co do niego czułam. Było to silniejsze od wszystkiego innego.

     Westchnęłam głośno, próbując skupić się na wodzie spływającej po mym ciele. Wszystkie emocje ze mnie uchodziły. Czułam się już lepiej oraz nieco ostudzona, jak nowonarodzona. Umyłam się dokładnie od stóp aż do ramion żelem, spłukując to potem wodą. Starałam się wykonać wszystko dosyć szybko, aby nie musiał na mnie czekać. Dlatego gdy zakręciłam kran, odstawiłam słuchawkę prysznicową na miejsce i wyszłam, delikatnie drżąc z chłodu. Chwyciłam ręcznik w dłoń, dokładnie się wytarłam, a następnie ubrałam. Podchodząc do lustra, rozplątałam koka z gumki i chwyciłam szczotkę, aby rozczesać włosy oraz jakoś ułożyć. Także zmyłam calutki makijaż, aby umyć twarz i następnie wykonać go na nowo. Gdy tylko tego dokonałam, zgarnęłam poprzednie ubrania, wychodząc z łazienki, kolejno rzucając je na łóżko. Wcisnęłam jeszcze na stopy inne buty, jakimi były czarne, sportowe Nike'i i wzięłam komórkę z torebki, którą włączyłam.

I w momencie, gdy chciałam już wychodzić, drzwi stanęły otworem, a w nich znalazł się on. Zamknął za sobą powłokę z uśmiechem na twarzy. Nawet nie musiałam się do niego zbliżać, a poczułam jego zapach, te cudowne perfumy połączone z miętowym oddechem. W szoku patrzyłam na tym razem ubranego na czarno chłopaka, który uśmiechnięty od ucha do ucha, podszedł do mnie, a następnie przechylił delikatnie głowę, przyglądając mi się z radością.

Wtedy przypomniała mi się jedna, bardzo ważna rzecz.

Okłamał mnie.

Mój spokój szybko minął i teraz poczułam złość, ale także rozczarowanie pomieszane z niechęcią do wszystkiego. Spojrzałam w jego rozweselone tęczówki nieco zmęczona, wzdychając ciężko.

     – Gotowa? – zapytał.

     – Musimy porozmawiać – posłałam mu przepraszające, a zarazem pełne błagania spojrzenie. Brunet zdziwił się nieco, marszcząc brwi, a potem zlustrował mnie wzrokiem.

     – W porządku – odparł niepewnie.

     Przymknęłam powieki, po czym wskazałam dłonią na swoje łóżko. Posłusznie tam podreptał, lecz w dalszym ciągu niepewnie, za to ja próbowałam zgrywać opanowaną oraz całkowicie świadomą tego, na co się piszę. Po krótkiej chwili oboje usiedliśmy na materacu, zgięłam kolano i ułożyłam je wygodnie na materacu, gdy on zwrócił się w mą stronę, posyłając zdezorientowane spojrzenie. Głęboko odetchnęłam.

– Wiem, że znasz się z moją ciocią – rzuciłam bez owijania w bawełnę.

Na samym początku jego oczy przybrały kształt monet, a gdy posłałam mu błagalne spojrzenie, jednocześnie wzdychając ciężko, on sam odetchnął, zdając sobie sprawę, że nie warto już kłamać. Widziałam, jak zaciska wargi w wąską linię, jego klatka piersiowa szybko się unosiła, a dłońmi zaczął się nerwowo bawić, dlatego przysunęłam się bliżej, aby je objąć. Ponownie poczułam dreszcz, gdy zetknęliśmy się dłońmi, a on posłał mi przepraszające spojrzenie. Nie chciałam tego momentu przeżywać, lecz wiedziałam, że muszę mimo wszystko, ponieważ prawda w tym wszystkim była najważniejsza. Brunet zacisnął swoje dłonie w pięści, po czym jego wyraz twarzy zmienił się na zirytowany, dlatego ścisnęłam mocniej jego dłonie w swoich, aby okazać mu wsparcie. 

     – Nie będę cię oceniać – mój głos był znacznie cichszy, niż poprzednio. – Nie jestem zła. Po prostu chcę usłyszeć od ciebie prawdę – dodałam, spuszczając głowę.

     Z początku patrzyłam na mojego rozmówcę dość niepewnie, ponieważ nie miałam pojęcia, jakiej reakcji się doczekam z jego strony. Chłopak bez przerwy miał zwieszoną głowę z zaciśniętymi wargami, gdy dłonie widocznie zaciskał w pięści. Nie wiedziałam, czy to ze złości, braku komfortu, jakiego go pozbawiłam, a może po prostu poczucia winy. Jednak nie chciałam, by czuł się w jakikolwiek sposób osaczony przeze mnie, bo wcale na niego nie naciskałam, a jedynie pragnęłam porozmawiać. Zrozumieć i wesprzeć, nawet jeśli prawda byłaby boleśniejsza, niż mogłam przypuszczać. Przysunęłam się bliżej, po czym wzięłam głęboki wdech i tym razem moje dłonie wylądowały na jego ramieniu, które objęłam, a później do niego przytuliłam. Ułożyłam głowę na umięśnionym barku, przymykając powieki i wsłuchując się w jego płytki oddech oraz szybkie bicie serce.

     I gdyby ktokolwiek powiedział mi, że nasza relacja jest toksyczna, przytaknęłabym mu bez chwili zawahania.

     – Rok temu przyleciałem do Miami ze świadomością, że to mój ostatni wyścig w życiu – jego szorstki, ochrypły i niski głos powoli rozprzestrzenił się po pokoju, aż dotarł do moich uszu. Poczułam skręty w żołądku od narastającego stresu. – Błąkałem się po mieście prawie cały dzień. Byłem tam wysłany bez niczego, wszystko musiałem sobie sam załatwić bez niczyjej pomocy. Miałem tylko osiemnaście lat, a znalazłem się na innym kontynencie, średnio znając język angielski. Ale nie miałem wyboru.

Przerwał na sekundę, widziałam kątem oka jak zaciska mocniej pięści, dlatego przytuliłam się do jego boku jeszcze bardziej, aby dodać mu wsparcia. Czułam, jak jego ciało się delikatnie unosi na skutek głębokiego, niesłyszalnego wdechu, a później zaczął znów mówić.

– Napomknąłem się pod wieczór na Lily, gdy siedząc samemu na ławce z walizką obok i telefonem w ręku, myślałem co dalej. Szukałem czegoś, aby przenocować choć jeden dzień, ale moje fundusze mi na to nie pozwalały – wówczas delikatnie przekręcił głowę w moją stronę, patrząc na mnie spod ciemnych rzęs. Nasze spojrzenia się skrzyżowały. – Twoja ciocia mi pomogła – uśmiechnął się słabo, po czym znów powrócił do swojej wcześniejszej pozycji, a ja nie widziałam jego oczu. Była tylko zapadająca ciemność. – Okazało się, że mówi w naszym języku, więc bez problemu się dogadaliśmy, a ja wtedy zacząłem z całego serca dziękować Bogu, że się nade mną zlitował, mimo, iż w niego nie wierzę. Co za ironia, nieprawdaż? – zaśmiał się gorzko, kręcąc głową. Przeszły mnie ciarki. – Zapytała, co robię tu sam i dlaczego chłopak w tak młodym wieku siedzi z walizką w ręku o tak późnej porze. Powiedziałem, że szukam noclegu, ale nigdzie go nie znalazłem. Wtedy bez zawahania mi zaproponowała, abym z nią poszedł – pokręcił kolejny raz głową. – Co ja gadam, ona wręcz nakazała.

To wszystko nie wzbudziło mojego zdziwienia. Żadne słowo związane z moją ciocią. Była przekochaną i najmilszą osobą jaka mogła istnieć na tej planecie, dlatego uśmiechnęłam się pod nosem, wyobrażając to sobie. Coś głęboko we mnie cieszyło się z takiego obrotu spraw. Przecież nie pozostawiłaby żadnego człowieka w potrzebie, jeśli wiedziałaby, iż może mu okazać serce oraz zaoferować pomoc. Wtuliłam się mocniej w jego ramię, jednocześnie jedną nogę przerzucając przez jego kolano. On także go nie zrzucił, tylko tuż po sekundzie poczułam jedną dłoń na moim udzie i palcami zaczął je w delikatny sposób gładzić. Czułam spokój.

– Przez cały ten czas rozmawialiśmy i śmialiśmy do granic możliwości mimo różnicy wieku oraz tego, że znaliśmy się zaledwie godzinę. Czułem się, jakbym przyjechał do mojej ciotki, a nie do obcego miasta oraz do obcej kobiety, która nie znając mnie, zaproponowała mi pomoc – wiedziałam, że się uśmiecha. – Zjedliśmy razem kolację, a potem powiedziała, że mogę zostać u niej, ile tylko zechcę – westchnął. – Byłem jej cholernie wdzięczny.

     Kolejny raz przerwał, spuszczając głowę.

     – Opowiedziałem jej o wszystkim. O wyścigach, dlaczego tu jestem, po co to robię, jaki mam w tym cel – jego ciało się spięło. – Nie oceniła mnie. Nie skrytykowała, ani razu nie przerwała, gdy w środku nocy zwierzaliśmy się sobie nawzajem – usłyszałam jego cichy śmiech, po czym pokręcił głową, gdy ja przytuliłam się mocniej do jego boku. – Jedynie powtarzała każdego dnia, abym zrezygnował, więcej tego nie robił i nie godził się na zachcianki jakiegoś gościa, który ma wokół siebie mnóstwo niebezpiecznych ludzi, lecz puszczałem tę uwagę mimo uszu. Pamiętam do dziś, jak mnie błagała i zapewniała, że mi pomoże. Że będzie regularnie wysyłać mi pieniądze na mnie, Leonarda i prawie umierającą babcię. Ale nie zgodziłem się, bo nie miałem prawa brać od niej pieniędzy. Nie znaliśmy się, musiałem sam na to wszystko zapracować, a myśl, że to ostatni wyścig w mym życiu podjudzała mnie bardziej, dlatego po tygodniu się pokłóciliśmy, a ja ponownie się wyprowadziłem. Nie mogłem obarczać tak cudownej kobiety swoimi problemami oraz narażać ją na jakiekolwiek niebezpieczeństwo. Po prostu, Karol nie mogłem – jego przerażająco smutne i pełne bólu spojrzenie powędrowało na moją osobę. Czułam przechodzące ciarki po mym kręgosłupie, a zaraz po nim ból w podbrzuszu przez tak dużo wiadomości na raz.

– Później poznałeś się z Marcello, tak? – spytałam drżącym głosem, chcąc się upewnić, a później odchrząknęłam aby pozbyć się tej upierdliwej chrypki. Chłopak mruknął w odpowiedzi twierdząco, kiwając głową.

– Przechadzałem się tu i tam, aż wszedłem do galerii. Stwierdziłem, że skoro i tak nic nie mam, to zabawię się ten ostatni raz przed wyścigiem, który miał się odbyć już niedługo – wzruszył obojętnie ramionami, gdy jego głos był szorstki. Jakby każde to wspomnienie wypalało w nim dziurę bólu. – Wówczas natrafiłem na tę restaurację, w której pracował. Od razu złapaliśmy kontakt, porozmawialiśmy i wtedy zapytał się, czy gdzieś się wybieram. Wytłumaczyłem mu pokrótce, że nie mam gdzie mieszkać, a on był kolejną osobą, która zaproponowała mi bez chwili zawahania wspólne mieszkanie. Powiedziałem, że nie mam pracy, posiadam ostatnie fundusze i nie będę mógł przyłożyć się do czynszu, ale on okazał mi serce i oznajmił, iż to nie problem. I tak zamieszkałem z Marcello pod jednym dachem, a my zostaliśmy dobrymi przyjaciółmi.

Analizowałam pomału w głowie jego słowa, a gdy prawie już wszystko poukładałam, oderwałam głowę od jego ramienia, patrząc na niego.

– Marcello mówił, że myślał, iż zostałeś w Miami – chłopak także na mnie spojrzał. – Nie powiedziałeś mu?

– Właściwie to... – wziął głęboki wdech. – W dniu wyścigu, poszedł on do pracy, a ja zostałem w mieszkaniu, szykując się. Z początku przeszła mi myśl pozostanie tu w Miami, lecz szybko odgoniłem od siebie ten pomysł, gdy zdałem sobie sprawę, że nie mogę uciekać. Miałem w Buenos Aires rodzinę, na której najbardziej na tym popierdolonym świecie mi zależy, więc musiałem wrócić. Wróć, pragnąłem tego – jego lewy kącik ust powędrował w górę, dlatego też i ja się nieco uspokoiłam. – Chciałem mu o tym powiedzieć, ale nie miałem możliwości, a telefonów nie odbierał. Spakowałem się więc, wziąłem taksówkę i pojechałem w miejsce wyścigu, zapominając o tym wszystkim. Później chciałem zadzwonić do Marcello, by go poinformować, ale żyjąc świadomością, że cały ten koszmar w końcu dobiega końca, wyleciało mi to z głowy. Tak urwał się nasz kontakt.

Powoli układałam sobie w głowie przebieg zdarzeń, aż w końcu zlepiwszy wszystkie elementy tej chorej układanki w jedną całość, pokiwałam zrozumiale głową, uśmiechając się czule w jego stronę.

– Czy to cała prawda? – dziewiętnastolatek na mnie spojrzał, odwzajemniając nieśmiało gest.

     – Tak, to wszystko.

     Wiele nie myśląc, odsunęłam się od niego, aby później znowu wtulić mocno, lecz tym razem w jego tors. Chłopak z początku nie odwzajemnił mojego gestu, ale po krótkiej chwili, gdy dotarło do niego, co się dzieje, rozłożył swoje ramiona, aby potem mnie nimi mocno objąć. Uśmiechnęłam się na ten gest, przymykając powieki i wdychając jego piękny zapach, jakim był do niedawna użyty żel pod prysznic oraz perfumy.

     – Dziękuję – wyszeptał do mojego ucha. I tylko to jedno słowo sprawiło, że miałam ochotę umierać z miłości, czułości, czy innych tych pozytywnych emocji. Moje serce zaczęło łomotać, a ja sama przytuliłam go jeszcze mocniej, na co uśmiechnął się szeroko i swoimi dłońmi zaczął gładzić moje plecy.

     – To ja dziękuję za szczerość – odparłam, wzdychając głęboko w jego szyję.

     Nie chciałam się odsuwać. Było mi tak pieruńsko dobrze, że grzechem byłoby powiedzenie, iż ten chłopak mnie nie uszczęśliwia, bo uszczęśliwia i to bardziej, niż mogłam się tego kiedykolwiek spodziewać. Kochałam być blisko niego, a zwłaszcza, gdy mogłam kolejny raz go przytulić, pocałować lub po prostu spojrzeć w te piękne oczy, w których spokojnie tonęłam. Odetchnęłam znów, czując jak rozluźnia powoli uścisk, toteż niezadowolona i niepewna się oderwałam, zaciskając wargi w wąską linię. Jego usta za to uformowały się w szerokim uśmiechu.

     – Dostanę buziaka w zamian? – widziałam, jak jego wyraz twarzy powoli zmienia się na cwańszy z nutą pewności siebie. Jedyne co zrobiłam to wywróciłam oczami, a potem splotłam dłonie na jego karku, wpatrując się w jego ciemne tęczówki.

     – Jednego – ostrzegłam, nagle zagrażając mu palcem, lecz przyjął to z poważną miną, kiwając głową na znak zgody. I kolejno już nie widziałam jego pięknej buźki, ponieważ nasze twarze się zbliżyły, a usta złączyły w długim pocałunku.

     Być może nie należał on do namiętnych, ale z pewnością do jednych z najlepszych, gdy układając dłonie na jego ciepłych policzkach, całowałam każdy milimetr jego wspaniałych warg, niekiedy wkraczając językiem do środka, jednak w ostatnim momencie się wycofywałam. Był to po prostu podstęp, zwyczajne droczenie i prowokowanie z mijanymi sekundami bardziej, aż straciłby cierpliwość. Uśmiechnęłam się przez pocałunek, który momentalnie wypadł z rytmu, następnie odsuwając się i patrząc na niego spod ciemnych rzęs.

     – Zawsze się to tak kończy – mruknął pod nosem, a swoim wzrokiem błądził po moich rozciągniętych w uśmiechu wargach, które po sekundzie zagryzłam. Chłopak ponownie się do mnie zbliżył, lecz w ostatniej chwili odsunęłam się gwałtownie.

     – Mieliśmy być za pół godziny, a tymczasem przeszło czterdzieści minut – przypomniałam mu, jednak on puścił tę uwagę mimo uszu i wzruszył obojętnie ramionami. Wstałam z łóżka, poprawiając bluzkę. – Chodź – rzuciłam do niego, wyciągając dłonie, aby pomóc mu wstać. Z początku jęknął głośno, wywracając oczami, lecz posłusznie je chwycił po sekundzie, a ja tym samym pociągnęłam go w swą stronę. Chwilę później znalazł się naprzeciw mnie w bardzo małej odległości, aż nasze klatki piersiowe prawie się ze sobą stykały.

     – Wiesz czego najbardziej w tych wakacjach nie znoszę? – zapytał niemrawym głosem i przechylił delikatnie głowę, pochylając się nade mną.

     – Czego?

     – Że nie mogę się tobą nacieszyć przy wszystkich bezkarnie.

     Coś głęboko we mnie zaczęło krzyczeć. I mimo, że wiedziałam, iż nie powinnam tak reagować, ponieważ dalej posiadałam chłopaka, to poczułam skręty w żołądku, a zaraz po nich ciarki na całym ciele. Szybko odwróciłam speszony wzrok od jego intensywnych tęczówek, po czym okręciłam się na pięcie, aby skierować kroki do wyjścia.

– Powinniśmy już iść – rzekłam i luknęłam na niego ostatni raz. On za to pokręcił tylko głową, śmiejąc się pod nosem.

– Tak, chyba tak.

***

– Idziecie czy nie?! – krzyknął z dworu mój brat zniecierpliwiony. Spojrzałam krótko pierw na drzwi od łazienki, za którymi znajdowała się Maia, kąpiąc się, a później na Beatrice, która właśnie wykonywała makijaż i nie wiedziała, którego podkładu użyć. Wywróciłam oczami, wzdychając głośno.

     – Dojdziemy do was! – mój stłumiony krzyk rozbrzmiał po pokoju. Słyszałam tylko krótkie „ok", a potem ich śmiechy i rozmowy. Następnie była już tylko cisza. Luknęłam na moje przyjaciółki. – Długo będziecie się szykować?

     W między czasie do domku wkroczyła Valentina.

     – Muszę wziąć prysznic – zaalarmowała, na co jęknęłam, ponieważ z naszej czwórki jedynie ja byłam gotowa do wyjścia.

     – Ja zrobić makijaż. W dodatku nie wiem, gdzie podziałam strój kąpielowy, więc zanim go znajdę to minie kolejne dziesięć minut...

     Miałam ochotę krzyczeć z powodu irytacji. W ostatniej chwili zagryzłam wnętrze policzka i sięgnęłam po komórkę, aby napisać do mojego chłopaka, czy chociaż on jest gotowy, czy poszedł razem z resztą. Prędko odblokowałam urządzenie, po czym weszłam w naszą konserwację.

Do Maxi:
Poszedłeś z chłopakami?

Od Maxi:
Zostałem z Sebą i Michaelem.
Przyjdę po ciebie za dwadzieścia minut jakoś.

Do Maxi:
Dobra, to ja pójdę sama

Od Maxi:
Na pewno?

Do Maxi:
Taaak
Zobaczymy się na plaży ;)

     Zablokowałam komórkę, ignorując kolejne dźwięki wydobywane z niej, a później odłożyłam ją na stoliczek obok łóżka. Rozejrzałam się wokół, widząc jaki bałagan tu mamy, toteż przyłożyłam dłoń do czoła, głośno wzdychając.

     – Trzeba tu potem ogarnąć – rzekłam. Valentina od razu mi przytaknęła, szukając czegoś w swojej walizce, a gdy zerknęłam na nią przelotnie, wyciągała z niej bikini. – Dobra, przebiorę się i idę do chłopaków – zaalarmowałam, po czym podeszłam szybkim krokiem do szafy, z której wyciągnęłam krótkie szorty oraz bluzkę na krótki rękaw. Szybko wszystko z siebie ściągnęłam, a później założyłam wybrane przez siebie ubrania. Wcisnęłam bluzkę w środek do spodenek.

     – Nie poczekasz na nas? – spytała blondynka, dlatego na nią luknęłam i dostrzegłam, jak maluje rzęsy.

     – Przejdę się – odparłam i uśmiechnęłam słabo, gdy tylko założyłam buty. – To do zobaczenia – rzuciłam na odchodne, po czym wyszłam z domku, zamykając za sobą drzwi.

Natychmiast zderzyłam się z promieniami słonecznymi, czując jak światło zaczyna razić mnie w oczy, dlatego przeklęłam pod nosem, że nie wzięłam ze sobą okularów przeciwsłonecznych. Nie chciało mi się po nie wracać, więc dużo nie myśląc, wyruszyłam przed siebie, a właściwie do wyjścia z rezerwatu, jeśli mogłam to tak nazwać i skierowałam się w stronę plaży. Miałam ochotę położyć się na piasku, ściągnąć te cholerne ubrania, a potem opalać, by finalnie z nadmiaru słońca, wejść do zimnej wody. Mimowolnie uśmiechnęłam się słabo pod nosem, gdy w wysokiej temperaturze, a także pomiędzy innymi domkami i drzewami kierowałam się do dużej bramy będącej już niedaleko. Co prawda na samą plażę nie mieliśmy zbyt daleko, lecz będąc takim nygusem, jakim jestem ja, było mi ciężko z każdym krokiem oraz coraz bardziej gorąco. Westchnęłam, wychodząc poza teren domków letniskowych.

Na ulicach kręciło się jak zawsze sporo ludzi, lecz nie tyle, co w weekend, ponieważ Miami było zwyczajnym, dużym miastem, gdzie połowa mieszkańców tu pracowała i nie miała czasu na przyjemności. Założyłam kosmyk opadających włosów na moją twarz za ucho, po czym rozejrzałam się wokół w poszukiwaniu za chłopakami, a przy okazji podziwiając ten piękny widok. Totalnie nie miałam pojęcia, gdzie się oni znajdują. Czy leżą gdzieś w pobliżu, poszli do jednego z barów na drinka lub grają w siatkówkę na niedalekim boisku. I cóż, wcale długo nie musiałam szukać, gdyż patrząc delikatnie w lewą stronę, kiedy już moje stopy spotkały się z gorącym piaskiem po ściągnięciu butów, zauważyłam trzech nastolatków. A właściwie dwóch, ponieważ ostatni z nich stojąc trochę dalej, rozmawiał z jakąś dziewczyną. Od razu zwolniłam kroku, mrużąc oczy, aby wytężyć wzrok i gdy uświadomiłam sobie, że tym chłopakiem jest nikt inny, niż Ruggero, coś się we mnie zagotowało, a zaraz po tym ukłuło głęboko w sercu. Nawet nie wiem, w którym momencie zacisnęłam palce na tenisówkach trzymanych w dłoni, a drugą w pięść.

Byłam coraz bliżej mojego brata grającego w siatkówkę z Agustinem. Przez cały ten czas swój wzrok ulokowany miałam w trzecim chłopaku, który obdarzał tę wysoką, zgrabną, kształtną i piękną brunetkę szerokim, cudownym uśmiechem, a co jakiś czas wydobywał się z jego gardła szczery śmiech. Poczułam skręty w żołądku, a wraz z nim narastające dziwne uczucie, którego nie umiałam opisać. Nie, ja nie byłam zazdrosna, nawet nie miałam takiego prawa, bo po pierwsze - był z Mai'ą, moją przyjaciółką, a po drugie - był dorosły. Wiedział co robi, co chce oraz czego pragnie, dlatego zaczęłam spazmatycznie łapać powietrze, jakbym conajmniej się dusiła. Nie chciałam dać po sobie poznać, że podrzuca mną wysoko na sam widok jakiejś dziewczyny u jego boku. To było nie na miejscu.

Kiedy tylko znalazłam się przy białych ręcznikach ułożonych na piasku, odwróciłam wzrok na grających chłopców, którzy także zerknęli na mnie z uśmiechem. Ja za to rzuciłam wściekła tenisówki wraz ze skarpetkami w środku na piasek, po czym padłam na ręcznik, siadając na nim i jednocześnie zagryzając wnętrza policzków do sączącej się krwi, lecz nie przeszkadzało mi to. Mogłabym się wykrwawiać, ktoś mógłby złamać mi jakąś kończynę albo wrzucić do morza, jednak mnie by to w żadnym stopniu nie ruszyło. Miałam to głęboko gdzieś, tak samo jak to, że chłopak któremu oddałabym całą siebie, właśnie rozmawiał z jakąś suką.

– Zagrasz z nami? – usłyszałam głos mojego brata, toteż rzuciłam mu natychmiast rozwścieczone spojrzenie na co wytrzeszczył oczy. – Matko, a tobie co? – zapytał roześmiany. Cóż, mnie nie było do śmiechu, gdy cała dygotałam ze złości.

     – Nic – odfuknęłam, marszcząc brwi. Nawet nie chcę myśleć, jak musiała wyglądać moja mina.

     – To zagrasz? – tym razem wtrącił Agustin, który próbował zachować powagę, jednak gdy tylko rzuciłam mu zabójcze spojrzenie, parsknął śmiechem, szybko jednak się opanowując. Warknęłam pod nosem, spuszczając głowę.

     – Potem – burknęłam. Bruneci ostatni raz spojrzeli po sobie, wzruszając ramionami, jednak myślę, że doskonale wiedzieli, o co mi chodziło, tylko nie chcieli poruszać tego tematu przy mnie.

     Zerknęłam w lewą stronę nie mając już nad tym kontroli. Wtedy moje oczy spotkały się z postaciami, które zawzięcie ze sobą rozmawiały, a nieznajoma brunetka próbowała w odpowiednim momencie się do niego zbliżyć. Miałam ochotę się rozpłakać albo zapaść pod ziemię. Jej piękność raziła mnie aż w oczy. Posiadała cudowny uśmiech, była wysoka, jej pośladki idealnie wyrzeźbione, ani jednego grama cellulitu na szerszych udach oraz biodrach, ładny, płaski brzuch wraz z wcięciem w talii, a także jej ładne, pełne piersi okryte bikini. Spojrzałam automatycznie na siebie, niemal nie wybuchając płaczem. A co ja miałam do zaoferowania? Nic z powyższych rzeczy, już nie wspominając o moim wzroście. Ponownie uniosłam głowę, aby na nich spojrzeć. I w tym samym momencie, gdy wbiłam wzrok w sylwetkę dziewiętnastolatka, ten w tym samym momencie popatrzył na mnie z wymalowanym zdziwieniem, a jego dotychczasowy uśmiech zaczął powoli znikać. Niemal natychmiast odwróciłam spojrzenie i zginając nogi w kolanach, oparłam się łokciem o jedno z nich, a później schowałam głowę, błądząc wzrokiem po plaży. Czułam się okropnie źle sama ze sobą i nie wiedziałam z jakiego powodu. Czy dlatego, że wiedziałam, iż mogę być dla niego niewystarczająca, czy może dlatego, że mógł przez ten cały czas mnie okłamywać, gdy mówił, iż jestem piękna i go zadowalam. Zagryzłam wnętrze policzka, wstrzymując swój wybuch.

Nie wiem ile czasu spędziłam samotnie wpatrując się w innych ludzi świetnie się bawiących, gdy nagle wyczułam czyjąś obecność nade mną. I nie, nie był to ani mój brat, ani Agustin, ponieważ oni w dalszym ciągu grali, śmiejąc się głośno i obrażając nawzajem. Nie miałam nawet najmniejszej ochoty patrzeć, kto zaszczycił nas swoją obecnością, dlatego jeszcze bardziej odwróciłam głowę, a potem zacisnęłam mocno dłonie w pięści. Czułam, jak stres ogarnia mnie coraz bardziej, kiedy stojąca nade mną postać zajęła miejsce od razu obok. I to zbyt blisko mnie,
dlatego od razu się spięłam, zagryzając dolną wargę.

– Przyszłaś sama? – jego niski, delikatnie ochrypnięty głos spowodował ciarki na mym karku. Nie miałam ochoty wdawać się z nim w dyskusję, więc przytaknęłam jedynie głową.

– I co, stary? – tym razem to Julio rzucił mu pełen zadowolenia uśmiech, po czym zaśmiał się razem z Agusem.

     – A co ma być? – słyszałam, że także powstrzymuje się od wybuchnięcia śmiechem. Ja za to wbiłam mocniej paznokcie w wewnętrzną stronę dłoni. Nie przeszkadzał mi ból.

     – No weź! – jęknął Bernasconi. – Od kiedy nam nic nie mówisz? – rzucił do niego z wyrzutem, jednocześnie wymachując rękoma. Wszyscy byli rozbawieni, kiedy ja traciłam powoli resztki racjonalnego myślenia. Chciałam krzyczeć.

     – Obraca jakąś pannę i nie chce się pochwalić co dalej.

     Chłopak zaśmiał się w odpowiedzi.

     – Tylko gadaliśmy – stwierdził, jednak uśmiechnął się szeroko, kręcąc głową.

     – Masz chociaż numer?

     Uspokój się. Oddychaj głęboko, Karol.

     On nie odpowiedział. Było to jednoznaczne.

     – Zaprosiła mnie na drinka.

     – I? Zgodziłeś się?!

     Zawahał się.

     – Właściwie to...

     – Gracie do cholery czy nie?! – i wówczas już nie wytrzymałam, dlatego wykrzyczałam tak głośno, ile miałam sił, tym samym dając upust moim emocjom.

     Dygotałam z nerwów, a trzęsącymi dłońmi podparłam się o ręcznik, aby wstać, gdy wokół nas zapadła cisza. Nikt się więcej nie odezwał. W głowie słyszałam tylko echo moich słów i zgaduję, że oni także, bo tylko patrzyli po sobie zaskoczeni, lecz uśmiech z twarzy im nie schodził. Pod powiekami poczułam napływające łzy, ponieważ zawsze gdy się stresowałam, miałam ochotę krzyczeć, a jednocześnie płakać. Z trudem przełknęłam ślinę, pozbywając się upierdliwej guli w gardle. Krótką chwilę po tym, kiedy oni dalej znajdowali się w tej samej pozycji nieprzerwanie, ja zajęłam miejsce na piasku, nie przejmując się tym, że na sobie mam ubrania. Nie chciałam ich ściągać. Brzydziłam się samej siebie.

     – Za ile przyjdzie reszta? Mówili ci coś? – spojrzałam krótko na Julio.

– Nie – odburknęłam pod nosem.

Stałam nieruchomo, przestępując jedynie z nogi na nogę, gdy oni dyskutowali na inne tematy. Kątem oka dostrzegłam, jak chłopak, który przyczynił się do mojego złego samopoczucia, wstaje z piasku. Mimowolnie mój wzrok powędrował w tamtą stronę i tym razem bez skrupułów wciąż naburmuszona, patrzyłam jak ściąga z siebie czarną, lekko przylegającą do ciała koszulkę. Odrzucił ją w kąt, a następnie zwiesił głowę, gdy dłońmi dobrał się do swoich tego samego koloru spodenek kąpielowych. Z fascynacją wpatrywałam się, jak je rozwiązuje, kolejno mocno związując, tym samym sprawiając, że mięśnie jego brzucha się delikatnie napięły wraz z ramionami. Pragnęłam odwrócić wzrok, jednak to było silniejsze. I dopiero gdy na nowo uniósł spojrzenie, które momentalnie na mnie powędrowało, zerknęłam od razu w inne miejsce, unikając z nim jakiekolwiek kontaktu wzrokowego. Nawet nie dostrzegłam, gdy mój brat wraz z Agustinem rozpoczęli pojedynek w piłkę siatkową. Badałam tęczówkami ich ruchy, unikając ostatniego chłopaka, lecz gdy kątem oka widziałam, jak kieruje do mnie swe kroki, moje serce niemal wyleciało z klatki piersiowej.

     – Dostałaś już okres? – jego głos był bardzo delikatny, jakby bał się, że jestem tykającą bombą i za momencik wybuchnę, jak poprzednio. Ja za to prychnęłam pod nosem, odwracając głowę jeszcze bardziej, niż było to możliwe.

     – Nie? – bardziej spytałam, niż odparłam sfrustrowana. – Nie powinno cię to w ogóle interesować – zarzuciłam ręce na piersi. Mój głos dalej pozostawał wściekły, a ja nawet nad nim nie panowałam.

     – Jesteś na mnie zła? – zapytał, podchodząc do mnie bliżej i przechylając delikatnie głowę w bok. Walczyłam sama ze sobą, by nie spojrzeć w jego zmartwione tęczówki.

     – A powinnam? – prychnęłam pod nosem.

     Chłopak jedynie głośno westchnął, a później podszedł do mnie jeszcze bliżej, aż stanął naprzeciw mnie w odległości może parunastu centymetrów. Rozwiązał moje skrzyżowane ramiona, po czym uchwycił me dłonie, delikatnie je ściskając i splątując ze sobą. Wówczas nie wytrzymałam. Niepewnie odwróciłam głowę i wbiłam swój już łagodniejszy wzrok wprost w nasze splecione dłonie, a następnie uniosłam spojrzenie, napotykając się z jego ciemnymi, jak węgiel tęczówkami. Jego oczy mnie uspokajały. Były czymś na wzór własnego lekarstwa na każdą chwilę słabości. Moja złość się ustabilizowała, a ja poczułam wyrzuty sumienia, że tak na niego bezpodstawnie nakrzyczałam. Przecież nie miałam prawa tego robić, mógł flirtować z każdą dziewczyną na tej planecie, a mnie nie powinno to w ogóle interesować. Wróć, powinno, bo przyjaźniliśmy się i mówiliśmy sobie o wszystkim, lecz nie powinnam być zazdrosna. Nie mogłam.

     – Wybacz – wzięłam głęboki wdech, po czym spuściłam wzrok na nasze złączone dłonie. – Jestem po prostu zdenerwowana – wyznałam cicho. Mój rozmówca chwilę się zamyślił.

– Chyba mam pomysł, żeby cię rozluźnić – jego kąciki ust powędrowały niebezpiecznie w górę, lecz gdy spojrzałam w jego oczy, dojrzałam przekonanie oraz rozbawienie.

Mimo całego zirytowania, oddałam się w jego ręce. I to dosłownie.

Dziewiętnastolatek pomału swoimi dużymi dłońmi dotarł do mojej wsadzonej w spodenki bluzki. Z początku myślałam, że chce mnie przytulić, objąć, a później gdzieś zaprowadzić lub po prostu ułożyć tam swoje ręce, lecz jego zwinne palce szybko uporały się z zadaniem jakim było ściągnięcie mi koszulki. Spokojnie obserwowałam jego ruchy, nawet nie protestując, jednak gdy odrzucił ją na bok, a później dotarł dłońmi do zapięcia moich spodenek, ocknęłam się, patrząc na niego z przerażeniem.

– Co ty robisz? – zapytałam natychmiast, próbując przerwać tę czynność. Chłopak odpuścił na sekundę, wzdychając i posyłając mi błagalne spojrzenie, na które nieco się rozluźniłam.

– Ufasz mi czy nie? – w jego głosie brzmiało znużenie. Chwilę się wahałam, aż finalnie patrząc w jego oczy, przytaknęłam głową.

Kolejny raz poczułam jego chłodne palce stykające się z moim nagim brzuchem, gdy rozpinał mi spodnie. Szybko jednak to przerwałam i sama ściągnęłam z siebie dolną część garderoby, po czym odrzuciłam ją na nasze ręczniki. Od razu odwróciłam się w stronę nastolatka, aż ujrzałam go od pasa w górę nagiego, a jego koszulka leżała obok mojej. Rozszerzyłam powieki, oczekując najgorszego i w momencie, kiedy jego spojrzenie skrzyżowało się z moim, na jego wargach zawitał duży, zawadiacki uśmiech. Przełknęłam, tym razem, zestresowana ślinę.

– Julio! - krzyknął do mojego brata, który momentalnie zaprzestał swoim czynnościom, a ja dalej byłam świdrowana wzrokiem.

– Co tam, stary? – odwrócił się do nas, krzyżując ramiona.

– Twoja siostra ma ochotę na kąpiel w morzu.

     I to mi wystarczyło, by wytrzeszczyć oczy do granic możliwości, a potem zrobić krok w tył, unosząc w górę dłoń. Zagroziłam palcem, patrząc na nich przez cały ten czas podejrzliwie, kiedy nagle Julio przytaknął jak gdyby nigdy nic głową, a następnie oboje zaczęli kierować do mnie swoje kroki. Ostrzegałam, prosiłam, nawet im groziłam, lecz to na nic, gdy nagle przyspieszyli, a ja pędem ruszyłam przed siebie, uprzednio się odwracając do nich tyłem. Nie wiedziałam gdzie biegnę, jak muszę komicznie wyglądać, ale zestresowana, wydobyłam z siebie pierwsze dźwięki śmiechu, gdy oni mi zawtórowali. Krzyczałam, aby przestali, błagałam o wolność oraz piszczałam, raz po raz, kiedy zbliżali się do mnie i muskali dłońmi moją rękę. Byłam już pomału wykończona ucieczką w tę i z powrotem.

     – Zostawcie mnie już! – jęknęłam, po czym głośno pisnęłam, gdy prawie mnie mój brat złapał. – Julio! Ty matole, odpuść już!

     – I miałbym zmarnować taką okazję? – odkrzyknął. Chwilę później zatrzymał się w miejscu, zarzucając ręce na klatkę piersiową, toteż i ja zrobiłam sobie krótką przerwę, podpierając się dłońmi o kolana oraz ciężko oddychając. Moja kondycja mogła się pieprzyć.

     – Czy to koniec? – spytałam, unosząc delikatnie głowę z grymasem na twarzy. Agustin z niedaleka nam się wszystkim przyglądał rozbawiony i pokręcał co jakiś czas głową, pewnie dlatego, że nie mógł uwierzyć w to, jaką jestem ofermą. Skupiłam swoją uwagę na moim bracie, który uśmiechnął się w perfidny sposób.

     – Nie byłbym tego taki pewien – orzekł swoim pewnym siebie głosem. Wówczas zmarszczyłam brwi niezrozumiale, gdyż stał on ode mnie jakieś dwa metry i nie miał zamiaru się stamtąd ruszać, lecz gdy dotarło do mnie, że przecież nie tylko on uczestniczył w tej gonitwie, skamieniałam.

Niepewnie odwróciłam się za siebie i kiedy tylko zauważyłam drugiego chłopaka z błąkającym się uśmiechem na twarzy, wiedziałam, że nadchodzi fala nieprzyjemnych wydarzeń. Nawet nie zdążyłam zareagować, ponieważ w okamgnieniu zjawił się obok mnie, a następnie jego duże dłonie znalazły się na moim ciele. Głośno pisnęłam, skulając i niekontrolowanie padając na piasek, toteż nie będąc mi dłużnym, nachylił się nade mną, gdy ja wiłam się na wszystkie strony, próbując wyrwać mu się z objęć. Jednak to nie poskutkowało, bo zaraz po tym, zjawił się obok nas mój brat.

     – Zostawcie mnie! – krzyknęłam roześmiana, lecz także zmarnowana tymi przepychankami. Oni nie posłuchali, ponieważ od razu Julio chwycił mnie w kostkach, unosząc moje nogi w górę, gdy brunet objął mnie ramionami w talii od tyłu i także podniósł. – Błagam! Ja nie chcę do wody! Zimno jest!

     Chłopcy parsknęli głośno śmiechem, kierując się w stronę morza, gdy ja szarpałam się z nimi, aby wydostać z ich objęć.

     – Proszę was! – jęknęłam kolejny raz zdesperowana. – Ja nie chcę! To jest woda, a ja jestem ja! Czego nie rozumiecie?! – byliśmy coraz bliżej morza.

     – Ty zawsze twierdzisz, że ci zimno – podsumował mnie mój brat, patrząc z politowaniem, kiedy ja dalej się wyrywałam.

     – Będę robić co tylko zechcecie! Błagam zostawcie mnie! – widziałam pod sobą obijające się o brzeg fale, a ich stopy nagle zetknęły się z wodą. Czułam na plecach chłód od zbiornika.

     – I tak się zgodziłaś na striptiz, więc nic mi więcej nie potrzeba – tym razem to jego głos rozbrzmiał mi koło ucha, dlatego poczułam delikatny dreszczyk. Szatyn zaśmiał się cicho pod nosem, powodując moje zamknięcie się, natomiast Julio wybuchnął jeszcze większym śmiechem, niemal dławiąc się własną śliną. Byliśmy coraz głębiej, woda dosięgała im już do pasa, więc przeraziłam się jeszcze bardziej, jednocześnie szarpiąc się mocno, lecz to było na nic.

     W jednej chwili stanęliśmy w miejscu, toteż domyślając się co mnie za momencik czeka, ostatni raz jęknęłam męczeńsko, łudząc się, że to coś da. Chłopcy jedynie spojrzeli po sobie ze zwycięskim uśmiechem na twarzy i w jednej pieprzonej chwili, puścili moje ciało w tym samym momencie, a ja z hukiem uderzyłam o taflę morza. Momentalnie poczułam owiewający mnie chłód, gdy znalazłam się pod wodą, wymachując rękoma oraz nogami na wszelkie strony. W końcu stopami wymacałam dno, dlatego stanęłam na nim i odbiłam, aby wynurzyć się na powierzchnię. Spazmatycznie zaczęłam łapać powietrze, również przez wodę, która dostała się do mojego gardła, poczęłam się krztusić, gdy do twarzy przylepione miałam wszystkie włosy. Krótką chwilę później opanowałam się w miarę możliwości, a potem ogarnęłam ten harmider na głowie, jednocześnie przecierając oczy, aby rozejrzeć się wokół.

Z trudem otworzyłam powieki i pierwsze co dostrzegłam to stojący naprzeciwko mnie brunet, który śmiał się w niebogłosy. Zmierzyłam go wściekłym wzrokiem, wypluwając wodę z ust. Miałam ochotę wyrwać mu wszystkie włosy z głowy, a potem skopać tyłek za to, do czego się posunął wraz z moim jeszcze głupszym bratem. A co do Julio, niestety gdy zorientowałam się po krótkiej chwili, jego już przy nas nie było, a gdy okręciłam głowę w prawą stronę, dostrzegłam, że kieruje się on do brzegu. Z powrotem powędrowałam spojrzeniem do bruneta, którego śmiech nie opuszczał, a we mnie pobudzała się złość coraz bardziej.

– Pogięło cię?! – wydarłam się i ułożyłam włosy. Chłopak popatrzył jedynie na mnie rozbawiony, gdy ja kipiałam ze zdenerwowania.

– Było warto – podsumował prześmiewczo. – Ale spójrz na to z drugiej strony. Przynajmniej się rozluźniłaś, a ja mogłem się pośmiać.

Posłałam mu zabójcze spojrzenie.

– I że to niby ja cię tak bawię tak?! – zapytałam głośno i wściekle, jednak na nim mój głos nie robił dużego znaczenia. Dalej pozostawał w tej samej pozie, a jego wargi opuszczał szczery śmiech.

– Właściwie to tak – odparł wyluzowany.

     Woda nie była wcale tak zimna, jak przypuszczałam na początku, lecz dalej pozostawała wodą. Byłam calutka rozpalona, gorąco mi było, a oni jak gdyby nigdy nic wrzucili mnie calutką do morza, jeszcze się przy tym śmiejąc. Już nie wspominając o moim bracie, który znalazł się na brzegu i będąc już z Agustinem, zaczęli się śmiać oboje. Posłałam im mrożące krew w żyłach spojrzenie, lecz Julio jedynie pomachał mi z prowokującym uśmiechem na twarzy. Wszystko we mnie się zaczynało gotować, byłam kłębkiem nerwów, a jeden chłopak, który pozostał tu ze mną, nie ułatwiał mi sytuacji, ponieważ także się z tego nabijał. Warknęłam wściekle pod nosem, po czym przeniosłam spojrzenie na bruneta.

     – Nie cierpię cię – wysyczałam przez zaciśnięte zęby, a moja pozycja dalej pozostawała taka sama. Nie ruszałam się, zaciskałam pięści i spływająca po moim ciele woda wywoływała moje delikatne dreszcze. Dziewiętnastolatek w jednej chwili przestał się śmiać i podszedł do mnie bliżej, tym samym sprawiając, że nie było między nami żadnej odległości.

     – Wolę, gdy jesteś na mnie wściekła, ni jeżeli zazdrosna – jego głos był ochrypnięty, nieco niższy i wywoływał we mnie, jak zwykle spokój.

     Nie wiedziałam co rzec na ostatnią część zdania. Skąd wiedział do cholery, że byłam zazdrosna? Niby o co miałabym być? O to, że rozmawiał sobie z inną, piękną dziewczyną śliniącą się na jego widok? To było nie na miejscu, przecież nawet nie miałam prawa, a my się tylko przyjaźniliśmy. Zarzuciłam ręce na piersi, spuszczając nieco głowę ze wzrokiem, którym zaczęłam błądzić w różnych miejscach.

     – Nie jestem zazdrosna – burknęłam pod nosem, niczym małe dziecko, któremu została odebrana zabawka. On zatem uśmiechnął się szeroko i w jednej chwili jego dłonie znalazły się na moich biodrach, dlatego wzdrygnęłam się na ten ruch.

     – Właśnie, że jesteś – wypowiedział cicho.

Droczył się ze mną, próbował rozluźnić i jak widać udało mu się to, ponieważ zagryzłam dolną wargę, unosząc delikatnie głowę, aby móc spojrzeć mu w oczy. Chłopak za to zanurzył się w wodzie, ułożył dłonie na moich pośladkach, po czym zmusił mnie do oderwania stóp od podnóża, dlatego momentalnie zarzuciłam dłonie na jego kark, by się nie przewrócić i nogami oplotłam go w pasie. Teraz to on miał kontrolę nad nami obydwoma, gdzie się kierujemy oraz jak głęboko, trzymając mnie mocno przy sobie i nie pozwalając na większą odległość między naszymi ciałami.

– W każdej chwili może przyjść reszta. Co, jak nas zobaczą w takiej pozie, huh? – rzuciłam do niego z wyrzutem, patrząc prosto w te brązowe tęczówki, od których biła radość.

     – Nie pozwoliłaś mi skończyć, czy zgodziłem się pójść na drinka – puścił mą uwagę mimo uszu i zaczął temat sprzed jakiś piętnastu minut. Wówczas poczułam skręt w żołądku i spięłam się znacząco.

     – I o której się umówiliście? – zwiesiłam głowę. Od razu zagryzłam dolną wargę i błądziłam wzrokiem po jego torsie przylegającym do mojego ciała. Mówiłam, że nie jestem zazdrosna, ale wewnątrz czułam ukłucie, jakby ktoś wyrywał mi z piersi serce, a potem je przedziurawiał sztyletem. Nastolatek zaśmiał się cicho, co mnie jeszcze bardziej zabolało.

     – Właśnie próbuję do tego dojść – odparł rozbawiony. Pokiwałam ledwo widocznie głową, po czym niepewnie spojrzałam w jego tęczówki. – Nie umówiłem się. Odmówiłem jej.

W szoku obserwowałam jego spokojny wyraz twarzy, a także uśmiech malujący się na jego wargach.  Pomrugałam pare razy, a później zacisnęłam palce na jego karku, przez co przysunął się do mnie jeszcze bardziej.

– Dlaczego? – nie próbowałam kryć mego zaskoczenia.

– Powiedzmy, że nie była w moim typie – przechylił delikatnie głowę i przybliżył twarz do mojej.

     – A kto jest?

     Chłopak chwilę się zamyślił.

     – Taka brunetka, ma może ponad metr sześćdziesiąt, uśmiechnięta, często się wkurza na mnie, zawsze ulega, ma piękne, zielone oczy, jej brat jest moim najlepszym przyjacielem i wczoraj świetnie się ze mną bawiła przez cały dzień. Znasz ją może? – popatrzył na mnie wyczekująco.

     Wszystko we mnie krzyczało i rozrywało na wszystkie części, gdy opisywał w tym momencie właśnie mnie. Zwyczajną, nie za ładną, niską i ciągle wkurzającą się o coś szarą myszkę, której serce należało do tego chłopaka. Lecz nie potrafiłam się do tego przyznać na głos, dlatego cały ten czas się okłamywałam, próbując wmówić sobie uczucie do Maxi'ego, mojego chłopaka. To było na nic. Każdego dnia, będąc przy Ruggero, czułam się naprawdę wspaniale. Wtedy wszystko inne na tym świecie mogłoby nie istnieć, gdy znajdowałam się w jego ramionach, śmiejąc się z jego głupkowatego zachowania. Czułam, że moje policzki płoną. Momentalnie zwiesiłam głowę, jednak on prędko chwycił mój podbródek między palce, abym nie mogła odwracać wzroku.

     – Chyba znam – odparłam cicho i utkwiłam głęboko w jego ślepiach, które się pociemniły. Ciemnowłosy się roześmiał delikatnie pod nosem, a potem jego wargi przyległy do moich.

     I znowu to samo. Te cholerne wypieki na twarzy, moje skurcze w żołądku oraz motylki w brzuchu, nachodzące ciepło, coraz większa chęć posiadania go więcej, mimo, iż nie mogłam bardziej przez zero odległości między nami. To, jak wkradł się językiem prędko do środka, kiedy tylko rozchyliłam wargi, a jego dłonie zaciskały się na mych bokach. Dla takich momentów mogłabym zabić.

***

     Dotarliśmy na miejsce, jakim była ogromna polana, a na niej chyba największa scena, jaką miałam okazję zobaczyć. Ponieważ dzisiejszego dnia wybieraliśmy się na festiwal muzyki całą naszą ekipą. Byłam naprawdę przeszczęśliwa, że mieliśmy okazję kolejny raz zabalować i nie zwracać uwagi na jakiekolwiek konsekwencje z powodu naszych znakomitych wakacji. Uśmiechnęłam się szeroko, rozglądając wokół. Coraz więcej ludzi zbierało się na polanie, niektórzy po prostu siedzieli na rozłożonych kocach, popijając różne alkohole, drudzy za to dopiero go zamawiali, stojąc w kolejce przy budkach, kolejni krzyczeli, śmiali się i świetnie bawili, a następni za to zajadali się pysznościami przy budkach z jedzeniem. My byliśmy jedną z tych grupek, gdy wchodząc na tę polanę, szliśmy po prostu przed siebie. Po prawej stronie od połowy aż do samej sceny znajdowały się stoiska z jedzeniem, alkoholem, czymś do picia, różnymi konkursami lub zwyczajnymi automatami do gier. Za to naprzeciw nas znajdowała się ogromna scena, o której już wcześniej wspominałam. Od nadmiaru emocji zaczęło kręcić mi się w głowie.

Od razu przeszliśmy pod scenę, gdyż za niecałe dziesięć minut miał rozpoczynać się festiwal. Nawet nie wiedzieliśmy, jacy wykonawcy mieli się tu pokazać, ponieważ chodziło nam tylko i wyłącznie o chęć zwyczajnej zabawy. Przez cały ten czas rozmawialiśmy, śmialiśmy lub wspominaliśmy dawne czasy, gdy przyjechałam z Julio do miasta i nikogo nie znaliśmy, a oni nie byli ze sobą tak zżyci, jak są obecnie. Chciało mi się zwyczajnie skakać oraz piszczeć na przemian z radości, jaka mnie ogarniała. Także miałam ochotę dzisiejszego wieczoru zaszaleć, nie mieć pohamowań i dać upust wszystkim emocjom. Najlepszym w tym wszystkim jednak było to, że mogliśmy bawić się do woli wszyscy razem i nikt nie zwracał uwagi na nic innego prócz tego, iż znajdowaliśmy się tutaj razem.

– Dobra, poczekajcie, a my skoczymy szybko po coś do picia – zaalarmował nas mój brat, a pozostali mu przytaknęli.

– Weźcie też coś do jedzenia – odparła prędko Maia.

Chłopcy przytaknęli jedynie głowami, po czym ruszyli w stronę stoisk, przy których stało trochę ludzi. Odwróciłam się, podążając za nimi wzrokiem, lecz szybko zniknęli mi z oczyu w tłumie osób. Wówczas rozpoczęłyśmy z dziewczynami rozmowy, śmiejąc się i opowiadając sobie nawzajem historie z życia. Każda z nas wspominała o rozterkach miłosnych, wpadkach z dzieciństwa lub o śmiesznych sytuacjach, gdy ktoś nas na czymś nakrył, bądź wywróciłyśmy się na prostej drodze. I cóż, chcąc bądź nie chcąc, doszło finalnie do naszych związków. Miałam ochotę jęknąć z rozpaczy.

     – I jak wam się powodzi z chłopcami? – temat rozpoczęła Beatrice, która uśmiechnęła się do nas wesoło, przejeżdżając po każdej wzrokiem. Nie odezwałam się pierwsza.

– Wiem, że się powtarzam, ale naprawdę świetnie – Mai za to nie brakowało słów. – Boże, to takie głupie. Pomyśleć, że chłopiec, za którym biegałam od jedenastego roku życia, w końcu jest ze mną – pisnęła.

Nigdy nie wspominała, że to tak długo trwa.

– Cieszymy się razem z tobą – tym razem to Valu zabrała głos, posyłając Reficco uśmiech, po czym spojrzała na mnie wymownie. Prędko odwróciłam wzrok, czując wyrzuty sumienia i nieodpuszczające kłucia w żołądku.

– A u was? Jak tam?

– Cóż, my z Mike'iem mamy się wspaniale – wzruszyła ramionami blondynka, jednocześnie uśmiechając nieco zawstydzona. Tak, ich związek był naprawdę bez zarzutów. – Planujemy studia w Hiszpanii.

Wszystkie byłyśmy miło zaskoczone.

– Och, wow – odezwałam się tym razem ja. – To serio super, trzymam mocno kciuki – uśmiechnęłam się szeroko, co dziewczyna natychmiast odwzajemniła.

– Dokładnie! – pisnęła Maia. – Jestem pewna, że się wam uda.

– A ty Bi? Karol? Jak tam Julio i Maxi? – zapytała złotowłosa.

Poczekałam, aż to Beatrice odezwie się pierwsza. Było mi niespieszno do tego.

– Jest mi naprawdę dobrze przy jego boku – wyznała z czerwonymi policzkami. Mimowolnie na moje wargi wkradł się uśmiech, bo wiedziałam, że mój brat również darzy ją głębokim uczuciem i liczyłam, iż wytrzymają jak najdłużej ze sobą. – Karol? Co z Maxi'm?

     I znów wracamy do punktu wyjścia, jakim jest kłamstwo. A przecież każde kłamstwo ma krótkie nogi.

     – Dobrze – uśmiechnęłam się sztucznie, kiwając lekko głową. – Dogadujemy się super, myślę, że idziemy w dobrym kierunku.

     Później już tylko wyłączyłam się z rozmowy, czując jak zalewają mnie wyrzuty sumienia. Powinnam była docenić to, jaki chłopak mi się trafił w życiu, który zrobiłby dla mnie naprawdę wszystko, lecz nie. Bo ja gnałam zawsze do tego, co zakazane i nie jest na wyciągnięcie ręki. Westchnęłam głośno w myślach, po czym odwróciłam w kierunku dochodzących głosów, gdy tylko chłopcy do nas dołączyli. I niemal się zachłysnęłam powietrzem, kiedy spoglądając na ich dłonie, dostrzegłam, że każdy z nich trzyma coś do jedzenia oraz po jednej butelce alkoholu i to nie byle jakiego, a zwykłej gorzały. Nawet nie chciałam sobie wyobrażać, co nas dzisiejszego wieczoru czekało, zważywszy na to, co chłopcy przynieśli.

     I tego dnia po raz kolejny daliśmy upust wszystkiemu. Festiwal się zaczął, muzyka zaczęła głośno grać, a na scenie pojawił się nikt inny, niż Selena Gomez, przez co dodatkowo wszystkie pisnęłyśmy głośniej, niż było to zamierzone. Kochałam jej piosenki. Tak samo jak wielu innych artystów tworzących muzykę w języku angielskim. Był to miód na moje uszy, coś naprawdę przyjemnego oraz przede wszystkim koiło moje nerwy. Chłopcy jedynie się z nas zaśmiali, a potem otworzyli pierwsze butelki, uprzednio podając nam plastikowe kieliszki i Mai jedzenie, o które prosiła.

     Wówczas rozpoczęliśmy pierwszą kolejkę przy dobrej muzyce oraz w wspaniałym towarzystwie. Bawiliśmy się, polewaliśmy więcej i więcej. Śpiewaliśmy każdą piosenkę Seleny, krzycząc w niebogłosy, a także podskakując wysoko w rytm muzyki. Byliśmy tylko zwyczajnymi przyjaciółmi, dziećmi, które chciały się zabawić na koncercie. Jak widać, wszystko szło po dobrej myśli, gdyż po wypitych dwóch butelkach wódki, alkohol zaczął krążyć we krwi przeplatany z adrenaliną. Czułam się przeszczęśliwa, a zarazem ciągle było mi mało, dlatego uwiesiłam się przy kolejnej piosence na Mai i zaczęłyśmy krzyczeć sobie nawzajem prosto w twarz. Nawet chłopcy, którzy niezbyt lubili takie klimaty, śmigali niemożliwie na polanie, śmiejąc się cały czas z czegoś oraz otwierając kolejną litrową butelkę zapełnioną palącą w gardło cieczą. Rozlali każdemu do kieliszka, a później unosząc w górę plastik, krzyknęliśmy, że to za zdrowie oraz naszą wspaniałą przyjaźń, by trwała jak najdłużej. Z ręką na sercu musiałam przyznać, że czułam się wspaniale.

Gomez za to pożegnała się, a tłum ludzi zaczął krzyczeć i gwizdać. Piosenkarka zeszła ze sceny, a w zamian za nią, na scenę wszedł kolejny artysta po niecałej minucie. I jaki był nasz krzyk, gdy pojawił się we własnej osobie Bruno Mars ze swoim słynnym kapeluszem na głowie. Wszyscy się cieszyliśmy, nawet chłopacy, którzy przestali pić i od razu wiwatowali głośno na jego widok. Piosenkarz przywitał się, po czym rozpoczął pierwszą swą piosenkę, jaką było That's what I like. Wszyscy krzyczeli. Bawili się i pili, tak jak my. Dlatego, gdy skończyliśmy pić czwartą butelkę czystej, nastolatkowie stwierdzili, że to za mało. Wówczas Sebastian raz z Michaelem poszli po kolejne butelki, aby nam nie brakło i każdy z nas mógł być pijany. Bo o to w tym wszystkim od początku chodziło.

     Po skończonej piosence, Bruno od razu przeszedł do kolejnej, a chłopacy zdążyli wrócić z alkoholem. I och, Boże, było ich prawie pięć, dlatego przeżegnałam się lewą ręką, modląc tylko o to, by bezpiecznie wrócić do domu. Cóż, druga opcja pozostawała taka, aby spać tutaj wśród innych ludzi, którzy również, jak my byli podpici. Rozejrzałam się wokół, śmiejąc się, kiedy nagle rozbrzmiała piosenka Locked out of Heaven. Nie należała ona do moich ulubionych, lecz także nie była przeze mnie nielubianą. Zaczęłam się śmiać. Nawet nie sądziłam do cholery, że na zwykłym koncercie można się tak świetnie bawić i to w dodatku w tak cudownym towarzystwie. Nie zdołałam zarejestrować, kiedy piosenka się skończyła, patrząc na mój obecny stan. Nie byłam pijana, lecz także nie byłam trzeźwa. Pozostawałam nieźle podpita, jednak wiedziałam, co się wokół dzieje. Minusem było to, że wszystko wokół zdawało się być zabawniejsze niż do tej pory.

     Odwróciłam się w prawą stronę, dostrzegając, jak płeć męska wyciągnęła papierosy i zaciągała się nimi, jak gdyby nigdy nic. Nie chciałam być w tyle, dlatego od razu do nich podeszłam radosnym krokiem i och, matko, niemal upadłam prosto na klatkę piersiową Ruggero, gdy potknęłam się o własne nogi. Ten za to uniósł ręce w górę, a jego wargi w ułamku sekundy rozciągnęły się w prowokacyjnym uśmiechu. Jednak ja to zignorowałam, ponieważ jedyne co miało znaczenie, to zaciągniecie się porządnie papierosem. Dlatego, gdy tylko obniżył na powrót ręce, w okamgnieniu wyszarpnęłam mu z dłoni tlącą się fajkę, a potem stojąc w pobliżu mojego brata, Agusa, Mike'a, Sebastiana, mojego chłopaka, który nawet na to nie zareagował przez alkohol, a także we własnej osobie Ruggero, zaciągnęłam się papierosem, przymykając powieki. Nie zdołałam zakodować, w którym momencie mój chłopak do mnie podszedł, odwrócił do siebie, a ja niemal upuszczając fajkę z ust, zostałam przyciągnięta do niego i pocałowana prosto w wargi. Pasquarelli prędko przechwycił ode mnie tlącego się papierosa, a potem zaciągnął się nim, śmiejąc się z resztą chłopców, gdy ja zaczęłam nachalnie całować się z Espindolą.

Dopiero w momencie, gdy zabrakło mi tchu, oderwałam się od niego i odwróciłam na pięcie, podchodząc do mojego brata, który trzymał butelkę w dłoni. Wyszarpnęłam ją szybko, po czym upiłam dużego łyka, nie patrząc już na to, jak bardzo ciecz paliła moje gardło, a ja prawie wszystko zwymiotowałam przez nadmiar alkoholu. Lecz jakie to miało w tamtym momencie znaczenie, gdy nagle rozbrzmiała nie inna piosenka, niż Just the way you are. Wtedy głośno się wydarłam z resztą naszej ekipy i momentalnie do mojej głowy wpadły wspomnienia sprzed dwóch dni. Och, gdy spędziliśmy go tylko razem we dwoje, jak tańczyliśmy na tej cholernej maszynie, śpiewając właśnie tę piosenkę w niebogłosy, a reszta ludzi nam się z zaciekawieniem przypatrywała. Mój wzrok powędrował na Ruggero. Wcale nie było dla mnie to zdziwieniem, kiedy on w tym samym momencie spojrzał na mnie z błąkającym się uśmiechem na twarzy. Wówczas zagryzłam dolną wargę, podchodząc bliżej, kiedy pierwsze wersy piosenki rozgrały głośno, a wszyscy ludzie zaczęli śpiewać razem z artystą na scenie.

– Oh, her eyes, her eyes, make the stars look like they're not shinin'. Her hair, her hair, falls perfectly without her trying. She's so beautifuuul and I tell her everydaaaaay – wykrzyczeliśmy razem naszą paczką, po czym podbiegłam tanecznym krokiem do Beatrice, której rzuciłam się w ramiona.

Obydwie się zaśmiałyśmy, gdy kolejne wersy piosenki leciały, a potem zwróciłyśmy się ku sobie, aby zaśpiewać refren.

– When I see your faceeeee, there's not a thing that I would change. Cause you're amaziiing. Just the way you areeee – krzyknęłyśmy sobie prosto w twarz i zaśmiałyśmy głośno. Byłyśmy dosłownie milimetry od swoich warg, jednak w ostatniej sekundzie przed pocałunkiem, zostałam szarpnięta za ramię w całkowicie drugą stronę i gdy dostrzegłam swojego napastnika, rozszerzyłam szeroko oczy. Bo to był on.

– And when you smile, the whole world stops and stares for a while. Cause girl you're amazing. Just the way you areeee.

I jak wysoko w powietrzu się znajdowałam, kiedy to właśnie dziewiętnastoletni brunet śpiewał kolejny raz swoim anielskim głosem jakieś kilkanaście centymetrów od mojej twarzy, patrząc głęboko mi w oczy. Wszystko mnie wewnątrz rozrywało, przeżywałam właśnie deja vu, lecz tym razem stokroć lepsze od poprzednich wydarzeń w salonie gier. Bo co mogło być lepszego od koncertu z osobą śpiewającą ci tak piękne wersy, której oddałbyś najchętniej swoje własne serce. Nic.

Tuż po tym odsunął się ode mnie, odchodząc do reszty dziewcząt, a mianowicie do Beatrice oraz Mai, które objął ramionami i mocno przyciągnął do swojej klatki piersiowej, gdy ja zostałam pociągnięta w stronę mego chłopaka. Od razu spojrzeliśmy na siebie wesoło, śpiewając pozostałe wersy, aż nagle znów się namiętnie pocałowaliśmy, nie zwracając już uwagi na pozostałych. Nawet nie zdołałam zakodować w głowie końca piosenki, potem kolejnej, aż Bruno całkowicie zszedł ze sceny. Po nim momentalnie wkroczył The Weeknd, dlatego kolejny raz wydarliśmy się wszyscy głośno. Blinding Lights, The Hills, Starboy, In Your Eyes. Nawet jeśli koncert dopiero był w jednej trzeciej, tak musiałam przyznać, że należał bez wątpienia do najlepszego, na jakim kiedykolwiek byłam.

     Wyciągnęłam komórkę z tylnej kieszeni spodni i zerknęłam na zegar, który wskazywał dwudziestą pierwszą, a to oznaczało, że byliśmy już tu półtorej godziny. Kolejni artyści wychodzili na scenę, a byli nimi Pitbull ze swoimi światowymi hitami, jak Give me everything, Timber, czy Feel this moment i International Love. Potem Ed Sheeran zaśpiewał I don't care, Shape of you, Perfect, czy Photograph, dlatego przy takich właśnie piosenek mieliśmy czas na zregenerowanie sił, kołysząc się wolno w ramionach swoich chłopaków, jednocześnie śpiewając pod nosem wersy piosenki. Popijaliśmy także alkohol lub popalaliśmy kolejne fajki, już nie wspominając o Agustinie, który palił jednego papierosa za drugim. Kolejni artyści byli już mniej znani. Z mijanymi sekundami traciłam orientację w terenie oraz przede wszystkim poczucie czasu, więc nawet nie wiedziałam, kiedy wybiło po dwudziestej trzeciej, gdyż bawiąc się wspaniale, zapomniałam o otaczającym mnie świecie.

     Rozejrzałam się wokół, dostrzegając, że nie ma nigdzie Mai, Beatrice oraz Maxi'ego i Julio. Sebastian krzyczał głośno, wieszając się jednocześnie na Agustinie, któremu to ani trochę nie przeszkadzało. Czasami odnosiłam wrażenie, że dogadują się oni lepiej, niż można by się tego spodziewać, ale mogły to też być tylko moje domysły. Pokręciłam głową, tańcząc w rytm muzyki, aż nagle przy moim uchu usłyszałam łamiący się głos.

     – Zmywamy się stąd? – jego baryton był naprawdę przepity. Miałam wrażenie, jakby bełkotał coś pod nosem, lecz jednocześnie kierował te słowa wprost do mnie, dlatego niepewnie się odwróciłam na chwiejnych nogach.

– Dokąd? – popatrzyłam w jego czarne ślepia. Były przekrwione i cholernie zmęczone, jednak dalej kurczowo trzymał się na nogach, choć przychodziło mu to z trudem. Wargi za to ozdabiał flirciarski uśmiech przeplatany tajemniczością, którą tak pieruńsko kochałam.

– Do domku – odparł, przysuwając się bliżej mnie. Wystarczył jeden mój ruch, a nasze wargi złączyłyby się w pocałunku. – Połowa zniknęła, koncert niedługo się kończy, a my moglibyśmy zaszaleć jeszcze bardziej – bełkotał.

Myśl racjonalnie. Jesteś pijana, nie daj się zwieść.

– Zorientują się – zmarszczyłam brwi, po czym spojrzałam zamglonym wzrokiem w jego tęczówki, równocześnie kładąc dłoń na jego torsie, gdy się nade mną pochylał i delikatnie zaczęłam nią jeździć.

– Nie pożałujesz – wyszeptał.

I gdybym w tamtym momencie znalazła w sobie ciut więcej asertywności, odmówiłabym i zatrzymała tę falę nieszczęść. Jednak jej nie odnalazłam, a obecne jej miejsce zajęło pożądanie wraz z chęcią ponownego wpicia się w jego wargi.

     I nawet nie wiem, kiedy ściągałam z niego koszulkę, siedząc okrakiem na jego kolanach w naszym domku. Jego usta idealnie przylegały do moich, gdy oboje zatraciliśmy się w pocałunku, zrywając z siebie nawzajem ubrania.

     Wtedy nikt nie znał przyszłości. Nie wiedział, co nas czeka oraz jak to się potoczy. Bo w tamtym momencie dotknął nas istny dopust Boży, lecz jeszcze o tym nie mieliśmy pojęcia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro