Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

29. Witaj arcy-piękne Miami.


Dawno nie czułam takiego szczęścia. Spokoju wewnętrznego, odetchnięcia od otaczającej mnie rzeczywistości bądź nadzwyczajnych problemów, których ostatnimi czasami zebrało się trochę więcej. Cóż, aż do tego momentu.

Kierowca taksówki poinformował nas, iż znaleźliśmy się na miejscu. Julio siedzący na przednim siedzeniu, którego zadanie należało do jednych z najprostszych, gdyż robił za naszego tłumacza, wyciągnął odpowiednią kwotę pieniędzy, żegnając się z mężczyzną. W tym samym czasie ja wraz z Mai'ą oraz Beatrice wysiadłyśmy z pojazdu, podchodząc do bagażnika i otwierając go. Każdy z nas wyciągnął swą zapakowaną po sam czubek walizkę, a gdy uporaliśmy się z tym zadaniem, ostatni raz podziękowaliśmy kierowcy. W taksówce odbierającej nas prosto z lotniska podjechali kolejni nasi przyjaciele, a dokładniej Maxi, Sebiastian oraz Agustin z Ruggero. Natomiast w ostatniej zajechali Michael wraz z Valentiną. Zsunęłam z głowy okulary przeciwsłoneczne na nos i z neutralną miną rozejrzałam się za siebie, podziwiając widoki.

Bo wow, w końcu byliśmy w centralnej części Miami, od której dosłownie dziesięć metrów dalej znajdowała się ogromna i jeszcze raz ogromna plaża z mnóstwem ludzi. Z drugiej zaś strony multum wieżowców, restauracji, knajp, barów, pubów, aut poruszających się na ulicy, a także hoteli wraz z innymi miejscami wypoczynkowymi. W jednym z nich to właśnie my mieliśmy się zatrzymać. Dlatego odwróciłam się w kierunku naszej kwatery, dostrzegając w oddali przeogromne, ogrodzone dużym płotem pole domków letniskowych, na którym znajdowała się masa turystów, takich jak my. Tuż obok była niewielka budowla, w której to właśnie nasza ciocia się znajdowała, wyczekując naszego przyjazdu. Mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem.

Witaj arcy-piękne Miami.

– Jestem: ZAKOCHANA – usłyszałam gdzieś za sobą głos uszczęśliwionej Mai, która badała wzrokiem z otwartą buzią każdy centymetr tego przepięknego miasta. Do niej dołączyli także pozostali, prócz mnie, Julio, zarówno co i Ruggero, którego widok nie powiem, ale mnie zdziwił. Obojętnie spoglądał na resztę z błąkającym się uśmiechem na twarzy, podczas gdy jego ręce spoczywały w kieszeniach krótkich, czarnych spodni. Uśmiechnęłam się kpiąco, prychając.

– Na tobie nie robi to wrażenia? – zapytałam złośliwie, przez co jego oczy spoczęły na mojej osobie. Zmierzył mnie od stóp aż po głowę prześwietlającym wzrokiem, po czym odwzajemnił zaczepny uśmieszek, powodując moje speszenie.

– Już miałem okazję poznać to miasto – odrzekł wyluzowany, gdy moje oczy się rozszerzyły. To by znaczyło, że był już w Miami i nic nam o tym nie wspomniał? Zmieszana odwróciłam wzrok, milcząc oraz spoglądając na zaskoczoną Mai'ę, która podeszła do niego i stanęła obok.

– Byłeś tu i nic nie mówiłeś?! – pisnęła na swój wyróżniający ją sposób. Luknęłam na nią, a później na niego i przełknęłam ślinę, kiedy on nieustannie wbity miał swój intensywny wzrok we mnie. Później na powrót ułożyłam okulary na głowie.

– Powiedzmy, że ekscytują mnie inne rzeczy.

Moje wargi rozciągnęły się w cynicznym uśmiechu.

– Ach, tak? A niby jakie?

Wtedy zarzucając ręce na klatce piersiowej, jego wzrok stał się jeszcze intensywniejszy niż do tej pory. Prześwietlał mnie na wskroś, jakbym była conajmniej najpiękniejszą rzeźbą w samym środku muzeum sztuk pięknych. Choć żądałam jego odpowiedzi, tak on zamilkł całkowicie, gdy niezauważalnie jego prawy kącik ust drgnął, a w oczach zawitały iskierki wręcz żywego płomienia. I przysięgam, że nagle zrobiło mi się jeszcze gorącej niż do tej pory, gdy podczas trzydziestostopniowej pogodzie stałam naprzeciw niego w odległości kilku metrów z założonymi rękoma, przełykając głośno ślinę, kiedy on nie przestawał się bezczelnie patrzeć na moją osobę. Wystarczająco atmosfera zrobiła się gorętsza, a cisza, którą otrzymałam w zamian była jednoznaczna z tym, co miał na myśli. I nawet nie chcę sobie wyobrazić co by było, gdybyśmy byli sami.

– Dobra! – klasnął w dłonie nagle Julio, gdy dostrzegł co się dzieje. Mimo, że wszystkich wzrok powędrował w jego stronę, tak my staliśmy bezruchu, mierząc się przeraźliwymi spojrzeniami. Dopiero po chwili, kiedy otrzeźwiałam z powodu dotyku na mej dłoni, która splotła się z palcami innej osoby, przeniosłam ślepia na stojącego nieopodal mojego brata. – Jest godzina czternasta, idealna pora obiadowa, więc ruchy, bo jestem pewien, że nasza ciocia już czeka – dodał, a później chwycił dłoń Beatrice i ruszył jako pierwszy w kierunku posesji oddalonej od nas o jakieś sto metrów.

Tuż po zmuszeniu swych warg do uśmiechu, który tak czy siak był widocznie wymuszonym, spuściłam głowę, chwytając za uszko od walizki i powędrowałam krok w krok za Julio. Obok mnie kroczył Maxi, którego dłoń była spleciona z moją, a za mną podążała reszta. Nawet nie chciałam myśleć kto taki szedł za mną i czyj wzrok wypalał mi dziurę w samym środku pleców. Bo na to pytanie była tylko jedna poprawna odpowiedź.

Po chwili, gdy Maxi odłączył się ode mnie, rozpoczął rozmowę z Sebastianem, który go ode mnie na moment odciągnął. Ja za to poczułam, że ktoś zajmuje miejsce po prawej mej stronie. Unosząc głowę i ciężko wzdychając, odwróciłam wzrok, aż ujrzałam we własnej osobie Agustina.

– Co tam, malutka? – zapytał, uśmiechając się, toteż odwzajemniłam jego gest i wzruszyłam ramionami.

– Trochę zmęczona podróżą – odparłam zgodnie z prawdą. – A tobie jak minęła? Nie wliczając w to oczywiście turbulencji – zaśmiałam się cicho, unosząc dłoń, a chłopak kroczący u mego boku powtórzył mój ruch.

– Całkiem w porządku – jego wargi rozciągnęły się w grymasie. – Cóż, nie lubię latać samolotami, ale dziś było naprawdę dobrze i cieszę się, że wylądowaliśmy szczęśliwie.

– Ja też się cieszę, Agus – pisnęłam na jego urocze słowa, na co roześmiał się cicho pod nosem, kręcąc głową.

– Wiesz, malutka... mam w sumie jedną uwagę – zaczął powoli, co mnie zaciekawiło bardziej.

– Słucham cię.

Wtedy przysunął się do mnie i nachylił nad mym uchem.

– Powinniście trochę przystopować – wyszeptał.

Ja za to zdziwiona zmarszczyłam brwi, spoglądając na niego niezrozumiale. Moje zdziwienie się nasilało, aż osiągnęło zenitu, a chłopak idący obok mnie, posłał mi zmęczone, lecz pełne idiotyzmu spojrzenie. Lecz ja naprawdę nie wiedziałam o co mu chodziło!

– Nie rozumiem, Agustin – wyznałam cicho, by nikt poza naszą dwójką nie był w stanie nas usłyszeć. On tylko przewrócił oczami.

– A mi się jednak wydaje, że rozumiesz i to doskonale – zacisnął wargi w wąską linię, a później luknął na mnie spod ciemnych rzęs, rzucając dwuznaczne spojrzenie. – Kocham waszą dwójkę, ale musicie trochę się ogarnąć. Pamiętaj, że nie jesteście sami.

I z tymi słowami pozostawił mnie w osłupieniu, sam odchodząc kilka metrów w przód, aż znalazł się obok Julio, z którym zaczął dyskutować. Z wytrzeszczonymi oczyma szłam ślepo przed siebie, analizując w głowie dokładnie jego słowa. Do jasnej cholery, dlaczego to zawsze mnie każdy musi tak bardzo dezorientować i nie wyrażać się jasno? Ja naprawdę nie lubię główkować oraz rozwiązywać jakichś pieprzonych zagadek, dlatego przestańcie w końcu ze mną tak bezczelnie pogrywać!

– Ughh!! – warknęłam zła na samą siebie, po czym poczułam delikatny dotyk na ramieniu. Odwróciłam głowę w tamtą stronę i ujrzałam Maxi'ego.

– Wszystko w porządku? – zapytał z zaskoczoną miną z powodu mojego zachowania, a ja przytaknęłam.

Później splótł nasze palce na nowo i tak o to kilka chwil później znaleźliśmy się przed budynkiem mojej cioci.

Julio wyjaśnił wszystko, a przede wszystkim gdzie się kierujemy, więc rozmawiając ze sobą, weszliśmy do środka, by potem zostać gorąco przywitanym przez pracowników tutaj. Budynek nie był jakimś biurem, raczej coś na wzór skromnego mieszkania, lecz z recepcją, gdyby ktoś zechciał się tutaj zatrzymać lub potrzebował pomocy. Kobieta, która przywitała się z nami radośnie, oznajmiła w którym kierunku mamy się kierować, a my przytakując, ruszyliśmy w tamtą stronę. Po drodze śmialiśmy się z różnych wspomnień, chłopcy jak zwykle rzucali sprośnymi tekstami, bądź żartami, gdy mi wcale tak nie było do śmiechu, albowiem przez cały ten pieprzony czas rozmyślałam o słowach Agustina. I okej, może i wiedziałam, co do cholery miał na myśli, ale niby w jakim sensie, huh? Co takiego robimy? Nic! Więc dlaczego to mnie się uczepił, a nie swojego najlepszego przyjaciela? Kocham waszą dwójkę, ale musicie się trochę ogarnąć.

CO TO MIAŁO ZNACZYĆ?!

– Aj, tu jest tak pięknie! – usłyszałam rozkojarzony głos Mai przy uchu. – Tak kolorowo, przyjaźnie, a miasto tętni życiem. Dlaczego tu nie mieszkacie tylko w tej dziurze? To bez porównania w ogóle.

– Sama nie wiem – wzruszyłam obojętnie ramionami. – Jestem Argentynką, może dlatego.

– Jestem pod pełnym wrażeniem, że to właśnie David z Julio przenieśli się do Argentyny, a nie wy do USA – zawiązała wargi w wąską linię, gdy ja przytaknęłam niewidocznie głową.

W tym samym momencie co uniosłam na powrót wzrok, moim oczom ukazała się sylwetka wysokiej kobiety o złocistych włosach, która zawzięcie z kimś rozmawiała w swoim biurze wyglądającym na zwykły pokój z regałami pełnymi papierów, a także biurko stojące obok skórzanej, dużej kanapy. Naprzeciw mebla znajdował się szklany stoliczek na kawę. Samowolnie uśmiechnęłam się na jej widok, gdy skończyła rozmawiać, a jej błękitne tęczówki spoczęły na naszej paczce.

– Czeeeść – zaczął brunet, odstawiając walizkę i bez zawahania do niej podchodząc, kiedy usta kobieta zaczęły rozciągać się w ogromnym uśmiechu, a oczy przybierały kształt monet. Tak, kochałam ją całym sercem.

– Nie wierzę, że po pół roku czasu w końcu się widzimy – odrzekła radośnie, a później mocno go utuliła, nie pozostając w tyle. Wolno masowała jego plecy odziane w szarą koszulkę, gdy nagle przerwali uścisk, a ja w między czasie podeszłam bliżej, mijając resztę.

– Cześć, ciociu.

Niewinnie się przywitałam z widocznymi zaczerwieniami na policzkach, kiedy moje usta ułożyły się w nieśmiałym uśmiechu, aż jej wzrok padł na moją osobę. Wtedy jej oczy zalśniły kolejny raz, a wargi rozciągnęły szeroko. Bez zastanowienia ruszyła w moją stronę z rozłożonymi ramionami, a gdy byłyśmy naprzeciw siebie, zamknęła mnie w szczelnym uścisku. Nawet nie byłam w stanie zorientować się, kiedy łamała mi żebra wraz z innymi kośćmi, lecz jakie to miało wtedy znaczenie, gdy jedna z najbliższych mi osób stała właśnie przede mną po pół roku nie widzenia się.

– Jak wam minęła podróż? – zapytała tuż po tym kiedy minimalnie się od siebie odsunęłyśmy. – Wszystko w porządku?

– Tak, wszystko dobrze – przytaknęliśmy jednocześnie. W między czasie odwróciłam się przodem do moich przyjaciół stojących niedaleko, którzy uśmiechali się od ucha do ucha, widząc nasze radosne twarze. Tylko z wyjątkiem jednego osobnika, który znajdował się jako ostatni w cieniu innych i błądził zmieszanym wzrokiem po całym pomieszczeniu, a także bawił się niekiedy komórką. Ze skwaszoną miną wraz z zaciśniętymi wargami widocznie się czymś denerwował, wyglądał conajmniej jak zestresowany uczeń powtarzający materiał przed ważną kartkówką. Zmarszczyłam brwi w zdziwieniu, jednak nijak tego skomentowałam, więc nieco bardziej zdezorientowana, skupiłam się na reszcie.

– Dobrze, chyba powinniście mi przedstawić swoich przyjaciół – rzekła wesoło, toteż potrząsnęłam głową, wymazując jego dziwną postawę z pamięci i uformowałam wargi w nieco wymuszonym uśmiechu.

– Cóż, to mój chłopak. Maxi – oznajmiłam jako pierwsza sielankowo, podchodząc do niego i chwytając za dłoń. Ciocia od razu do niego podeszła, rozkładając ręce do momentu, gdy się przytulili. Mimowolnie wkradł mi się uśmiech na wargi.

– Więc to ty jesteś wybrankiem mojej bratanicy – mruknęła sama do siebie, odsuwając się i badając chłopaka od góry do dołu podejrzanym wzrokiem, po chwili śmiejąc się melodyjnie. – Mam nadzieję, że traktujesz ją dobrze, bo jak nie to ze mną będziesz miał do czynienia – puściła do niego oczko, na co odwdzięczył się uśmiechem, a ja sama wywróciłam oczami radosna.

– Traktuję ją najlepiej jak to możliwe – rzekł. Później przysunął się do mnie i objął ramieniem, toteż przytuliłam się do jego klatki piersiowej.

– To prawda – mruknęłam. – Dobrze. To jest Maia razem z Beatrice, która jest zarazem dziewczyną Julio – wskazałam dłonią na obie dziewczyny. – Nie wiem, czy Juli miał zamiar ci ją przedstawić, bądź już to po prostu zrobił, bo z nim to różnie, ale w każdym razie, to Bi.

Wszyscy się roześmiali. Oprócz ciebie.

– Ty mała jędzo – wysyczał, podczas gdy ja się do niego odwróciłam i wywaliłam język.

– Miło panią poznać – rzekły obie, gdy Lily zgarnęły je do uścisku, po czym spojrzała na Bea.

– Więc ty jesteś wybranką mojego bratanka – jej lewy kącik ust uniósł się ku górze. – Powiedz tylko, jak cię zrani, to sobie z nim porozmawiam – tuż po zbliżeniu się, wyszeptała blondynce na ucho. Ona za to zaśmiała się melodyjnie, a mój brat stojący za mną niedaleko zarzucił ręce na klatce piersiowej.

– Tu jest Michael wraz z Valentiną – wskazałam na ich nierozłączną dwójkę.

– Miło panią poznać.

– Cześć, dzieciaki – posłała im duży uśmiech, jednocześnie skradając krótkiego przytulasa. Kobieta pokrótce przeniosła kroki do kolejnych osób, gdy ja w między czasie ich przedstawiałam.

– Obok Sebastian, potem Agustin i... Ruggero.

I nie wiedzieć czemu, właśnie w tym momencie jego lodowaty wzrok padł pierw na mnie, a później na złotowłosą, która również zatrzymała się w miejscu. Nie miałam pojęcia ile do cholery tak stali i wpatrywali się w siebie nawzajem, conajmniej jakby kiedyś byli wrogami, a teraz nadeszła konfrontacja. Cóż, wszyscy jakoś nie byli zdziwieni prócz mnie oraz mojego brata, do którego się odwróciłam, posyłając mu zmieszane spojrzenie, na które jedynie wzruszył ramionami, równie zdezorientowany, co ja. Po krótkiej jednak chwili wargi wysokiego bruneta stojącego kilka metrów od nas, uformowały się w sztucznym uśmiechu, lecz posłusznie podszedł do kobiety, która uczyniła to samo.

– Dzień dobry – ironia, jaką można było dostrzec w jego głosie była powalająca, jednak wyglądało to tak, jakby była ona słyszalna tylko dla mnie, bo na nikim nie robiło to wrażenia. Lily podeszła do niego, rozkładając niepewnie ręce, lecz nijak się odzywając. Tuż po sekundzie dziewiętnastolatek także ułożył ramiona do uścisku, a później przylegli do siebie na krótką chwilę.

– Dobrze, skoro wszystkich już zdołałam poznać to przejdźmy do waszych domków – zaalarmowała, kiedy tylko odsunęła się od bruneta i z nieco gorszym humorem, przepuściła nas w drzwiach.

Bez słowa luknęłam na mojego brata, widząc jak uporczywie nad czymś rozmyśla, jednak nie odezwał się słowem, więc i ja to zignorowałam. Później wyszliśmy z budynku, tym samym znajdując się na powietrzu.

***

– Nareszcie – głośno odetchnęłam zmęczona wypakowywaniem ubrań z walizki, które powsadzałam do szafy. W naszym drewnianym domku znajdowałam się ja, Maia oraz Beatrice wraz z Valentiną, natomiast w drugim oddzielonym od naszego jakieś trzy metry wypakowali się wszyscy chłopcy. Jednak jeden z nich właśnie leżał na moim łóżku znudzony, przeglądając media społecznościowe i jednocześnie czekając na mnie, aż w końcu skończę, byśmy mogli iść na spacer.

– Wypakowałaś kosmetyki? – zapytał cicho pod nosem, gdy ja spojrzałam na niego, jak na idiotę ze zmarszczonymi brwiami.

– Nie, jasne, że nie. Jest za mało miejsca w łazience, abyśmy wszystkie cztery rozłożyły się ze swoimi kosmetykami – rzuciłam mu mordercze spojrzenie, na które nawet nie zareagował.

– Musisz się jeszcze wielu rzeczy nauczyć – rozbawiona Bea dołączyła do nas, kręcąc głową, gdy nagle każda z nas uśmiechnęła się pod nosem. Wszystkie byłyśmy zajęte czymś innym. Maxi jedynie przewrócił oczami zrezygnowany i podniósł się do siadu, a następnie powstał na równe nogi, chowając telefon.

– To fakt – zreasumował. – Ale teraz na to nie ma czasu, bo idziemy na spacer, racja? – podszedł do mnie radosny, kiedy ja przytaknęłam głową, a pokrótce poczułam jego dłonie na swej talii. Mimowolnie na moje wargi wkradł się mały uśmiech.

– Racja – odparłam i skradłam mu krótkiego buziaka. – Będziemy na plaży, w razie czego dzwońcie – zaalarmowałam, zgarniając po drodze komórkę ze stoliczka nocnego obok łóżka oraz białą, skórzaną torebkę, do której wsadziłam urządzenie. Przewiesiłam ją przez ramię i poprawiłam wygnieciony materiał mojej białej, rozkloszowanej sukienki sięgającej przed kolano.

– Pewnie, miłego spacerku – odwróciłam głowę w stronę dochodzącego do mnie głosu Mai, która z uśmiechem na twarzy, poruszała zabawnie brwiami. Wywróciłam oczami rozbawiona.

– Tylko wróćcie przed osiemnastą, bo grilla robimy – rzuciła Valu z drugiego końca pokoju.

– Będziemy na czas.

Nie zwlekając więcej wyszliśmy na zewnątrz, zamykając za sobą drewnianą powłokę. Mimowolnie zerknęłam przez ramię na taras drugiego domku letniskowego, który należał do chłopaków i rozejrzałam się szybko, szukając desperacko widoku jednej osoby. I choć było to cholernie głupie oraz dziecinne, tak gdy tylko w pole mojego widzenia dotarł ten pieprzony osobnik, rozpromieniałam, a wewnątrz poczułam rozchodzące się ciepło. Maxi chwycił za mą dłoń, prowadząc mnie w stronę wyjścia z posesji, które było jakąś niecałą milę stąd, kiedy ja tak długo tkwiłam zielonymi ślepiami w chłopaku, który robiąc coś na tarasie przy ławce ze stolikiem, uniósł głowę, tym samym krzyżując ze mną spojrzenie. Jak to uczucie się nazywało? Motylki w brzuchu?

Tak, właśnie tak.

– Mamy dobrą godzinę – wtem głos mojego chłopaka przedarł się do mnie przez gęstą mgłę. I kiedy miałam odwracać wzrok, by skupić go na Espindoli, brunet wpatrujący się w mą osobę, posłał mi zadziorny uśmiech.

– Zdążymy – wydukałam pod nosem, przekierowując głowę w stronę Maxi'ego, który również na mnie spojrzał.

– Fajnie, że wyjechaliśmy wspólnie na wakacje – wzruszył ramionami. – Cóż, oczywiście wolałbym bez jednej osoby tu przyjechać, no ale co zrobić.

Lewy kącik ust uniósł mi się ku górze.

– Maxi... – pouczyłam go, jednocześnie uderzając delikatnie ramieniem w jego bark.

– Tak, wiem co powiesz – westchnął. – Ale nie mogę znieść, tego, że będąc w związku z Mai'ą szuka zaczepki u innych dziewczyn, w tym tobie – fuknął, a ja poczułam mocniejszy uścisk dłoni, także przełykając nerwowo ślinę. Okej, co jak co, ale takich rozmów to ja nie lubiłam.

– Cóż, może i Ruggero jest... dość specyficzny oraz lubi flirtować z innymi dziewczynami, ale nie jest złym człowiekiem. Lubię go, jest w porządku w stosunku do mnie, a to najważniejsze – odparłam neutralnie, by nie wzbudzać podejrzeń i wzruszyłam bezradnie ramionami. W między czasie wyszliśmy z posesji oraz skierowaliśmy swe kroki w stronę plaży, która znajdowała się kilka metrów stąd.

– Wedle mnie mógłby gnić w najgorszych torturach za wszystko co zrobił oraz robi do teraz – burknął. Cicho roześmiałam na jego słowa, kręcąc głową z niedowierzania.

Pieprzysz się z wrogiem swojego chłopaka.

Nie wiem czy to powód do śmiechu.

Mój uśmiech znikł. Cholera.

– Wiem, że go nie lubisz i najchętniej wrzuciłbyś do ognia...

– Racja – wtrącił, na co westchnęłam. Wzięłam swoją dłoń, aby ściągnąć buty wraz z skarpetkami, gdyż nienawidziłam, kiedy piasek przedostawał się do obuwia. To było jedno z najgorszych uczuć na świecie, dlatego też gdy oboje ściągnęliśmy trampki, ponownie chwyciliśmy się za rękę.

– Ale musisz też ugryźć się w język, gdy ci docina, bądź próbuje wyprowadzić z równowagi, rzucając do mnie dwuznacznymi tekstami. Wiesz, jaki on jest – stwierdziłam na spokojnie i rzuciłam mu zrozumiałe spojrzenie, na które jedynie zacisnął wargi.

– No wiem – odparł. – Ale nieważne, po co w ogóle o nim rozmawiamy? – zapytał poirytowany, patrząc na mnie z wyrzutem, na co jedynie przełknęłam ślinę. To było naprawdę niefortunne rozmawiać ze swoim chłopakiem, o chłopaku, z którym nie łączą mnie tylko stosunki przyjacielskie.

– Już wiesz, gdzie idziesz na studia? – zagaiłam, by odbiec od tamtego tematu i w tym samym czasie usiedliśmy na piasku niedaleko morza. Spojrzałam przed siebie, podziwiając spokojną wodę, na której nie było ani jednej fali, prócz tych malusieńkich rozbijających się tuż przy brzegu. Mimowolnie uśmiechnęłam się na ten widok, a potem zerknęłam na Maxi'ego, dostrzegając jego spokojny wyraz twarzy.

– Jeszcze nie, ale myślę cały czas nad zostaniem w Buenos Aires – odparł beznamiętnie, wgapiając się w piasek, który zaczął miętolić w dłoniach. Zmarszczyłam natychmiast brwi w zaskoczeniu, rozszerzając także oczy.

– Dlaczego? – zapytałam. Do cholery, nie mógł zmarnować takiej szansy. – W Meksyku są znacznie lepsze możliwości, już nie mówiąc o wybranej przez ciebie uczelni, która współpracuje z jedną z popularniejszych w Stanach Zjednoczonych.

On jedynie wykrzywił wargi w grymasie, a następnie wzruszył ramionami.

– Sam nie wiem – odparł. – Mam tu przyjaciół, rodzinę – spojrzał na mnie z pewnego rodzaju smutkiem, na wskutek którego poczułam dziwne gdzieś w środku ukłucie. – Mam też ciebie.

I ja naprawdę nie znosiłam takich właśnie momentów, ponieważ świadomość robienia źle oraz poczucie winy się nasilało, doprowadzając mnie jednocześnie do zmieszania. Stawałam się strasznie zdezorientowana oraz sama nie wiedziałam, co już jest słuszne, a co nie. Ten chłopak mnie kochał. Kochał swym sercem, które ja każdego razu mu je łamałam, gdy przebywałam w towarzystwie Ruggero. Nigdy nie pomyślałabym, że moja przeprowadzka tutaj tak bardzo namąci, sprawi, iż na nowo poczuje się spełniona i przyczyni się do fikołków mojego żołądka, kiedy brunet był w zasięgu mojego wzroku.

Byłam grzesznikiem, którego miejsce było w samym środku piekła.

Byłaś grzesznikiem, który nie zasługiwał nawet na piekło.

– Wiem, że może zbyt daleko wybiegam w przyszłość, bądź jest za wcześnie na takie wyznania, ale naprawdę czuję się z tobą wspaniale. Uszczęśliwiasz mnie, Karol i chciałbym by tak było ciągle – wyznał szczerze, nieprzerwanie tkwiąc w moich oczach, które pomału robiły się szklane, a ból umiejscowiony gdzieś pośrodku klatki piersiowej się nasilał. Miałam wrażenie, jakbym zaczęła umierać. Kawałek, po kawałeczku z każdym moim niewłaściwym krokiem bardziej.

Bez słowa pomrugałam parokrotnie, by odgonić sączące się w kącikach oczu łzy. Więcej nie myśląc, pokiwałam niewidocznie głową, a potem przysunęłam się do niego, rozkładając szeroko ręce i przytulając mocno, jednocześnie wdychając jego piękny zapach perfum. Tak strasznie chciałam mu to wszystko powiedzieć, oznajmić, że nie czuję tego samego co on, jednak nie potrafiłam do jasnej cholery, bo zbyt mi na nim zależało. I nie chciałam go stracić przez jeden nieporządny ruch, ze swojej własnej głupoty, która niegdyś przekraczała wszelkie granice. A właściwie ciągle przekracza, gdyż tkwię w popapranym romansie, o ile tak to można w ogóle nazwać! Dlaczego muszę być tak pieprzonym tchórzem?!

– Hej, co się dzieje? – zapytał troskliwie, toteż mocniej go przytuliłam, co on uczynił to samo.

– Po prostu się wzruszyłam – skłamałam. Brunet zaśmiał się cicho, a później ścisnął mnie bardziej w talii, składając delikatnego buziaka na mej odkrytej szyi.

– Jesteś naprawdę dla mnie bardzo ważna.

Wyszeptał, gdy ja zacisnęłam mocno powieki ze smutnym uśmiechem na twarzy.

– A ty dla mnie, Maxi – odparłam szczerze.

Dłuższą chwilę siedzieliśmy na gorącym piasku przy powoli zachodzącym słońcu, które wcale nie prażyło już tak mocno, jak jeszcze kilka godzin temu. W ciszy przytulaliśmy się z całych swych sił i żadne z nas nie chciało puścić drugiego, gdyż napawaliśmy się swoją obecnością, jak to możliwe. I być może oboje czuliśmy co innego, tak cieszyłam się bardzo, iż mogłam siedzieć tu teraz obok niego. Mimo wszystko.

Pokrótce komórka Maxi'ego wydała z siebie dźwięk powiadomienia, toteż odsunęliśmy się od siebie, a on wyciągnął urządzenie z kieszeni spodni. Odblokował je, a potem wystukiwał wiadomość zwrotną, gdy ja kątem oka spoglądałam, co to takiego.

– Agustin mówi, że mamy wstąpić po drodze do sklepu i coś kupić do jedzenia, jeśli będzie nam się chciało – oznajmił, dlatego oparłam głowę o jego ramię i wpatrywałam się w wyświetlacz.

– Mamy pół godziny, więc możemy iść – wzruszyłam ramionami.

– Na pewno? – luknął na mnie przez ramię, na co przytaknęłam lekko głową, a później odsunęłam się od niego i wstałam na równe nogi. Otrzepałam spodnie z piasku, kiedy chłopak poczynił to samo.

– To chodźmy.

***

Śmiejąc się głośno już sami nie wiedząc z czego, przekroczyliśmy bramę i tym samym znaleźliśmy się na polu domków letniskowych. Było kilka minut przed osiemnastą, dlatego rozmawiając ze sobą oraz opowiadając nawzajem różne historie, skierowaliśmy się do naszych przyjaciół, których dostrzegliśmy z daleka. W ręku trzymaliśmy reklamówkę z jedzeniem oraz napojami.

– Jesteśmy – zaalarmowałam nieco głośniej i podeszłam do domku chłopaków, przy którym siedzieli. Na dość dużym tarasie znajdował się stolik wraz z ławkami i krzesłami, toteż bez zastanowienia poszliśmy tam z Maxi'm widząc jedynie siedzącą Beatrice z Valentiną.

– Gdzie reszta? – wtrącił Maxi, rozglądając się wokół, a dziewczyny w tym samym czasie skupiły na nas swą uwagę.

– Hej, słodziaki – zawołała radośnie Bi. – Rugg został i się właśnie kąpie, a reszta poszła po zakupy.

– Właśnie przynieśliśmy – uśmiechnęłam, a następnie położyłam calutką, zapełnioną reklamówkę na stole.

– Dobra, to skoro on się kąpie, to pójdę do was do łazienki – zaalarmował Espindola, dając mi buziaka w policzek, a później odkładając także swoją siatkę obok mojej.

– Jasne – odparłam z uśmiechem. – Czemu nie poszedł z nimi? – spytałam, spoglądając na obie dziewczyny piłujące paznokcie, które uniosły swój wzrok na mnie.

– Wiesz, Ruggero jest strasznym czyścioszkiem, więc stwierdził, że weźmie prysznic teraz, a przy okazji rozpali grilla, którego my mamy teraz pilnować – wzruszyła obojętnie Valu.

– Dodał też, że jeśli nie przypilnujemy to urwie nam łeb – dodała śmiejąca się Beatrice, na co także się roześmiałam, a później jego osoba stanęła przed moimi oczami w myślach. Mimowolnie się uśmiechnęłam.

– Czyli siedzimy dziś u chłopaków? – zapytałam, a one mruknęły w odpowiedzi.

– Będzie nam łatwiej ich odnosić pijanych do łóżka.

Roześmiałam się pod nosem, kręcąc głową i chwyciłam w dłonie obie siatki.

– Idę odnieść zakupy.

Kiedy pokiwały obydwie głowami, powędrowałam z błąkającym się uśmiechem na twarzy do ich domku. Westchnąwszy popchnęłam ramieniem drzwi i później przekroczyłam próg, zamykając za sobą powłokę nogą. Od razu skierowałam się w stronę małej kuchenki połączonej z ich pokojami i gdy odłożyłam reklamówki na blat kuchenny, usłyszałam przekręcany zamek w drzwiach od łazienki, toteż bez przemyślenia sprawy dwa razy, odwróciłam się w kierunku odgłosu. I Boże, tak bardzo byłam popieprzona, że to się w głowie nie mieściło, bo gdybym pomyślała dwa razy, czy aby na pewno się odwracać, nie spotkałabym się z jego półnagą sylwetką oraz tymi lśniącymi, pięknymi ślepiami, które zmieszane się we mnie wpatrywały. Och, ten łagodny oraz zdezorientowany wyraz twarzy, który przybrał. Nie do pomyślenia, jak w tym momencie mi się zrobiło ciepło, a w gardle utworzyła się nie do przełknięcia gula, więc z rozszerzonymi oczami oraz lekko otwartymi wargami, zmierzyłam każdy milimetr jego twarzy, a później zjechałam w dół do torsu. Boże, jaka byłam głupia! Niech mnie szlag trafi, że pomimo świadomości, iż to nieodpowiednie, w dalszym ciągu taksowałam intensywnie każdy jego najmniejszy, wyrysowany idealnie mięsień, aż mój wzrok powędrował w dół, do miejsca, w którym nigdy nie powinnam tkwić ślepiami nie dłużej niż jedną sekundą. Niech mi ktoś coś zrobi!

– Podobam ci się w takiej wersji? – usłyszałam gdzieś za mgłą, toteż szybko pokiwałam głową, próbując odwrócić od niego wzrok, ale za każdym razem gdy to robiłam, on z powrotem uciekał w miejsca, w które nie powinien. Chłopak roześmiał się cicho, poprawiając przewieszony na pasie biały ręcznik i zrobił kilka kroków w moją stronę, dlatego szybko zareagowałam, odchodząc krok w tył.

– Nawet się nie waż do mnie podchodzić – zagroziłam, wystawiając ręce, aby dać mu do zrozumienia, że ma tego nie robić. Posłał mi kokieteryjny uśmiech, zakładając ręce na swej nagiej klatce piersiowej.

– Muszę się ubrać, a stoisz obok moich rzeczy – przechylił delikatnie głowę, zaciskając delikatnie wargi i posyłając mi znużone spojrzenie. Odwróciłam się, by znaleźć wspomniane przez niego ubrania, a gdy je dostrzegłam, odetchnęłam głęboko, wiedząc, że nie kłamie. – Podasz mi je czy sam mam do ciebie podejść?

– Podam – odparłam.

Znów skierowałam się w stronę rzeczy i biorąc je w dłoń, odrzuciłam mu je mocno, a po chwili je złapał. Już miałam odchodzić, aby następnie wyjść z domku, żeby mógł na siebie włożyć ubrania, gdy on nagle opuścił ręcznik obwieszony wokół pasa na ziemię i chwycił bokserki w dłoń. Dosłownie włosy na dęba mi stanęły na całym ciele, kiedy stał on przede mną całkowicie nagi i jak gdyby nigdy nic spojrzał na mnie obojętnie, podczas gdy ja odskoczyłam, zakrywając szybko oczy.

– Ruggero, kurwa! – warknęłam wściekle wbijając wzrok gdziekolwiek się dało, aby tylko nie móc go oglądać. Chłopak jedynie się roześmiał głośno, a jego głos dotarł do mych uszu.

– No co? – spytał z wyrzutem. – Mówiłem, że muszę się ubrać.

– Więc zrób to – zażądałam nieprzerwanie przelatując przestraszonym wzrokiem po całym domku, by tylko na niego nie spojrzeć.

– Przecież nie raz widziałaś mnie w takim wydaniu – droczył się, kiedy ja odchodziłam od zmysłów, a moje dłonie stały się calutkie mokre ze stresu. Także żołądek zamienił się miejscem z innymi narządami, podczas gdy moje serce wykonywało fikołek za fikołkiem. – Ostatnim razem wręcz nalegałaś, bym tylko ściągnął te cholerne ubrania – zaśmiał się cicho, gdy ja odetchnęłam głęboko i przymknęłam na sekundę powieki. – Taką bardziej cię lubię.

– Proszę cię, ubierz się już – niemal wyszeptałam, próbując uspokoić swoje wariujące oraz sprzeciwiające się ze sobą setki emocji.

– Dobrze, już. Możesz patrzeć, mam na sobie ubrania – poinformował mnie i gdy kątem oka widziałam, że ma na sobie czarnego koloru bokserki, wypuściłam ze świstem przetrzymywane w płucach powietrze. Posłała mu wrogie spojrzenie, na które jedynie pokręcił rozbawiony głową, a potem chwycił w dłoń spodenki w kolorze czerni, gdy ja zagryzłam wnętrze policzka, myśląc co dalej.

Po prostu stąd wyjdź kretynko.

Zamknij się!

– Jak było na spacerku z twoim kochasiem? – usłyszałam jego głęboki baryton, który zawierał w sobie malutkie cząstki kpiny, toteż spojrzałam na niego, marszcząc brwi.

– Dobrze – odparłam, krzyżując ręce na piersi. – Wszystko w jak najlepszym porządku. Było wspaniale. Romantycznie i... zjawiskowo. Tak, cudownie.

Brunet roześmiał się, kręcąc głową, a potem biorąc koszulkę w dłoń.

– Mhm, tak – ledwo powstrzymywał cisnący się na wargi uśmiech, kiedy ja naburmuszona spojrzałam na niego wściekle. – Tak, jak mówisz.

– Masz jakiś problem? – zapytałam wprost, gdy on luknął na mnie na sekundę, a potem chodził po pokoju i coś robił. – Jeśli nie układa ci się z Maia, to nie wątp w to, że między mną a Maxi'm jest dobrze.

Uśmiechnął się kpiąco.

– A jest? – podszedł do swojego łóżka i pościelił je, jednocześnie szukając komórki.

– Tak? – odparłam pytająco, zamiast twierdząco, na co pokiwał głową z widoczną kpiną oraz rozbawieniem, które denerwowało mnie coraz mocniej. – Z czego się do cholery śmiejesz, co?!

– Po prostu mam dobry humor – wzruszył beznamiętnie ramionami, a potem założył przez głowę bordową koszulkę, jednocześnie roztrzepując swoje mokre loczki, z których spływały pojedyncze kropelki wody wprost na jego tors.

– No tak, przecież ciebie zawsze wszystko bawi i zawsze jesteś w dobrym humorze – skomentowałam ironicznie w tym samym momencie co on znalazł telefon, spojrzał na wyświetlacz, a potem go schował do kieszeni spodenek.

– Nie zawsze – odparł beznamiętnie, na co parsknęłam prześmiewczo.

– Niby kiedy nie jesteś?

– Gdy mnie od siebie odsuwasz.

Wbijając we mnie swoje ciemne ślepia, zmieszałam się widocznie i przełknęłam ślinę, jednocześnie rozkładając bezradnie ramiona. Odwróciłam od jego oczu wzrok, a potem spięłam znacząco, gdy bezwstydnie się we mnie wgapiał, a ja umierałam ze wstydu. Niby kiedy go odsuwałam, huh?! Zawsze ulegałam jego cholernym zagrywkom, nawet wtedy, gdy składałam sobie obietnice, że to ostatni taki raz, a on ma czelność mówić mi takie rzeczy. Z jakiej racji miałabym go nie odsuwać, skoro mamy partnerów swoich, a z nim łączą mnie jedynie relacje przyjacielskie, nie licząc naszych pieprzonych wybryków, których starałam się unikać, lecz nie potrafiłam! I on to wiedział do cholery, a teraz będzie mi mówił, iż to ja go od siebie odsuwam!

NIECH CIĘ SZLAG TRAFI, PASQUARELLI. MĄCISZ MI W GŁOWIE!

– Że niby ja cię od siebie odsuwam, tak?! – warknęłam rozjuszona w jego stronę, równocześnie do niego podchodząc kilka kroków, aż się zatrzymałam w odległości dwóch metrów. Spojrzał na mnie z góry, kiwając głową, gdy ja zacisnęłam mocno wargi.

– Tak – potwierdził, a potem zrobił jeden duży krok. Sprawił, że między nami nie było już żadnej odległości, toteż samoczynnie mój oddech uległ przyspieszeniu, a serce łomotało z całej siły.

– Mylisz się – wysyczałam, mrużąc oczy, kiedy on przechylił delikatnie głowę, a na jego wargach pojawił się cień uśmiechu.

– A ja jednak myślę, że to prawda – ściszył nieco głos i nachylił delikatnie nade mną, wbijając we mnie swoje intensywne spojrzenie. – Bardzo często mnie odsuwasz.

Zadarłam głowę, by być jeszcze bliżej niego.

– Mylisz się – wyszeptałam, przysuwając się, aż nasze ręce się ze sobą stykały, a klatki piersiowej coraz szybciej unosiły. Ciepło bijące od niego było w stanie mnie ogrzać nawet w najmroźniejszą zimę, a ten uśmiech, który wkradł się na jego wargi, och, kochałam go.

– Udowodnij – odparł szeptem.

I nie wiem dlaczego, ale mocno pociągnęłam za jego koszulkę po bokach, i przysunęłam się na tyle ile to możliwe, by nasze ciała się ze sobą zetknęły, a wargi połączyły. Wpiłam się gwałtownie w jego wilgotne, pełne usta, których smak był moim faworytem od pierwszego dnia, w którym się pocałowaliśmy. To wszystko co robiłam było tak bardzo irracjonalne oraz infantylne, że aż brakło mi słów na moje przystające na gówniarza zachowanie, gdy ścisnęłam w dłoniach jeszcze mocniej jego koszulkę, popychając go w tył, aż począł robić pierwsze kroki w wyznaczonym przeze mnie kierunku. Zachłannie całowałam te kształtne, bladoróżowe wargi, które oddawały mój pocałunek z każdym kolejnym nadchodzącym, dlatego po chwili nieświadomie chłopak uderzył plecami o zimną ścianę, a ja wpadłam na jego klatkę piersiową, napierając na jego ciało coraz to mocniej. I boże, przysięgam, że zatraciłam się w tym momencie kompletnie, gdy zimne dłonie ułożył na moich rozgrzanych policzkach i przyciągnął do siebie bliżej, by móc smakować każdy milimetr moich popuchniętych od naszej zachłanności warg.

Nie chciałam się odsuwać, ale mój brak powietrza się do tego przyczynił, dlatego kiedy oderwałam się od niego, zaczęłam głośno oraz płytko oddychać. Nasze oddechy się ze sobą pomieszały, podczas gdy oczy wciąż mieliśmy zamknięte i czoła o siebie oparte. Jego duże, zimne dłonie wciąż przylegały do moich czerwonych, a także rozgrzanych całkowicie policzków, których nie chciał puścić, dlatego gdy uchyliłam powoli powieki, by na niego zerknąć, jego uroczy wyraz twarzy był najpiękniejszym widokiem.

– Widzisz, mogłem jednak się nie ubierać – rzekł zachrypniętym głosem, gdy na moje opuchnięte i czerwone wargi wkradł się mały uśmiech. Chłopak skrzyżował ze mną spojrzenie, a jego oczy widocznie zalśniły.

– Najchętniej zdarłabym z ciebie te cholerne ubrania, a potem prosiła, byś nie miał żadnych pohamowań, ale nie ma do tego warunków – odpowiedziałam, przejeżdżając koniuszkiem języka po dolnej wardze, którą po sekundzie zagryzłam.

– Nie mów mi takich rzeczy, bo wiesz, że jestem zdolny zrobić to z tobą w tym momencie – mruknął, a potem znów wpił się w moje usta, jednak w ostatnim momencie, gdy w mojej głowie pojawiła się lampeczka, odsunęłam się.

– Starczy – wypowiedziałam, układając dłonie na jego klatce piersiowej, by go od siebie odepchnąć. – Udowodniłam ci już, teraz pora wracać. Miałam tylko odnieść zakupy.

Uśmiech wkradł się na jego wargi.

– A przy okazji się sobą nacieszyliśmy – odparł z delikatną chrypką, gdy ja zagryzłam wargę, by powstrzymać cisnący się uśmiech.

W tym samym momencie, gdy przytuleni do siebie staliśmy przy ścianie, drzwi stanęły otworem, więc jak poparzona odskoczyłam od niego, niemal upadając na ziemię. Chłopak sam wyprostował się, odchrząkując, podczas gdy moje serce obijało mi się o żebra. Moje dłonie niespodziewanie zaczęły się pocić, a oddech stał się przeokropnie płytki i gdy w zasięgu swych oczu ujrzałam mojego brata wraz z Agusem, wypuściłam ze świstem powietrze z ust. Chłopcy momentalnie zatrzymali się w miejscu, wpatrując się w nas z siatkami w dłoniach, kiedy my staliśmy obok siebie oddaleni o jakiś metr, jednocześnie nie ruszając się oraz nawet nie mrugając. Julio jako pierwszy zacisnął wargi, a Agustin za nim zamknął stopą drzwi, abyśmy mogli porozmawiać bez zbędnych ludzi.

– Na dworze jest Beatrice z Valentiną i Maxi'm, który przed chwilą chciał tu wejść, bo długo cię podobno nie ma – posłał mi pouczające spojrzenie, od którego niemal kolana mi zmiękły i ze wstydu spuściłam głowę, bawiąc się swoimi dłońmi. Wtedy przypomniały mi się słowa Agustina.

Do cholery...

– Cieszcie się, że powiedziałem Mai, że chcę się przebrać, bo byłoby po was – tym razem wtrącił Bernasconi, który bez zbędnego słowa wyruszył do kuchni, w której odłożył reklamówki. Uniosłam z zażenowania głowę, napotykając się z tęczówkami Julio.

– Idź się ogarnąć – rzucił do mnie, zaciskając wargi i przechylając głowę. Zmarszczyłam brwi.

– Dlaczego?

– Bo twoje usta wyglądają jak po operacji plastycznej, włosy masz całe rozczochrane, a policzki purpurowe. Już nie wspominając o twojej wygniecionej na dole bluzce.

Zagryzłam wnętrze policzka, kiwając posłusznie głową, a później odwróciłam się na pięcie i ruszyłam do łazienki. Myślałam, że za moment wstyd oraz zażenowanie zeżre mnie żywcem, już nie mówiąc o tym, na jaką pieprzoną idiotkę wyszłam, wygłupiając się przed własnym bratem oraz przyjacielem. Na miłość boską, co my do cholery robimy! Przecież są tu wszyscy, którzy nie wiedzą nic o nas prócz mojego brata, Agustina oraz Michaela z Valu. Nie chcę nawet myśleć, co by było, gdyby do domku nie weszli oni, a Maia, bądź Maxi, który na mnie czekał od dobrych piętnastu minut. Przepełniona skrępowaniem, weszłam do pomieszczenia, wręcz natychmiast podchodząc do lustra i gdy zobaczyłam swe odbicie, przeżegnałam się lewą ręką. Moje policzki były calutkie czerwone, włosy poplątane, więc przeczesałam je delikatnie palcami, a potem na szybko związałam w luźnego kucyka u góry głowy. Odkręciłam kran i kiedy poczułam na opuszkach palców zimną wodę, ułożyłam dłonie pod strumień, a następnie nachyliłam się nad umywalką i obmyłam twarz na szybko, by się schłodzić. Gdy tego dokonałam, zakręciłam kurek, a potem sięgnęłam po najbliższy brązowy ręcznik, wycierając dokładnie buzię i biorąc głęboki wdech. Dotknęłam dłonią popuchnięte usta, które przybrały już naturalną barwę, a potem wyprostowałam nieco wygniecioną bluzkę i przecierając delikatnie czoło, wyszłam z łazienki, zamykając za sobą drzwi. W środku nikogo już nie było, więc podreptałam na taras, na którym wszyscy już siedzieli, śmiejąc się z czegoś głośno.

Przeleciałam wzrokiem po każdym, prócz jednej osoby, która zajmowała się grillem wraz z moim bratem. Usiadłam obok Maxi'ego i posłałam mu uśmiech, który odwzajemnił.

– Długo cię nie było – rzekł, na co się spięłam, lecz szybko wymyśliłam wymówkę, która przyszła mi na myśl jako pierwsza.

– Tak, bo pokroiłam od razu jedzenie na grilla, a Ruggero mi w tym trochę pomógł – przytaknęłam głową z zaciśniętymi wargami. Chłopak pokiwał, a potem przełożył ramię przez oparcie i mnie objął, więc bez namysłu oparłam głowę o jego klatkę piersiową.

– Karol, skarbie! – bas Mai rozbrzmiał wśród rozmów, toteż odchyliłam się, aby spojrzeć na nią. Dziewczyna z dużym uśmiechem sięgnęła po różową papierową torbę i wystawiła ją w mym kierunku, na co zmarszczyłam brwi. – Byłam na zakupach z Sebą, gdy ci poleźli po alkohol i patrz co ci kupiłam!

– Zwariowałaś kompletnie? – wytrzeszczyłam oczy, jednocześnie rozdziawiając wargi. – Nie przyjmę tego.

Dziewczyna jęknęła w odpowiedzi.

– Musisz, bo w innym przypadku ci do dupy nakopię – wywróciła oczami rozweselona, gdy ja zaśmiałam się cicho, a później przechwyciłam od niej torebkę.

Oparłam się ponownie o oparcie ławki i zajrzałam do środka, dostrzegając czarny materiał. Ze zdziwioną miną wyciągnęłam go z różowej torby, odstawiając ją na bok, a potem obejrzałam w rękach w kolorze czerni bluzkę na ramiączkach, którą od dawna miałam w planach kupić, gdyż poprzednia mi się podarła i musiałam z bólem ją wyrzucić do śmieci. Moje wargi natychmiast rozciągnęły się w ogromnym uśmiechu, dlatego luknęłam ponownie na Reficco, która zadowolona spoglądała na mnie, wyczekując mej reakcji. Ja za to pisnęłam, a później wstałam, by przytulić mocno dziewczynę siedzącą dwie osoby dalej ode mnie.

– I jak? Może taka być? – zapytała, gdy ja podeszłam do niej i siadając obok niej, mocno objęłam ją ramionami, co również poczyniła.

– Jest idealna, dziękuję – wypowiedziałam do jej ucha, odsuwając się i złożyłam buziaka na jej wargach. – Kocham cię.

– I ja ciebie, piękna – skradła kolejny pocałunek, więc z uśmiechem go oddałam, a następnie wróciłam na swoje poprzednie miejsce całkowicie zadowolona.

Kretynka.

Mój uśmiech szybko zniknął, słysząc głupie głosy mojej podświadomości. Jak mogłam mówić, że ją kocham i przyjmować od niej prezenty, gdy za jej plecami dosłownie PRZED CHWILĄ pożerałam usta jej chłopaka.

Czy ktoś może mnie zabić?

– Dobra, więc z racji tego, że udało nam się dotrzeć tutaj bez najmniejszych komplikacji, napijmy się za to oraz za nasze pierwsze wspólne wakacje – wstał od stołu Agustin, przemawiając, po czym każdy z kieliszkiem zapełnionym wódką, powstał i uniósł go w górę.

– Za naszą przyjaźń i wspólne wakacje – dodał Julio.

– Za przyjaźń – ogłosiliśmy wszyscy razem chórem, a potem każdy z nas wypił do dna alkohol, który począł rozpływać się po całym organizmie.

Tak, za przyjaźń.

***

Sześć litrowych butelek czystej później, Sebastian właśnie kończył opowiadanie przezabawnej historii. A przynajmniej tak się wydawało, gdy wszyscy wokół byli pijani, a w szczególności Maia, która poruszała się na lewo i prawo oraz która miała swój odrębny świat. Za nią zataczał się Michael z Valentiną, którzy przez cały ten czas przytulali się bądź całowali, nie myśląc nawet o tym, że ktoś z nimi jest. Po nich także wstawiony był Agustin, który każdemu polewał oraz śmiał się do upadłego razem z Julio, który obejmował jednocześnie Beatrice i niekiedy zachłannie ją całował, gdy ona co po chwilę błądziła dłonią po jego torsie lub udach. Nawet nie chciałam wiedzieć, co robili pod tym pieprzonym stole, na którym wyglądało gorzej niż w oborze. Maxi siedzący obok mnie, kiedy nieprzerwanie się do mnie przytulał był upity przez Bernasconiego, który z nich wszystkich trzymał się najlepiej. Sebastian za to robił zdjęcia, puszczał muzykę oraz był naszym prywatnym komikiem, opowiadając historie, które stawały się tysiąc razy śmieszniejsze niż normalnie. Ja za to nie wypiłam zbyt dużo, ponieważ nie miałam nawet na to ochoty. Co prawda wypiłam sporo, lecz nie tyle, by się zataczać i nie wiedzieć, co się wokół mnie dzieje. Natomiast siedzący naprzeciw mnie brunet, który wydawał mi się milion razy piękniejszy pod wpływem alkoholu często krzyżował ze mną spojrzenie, oblizując delikatnie wargi i dotykając swą stopą moich nóg, co znacząco mnie rozpraszało, lecz próbowałam pozostać nieugięta. On jako jedyny wypił z nas wszystkich najmniej, gdyż dziś robił za naszego opiekuna, a także pilnował wciąż tlącego się grilla, z którego wyciągał non-stop skrzydełka, rybę, kiełbasę lub inne pyszności, których najadłam się dziś wystarczająco.

– I taki jest finał tej historii – oznajmił rozbawiony, uderzając otwartą dłonią prosto w stół, który się delikatnie zachwiał. Reszta głośno wybuchła śmiechem, w tym również ja i wyciągnęłam komórkę, by sprawdzić która godzina. Wpół do trzeciej.

– Stary, kurwa, poleciałeś z grubej rury – podsumował Agustin, na co pokiwał energicznie głową. Chłopak wystawił kieliszek w stronę blondyna, który nalał mu alkoholu, a potem wypełnił resztę pustych kieliszków, ledwo stojąc na prostych nogach. Po chwili opadł z powrotem na ławkę.

– Jeszcze najlepsze w tym wszystkim było to... – przechylił naczynie, aby napić się wódki. – Że ta głupia flądra patrzyła mnie udupić na koniec roku, ale nie, nie, nie – pełen kpiny śmiech wydobył się w jego gardła, gdy reszta obserwowała go w skupieniu i rozbawieni czekali na ciąg dalszy. – Nawet, jakby chciała mnie usadzić, tak nie mogła, bo za każdym razem gdy mnie o cokolwiek nie zapytała, znałem na to odpowiedź.

– Dobre – spuentował pełen entuzjazmu siedzący obok mnie Maxi, który odłożył pusty kieliszek z hukiem na stół. Agustin widząc, że kolejka się skończyła, kolejny raz rozlał alkohol po wszystkich naczyniach, jednak gdy doszedł do mnie, zakryłam szkło dłonią.

– Ja dziękuję – rzekłam, po czym spojrzałam na niego, dostrzegając, jak robi skruszoną minę, kiedy ja się uśmiechnęłam i pokręciłam głową.

– Co ty taka dzisiaj niechętna do picia – wydął dolną wargę, jednocześnie wymachując rękoma, z czego prawie uderzył nią siedzącego obok Ruggero, który coś jadł. Chłopak zaprzestał, robiąc wściekłą minę, a potem odsunął od siebie szklane naczynie, które prawie zderzyło się z jego twarzą i dosłownie na ułamek sekundy skrzyżował ze mną spojrzenie, gdy ja zacisnęłam wargi. – Ze mną się nie napijesz, malutka? – oburzony, lecz pełen drwiny oraz rozbawienia głos trafił znów do moich uszu, toteż skupiłam na nim swą uwagę.

– Naprawdę nie mam ochoty – jęknęłam, posyłając mu błagalne spojrzenie, na które zareagował machnięciem ręki, a potem polał reszcie.

– Więcej dla nas – skomentował rozemocjonowany i ponownie zajął swoje miejsce.

– Chcę mi się spaaaaać! – tym razem to jękniecie Mai rozniosło się po naszym towarzystwie, więc odchyliłam się, aby na nią spojrzeć. Dziewczyna z zamkniętymi oczami kołysała się na wszelkie strony, jednocześnie nucąc pod nosem piosenkę lecącą z leżącego niedaleko niej głośnika i gdy prawie upadła na ziemię, a nikt nie zwrócił na to uwagi, stało się coś, czego nigdy bym się nie spodziewała.

To właśnie on jako jedyny powstał od stołu, kończąc posiłek i biorąc ostatni kęs do buzi z plastikowego widelca, a następnie popijając sokiem pomarańczowym, odszedł od nas. W skupieniu obserwowałam, jak dotąd siedzący przede mną chłopak, podchodzi do Reficco i nachyla się nad nią, gdy ona posłusznie zarzuciła dłonie na jego szyję, a on w między czasie ułożył rękę w jej podudziach, a drugą objął w talii, tym samym unosząc w górę kompletnie niekontaktującą ze światem dziewczynę.

– Nie chcę jeszcze iść, Ruggiiii – jęknęła, kiedy chłopak poprawił się z nią na rękach, a potem zbliżył twarz do jej ucha, do którego zaczął coś szeptać, kiedy jej ramiona bezwładnie zwisały tuż na jego plecach.

– Starczy ci na dzisiaj – jego głos był cholernie zmartwiony, więc kiedy w szoku próbowałam do siebie przyswoić, to co się właśnie działo, nie zauważyłam, jak Bernasconi bez mej wiedzy nalewa do kieliszka alkoholu, który wzięłam samoczynnie w dłoń i jak zahipnotyzowana widokiem dwójki moich przyjaciół, przyłożyłam szkło do rozdziawionych warg, a następnie za jednym zamachem wypiłam całą zawartość. Ciesz paliła przyjemnie moje gardło, po czym zrobiłam skwaszoną minę, na którą blondyn zareagował głośnym, szczerym śmiechem.

– Ale wszyscy tu jeszcze są – usłyszałam jej piskliwy, lecz zarazem zmęczony głos, gdy z ledwością uniosła głowę, aby spojrzeć na wszystkich, którzy w końcu skupili na niej swą uwagę.

– My już z Valu się zbieramy, Maia – wtrącił jako pierwszy Mikey, posyłając przyjaciółce wesoły uśmiech.

– Niedługo wszyscy pójdziemy spać, nie martw się, kochanie – luknęłam na Sebastiana, który rzekł rozbawiony z kieliszkiem w dłoni. Wypił alkohol, a potem machnął ręką w stronę chłopaka stojącego na rękach z Reficco i wystawił dłoń z naczyniem w kierunku Agustina. Ciemnooki widząc to, mimowolnie uśmiechnął się szeroko, a potem zaśmiał, zbijając głośną piątkę z Villalobosem. – Jutro też jest dzień, nie zapominaj, że nie braknie atrakcji – poinformował nawet na nią nie patrząc i kolejny raz napił się gorzały.

– Dokładnie tak – tym razem to mój podpity brat zabrał głos, uśmiechając się szczerze do swojego przyjaciela i także wystawił w jego stronę swój pusty kieliszek. – Nie zapominaj, że z nami nie da się nudzić.

Automatycznie na moje wkradł się całkiem duży uśmiech, po czym pokręciłam głową, gdy on posłał mi w powietrzu buziaka. Wtedy znów skupiłam wzrok na Mai oraz brunecie, którego bas trafił do mych uszu.

– Widzisz? Wszyscy już się pomału zbierają – wypowiedział cicho do jej ucha, po czym złożył delikatny pocałunek na ułożonej na jego ramieniu głowie. – Położę się z tobą, dobrze? – zapytał, kiedy ona mruknęła w odpowiedzi przez sen, więc bez zbędnych słów chłopak ruszył w kierunku naszego domku oddalonego o jakieś dwa bądź trzy metry. W skupieniu patrzyłam, jak porusza się do budynku, aż nagle zniknął za drzwiami, a ja powróciłam do rzeczywistości, spoglądając na Maxi'ego, który oparty o tył ławki siedział ze zwieszoną głową i zamkniętymi oczami.

– No kurwa, kolejny, który odpadł! – zawył żałośnie Sebastian, mocno odchylając się na swoim materiałowym krześle, gdyż nie było tyle wolnych miejsc. Spojrzałam na niego rozbawiona, a potem nachyliłam się nad Espindolą, aby upewnić się, czy rzeczywiście śpi. I tak, jego ciche chrapanie mnie w tym utwierdziło. 

– Pomóżcie mi go zanieść do łóżka – jęknęłam zmarnowana, a kiedy uniosłam na powrót spojrzenie, dostrzegłam, jak Agustin umiera ze śmiechu, łapiąc się za brzuch oraz skacząc po ławce na wszelkie strony, próbując opanować swój napad. Mimowolnie zaśmiałam, kiedy nie wydawał z siebie żadnych dźwięków, a wił, jak glizda, podczas gdy z jego oczu pomału zaczęły lecieć pierwsze łzy. Później dołączył do niego Seba, który też nie miał pohamowań i kiedy zapadła cisza, Maxi zachrapał po raz kolejny dość głośno, co sprawiło, że wszyscy wybuchnęliśmy głośnym, nie do powstrzymania śmiechem. I Boże, to było tak przykre, a jednoczenie zabawne, widząc w jakim stanie pozostał Bernasconi, który nie mógł się uspokoić, tym samym zarażając wokół wszystkich swoim zachowaniem.

– Wyciągaj telefon, szybko – rzucił rozbawiony Peña, po czym Villalobos sięgnął po komórkę i drżącymi dłońmi ją odblokował, jednocześnie wchodząc w aparat. Kliknął odpowiedni guzik w telefonie, a potem lampa rozbłysła tuż na siedzącego obok mnie bruneta.

– Ej, serio – jęknęłam przez śmiech, gdy reszta oglądała zdjęcie i w dalszym ciągu próbowała ogarnąć swój napad śmiechu. – Pomóżcie mi go zanieść.

Dalej nie reagowali, więc sama się zaśmiałam pod nosem.

– My ci pomożemy, bo i tak już idziemy spać.

Głos Mike'a obił się o moje bębenki, toteż spojrzałam na dwójkę zakochanych, którzy właśnie wstali ze swojego miejsca. Valentina poprawiła swoje spodenki, biorąc komórkę ze stołu i wsadzając ją do tylnej kieszeni, po czym podeszli do mnie, żegnając się z chłopakami, jednak nie zareagowali, wciąż śmiejąc się ze zdjęcia. Parskając pod nosem, przewróciłam oczami, a potem posłałam uśmiech do Michaela, który znalazł się koło mnie i objął Espindolę w pasie, zarzucając jego rękę na swe ramię oraz powstając. Chłopak wyprowadził go od stołu, gdy ten już nie reagował i później poszliśmy w trójkę do ich domku. Po chwili zniknęliśmy za drzwiami w akompaniamencie ich głośnego śmiechu oraz trzaskania dłońmi w stół.

– Dzięki wielkie, Mikey – rzekłam, gdy podszedł z brunetem do łóżka i położył go na nim. Na powrót się wyprostował, spoglądając na mnie z uśmiechem.

– Nie ma za co – odparł. W momencie mojego wyjścia, Valentina zatrzymała mnie, zabierając głos, toteż odwróciłam się w jej kierunku.

– Będę spała dzisiaj tutaj – zacisnęła wargi, podczas gdy moje ozdobił mały uśmiech, a potem nacisnęłam klamkę, aby wyjść.

– Jasne.

Powtórnie znalazłam się na powietrzu, zamykając za sobą drewnianą powłokę i wróciłam na swoje miejsce, podczas gdy chłopcy się uspokoili. Normalnie ze sobą rozmawiali, niekiedy podśmiechując bardziej, lecz w miarę możliwości opanowali swe emocje. Podczas gdy oni zajęci byli rozmową, ja powędrowałam wzrokiem w stronę ciemności obok naszego domku, z którego właśnie wychodził Ruggero. Na nikogo nie spoglądał, oczy miał wbite w ziemię, kiedy moje skanowały jego sylwetkę do momentu, w którym wszedł na taras, a potem podszedł do stołu i zajął miejsce obok mnie.

– Polać? – spytał blondyn, taksując ślepiami swego przyjaciela, gdy on pokiwał głową na znak zgody i chwycił swój kieliszek stojący po drugiej stronie.

– Ostatniego – rzekł obojętnie, po czym wystawił dłoń z trzymanym naczyniem do chłopaka. On za to przechylił butelkę i tym o to sposobem zapełnił po sam czubek szkło.

– Nie wiem, jak wy, ale ja mam spanko – stwierdził czarnowłosy, padając na oparcie krzesła, a potem zarzucił ręce na klatce piersiowej. Machinalnie na moje wargi wkradł się mały uśmiech, gdy chłopak ziewnął głośno i pokrótce wstał na równe nogi. – Pierdolę to, idę spać.

– Nie odpierdalaj, Sebaaaa – jęknął zniesmaczony Bernasconi, wymachując rękoma. Ciemnooki jedynie pokazał mu środkowy palec i ledwo stojąc w miejscu, zaśmiał się, przecierając zaspane oczy.

– Jutro to zrekompensuję – mruknął. Chłopak dosłownie po sekundzie przeciągnął się mocno, a potem machnął do chłopaków, a Beatrice poczochrał po głowie, kiedy pisnęła, natychmiast się wybudzając. Ona także już odpływała. – Strzałeczka, do jutra.

– Dobranoc – odpowiedzieliśmy, a chłopak po chwili trzasnął drzwiami. Chwilę trwała cisza, podczas której wsłuchiwaliśmy się w lecącą muzykę z dość dużego rozmiaru głośnika, gdy nagle śpiąca, ledwo żyjąca Vendramin się odezwała swym słodkim, cichym głosem do siedzącego obok niej mojego brata.

– Pójdziesz spać ze mną? – zapytała, gdy jego wzrok powędrował na nią, a później przerzucił ramię przez oparcie i nachylił nad nią, gdy ona wtuliła się w jego klatkę piersiową.

– A chcesz już iść? – nagabnął od razu, na co dziewczyna pokiwała ledwo widocznie głową i mruknęła cicho w odpowiedzi. Julio westchnął głośno, lecz nijak tego skomentował, tylko odłożył pusty kieliszek na stół, po czym postawił do pionu nastolatkę, a on sam wstał.

– Nie pierdol, że ty też idziesz – zawył żałośnie Agus i lapidarnie wyrzucił rękoma w górę, po czym rzucił mu srogie spojrzenie, na które nawet nie zareagował. Ja za to obserwowałam wszystko z boku z widocznym zainteresowaniem. – Pantofel.

– Zazdrośnik – odgryzł się, na co Bernasconi tylko zareagował prychnięciem, a potem wystawił w jego stronę palec, gdy brunet zaczął się kierować z pijaną blondynką w kierunku naszego domku. – Do jutra! – krzyknął na odchodne, toteż odpowiedzieliśmy mu, a następnie zapadła cisza, gdy zniknął z pola naszego widzenia.

Chwila ciszy nastąpiła jedynie przerywana kojącą moje uszy muzyką, lecz i także ją Agustin wyłączył, a następnie wziął do ręki głośnik. W między czasie brunet siedzący obok mnie, wziął butelkę wody i podszedł do grilla, wyciągając z niego ostatnie jedzenie, a potem go ugasił. Spojrzałam na blondyna przede mną, który szeroko się uśmiechnął, toteż odwzajemniłam jego gest, kiedy moją prawą stronę znów zajął dziewiętnastolatek, który nałożył sobie skrzydełko na talerz i zaczął je jeść.

– Co? – zapytałam, gdy ten nie przestawał się we mnie wpatrywać i taksował mnie dwuznacznym wzrokiem.

Nawet nie chciałam wiedzieć, co mu chodziło po głowie.

– W końcu zostaliście sami – wydukał po pijaku, a jego oczy się zaświeciły, podczas gdy ja parsknęłam i pokręciłam głową. – Udało mi się wszystkich upić, aż poszli spać, a wy możecie się w końcu zająć sobą, gołąbeczki – dodał z szerzącym się uśmiechem, po czym poruszył zabawnie brwiami. – A to wszystko specjalnie dla was.

Automatycznie zacisnęłam wargi, czując jak się czerwienię pod wpływem jego intensywnego wzroku, a także słów, gdy brunet obok mnie jak gdyby nigdy nic zajadał się jedzeniem z grilla i podszedł do tego obojętnie. Ta, typowy on.

– Nie pierdol, Agustin – wtedy zabrał głos, a moje serce przyspieszyło bicia.

DO KURWY CZY NAWET JEGO BAS MUSI WYWOŁYWAĆ WE MNIE TYLE EMOCJI?

– Idź spać, bo gadasz od rzeczy.

– Tak zrobię – przytaknął głową roześmiany, po czym poklepał chłopaka obok mnie po ramieniu, a następnie podszedł do mnie, przytulając delikatnie, co odwzajemniłam bez namysłu. – Dobranoc, pamiętajcie o gumkach.

I zniknął.

Między nami zapadła głucha cisza, którą przerywały tylko świerszcze albo śmiechy innych osób będących w odległych domkach. Wszędzie było ciemno i tylko na tarasie paliła się mała lampa, która oświetlała w miarę możliwości nas, co również calutki zapełniony stół. Odetchnęłam głęboko, spoglądając na chłopaka, który kończył jedzenie, a potem wypił do dna sok ze szklanki. Nie był skłonny do rozmowy, co nie powiem, ale przytłaczało mnie, dlatego zacisnęłam wargi, spoglądając przed siebie w ciemność, a potem znów skupiając na nim swoją uwagę.

– Będziesz jeszcze jadł? – zapytałam głupio, widząc, jak kręci głową, a potem opiera się o tył ławki i wyciąga komórkę ze spodni.

– Nie – odparł krótko. Zagryzłam wnętrze policzka i kolejno przesunęłam się bliżej niego, także opierając oraz wbijając wzrok w wyświetlacz jego telefonu.

– Co robisz?

Chwilę milczał.

– Nic – zablokował telefon. – Victoria pytała co u nas i czy wszystko w porządku – dodał, po czym przerzucił rękę przez oparcie, przez co wyglądało to tak, jakby mnie obejmował. – A co?

– Nic – wzruszyłam ramionami, zjeżdżając tyłkiem nieco w dół i oparłam głowę o jego bark. – Mogę?

– Mhm – odrzekł, kiwając głową.

Czułam, że na mnie patrzy i bada wzrokiem moją twarz, a później sylwetkę, aż z powrotem dotarł do miejsca początkowego. Nie zareagowałam na to, po prostu siedziałam z głową opartą o jego ramię, gdy nasze uda się ze sobą stykały, a swoje oczy wbiłam w jeden punkt przed siebie, czym był brudny talerzyk.

– Wiesz co? – zapytałam cicho, po czym poprawiłam się, powracając do pozycji siedzącej i odwróciłam się w jego stronę, gdy on uniósł delikatnie brwi, jednocześnie kiwając głową. – Daj mi swój telefon – powiedziałam, na co uśmiechnął się, marszcząc czoło, lecz posłusznie wyciągnął go z kieszeni i wręczył do ręki, dlatego z powrotem oparłam się plecami o tył drewnianej ławki, a następnie ułożyłam głowę na jego ramieniu.

– Po co ci? – spytał, lecz nie odpowiedziałam, tylko odblokowałam go, znając kod, który podał mi już dość dawno i weszłam w aparat.

– Znamy się ponad pół roku, a nie mamy ze sobą ani jednego zdjęcia – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Czułam, jak się uśmiecha, gdy jego twarz było bardzo blisko mojej, aby mógł widzieć, co wyczyniam. Ja za to kliknęłam odpowiedni guziczek, który odwrócił kamerę na przednią, tym samym sprawiając, że pojawiliśmy się obydwoje w obiektywie.

– I co w związku z tym? – ponownie zadał pytanie, patrząc się na wyświetlacz, gdy ja przyłożyłam jeszcze mocniej głowę do jego ramienia, a potem ułożyłam odpowiednio telefon, by zrobić nam zdjęcie.

– To, że musimy sobie zrobić – odparłam i w między czasie, gdy on wpatrywał się z widocznym uśmiechem we mnie w kamerce, ja układałam włosy.

– Wyglądasz pięknie, więc zróbmy je w końcu – powiedział wesoło, kiedy ja ze zmieszaną miną, uśmiechnęłam się sama do siebie, a potem poczułam na swoich policzkach rumieńce.

Już nie myśląc za wiele, przytuliłam się do niego, a on do mnie, a potem ułożyłam telefon nieco niżej, żeby zrobić idealne zdjęcie od dołu. Przybrałam odpowiednią minę, gdy on zwyczajnie się uśmiechnął, tym samym sprawiając, że pstryknęłam odpowiedni guzik, a lampa nas oświeciła. Chłopak jęknął cicho, drugą dłonią przecierając oczy, gdy ja weszłam w zrobione zdjęcie i mimowolnie zagryzłam dolną wargę przez cisnący się uśmiech.

– Mogłaś mówić, że robisz z lampą – mruknął roześmiany i także skupił swój wzrok na komórce.

– Podoba mi się – skomentowałam cicho, a moje ślepia skanowały dłuższą chwilę fotografię, od której robiło mi się cieplej na sercu.

Wyglądaliśmy, jak para.

– Mi też – przytaknął, więc wyszłam z galerii i ponownie kliknęłam ikonkę aparatu, co skomentował cichym, kojącym moje uszy śmiechem. Najpiękniejszym śmiechem. – Teraz całą galerię będę miał w naszych zdjęciach?

Mimowolnie się uśmiechnęłam, a potem odsunęłam od chłopaka na sporą odległość, przez co intensywnie począł taksować mnie wzrokiem z tajemniczym i uroczym uśmiechem.

– W moich także – odparłam i zrobiłam sobie pierwszą fotkę, na którą pokiwał widocznie głową, a potem zaśmiał się, przykładając dłoń do swej twarzy. Ja za to zrobiłam kolejne kilka, zmieniając pozę lub robiąc głupią minę, by było zabawniej.

– Wy wszystkie tak macie? – zapytał rozbawiony, kiedy ja ponownie się do niego przysunęłam, a potem wtuliłam, tak jak poprzednio. Sam swoją przerzuconą rękę na oparciu obniżył na me ramiona i przyciągnął do siebie mocniej.

– Tak i nie – odparłam obojętnie zgodnie z prawdą. – Zrobimy sobie jeszcze jedno? – zadarłam delikatnie głowę, by skrzyżować z nim spojrzenie, a gdy pokiwał na znak zgody, uśmiechnęłam się szeroko, ustawiając się do kolejnej fotki.

I gdy byłam gotowa cyknąć następne zdjęcie, chłopak odsunął się ode mnie na kilka centymetrów, a później jak gdyby nigdy nic nachylił nade mną, przybliżając swą twarz do mojej, aż jego wargi zasmakowały na powrót moich uchylonych ust. Zanim zakodowałam w głowie, co się właśnie stało, minęła chwila, gdy chłopak przejechał koniuszkiem języka po mej dolnej wardze, co totalnie sprawiło, iż nie wiedziałam, co się wokół mnie dzieje. Jednak z mijanymi sekundami, gdy nie odrywał się ode mnie, drżącymi dłońmi z ledwością utrzymywałam jego komórkę, na której kliknęłam odpowiedni przycisk. Lampa rozbłysła, a ja dopiero wtedy przeanalizowałam każdy szczegół, gdy brunet powoli zaczął się ode mnie odsuwać. Mozolnie rozłączył nasze wargi, a później powrócił na swoje miejsce, kiedy ja z szaleńczym biciem serca siedziałam nieruchomo, próbując ułożyć wszystko w jedność.

Co się...

– Udokumentowałaś ten moment, czy mam powtórzyć ruch? – zapytał najzwyczajniej w świecie, odbierając ode mnie komórkę i wchodząc w galerię. Trzeźwiejąc nieco, pomrugałam kilkakrotnie, aż nachyliłam się nad telefonem, który chłopak trzymał w ręku i przełknęłam ślinę, widząc nasze zdjęcie.

Zdjęcie, na którym się całowaliśmy.

– Podoba mi się jeszcze bardziej, niż tamto – skomentował z zachwytem, rozciągając wargi z dużym uśmiechu, gdy ja z widocznymi czerwonymi rumieńcami skanowałam wzrokiem fotkę. – Co myślisz? – zagaił. Był tak bardzo wyluzowany, pewny swoich ruchów oraz samego siebie, podczas gdy ja myślałam, że serce wyskoczy mi z klatki piersiowej, a żołądek, który robił fikołek za fikołkiem, zamieni się miejscem z wątrobą bądź innym narządem.

Uśmiechnęłam się nieśmiało.

– Mi też się podoba – wydukałam zgodnie z prawdą. Widziałam, jak chłopak wychodzi z galerii, a później w ustawienia, toteż przyglądałam mu się bacznie, co zamierza.

– To dobrze – odparł nonszalancko i zjechał palcem w dół, aż zatrzymał się przy podpisie „Tapeta".

– Co robisz? – spytałam, marszcząc brwi. Chłopak wybrał opcję „Zmień tapetę", potem przekierowało go do galerii.

– Ustawiam je sobie na tapetę.

Wzruszył ramionami, gdy ja w głowie zakodowałam, co właśnie powiedział i żółć podeszła mi do gardła.

– Nie możesz – podniosłam stanowczo głos, wyszarpując mu komórkę z dłoni, na co jęknął, a później spojrzał na mnie niezrozumiale, kiedy ja zblokowałam czarnego Iphone'a.

– Dlaczego? – jego spojrzenie przepełnione było zdziwieniem, jakby ustawienie naszego zdjęcia, na którym się całowaliśmy było całkowicie normalną rzeczą, zwłaszcza, że byliśmy związani z kompletnie innymi osobami. Zerknęłam na niego idiotycznie, uśmiechając ironicznie.

– Jeszcze pytasz? – uniosłam brwi, gdy on wydął dolną wargę i przechylił delikatnie głowę.

– Podoba mi się to zdjęcie – odpowiedział, więc znów się do niego przybliżyłam, lecz tym razem nie ułożyłam głowy na jego ramieniu, jak poprzednio. Wzięłam do ręki jego komórkę, a potem odblokowałam, gdy wyskoczyła galeria z naszymi fotkami.

– Ale nie możesz go ustawić na tapetę. Zwariowałeś? – wgapiałam się dłuższą chwilę w wyświetlacz dopóki nie wziął telefonu z mej dłoni.

– A to pierwsze, które zrobiliśmy? – zapytał i kliknął na fotkę, na której skupiłam swój wzrok. Siedzieliśmy obok siebie, moja głowa znajdowała się na jego ramieniu, podczas gdy on z uśmiechem mnie obejmował oraz wtulił twarz w moje włosy. Zagryzłam wnętrze policzka, intensywnie nad tym rozmyślając, kiedy jego ślepia skanowały mój niespokojny wyraz twarzy, do momentu aż się ocknęłam.

– Ale tylko na ekran początkowy, nie zablokowany – zagroziłam mu palcem, na co uśmiechnął się, a potem ustawił nasze zdjęcie na tapetę, wychodząc z ustawień i wracając do ekranu początkowego. Przełknęłam głośno ślinę, dostrzegając fotkę.

– I co myślisz? – spytał, po czym przejechał palcem w bok, aby tapeta była widoczniejsza. – Dalej uważam, że tamto byłoby lepsze, ale już trudno.

Pokręciłam głową z niedowierzania, kiedy mój uśmiech z każdą sekundą się poszerzał. Nie mogłam pojąć, jak można być tak wyluzowanym oraz bez pohamowań człowiekiem, by chcieć ustawić sobie zdjęcie na tapetę z dziewczyną, z którą zdradzał swoją obecną. Na miłość boską, to wszystko było tak bardzo popaprane i wręcz irracjonalne, a jednak tkwiłam w tym dalej, i pragnęłam więcej. Chciałam wkraczać z nim każdego dnia na kolejne zakazane dla nas ścieżki, bojąc się o konsekwencje, a jednocześnie napawając się każdą, najmniejszą chwilą u jego boku.

– Jesteś niemożliwy – podsumowałam, zagryzając dolną wargę, a potem szczerze uśmiechając i jednocześnie ukazując rządek białych zębów, gdy on powtórzył mój ruch oraz wzruszył ramionami.

– Po prostu szczery – odparł i nasze spojrzenia się ze sobą skrzyżowały, więc dłuższą chwilę bez celu wpatrywaliśmy się w siebie, by potem uśmiechnąć uroczo, jakbyśmy patrzyli na coś najpiękniejszego na calutkim świecie. Jakbyśmy to właśnie my byli tym czymś najpiękniejszym, a także tym wszystkim. Bo moje wszystko właśnie siedziało przede mną, nawet jeśli nie był w dosłownym znaczeniu moim wszystkim. Odnosiłam wrażenie, jakbym zatrzymała się w jakiejś pieprzonej bańce czasowej, po czym mogła bezwstydnie oraz bez żadnego strachu wpatrywać się w jego piękną twarz. Cudownego koloru tęczówki w kolorze brązu, które nieraz osiągały prawie, że czarną barwę, niczym węgiel. Kształtne, bladoróżowe wargi pozostawione w arcy-pięknym uśmiechu, och, bez wątpienia stał się mym ulubionym widokiem wśród wszystkich na świecie. Bo to właśnie on stał się moim wszystkim. I chyba nigdy nie czułam się szczęśliwsza niż przy jego boku, mogąc odkrywać wszystkie zakazane ścieżki, po których razem kroczyliśmy. Znajdować się w jego obecności, która goiła każdą mą najmniejszą ranę. Był mym pieprzonym lekarstwem na dolegliwości, o których nawet nie miałam pojęcia, lecz mając świadomość, iż znajduje się on w pobliżu, mogłam czuć się bezpieczna.

Dopełniona oraz przepełniona frenezją.

– Jesteś piękna.

Mój żołądek wykonał fikołek, a serce z zawrotną prędkością poczęło bić, gdy intensywnie taksował mnie swymi ciemnymi ślepiami, od których rozpływałam się na miliony kawałeczków. I przysięgam, że słyszeć tak zwyczajne, a zarazem pełne uczucia słowa od osoby, dla której byłbyś w stanie zrobić wszytko, aby widzieć jej uśmiech oraz szczęście, którym się napawałeś było czymś najwspanialszym na świecie. Nie wiem nawet, w którym momencie rozdziawiłam wargi, a moje źrenice się rozszerzyły, gdy patrzyłam na jego uroczy, łagodny wyraz twarzy. Moje policzki płonęły żywym ogniem, już nie mówiąc o tym, jak każda część mego ciała drżała, pragnęła rozedrzeć mnie na szczątki, podczas kiedy z zewnątrz pozostawałam spokojna i siedziałam nieruchomo. Dopiero po dłuższej chwili mojego niereagowania, zmusiłam ciało do pierwszego ruchu, jakim było zwieszenie głowy oraz zagryzienie wnętrza policzka aż do sączącej się krwi.

– Uwielbiam, gdy się rumienisz i to za moją sprawą – jego śmiech rozbrzmiał cicho wokół nas, aż dotarł do moich uszu i zaczął się obijać o ich bębenki.

– Zwykle nie słyszę takich rzeczy – odparłam zgodnie z prawdą, po czym zadarłam głowę, wbijając tęczówki w jego lśniące ślepia. On za to tylko zmarszczył brwi.

– Twój chłopak ci takich rzeczy nie mówi? – zdziwiony zapytał, kiedy zacisnęłam wargi, ponownie spuszczając wzrok na swoje drżące dłonie.

– Mówi – potwierdziłam. – Lecz gdy on je mówi, nie czuję się tak, jak ty to robisz.

Moje spojrzenie skrzyżowało się z jego. Och, na jakiej ja przegranej pozycji byłam.

– Dlaczego? – brwi miał zmarszczone, gdy przyjmował zmieszaną minę, a swoje wargi pozostawił w uśmiechu.

Westchnęłam tylko pod nosem.

– Bo tylko tobie chcę się podobać.

I wtedy zwiesiłam z zażenowania głowę, czując jak moje policzki na powrót robią się purpurowe. Przeklinałam siebie w myślach. Tak bardzo, że kiedy zaciskałam mocno dłonie w pięści z idiotyzmu, na ich wewnętrznych stronach pojawiły się krwawe ślady półksiężyców przez wbijane paznokcie. Och, gdybym tylko mogła cofnąć czas, a potem rozpędzić się i z prędkością światła uderzyć prosto w mur przez moje zachowanie. Brunet uśmiechnął się jedynie pod nosem, a później przesunął znacznie bliżej mnie, po czym znów objął moje dygoczące ciało, kiedy moje serce zaczęło walić, jak szalone.

– I podobasz – odrzekł i gdy zadarłam głowę, by na niego spojrzeć, stało się coś, czego naprawdę się nie spodziewałam.

Chłopak bez skrupułów ułożył jedną ze swych dużych dłoni na mym rozgrzanym policzku, a później złączył nasze wargi w jedność. Nieruchomo siedziałam, próbując przyswoić do siebie wszystko po kolei, gdy on pogłębiał pocałunek mijanymi sekundami, aż w końcu się ocknęłam i zrekompensowałam się. Mimowolnie moje dłonie powędrowały na jego tors, gdzie zacisnęłam koszulkę i wywarłam większy nacisk na jego ciało, dlatego był zmuszony oprzeć się o tył ławki, podczas gdy ja nad nim górowałam. Wolnym ruchem kciuka zaokrąglał kółka na mym policzku, drugą dłonią obejmując mnie w talii, abym mogła być jeszcze bliżej niego niż obecnie. Ten wspaniały smak jego ust, gdy znów mogłam smakować każdy ich milimetr, sprawiał, że odchodziłam od zmysłów, dlatego uśmiechnęłam się przez pocałunek, który momentalnie wypadł z rytmu i odsunęliśmy się od siebie, patrząc sobie głęboko w oczy.

– I z czego się cieszysz – mruknął przez cisnący się na jego usta uśmiech, gdy ja zagryzłam dolną wargę, by uspokoić swoje szaleńcze emocje nasilające się z mijanymi sekundami bardziej.

– Uwielbiam, gdy jesteś blisko – odparłam, po czym znów zasmakowałam jego opuchniętych warg.

I przysięgam, że ta noc należała jednych z najwspanialszych w mym życiu, podczas gdy każdy z naszych przyjaciół smacznie spał, a my spędziliśmy ją w swoim towarzystwie, jednocześnie napawając się swą obecnością. Śmialiśmy się, rozmawialiśmy, a także rozkoszowaliśmy się każdym milimetrem naszych czerwonych i popuchniętych warg, jednocześnie przytulając mocno do siebie, jakby były to ostatnie nasze wspólne chwile spędzone razem.

I cóż, może i były one ostatnimi.

Lecz najlepszymi w całej mej siedemnastoletniej egzystencji.

***

Cześć i czołem! Wiem, że rozdział miał być już wczoraj, ale niestety przy jego pisaniu zasnęłam, a więc byłam zmuszona go przełożyć na dziś. Miłego czytania oraz powodzenia jutro w szkole!

Kocham i całuję x

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro