28. Chyba czas na wyjaśnienia.
Z głośnym, markotnym jęknięciem przewróciłam się na drugi bok, kiedy w końcu się obudziłam. Automatycznie z wciąż zamkniętymi oczami wymacałam komórkę leżącą na stoliku obok łóżka i lekko uchyliłam powieki, by sprawdzić, która godzina. Widząc dochodzącą dziewiątą nad ranem postanowiłam kontynuować swój sen, jednak nagły przypływ wiadomości mi w tym przeszkodził, dlatego zawyłam głośno. Przetarłam drugą dłonią swoje zaspane oczy i uchyliłam powieki, wpatrując się w telefon.
Od Mama:
Zrób pranie
Pozmywaj naczynia
Posprzątaj w domu
I ugotuj obiad
Alice dziś nie przyjdzie, więc podzielcie się z Julio obowiązkami ;)
Do Mama:
dopiero wstałam...
Od Mama:
Kochamy cię ;)
Powiedz bratu, że ma skosić trawnik
Z tatą będziemy po osiemnastej
Zablokowałam urządzenie, po czym odrzuciłam je z powrotem na drewniany stoliczek. Później mruknęłam w poduszkę żałośnie, by następnie zmarszczyć czoło. Dopiero po dłuższej chwili się rozbudziłam i odgarnęłam kołdrę, podnosząc się do pozycji siedzącej oraz przecierając dłońmi twarz. I w tym właśnie momencie każde pojedyncze wspomnienie trafiło do mnie, jakbym conajmniej oberwała czymś twardym. Calutki wczorajszy dzień, co do jednego szczegółu.
Najpierw opalałam się przy basenie, rozmawiając z Mai'ą. Znikąd pojawili się oni, cała święta trójca, oczywiście bez Mike'a, który swoje wolne chwile spędzał razem z Valentiną. Podjęliśmy decyzję na temat wyjazdu do Miami, do naszej ukochanej cioci, nasz wyjazd nad jezioro, nad którym opowiadałam o mojej przeszłości chłopakowi, któremu mój los był obojętny. Dziwny mężczyzna i propozycja wyścigu. A potem? Och, najgorsze godziny mojego życia, gdy stanęłam w progu drzwi od jego mieszkania, a zamiast jego zastałam zwyczajny wrak człowieka. Słowa, które tak mocno we mnie uderzyły.
Bo przez ciebie znów zaczynam czuć.
Wcześniej nie czuł? Co do cholery takiego wielkiego zrobiłam, iż przyczyniłam się do jego osobowości oraz uczuć?
Kochałem. Na zabój.
Ta żałość, z którą wypowiadał te trzy pieprzone słowa. Och, ile bym dała by dowiedzieć się, co takiego się stało, że jest tak bardzo zamknięty na uczucia do drugiego człowieka. Na wszelkie zauroczenia oraz... miłość? Nie, to słowo chyba było wykluczone z mojego słownika, a już na pewno z jego, ponieważ on był tylko moim przyjacielem, a ja jego przyjaciółką. Podobał mi się i tak, byłam nim zauroczona, lecz nic więcej. To ze sobą nie idzie w parze, nie.
Wtem dźwięk SMS'a znów trafił do moich uszu, dlatego trzeźwiejąc, sięgnęłam dłonią po komórkę leżącą niedaleko.
Od Maxi:
Co myślisz, by się dziś spotkać?
Do Maxi:
sama nie wiem
miałam wczoraj ciężki dzień
Od Maxi:
Rozumiem
Coś się stało?
Do Maxi:
nic takiego
Zagryzłam wargę. Przecież nie mogłam zbywać go za każdym razem, gdy prosił o spotkanie. To mój chłopak, wielbiłam go całym sercem.
Do Maxi:
może wpadniesz dziś do mnie?
Od Maxi:
Z przyjemnością ;)
Uśmiechnęłam się pod nosem. Potem zerknęłam w czat z Ruggero. Mój uśmiech szybko zblakł, gdy zobaczyłam zero wiadomości oraz jakichkolwiek powiadomień.
Nie myśląc za dużo, wstałam z mięciutkiego materaca, mocno się przeciągając, a następnie rozprostowując obolałe kości. Z mrukiem wydobywającym się z mojego gardła, przeszłam do komody stojącej naprzeciw i otworzyłam ją, wyciągając bieliznę. Później schyliłam się do szuflady niżej, aby sięgnąć po czarne, długie legginsy oraz ciepłą bluzę. I nie wiedzieć czemu, to właśnie jego bluzę chwyciłam w dłoń, podczas gdy na moich wargach mimowolnie pojawił się niemrawy uśmiech, po tym kiedy wspomnienia wróciły. Wspomnienia z trzydziestego kwietnia. Szybko jednak potrząsnęłam ciążącą głową i zamknęłam szuflady, przerzucając ubrania przez łokieć.
Wzdychając powędrowałam do łazienki, zamykając za sobą drewnianą powłokę oraz przekręcając zamek w drzwiach. Później ściągnęłam z siebie w odcieniu szarości piżamę, aby kolejno wcisnąć na siebie bieliznę wraz z czarnymi legginsami i tego samego koloru bluzą. Tylko, że to nie był zwyczajny materiał wykonany w znajdującej się nie wiadomo gdzie fabryce w byle jakim kolorze. To była jego bluza, której zapachem mocno się zaciągnęłam, kiedy tylko przeciągnęłam ją przez głowę. Niezmiennie działała na mnie ta kojąca nozdrza woń, która była moją ulubioną ze wszystkich możliwych na świecie. Toteż ze smutnym uśmiechem naciągnęłam mocno rękawy i ścisnęłam je w drobnych dłoniach, po czym spojrzałam na siebie w lustrze. I przysięgam, że chyba gorszego widoku nie widziałam, gdyż moje wory pod oczami idealnie skomponowały się z opuchniętymi powiekami, a także rozmytym całkowicie makijażem, który znajdował się nawet na mych rozgrzanych policzkach. Długo więc nie czekając podeszłam bliżej umywalki, by odkręcić kran i umyć twarz. Później wyszorowałam szczoteczką zęby oraz nałożyłam lekki makijaż składający się z tuszu do rzęs oraz korektora na niedoskonałości. Kiedy zakończyłam czynności, podreptałam z powrotem do sypialni odłożyć piżamę.
Kilka chwil później na nowo znalazłam się na zewnątrz po ogarnięciu siebie do porządku dziennego. Ciężkimi krokami przeszłam do pokoju Julio, uprzednio pukając dwa razy w drewnianą powłokę, jednakże gdy nie usłyszałam żadnego odzewu, wkroczyłam. Nikogo nie zastając w środku, rozejrzałam się wokół dostrzegając nienaganny porządek, przez co zmarszczyłam zmieszana brwi. W jego oazie zawsze panował totalny nieład oraz nie mogłeś się połapać, co gdzie się znajduje. Puste butelki po napojach, mnóstwo papierków na biurku, przy którym bardzo często grał na komputerze, bajzel na łóżku, ubrania porozrzucane po podłodze i nie tylko. Dlatego moje zdziwienie osiągnęło zenitu, gdy zastałam nienaganny porządek, więc nic więcej nie myśląc, opuściłam pokój, decydując się zejść na dół do kuchni.
Już na schodach usłyszałam jego niski bas, toteż pomyślałam, iż rozmawia z kimś przez komórkę, a do nas ma ktoś niedługo przyjść. Nigdy nie sprząta bez powodu.
– Julio! – podwyższyłam głos, kiedy byłam na ostatnim schodku i przekierowałam się do kuchni. – Mama mówiła, że mamy do zrobienia dużo rzeczy, więc musi...
Żółć podeszła mi do gardła, kiedy moje oczy padły na dwie męskie postaci znajdujące się w niewielkiej odległości. Oboje zawzięcie rozmawiali. Mój brat w szarych dresach oraz czarnej koszulce stał oparty o wyspę kuchenną, podczas gdy jego towarzysz siedział na jednym z krzeseł. I nic w tym by dziwnego nie było, gdyby nie fakt, iż tą osobą był ktoś najmniej spodziewany.
Bo to był on.
Tyłem do mnie odwrócony miał kaptur na głowie od szarej bluzy, a na jego ramionach spoczywała czarna bomberka, podczas gdy nogi odziane miał w tego samego koloru dopasowane spodnie. W szoku skanowałam jego osobę do momentu, kiedy Peña postanowił wbić we mnie wzrok, zaciskając wargi i rozciągając je w dość sztucznym uśmiechu, co przyczyniło się do tego, iż moje serce waliło jak oszalałe. Za to drugi chłopak w wolnym tempie pierw uniósł minimalnie głowę, a następnie mozolnie kierował swoje spojrzenie na mnie, tym samym sprawiając, że miałam coraz lepszy widok na jego osobę. Z każdą sekundą krew odpływała mi z twarzy, aż zrobiłam się blada jak ściana, kiedy w końcu ujrzałam jego ciemne oczy. Tak, te czarne niczym smoła tęczówki, które skrzyżowały się z moimi pełnymi niedowierzania oraz obawy. I nie wiem czego się najbardziej bałam, lecz mój stan potwierdziły trzęsące się dłonie wraz z obijającym się o żebra sercem. Wtedy gorszego uczucia oprócz strachu nie zaznałam. Bo jego twarz była także blada. Zero emocji, zero jakiegokolwiek uczucia. Wyblakłe, zmęczone oczy, ułożone w linii prostej pełne wargi, które nawet nie drgnęły oraz kilka kosmyków ciemnych loczków wychodzących spod kaptura i opadających na jego czoło. Zmierzył mnie chłodno w tym samym momencie, gdy ja stojąc w progu drzwi, nie poruszając nawet o milimetr, a także patrząc na niego zmieszanym wzrokiem, ledwo oddychałam.
– Dzień dobry – głos Julio powoli docierał pierw do moich uszu, a dopiero później dotarł do mózgu. Wtedy otrzeźwiałam, w końcu przełykając ślinę, aby nawilżyć wysuszone gardło i z ledwością przeniosłam na niego wzrok.
I przyznaję, że nie wydusiłam z siebie nic, prócz tego, iż otworzyłam szeroko usta, a późnej je z powrotem zamknęłam. Bo co miałam powiedzieć? Hej, Ruggero, jak dobrze cię widzieć po tym wszystkim, co wydarzyło się zeszłej nocy. Nie, to odpada. Tak, jak wszystko inne, dlatego pomrugałam ostatni raz kilkakrotnie i z zawrotną prędkością podreptałam do pokoju, w którym mogłam się zamknąć i już nigdy z niego nie wychodzić. Trzaskając drewnianą powłoką, oparłam się o nią na moment plecami, aby zaczerpnąć świeżego powietrza. Conajmniej tak, jakby w tej pieprzonej kuchni, w której on siedział, tlenu nie było. Znów widziałam te oczy. Te czarne oczy, które mnie przeszywały pomimo, iż nic w nich nie było, prócz zwyczajnej bezdennej nicości.
Wzięłam głęboki wdech, a następnie otwierając ciążące powieki, przełknęłam głośno ślinę. Chodziłam po pokoju z biciem serca szybszym niż niejednym samochodem pędzącym na najważniejszym wyścigu. Czułam, jak krew odpływa mi z twarzy, a stres, który w tym momencie mną zawładnął, dociera do każdego zakończenia nerwowego, po których także przebiegały zimne dreszcze. Co on tu do cholery jasnej robił? Jasne, w końcu jest przyjacielem mojego brata, jednakże jakie to miało znaczenie, gdy na zegarze widniała godzina dziewiąta piętnaście. Nie wierzę w to, iż tak po prostu zebrało mu się na odwiedziny o tak wczesnej porze. Warknęłam prawie bezgłośnie, a później podskoczyłam w miejscu z zaskoczenia, kiedy usłyszałam ciche pukanie w powłokę, która dosłownie po dwóch stuknięciach, stanęła otworem, a w nich pojawił się brunet.
Czułam, jak serce obija mi się o żebra, a żółć podchodzi do gardła, przez co z ledwością przełknęłam utworzoną w przełyku gulę. I znów jego cholernie elektryzujące, ciemne ślepia padły na moją totalnie przerażoną osobę. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię, ukryć głowę w piasku, niczym struś albo po prostu wziąć sznur i obwiązać go sobie wokół szyi, by ten koszmar w końcu dobiegł końca. Wczoraj bezproblemowo potrafiłam z nim rozmawiać, ustawić do pionu oraz wpoić do łba, że jest najgłupszym gnojkiem na świecie, lecz dziś było to niemożliwe, zważywszy na to, iż stał on przede mną trzeźwy. Trzeźwy, całkowicie wszystkiego świadomy, wyprany z uczuć. Wyglądał tak cholernie nieporadnie i niewinnie, aż moje serce poczęło łamać się znów na miliony kawałeczków. Te urocze opadające pojedyncze kosmyki loczków na jego czoło, podczas gdy na jego głowie dalej spoczywał kaptur od szarej bluzy z małym logiem Nike po lewej stronie na piersi. Idealnie komponowała się z założoną na ramiona bomberką w odcieni czerni, w której kieszeniach spoczywały jego dłonie. Odetchnęłam głęboko.
– Cześć – przywitał się jako pierwszy niskim, zachrypniętym basem. Z automatu po mym rdzeniu przeszły dreszcze docierające do zakończeń nerwowych. On za to wyluzowany wszedł w głąb mojego pokoju, zamykając za sobą drzwi. Każdy jego krok w mą stronę, był krokiem do końca mej egzystencji. I on to wiedział.
– Hej – odchrząknęłam niemal natychmiast, odwracając wzrok, kiedy on zatrzymał się w odległości dwóch metrów ode mnie.
I znów cisza przerywana jedynie naszymi oddechami. Nieprzyjemna, przytłaczająca cisza, której nikt z nas nie miał odwagi przerwać. Do czasu.
– Jak się czujesz? – zagaiłam i przyznaję, że to pytanie należało do jednych z najbardziej żałosnych. Jak mógł się do cholery czuć? Świetnie? Idiotka.
– Lepiej – odparł sucho.
Niepewnie uniosłam głowę. Wtedy wbiłam swój pełen żalu oraz obawy wzrok w jego bladą twarz, na której nie było ani krzty emocji, dlatego przełknęłam ślinę i odliczyłam w myślach do dziesięciu, by znów nie pokazać mu swej słabej strony. Błądziłam, skanowałam każdy milimetr jego pięknej buźki, omijając oczy. Oczy, których po prostu się bałam oraz wywoływały we mnie negatywne emocje. A więc ponownie w ciszy mierzyliśmy się, lecz on uporczywie wbijał w moje tęczówki swoje czarne ślepia, bo pragnął ich skrzyżowania. Jednak ja nie, gdyż wiedziałam do czego to wszystko prowadzi. I tego się bałam najbardziej.
– Ładną masz bluzę.
Kolejny raz, kiedy zbił mnie z tropu, a jego głos obijał się echem w mojej głowie, dlatego automatycznie zmarszczyłam brwi, patrząc na nią. Dostrzegając na sobie jego czarną bluzę, którą pożyczył mi już pare miesięcy temu, po mym organizmie nasilało się ciepło, jednak kiedy jego noga postawiła kolejny krok w mą stronę, miałam wrażenie, iż za moment spłonę.
– Zostaw ją – powiedział naprawdę nisko, gdy moje oczy robiły się coraz szersze, a policzki poczęły piec żywym ogniem. – Do twarzy ci w niej.
Zagryzłam wnętrze policzka, unosząc na powrót głowę.
– Po co przyszedłeś?
I wtedy nie powiem, ale to pytanie wymsknęło mi się niekontrolowanie. Nie chciałam go zadawać, bo bałam się na nie odpowiedzi, jednak moja druga głupia strona postanowiła za mnie. Dlatego niemal natychmiast zbiłam sobie mentalną piątkę z czołem, a następnie zaczęłam powtarzać, jaką jestem kretynką. Jednakże to było silniejsze ode mnie, a jego aura trzymania w niepewności oraz tajemniczości zaczęła mnie przytłaczać, ponieważ znów robiłam za idiotkę, która niczego nie wiedziała. Jego reakcja była dość dziwna, zważywszy na to, że od razu zmarszczył delikatnie brwi i zmierzył mnie zmieszanym wzrokiem, jakby nie takiej odpowiedzi oczekiwał, lecz ja nie mogłam dłużej czekać. Już miałam serdecznie dość kolejnych kłamstw oraz tajemnic, dlatego z zaciśniętymi wargami oraz niemal szklanymi oczami uniosłam głowę, odważając się na następujący krok.
Bo spojrzałam mu w oczy.
I nie wiedzieć dlaczego, poczułam się tak, jakbym spadła z dużej wysokości, a następnie pożegnała z egzystencją. Oberwała kubłem zimnej wody prosto w twarz albo została pchnięta w przepaść.
On za to tylko po dłuższej chwili, gdy zrozumiał sens słów, spojrzał na mnie pusto. Bez krzty uczucia, jakiegokolwiek. Jakby wyrwano mu serce z piersi, zabrano resztki człowieczeństwa oraz wyłączono wszelakie emocje, aby nie mógł poczuć niczego. Jakby tak było po prostu łatwiej. Ale tak nie było i oboje o tym wiedzieliśmy.
– Porozmawiać – wtem jego oczy dosłownie na ułamek sekundy błysnęły. – O tym co się wydarzyło. Zeszłej nocy.
Bezgłośnie sapnęłam, rozszerzając powieki i jednocześnie biorąc kilka głębokich wdechów zważywszy na moje przyspieszone tętno oraz bijące z zawrotną prędkością serce. Żółć podchodziła mi do gardła, w którym powoli stwarzała się upierdliwa gula, a krew odeszła mi z twarzy, dlatego też zrobiło mi się słabo. On za to podszedł jeszcze jeden krok bliżej, a później wyciągnął dłonie z kieszeni czarnej kurtki. Bacznie mu się przyglądałam, gdy ściągał wolnym ruchem kaptur z głowy, a kiedy tego dokonał, moim oczom rzuciły się porozrzucane na wszelkie strony loczki. Tylko pojedyncze ich kosmyki opadały na jego czoło. Skupił swą uwagę na mnie, kiedy jego wargi pomału się otwarły.
– Przepraszam – niemal wyszeptał, jednak jego głos był dla mnie najstraszniejszym krzykiem w pustym pomieszczeniu, w którym górowała nieskazitelna cisza. – Za każde pojedyncze słowo.
Coraz ciężej mi się oddychało, conajmniej jakby odcięto mnie od tlenu, mimo pootwieranych okien oraz rzeczywistego chłodu w całym pokoju. Nieprzerwanie tkwiłam w jego oczach. Nawet w nich z każdym ułamkiem sekundy pojawiały się pierwsze uczucia oraz emocje, których nie chciał do siebie dopuścić. Dlatego odetchnęłam głęboko, pozwalając mu mówić dalej, gdy jego wargi powoli rozciągały się w kpiącym uśmiechu.
– Cóż, rzadko to mówię, ponieważ nie umiem doceniać tego co mam, ale dziękuję – skupił swą uwagę na mej osobie. – Za wszystko co dla mnie zrobiłaś. Pomimo tego, że byłem chujem. Pomimo, że zawsze nim jestem, a ty dalej stoisz u mojego boku.
Z ledwością powstrzymałam łzy nachodzące do oczu, zaciskając drżące wargi w wąską linie oraz mrugając parokrotnie. Jednak to nic dało, ponieważ pierwsze krople zaczęły sączyć się w kącikach, aż finalnie opuściły powieki i spłynęły po rozgrzanych policzkach. Dygotałam. Wszystko wewnątrz mnie drżało, krzyczało, próbowało rozerwać każdy narząd, każde uczucie. Jednak najśmieszniejsze w tym wszystkim było to, iż z zewnątrz pozostawałam nieugięta. Twarda dla niego oraz tego, aby znów nie ukazywać swej słabej strony.
– Już mówiłam – zaciągnęłam mocno nosem i starłam łzy wierzchem dłoni. – Każda dobra przyjaciółka by się tak zachowała.
Zrobił kroczek w mą stronę. Mały, malutki, maleńki.
– Lecz nie każda dobra przyjaciółka czuje do mnie to, co ty.
Przegrałam. Przepadłam, upadłam, skapitulowałam. Byłam na przegranej pozycji. Tak bardzo modliłam się, aby ta chwila nigdy nie nadeszła, gdyż nie jestem całkowicie gotowa. Bo nie wiedziałam co to za nieodgadnione uczucie, od którego się broniłam, łgałam, a także nie dopuszczałam do siebie takiej myśli. Że ja mogę go... nie. To niemożliwe, my się nie znamy i nawet nie próbujemy tego zmienić. Od żadnej strony. Oboje tkwiliśmy w popapranej relacji, od której nie było sensownego wyjścia, a my go nie szukaliśmy. Podobało nam się to, iż możemy znów się połączyć w jedność w tajemnicy przed innymi. Mogliśmy spotykać się we dwoje, okłamując nasze drugie połówki. I nie wiedzieć z jakiego powodu, nam się to podobało, a ja w towarzystwie tego chłopaka czułam się błogo. Beztrosko, w napięciu oraz szczęśliwie. Jego osoba była mym ulubionym widokiem od dłuższego czasu, jego bas moim ulubionym melodyjnym dźwiękiem, przy którym mogłabym zasypiać każdej nocy, jego dotyk ulubionym uczuciem na świecie, kiedy delikatnie gładził mą miękką skórę opuszkami swych palców, elektryzujące tęczówki mym faworytem w rozgrzewaniu mego ciała. Och, a jego zapach? Stał się moim umiłowaniem, gdy mogłam zaciągać się mocno tą unikalną wonią.
Szybko pokiwałam głową, zaciskając powieki.
– Nie rób tego – zaalarmowałam, jednocześnie próbując odgonić od siebie gonitwę sprzecznych ze sobą myśli. – Nie dzisiaj, nie jutro, nie... wcale. Nie zaczynaj tego tematu.
– Prędzej czy później to by nastąpiło.
Przechylił głowę, po czym znów postawił krok. Tylko tym razem nieco większy, dlatego też znalazł się w odległości kilkudziesięciu centymetrów ode mnie. Niemal natychmiast uderzyła we mnie woń, jaką były jego ekscytujące perfumy, toteż zaciągnęłam się mocno i delikatnie uchyliłam powieki, czując jak po policzkach spływają świeże łzy. Już tego nie kontrolowałam. Nie byłam w stanie.
– Ja nie wiem co to jest, Ruggero – wysapałam ciężko. – To dziwne, trudne, a zarazem tak cholernie popaprane.
Chłopak nic nie odpowiedział.
– Czuję się przy tobie szczęśliwa, dopełniona, pełna energii oraz radości, jakbyś był moją brakującą częścią, której tak długo szukałam – zadarłam nieco głowę. – Nie wiem jak do cholery, ale gdy cię widzę, to się uśmiecham, lubię się śmiać w twoim towarzystwie, mimo, iż wiele razy mnie zawstydzasz swoją osobą. Uwielbiam, gdy starasz się zwrócić moją uwagę, droczysz się, kocham to, gdy się szczerze uśmiechasz za mą sprawą. To wszystko jest tak bardzo pokomplikowane.
– Nie musi być, jeśli tylko tego zechcesz – szepnął.
Jego głos nieustannie był chłodny. Pozbawiony emocji, bądź jak to mawiają pusty. Biła od niego obojętność, którą ogrodził się wokół i nie kazał żadnemu człowiekowi dotrzeć do siebie, bojąc się tego konsekwencji. Dlatego finalnie zaszlochałam po raz pierwszy. Potem kolejny, aż drżąc z obawy, spuściłam głowę, czując jak wszyściutkie me mięśnie się napinają, a chęć wtulenia się w jego klatkę piersiową się nasilała.
– Ty nic nie czujesz – energicznie kiwałam głową, zaciskając powieki wraz z pięściami. – Nigdy nie czułeś i nie poczujesz. Nie rób tego, nie chcę cierpieć, nie z powodu odrzucenia. To mnie zniszczy.
Ostatnie słowa wypowiadałam szeptem, równocześnie połykając słone łzy, które ciągle spływały. I nie wiem kiedy, ale między nami zniknęła odległość, a jego umięśnione ramiona mnie objęły szczelnie w uścisku. Dlatego też rozpłakałam się jeszcze bardziej i dając upust wszystkim swym emocjom, ułożyłam głowę na jego klatce piersiowej, wtulając się, jednoczenie mocząc jego ciepłą, szarą bluzę popsikaną mym ulubionym perfum. W ciszy staliśmy po środku niewielkiego pokoju, która jedynie przerywana była moim głośnym, lecz zduszonym płaczem, podczas gdy on sam wtulił głowę w me włosy i zamknął oczy. Z każdą mijaną chwilą drżałam mocniej, kiedy on zaciskał ręce oraz przyciskał bardziej do swej piersi.
Po długich chwilach, które trwały wieki dla mojego roztrzęsionego ciała, powoli zaczęłam się uspokajać. Kilka głębokich wdechów z powodu zatkanego nosa, później zwalniające bicie serce, aż zatrzymałam nadmiar buzujących we mnie emocji, cicho szlochając i pociągając nosem. On jedynie obejmował mnie mocno ramionami, kiedy ja w końcu rozłożyłam skostniałe ręce i także obwiązałam go nimi wokół pasa, ściskając z całej swej siły w piąstkach skrawki bluzy. Bezgłośnie się zaśmiał, czułam, jak uśmiecha się pod nosem, po tym, gdy przytulałam go mocniej. Nie dał po sobie poznać, iż najzwyczajniej w świecie moje ruchy mogą go boleć, więc po prostu wtulił się do mnie bardziej.
Jednak tak szybko, jak poczułam rozchodzące się ciepło, tak prędko ono zniknęło, gdy po kilku minutach stania bezruchu, chciał się odsunąć.
– Chyba czas na wyjaśnienia – wypowiedział nisko, a także cicho wprost do mojego ucha, jakby wiedział, iż jego głos był lekarstwem na każdą ranę.
Nic nie mówiąc, mozolnie przytaknęłam głową, a następnie odsunęłam się od niego. Od razu owiał mnie chłód, a ciepło które do tej pory we mnie się znajdowało, uleciało. Także rozluźniłam dłonie z uścisku, na których wewnętrznej stronie pojawiły się pierwsze krwawe ślady półksiężyców poprzez wbijane w skórę paznokcie. Westchnąwszy głośno wytarłam mokre policzki, a także opuchnięte oczy i zaciągając nosem, uniosłam w końcu głowę, napotykając się z jego brązowymi ślepiami, które miał we mnie wlepione od dłuższego czasu. Ja za to nie chcąc, aby oglądał mnie w takim stanie, na nowo skuliłam głowę.
– Sam nie wiem od czego powinienem zacząć – wyznał szczerze, głośno wzdychając i przeczesując dłonią swoje loczki, które odzyskały finalnie swój wcześniejszy wygląd. – Niby wszystko jest oczywiste, a jednak tak cholernie zaplątane, iż nie wiem, jak to wszystko się zaczęło.
– Kim był ten mężczyzna? – zapytałam cicho, pociągając nosem. – Agustin powiedział, iż jesteś winny mi wytłumaczenie. Dlaczego? Co ja mam z tym wszystkim wspólnego, Ruggero? Co takiego?!
– Ćśś... – szybko przerwał mój monolog, kiedy dostrzegł, iż za moment kolejny raz się poddam. Ułożył dłonie na obu moich policzkach i wolnym ruchem począł je w sposób delikatny masować swymi kciukami. – Nic ci się nie stanie złego, jeśli jesteś pod moją opieką. Nie pozwolę na to.
Uniosłam wzrok, krzyżując go z jego brązowymi ślepiami, w których pojawiły się pierwsze iskierki.
– Kim on był? – wyszeptałam. Uśmiech dziewiętnastolatka tak prędko znikł, jak się pojawił, toteż zestresowałam się bardziej.
– To był Joaquín – westchnął ciężko i wbił wzrok w moje wargi, które co jakiś czas oblizywałam. – Julio ci o nim opowiadał, wiesz, że miał problemy z nim, a właściwie my wszyscy mieliśmy – luknął wprost w moje oczy.
– Co ma z tym wszystkim wspólnego mniemany Hector?
Westchnął ociężale.
– Może usiądźmy. Myślę, że to temat na dłuższą metę.
I nie powiem, nieco się przeraziłam. Lecz zgodnie z jego prośbą, przytaknęłam głową, a następnie podeszliśmy do łóżka, na którym sekundę potem usiedliśmy wygodnie. W między czasie chłopak ściągnął kurtkę, odkładając ją na bok, podczas gdy ja wpełzłam na materac, podkurczając nogi w kolanach.
– Wiesz, wiedziałem, iż ten moment kiedyś nadejdzie, lecz nie sądziłem, że tak prędko – zaśmiał się sztucznie, próbując rozluźnić atmosferę, jednak gdy pozostałam niewzruszona, chłopak westchnął.
Zanim rozpoczął monolog, który miał się opierać na jego przeszłości, wahał się dłuższą chwilę. Lecz nie miałam mu tego za złe, wiedząc, iż musi być mu ciężko zwierzać się osobie, której tak naprawdę nie znał, a jednak zaufał z niewiadomych powodów. Dlatego w ciszy siedzieliśmy pogrążeni we własnych myślach, zapominając całkowicie o tym, że jesteśmy w tym pomieszczeniu razem. I choć pragnęłam poznać w końcu prawdę, tak bałam się, jak straszna ona może być, a ludzie, których uważałam za przyjaciół, mogli okazać się kimś zupełnie innym.
Bo każdy ze sobą był powiązany. Nawet w ten najmniejszy, nieliczny oraz niezauważalny na pierwszy rzut oka sposób.
– Od dziecka interesowałem się samochodami oraz tym, co daje w kość popalić – zaczął. – Wiesz, lubiłem adrenalinę, napięcie, kochałem patrzeć na wszystkie auta pędzące w wyścigach, które walczyły o to upragnione pierwsze miejsce. To od zawsze była moja pasja.
W skupieniu patrzyłam na jego wargi formujące się w ledwo widocznym uśmiechu. Mimowolnie poczyniłam to samo.
– Pamiętam do dziś, jak błagałem ojca, aby zabrał mnie na jeden wyścig. Ten jeden raz – spuścił głowę, bawiąc się palcami u swych dłoni. – Lecz dla niego, jak również dla matki nigdy nie liczyły się moje uczucia. Moje pasje, hobby, czy po prostu to, co w danym momencie potrzebowałem. A potrzebowałem tylko miłości oraz wsparcia. Jednak nigdy się tego nie doczekałem.
W pełnym skupieniu analizowałam każde pojedyncze jego słowo, zastanawiając się nad ich sensem. Nie otrzymał nigdy pomocy. Brak zrozumienia oraz sympatii. Byłam świadoma tego, jak wiele on przeszedł, iż pozostał tym, kim pozostał, lecz nie spodziewałam się braku miłości ze strony rodziców. I choć nigdy o nich nie wspominał, nigdy o nich nie słyszałam, a także nie pozwalał nikomu do siebie dotrzeć, tak nie sądziłam, iż nie był obdarowany miłością.
Lecz najgorsze dopiero było przed nami.
– Wiesz, nigdy ich nie obchodziłem – wykrzywił wargi w grymasie, wzruszając ramionami. – Do dziś nie obchodzę, dlatego w wieku dwunastu lat to właśnie moja babcia przejęła prawa rodzicielskie.
– Co z twoim bratem? – skupiłam jego uwagę na sobie przez ułamek sekundy. – Leonardem?
– Cóż, od zawsze traktowali go lepiej, lecz to niczego nie zmieniało. To ze mną chciał spędzać każdą wolną chwilę, a także zamieszkać pod jednym dachem. Jednak to było niemożliwe.
– Dlaczego? – dopytałam, na co jedynie westchnął głośno i przetarł dłońmi swą zmęczoną twarz.
– Bo babcia była umierająca.
W szoku patrzyłam na jego zmartwioną, pełną żalu twarz, na której malowała się rozpacz. Gdzieś pośrodku klatki piersiowej poczułam mocne ukłucie nasilające się z mijanymi sekundami, a me oczy się zaszkliły. Jego rodzice okazali mu zero wsparcia, jego najbliższa osoba, na której mógł polegać była umierająca, a jego brat? Nawet jego nie mógł mieć blisko zważywszy na stan starszej kobiety.
– Nie przyznali jej praw rodzicielskich. Wiek jej na to nie pozwolił, a w dodatku stan, z którego na szczęście wyszła i aktualnie czuje się jak nowonarodzona, siedząc w swym fotelu i szydełkując.
Widziałam jego skromny, mały uśmiech, gdy na samą wspominkę o niej był radosny. Mimowolnie poczyniłam to samo, przymykając oczy i głośno wzdychając.
– Dlatego to ja postarałem się o prawa dla niego, gdy tylko skończyłem osiemnaście lat. Sąd mi je przyznał i tak o to zamieszkał ze mną, a Victoria, którą szczerze uważam za starszą siostrę, wspierała nas od momentu mojej przeprowadzki.
Zerknął na mnie, obracając głowę. Wtedy w jego oczach dostrzegłam coś niebezpiecznego. Jakby najgorsze właśnie miało nadejść. Teraz.
– I to właśnie od momentu mojej przeprowadzki wszystko się zaczęło.
Ogniki radości, które gdzieś daleko iskrzyły w jego ciemnych oczach zniknęły. I nie wiedzieć czemu, poczułam przechodzące po mym rdzeniu niekontrolowane, a także nasilające się dreszcze, gdy pusto bez krzty emocji taksował mnie chłodnym wzrokiem, od którego dostawałam gęsiej skórki. Z automatu przełknęłam utworzoną w gardle gulą, aby przy okazji je nawilżyć, kiedy moja dłonie poczęły się niespodziewanie pocić wraz z narastającym stresem rozchodzącym się po żołądku. Wtedy zaczął mówić. I wiedziałam, że nie było odwrotu.
– W wieku trzynastu lat po raz pierwszy poszedłem na wyścig. Było mnóstwo ludzi, każdy z nich szykował się do kibicowania swojemu faworytowi, podczas gdy ja zabłąkany szukałem drugiej tak młodej osoby, jak ja – zaśmiał się cicho pod nosem, jednocześnie się uśmiechając. – Zdecydowałem się podejść do jednego z organizatorów i z nim porozmawiać. Cóż, był naprawdę w porządku, więc bez najmniejszego problemu wyjaśnij mi na czym to wszystko polega. Wtedy zapytałem, od którego wieku można startować – przerwał na moment. Widziałam, jak zagryza wnętrze policzka, jednocześnie tkwiąc swym pustym wzrokiem w podłodze, na której jego stopy wystukiwały bezgłośny, nieznany rytm. Stresował się. Był poirytowany oraz widocznie rozdrażniony wszystkim wokół.
– Czego się dowiedziałeś?
Przeniósł na mnie obojętny wzrok.
– Udział w wyścigach można było brać od piętnastego roku życia.
Wyszeptał, zagryzając dolną wargę i zasznurowując usta, gdy ja z rozszerzonymi oczami wpatrywałam się w jego beznamiętny wyraz twarzy. Moje dłonie, którymi do tej pory się bawiłam, rozluźniłam i poczęły mi się pocić, dlatego też pomrugałam kilkakrotnie, by powrócić do szarej rzeczywistości. Chłopak jakby wstydząc się tego, błądził zmieszany po pokoju, szukając jakiegoś obiektu, w który mógłby wlepić swoje czarne ślepia. Ja za to przełknęłam ślinę.
– Wziąłeś udział? – zapytałam, gdy w miarę możliwości otrzeźwiałam. Nie do wiary było to, jak organizatorzy byli nieodpowiedzialni, pozwalając zwykłym dzieciakom, którzy ukończyli ledwo piętnaście lat, wystartować w wyścigu z dużo starszymi od siebie kolesiami. Brunet przytaknął głową.
– Bez wahania zapisałem się na pierwszy wyścig, gdy tylko skończyłem wyznaczony wiek – wyznał szczerze. – Pierwsze chwile były najgorszymi. Często przegrywałem, lecz zawsze znajdowałem się w pierwszej trójce, co ludzie dostrzegali i doceniali. Coraz więcej osób mnie dopingowało, postawiało mnóstwo pieniędzy na moją wygraną, aż w końcu stało się. Wygrałem po raz pierwszy w życiu, mając szesnaście lat.
Z zaciekawieniem wpatrywałam się w jego twarz, na której zaczęły ukazywać się pierwsze, pojedyncze emocje. Był dumny. Dumny sam z siebie oraz tego, iż spełniał marzenia.
– Były one legalne? – spytałam w tym samym czasie, co przeniósł na mnie spokojny wzrok. Także uśmiechnął się w swój wyróżniający go sposób.
– Jasne, że tak – odparł, ukazując rząd białych zębów. – Dopiero później stały się one nielegalne. Dopiero po moim spotkaniu z Hectorem.
Krew odpłynęła mi z twarzy ponownie na wzmiankę o tym imieniu, toteż skupiłam całą swą uwagę na jego osobie. Gołym okiem mogłam dostrzec, iż zaczyna się stresować, co utwierdziły mnie w tym jego dłonie, którymi począł się bawić. Nie miałam pojęcia, jak wiele szkód wyrządził ten człowiek w jego życiu, lecz byłam pewna, że naprawdę wiele, sądząc po tym, w jakiego człowieka się zmienił, gdy dokonał spotkania z Joaquínem. Dlatego chcąc dodać mu swego wsparcia, którego przez połowę życia nie dostał, przysunęłam się do niego i objęłam jednym ramieniem, kiedy skulony siedział ze wzrokiem wbitym w beżowe panele.
– Nigdy nie sądziłem, że jedno moje spotkanie z nim okaże się zależne od reszty mojego życia – wyszeptał cierpkim, lecz także obniżonym głosem. Ze smutnym uśmiechem chwyciłam dłonią jego palce i splotłam je ze sobą, układając głowę na jego barku.
– Co takiego się stało? – zapytałam spokojnie, aby nie czuł się osaczony, bądź czuł wywieranej na nim presji. Westchnął przeciągle i pogładził kciukiem wierzch mej dłoni, którą splotłam z jego.
– Kilka wygranych wyścigów później, Hector pojawił się znikąd. Zaczepił mnie po kolejnym mym zwycięstwie i pogratulował serdecznie, mówiąc, że mam wielki potencjał, a takich ludzi, jak ja jest naprawdę mało. Dodał też, że mój talent w takim miejscu, jak to, się po prostu marnuje i powinienem spróbować czegoś innego.
– I spróbowałeś – pokiwał twierdząco głową.
– Zaproponował mi spotkanie. Z początku nie byłem do tego przekonany. W końcu był facetem po czterdziestce z dość tajemniczą osobowością, jednakże coś mi podpowiedziało, że to spotkanie będzie czymś niezapomnianym oraz potężnym krokiem po nieznanej ścieżce. I było.
Przerwał w ułamku sekundy, zaciskając mocno usta, toteż podniosłam głowę i wyrwałam dłoń z uścisku, unosząc na wysokość jego twarzy. Powoli przyłożyłam ją do jego rozgrzanego policzka, podziwiając każdą rysę, bliznę bądź niedoskonałość na jego pięknej buzi. Czując emanujące od niego ciepło, delikatnym oraz wolnym ruchem przejechałam po drażniącym policzku od świeżo zgolonego zarostu i uśmiechnęłam się mimowolnie pod nosem, widząc jego nagłą zmianę.
– Jako zabłąkany dzieciak, którego obchodziły pieniądze, przystałem na jego propozycję. A on proponował mi mnóstwo pieniędzy, które grzechem byłoby odrzucić, dlatego zrezygnowałem z wyścigów organizowanych dla każdego człowieka chodzącego po powierzchni tej planety. Wtedy wkroczyłem na mroczniejszą ścieżkę. Ścieżkę samego Hectora.
Wziął głęboki wdech.
– Wiesz, Karol, życie dało mi w kość popalić, a jedyne co się dla mnie liczyło to, to, aby utrzymać moich najbliższych. Dlatego zgodziłem się bez zawahania być jego sługą, poddanym, pionkiem, bądź zawodnikiem. Określeń bycia kretynem jest naprawdę wiele.
– Czy... Czy on wiedział o twojej sytuacji? Wiedział, że potrzebujesz tych pieniędzy? – zapytałam niepewnie, zjeżdżając dłonią na jego szyję, a finalnie na tors.
– Sam mu powiedziałem, iż ich potrzebuję. W końcu byłem tylko głupim dzieciakiem – jego wargi opuścił apatyczny, cierpki śmiech. – Jednak nie wspomniałem mu nigdy o Leonardzie. Ani o babci, a tym bardziej o Victorii. Ukrywałem ich, nie miał prawa wiedzieć niczego więcej, ni jeżeli tego, że nazywam się Ruggero Pasquarelli, który posiada ciężkie życie oraz desperacko potrzebuje pieniędzy. Nic poza tym.
Ponownie moja głowa opadła na jego ramię, a drugą ręką objęłam go mocniej, by wiedział, że jestem. Że ma moje wsparcie, otuchę, a także uczucie, którego potrzebował.
– Tak naprawdę nikt nie wie o moich najbliższych, których od kilku lat ukrywam. Prócz Agustina, Julio, a także teraz ciebie. Bo gdyby Hector się dowiedział o którymś z nich... Karol, kurwa, on jest zdolny do wszystkiego – jęknął żałośnie i schował twarz w dłonie. Dużo nie myśląc, mocno objęłam go ramionami, a następnie przytuliłam do siebie, podczas gdy na mojej twarzy rodziła się niepewność. Strach, obawa, a także żałość, której nie mogłam się pozbyć, dlatego też moje oczy się zaszkliły.
– Jednak dowiedział się o mnie i w jakiś chory sposób jestem z tym wszystkim powiązana – stwierdziłam, zasznurowując wargi. – Dlaczego? Dlaczego to ja, jeśli nie mamy ze sobą za wiele wspólnego? Dlaczego to nie Maia będąca twoją dziewczyną?
– Bo to nie na Mai mi w żałosny sposób zależy.
Skamieniałam, zaprzestając wszystkim ruchom. Nawet nie jestem w stanie określić, czy w tamtym momencie oddychałam, gdyż miałam wrażenie, jakbym jedną nogą była już na tamtym świecie. W żałosny sposób? Zależy mu na mnie? Lecz dlaczego w żałosny sposób? Och, jego dwuznaczność, a także brak jakiejkolwiek zrozumiałości słów od pewnego czasu zaczęła mnie dobijać. Kolejny raz, kiedy pozostawiał mnie w rozsypce oraz niewiedzy, która była jednym z najgorszych uczuć. Do cholery jasnej, dlaczego choć raz nie mógł wyrazić się jaśniej! Z kamienną miną odsunęłam się od niego, badając wzrokiem jego obojętną twarz, niewyrażającą ni krzty jakiejkolwiek emocji, co zaczynało na mnie działać jak płachta na byka.
– Jak to w żałosny sposób? – zapytałam nieco poważniejszym basem, lecz on ani drgnął. Nawet nie spojrzał w me oczy, wbijając wzrok nieustannie w jasne panele. Jedynie westchnął.
– Bo gdybym nigdy się do ciebie nie zbliżył, nie doszłoby do sytuacji, z której nie ma innego wyjścia.
W szoku analizowałam jego słowa, próbując znaleźć sensowne tego wytłumaczenie, lecz każda moja myśl była sprzeczna z kolejną nadchodzącą. Dlatego zmarszczyłam brwi, także obierając sobie cel do wpatrywania się, czym była pusta przestrzeń.
– Zawsze jest jakieś wyjście, Ruggero – podsumowałam, ponownie chwytając za jego ciepłą dłoń.
– Dlatego zdeklarowałem się wygrać wyścig dla Hectora jak za dawnych czasów. Wszyscy zdają sobie sprawę, iż odszedłem z tego bagna, a z tym także dobre pieniądze, które zyskiwał ze mnie za każde zwycięstwo – obrócił głowę, blokując ze mną spojrzenie. – Wybrałem twoje bezpieczeństwo, które bezwstydnie ci zabrałem, wchodząc do twojego życia butami.
Jego oczy błysnęły.
– Jeden wygrany wyścig i nikt nie będzie miał prawa cię tknąć.
Tak. Teraz już jestem pewna, że byłam jedną nogą w grobie, a jego słowa dochodziły do mnie zza światów, conajmniej jakby czas się zatrzymał, a ja utknęła w jakiejś bańce, przez którą próbował się przedrzeć do mojej osoby. To wszystko było tak bardzo irracjonalne, odbiegające od tej pieprzonej szarej rzeczywistości, w której przez te siedemnaście lat tkwiłam. Nagle jedno spotkanie ze zwykłym, nieodnoszącym się z szacunkiem do dziewczyn chłopakiem, którego ego było wyższe niż Mount Everest okazało się czymś cholernie popapranym i doprowadziło mnie do miejsca, w którym moja egzystencja była zagrożona. Boże, nigdy nie prosiłam o takie życie, gdzie będę bała się wyjść na ulicę w obawie, że mniemany Joaquín może mnie dorwać i szantażować bliskie mi osoby!
– C-co jeśli przegrasz? – odchrząknęłam, połykając ślinę. – Jeśli pójdzie nie po twojej myśli? Co wtedy?
Zamilkł, odwracając wzrok.
– Ruggero, do cholery! Co się wtedy stanie?! – huknęłam wściekle na niego, lecz to nic nie dało. Siedział niewzruszony, aż w końcu uniósł swe znużone, lecz pełne obawy spojrzenie w moje wystraszone tęczówki.
– Wtedy nastanie większa ciemność, niż do tej pory – wyszeptał cierpko.
Jego głos był czymś przyprawiającym mnie o mdłości, także dreszcze, ciarki, gęsią skórkę, nie wiem! Bałam się. Obawiałam się najgorszego, tego co mogło przyjść tuż po jego przegranej w wyścigu. Nigdy nie byłam w stanie dostrzec jego umiejętności, nie potrafiłam ocenić, jakie miał szansę na wygraną oraz czy jest gotowy na takie wyzwanie. Gotowy by znów wplątywać się w relacje z tymi ludźmi. Był najcenniejszym i najlepszym zawodnikiem Hectora, więc z jakiegoś powodu go wybrał. Wybrał go, bo potrafił, bo miał w sobie pasję, bo miał to coś, czego innym brakowało.
Bo to kochał całym sercem.
– N-na pewno nie ma innego wyjścia? Nie musisz się zgadzać na każdą jego zachciankę, a tym bardziej ze względu na mnie. Damy radę, coś wymyślimy, nie musisz tego robić. Nie dla...
– Skarbie, już – przerwał mój natłok słów, przykładając zimną dłoń do mego rozgrzanego policzka i przejeżdżając po nim kciukiem. Wzdrygnęłam się na jego ruch, jednak głęboko odetchnęłam, przymykając powieki. – Nic mi nie będzie. Nie bez powodu stałem się ulubieńcem Hectora, zgadza się? – spojrzał na mnie wyczekująco, gdy moje wargi wykrzywiły się w grymasie.
– Tak, ale...
– To ja cię w to wciągnęłam i to ja cię z tego wyciągnę – oznajmił dosadnie, wbijając we mnie pełne żądzy spojrzenie, od którego zrobiło mi się nieco cieplej. I pomimo mego nieprzekonania, potulnie przytaknęłam głową, badając jego twarz niezidentyfikowanym spojrzeniem. Wtedy dostrzegłam w jego oczach coś dziwnego.
Coś niebezpiecznego.
***
– Już idę! – krzyknęłam z góry, pędząc prędko po schodach, aby otworzyć drzwi, do których dobijał się pewien osobnik. W końcu stanęłam przed drewnianą powłoką i odkluczyłam zamek, gdy w progu stanął wysoki brunet. – Wchodź.
Chłopak za pomocą jednego kroku znalazł się w środku z dużym uśmiechem.
– Witam moją ślicznotkę – przywitał się radośnie, skradając na mych wargach długiego buziaka, kiedy tylko zamknęłam drzwi.
– Chodź na górę – zaalarmowałam, a później pociągnęłam dziewiętnastolatka za sobą po ściągnięciu z siebie kurtki wraz z butami.
– Pali się, czy co?
– Powiedzmy – zaśmiałam się szczerze.
Gdy tylko znaleźliśmy się na piętrze, powędrowałam do pokoju Julio nawet nie pukając. Przekroczyliśmy obydwoje próg jego oazy, po czym zamknęłam za nami powłokę, a moim oczom rzuciła się dwójka brunetów leżących na łóżku i o czymś dyskutująca.
– Już jestem – poinformowałam, po czym ich wzrok skupił się na mojej osobie. Luknęłam kątem oka na stojącego obok mnie Maxi'ego, który zaciskał mocno szczękę z widocznym rozgniewaniem.
– Co on tu robi? – zapytał, mierząc Pasquarelli'ego wściekłym spojrzeniem, na co drugi chłopak zareagował parsknięciem.
– Też cię miło widzieć, stary – rzucił ironicznie.
– To nie pora na wasze spory. Załatwiajcie je bez nas – przewrócił oczami mój zrezygnowany brat, który powstał do pozycji siedzącej i przeczesał fryzurę.
– Zgadzam się – przyznałam mu rację. – Wszyscy wiemy, że postanowiliśmy wyjechać do Miami, do naszej cioci Lily. Jeśli będziemy zwlekać z zadzwonieniem, nigdy się tam nie wybierzemy.
Bez namysłu podeszłam do łóżka i usiadłam pomiędzy jednym chłopakiem, a drugim, wyciągając komórkę, a następnie ją odblokowując.
– Więc jak będzie? – uniosłam wzrok znad telefonu, patrząc to na jednego, to na drugiego. – Będzie rozejm, czy lecimy osobno w innym terminie, byście się nie pozabijali?
Obydwoje chłopcy mierzyli się przez dłuższy czas wzrokiem. Brunet siedzący obok mnie, a właściwie w połowie leżący, posiadał w oczach jedynie rozbawienie pomieszane z kpiną, natomiast mój chłopak, który stał jak posąg naprzeciw niego, taksował go lodowatym wzrokiem. Jednak westchnąwszy po dłuższej chwili, odpuścił i podszedł do łóżka, na którym usiadł wraz z nami.
– Rozejm.
I tak o to siedząc w czwórkę na jednym łóżku, oczekując odpowiedzi ze strony naszej cioci, pogrążeni byliśmy we własnych myślach, jednocześnie modląc się w duchu, aby wszystko poszło po naszej myśli. Wtedy po kilku sygnałach, odezwała się w słuchawce ona. Jej piękny, aksamitny, kojący uszy głos, którego mogłabym słuchać godzinami.
– Jaka miła niespodzianka! Co u was słychać? Jak w Buenos Aires? – zalewała nas pytaniami, podczas gdy ja wcisnęłam guzik umożliwiający włączenie jej na głośnomówiący. Mimowolnie uśmiechnęliśmy się z Julio.
– Cześć, ciociu – przywitaliśmy się radośnie. – Wszystko w porządku, wakacje mijają znośnie – zaśmiałam się cicho, co również kobieta poczyniła.
– Jedynie pogoda trochę kiepska – zakomunikował Peña.
– Wiesz, w sumie to nie dzwonimy do ciebie bez powodu – zaczęłam cicho, później wykrzywiając wargi na wszelkie możliwe strony. Mój brat odebrał ode mnie telefon, podczas gdy ja spojrzałam pierw na Maxi'ego, który posłał mi szeroki uśmiech, a później na Ruggero. I nie wiedzieć czemu, znacząco się zdziwiłam, kiedy jego mina diametralnie się zmieniła o sto osiemdziesiąt stopni, conajmniej jakby zobaczył ducha. Próbowałam nawiązać z nim kontakt wzrokowy, jednak nieustannie wpatrywał się w jeden punkt przed sobą z zaciśniętymi mocno wargami. Zmarszczyłam zmieszana brwi, lecz nijak tego skomentowałam.
– Zamieniam się w słuch, dzieciaki – odrzekła radośnie, po czym w tle usłyszeliśmy pojedyncze szmery. Tak przypuszczałam, była w pracy.
– Cóż, w sumie to od naszej przeprowadzki się nie widzieliśmy – rzekł przeciągle Julio, na co kobieta się roześmiała.
– To prawda – przyznała wesoło. – A więc dzwonicie, by się upewnić, czy możecie do mnie przyjechać? – uśmiechnęliśmy się pod nosem.
– Tak – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – Tylko, że...
– Że?
– Tak właściwie to nie tylko my – poinformował niepewnie. – My i ośmioro naszych przyjaciół. Liczyliśmy na to, że może załatwiłabyś nam gdzieś nocleg, zważywszy na swoją pracę. Wiesz, jeśli oczywiście to nie problem, ciociu.
Kobieta roześmiała się melodyjnie, podczas gdy my zagryźliśmy mocno wnętrze policzka.
– Bez problemu, dzieciaki. Wszyscy jesteście mile widziani – rzekła, kiedy nam kamień z serca spadł i odetchnęliśmy głęboko. – Jedyne co musicie zrobić, to podać mi konkretną datę waszego przyjazdu.
– Jasne, oczywiście – powiedziałam z entuzjazmem. – Właśnie, jeszcze jedna sprawa, ciociu...
– Słucham.
– Wiesz jacy są rodzice, prawda... – jęknął żałośnie w słuchawkę Julio, powodując jej śmiech. Ja w tym samym czasie spojrzałam na czekoladowookiego, który z kamienną miną, wstał jak gdyby nigdy nic z łóżka i bez żadnego słowa wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami. W szoku patrzyłam na drewnianą, zamkniętą powłokę, gdy mój brat skupiał się na rozmowie, a Maxi jedynie wzruszył ramionami.
Co do cholery?
– Jasne, pogadam z nimi – odpowiedziała.
– Pieruńsko cię kochamy, ale to już wiesz – rzucił podekscytowany, gdy Espindola uśmiechnął się szeroko, a nasza ciotka zaśmiała się melodyjnie.
– Ja was też, skarby. A teraz muszę uciekać, bo praca wzywa.
– Jasne, leć. Miłego dnia!
– Jeszcze się z wami skontaktuję, do zobaczenia! – ostatni raz krzyknęła, a później po pokoju rozniósł się jedynie dźwięk przerywanego połączenia, co oznaczało, że się rozłączyła.
Obaj chłopcy zaczęli ze sobą rozmawiać szczęśliwie, gdy ja w dalszym ciągu zdezorientowana ze zmarszczonymi brwiami obserwowałam jasne drewno. Dopiero pokrótce, gdy poczułam mocne pchnięcie w ramię, ocknęłam się i jęknęłam głośno, łapiąc za obolałe miejsce.
– To bolało, kretynie! – krzyknęłam zirytowana, lecz on mnie olał.
– Nie słyszałaś? Jedziemy do Miami, siostrzyczko!
W tamtym momencie dopiero po dłuższej chwili dotarło do mnie to, co się wydarzyło. Dlatego gdy mój mózg przetworzył wszystkie informacje, uśmiechnęłam się szeroko, kiwając głową.
– Tak. Jedziemy do Miami.
***
Miłego dnia jutro w szkole!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro