Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𓏲 𝘳𝘦𝘴𝘤𝘶𝘦𝘳 . 𓂃

w głowie wang yibo w tym momencie panował jeden wielki chaos. wpatrywał się w mężczyznę naprzeciwko z częściowo otwartymi ustami, próbując poprawnie i w miarę logicznie zrozumieć zaistniałą sytuację i wypowiedziane przez niego właśnie słowa.

cóż, jak by na to nie patrzeć, to mój dom.

te słowa cały czas obijały się echem po jego czaszce, zaś alkohol, krążący w jego żyłach, nieprzesadnie pomagał mu w zrozumieniu ich znaczenia.

czy to faktycznie był dom xiao zhan? przecież seungyoun mówił, że impreza będzie w domu jego dziewczyny, prawda? czy w takim razie to oznaczało, że seungyoun był gejem? że xiao zhan... też był gejem? może różowowłosy powiedział tak tylko, bojąc się wyśmiania swojej orientacji przez młodszego kolegę? nie, przecież on nie był raczej typem takiego człowieka. ale w takim razie dlaczego ten mężczyzna stojący przed nim właśnie powiedział, że to jego dom? czy może tylko sobie z niego żartował? ale jednocześnie, niby po co miałby coś takiego robić?

- jesteś wang yibo, tak? - przerwał jego rozmyślania głos mężczyzny przed nim, na co gwałtownie podniósł głowę, zaskoczony.

- uhh... t-tak, to ja... - odpowiedział, jąkając się lekko. nigdy nie był przesadnie dobrym mówcą, lecz na scenie czy w czasie wywiadów zawsze jego bracia z zespołu mogli go wyratować, komentując coś czy wcinając mu się w wypowiedź. w tej sytuacji, nie mógł jednak na nich liczyć, a fakt, że seungyoun również przebywał w tym budynku, nie był dla niego jakoś niezmiernie pocieszający.

poza tym, co innego to żarty w stronę kolegów z zespołu czy wypowiedzi kierowane w stronę jego fanów, którzy i tak było zachwyceni wszystkim, cokolwiek by powiedział. a co innego to rozmowa ze starszym, przystojnym mężczyzną, którego dopiero siostra pokonała cię w turnieju tanecznym. tym bardziej, jeśli tak w sumie jeszcze nigdy ze sobą nie rozmawialiście.

zakłopotany yibo nie miał pojęcia, jak ma wyniknąć z tej sytuacji, gdy nagle jego głowa akurat postanowiła ponownie dać mu znać o swoim raczej dość znaczącym istnieniu. podłoga i mężczyzna przed nim zawirowały, a on sam musiał podeprzeć się mocno ręką o losową szafkę, na szczęście znajdującą się obok, by przypadkiem się nie wywrócić. xiao zhan wyciągnął instynktownie rękę, by pomóc utrzymać mu równowagę, jednak dwudziestolatek zamiast przyjąć pomoc, odbił się od szafki i przecisnął się między ścianą a czarnowłosym, tym sposobem wskakując do łazienki. nim starszy mężczyzna zdążył się chociaż obrócić w tamtą stronę, drzwi zostały już zakluczone, zaś azjata w środku odetchnął cicho z ulgą. zamknął klapę klozetową i usiadł na niej, chowając twarz w dłoniach i próbując uspokoić oddech. dopiero teraz dotarło do niego wszystko, co przed sekundą się wydarzyło. spotkał xiao zhan'a na imprezie u dziewczyny seungyoun'a.

obraz przed jego oczyma ponownie się rozmazał i wygiął w różne dziwne kierunki, przez co dwudziestolatek zmarszczył brwi i sapnął ciężko, podpierając się cały czas dłonią o znajdującą się obok umywalkę. wolną ręką sięgnął zaś do kieszeni spodni, z której po chwili wyciągnął listek przeciwbólowych. spojrzał na niego, w celu wzięcia tabletki na poprawę samopoczucia, kiedy jego palce zamarły w połowie drogi, a on sam jęknął żałośnie. no bez jaj, naprawdę akurat teraz, kiedy nie znał tego domu, ani większości ludzi tutaj zgromadzonych, lekarstwo musiało okazać się już skończone, bez chociażby jednej pastylki...

westchnął ciężko, próbując zebrać myśli i znaleźć jakieś odpowiednie wyjście z tej sytuacji, jednak zawroty głowy i alkohol szumiący w jego żyłach nieco utrudniały mu to zadanie. cholera, jak mógł nie wziąć nowych przeciwbólowych z domu, wiedząc, że impreza z seungyoun'em nigdy nie kończy się dobrze.

po chwili, kiedy zawroty już częściowo ustały, zdecydował się opuścić łazienkę, w celu odnalezienia różowowłosego i zapytania go o dane tabletki. oczywiście, nie miał zamiaru brać ich od żadnych obcych, miał już doświadczenie na imprezach i wiedział, że takie sytuacje bywają niebezpieczne. w razie nieodnalezienia przyjaciela, bądź nieposiadania przez niego potrzebnych mu w tym momencie leków, zamierzał po prostu zadzwonić do swojego kierowcy, aby odebrał go stąd jak najszybciej.

wyszedł ostrożnie z łazienki, rozglądając się dookoła, czy aby na pewno xiao zhan nie stoi pod drzwiami czy gdzieś niedaleko, lecz po upewnieniu się, że teren jest czysty, ruszył powolnym krokiem w poszukiwaniu seungyoun'a. kilka razy skręcił w prawo, kilka razy skręcił w lewo, a nawet wszedł chyba po jakichś schodach, jednak jego różowowłosego przyjaciela nigdzie nie było chociaż widać. w końcu dwudziestolatek oparł się o ścianę zrezygnowany i wyjął z kieszeni telefon, wklikując w niego potrzebny numer. kilka razy musiał usuwać, i zapisywać go od początku, a rozmywający mu się obraz przed oczami, wcale nie ułatwiał mu trafiania w prawidłowe klawisze. kiedy już w końcu odpowiednie cyfry zostały wpisane, wcisnął zieloną słuchawkę, podniósł ją do ucha i czekał na jakiś odzew z drugiej strony, pukając niecierpliwie palcem w swoje udo. z każdym sygnałem z telefonu robił się coraz bardziej zirytowany i coraz mniej miał ochotę tu być. był gotów stąd po prostu wyjść i pojechać swoim samochodem do domu, ryzykując nawet jazdę po pijaku. wkurzało już go tutaj wszystko. zarówno ta strasznie głośna muzyka, okropne dla ucha krzyki ludzi z imprezy, pulsujący ból pod jego czaszką, jak i stęchniony zapach pizzy, alkoholu i spoconych ciał. wszystkie te bodźce coraz bardziej wprawiały go w zirytowanie i niecierpliwość co do opuszczenia już tego miejsca.

kiedy kierowca już po raz kolejny nie odebrał od niego telefonu, yibo warknął i uderzył pięścią o ścianę za sobą. po tym ruszył w końcu przed siebie wściekłym krokiem, w poszukiwaniu wyjścia i swojego samochodu, jednak po kolejnych kilkunastu minutach poszukiwania drzwi, jeszcze bardziej zdenerwowany stanął na środku korytarza i rozejrzał się dookoła. nikt nie chodził po przedpokoju, w którym właśnie się znajdował, więc nie miał nawet kogo zapytać, gdzie tak właściwie się teraz znajduje. kompletnie stracił już poczucie przestrzeni i nie miał bladego pojęcia, gdzie tak właściwie się teraz w ogóle znajduje. w końcu dwudziestolatek stracił już kompletnie resztki swojej cierpliwości i ruszył w stronę sporego okna znajdującego się w ścianie. skoro za cholerę nie mógł znaleźć drzwi wyjściowych, to wystarczyło wyjść przez okno i obejść budynek, aż w końcu trafiłby na parking. bez zastanowienia młody azjata otworzył okno, a chłodne powietrze uderzyło w niego lekkim powiewem, kiedy zwiesił pierwszą nogę za parapetu, a po chwili dołączył do niej także i drugą. naturalnie zeskoczył w dół, spodziewając się szybkiego spotkania z ziemią, jednak zamiast tego poczuł zaciskającą się na jego nadgarstku dłoń i zawisł w powietrzu. spojrzał zdziwiony i nieco zdenerwowany w górę, a jego oczom ukazały się rozszerzone w przerażeniu czarne oczy. ich właściciel sapnął cicho, cofając się i próbując wciągnąć dwudziestolatka spowrotem na górę do domu. kiedy w końcu mu się to udało, oparł dłonie na kolanach i pochylił się do przodu, oddychając ciężko. lecz kiedy yibo zaczął się tylko lekko chwiać, zerwał się szybko z tej pozycji, aby go podtrzymać. ostatnim, co usłyszał brunet, był jakiś zniekształcony głos, sapiący coś w stylu:

- człowieku, ile ty ważysz...

yibo obudził straszny ból głowy i okropny smak panujący w jego ustach. uniósł lekko powieki, i już chciał je przymknąć z przyzwyczajenia, że zaraz uderzy w nie rażące światło, kiedy zorientował się, że wcale tak się nie stało. rozejrzał się dookoła, jeszcze nie do końca przytomnie. pomieszczenie, w którym się znajdował, pogrążone było w półmroku, co już po chwili wyjaśniły mu dwa duże okna, szczelnie zasłonięte czarnymi roletami. brunet poruszył się nerwowo zważając na fakt, że bał się ciemności, a wtedy łóżko pod nim cicho zaskrzeczało. zaskoczony spojrzał pod siebie i dopiero wtedy zorientował się, że leży na dużym, miękkim łóżku, przykryty lekką, ale puchową kołdrą. obok na eleganckiej szafce nocnej znajdowała się biała lampka i stojąca obok szklanka wody. dopiero na jej widok młody azjata zorientował się, jak bardzo pali go przełyk. chwycił ją prędko i wypił praktycznie całą zawartość, nieprzejmując się przesadnie kolejnymi strużkami napoju spływającymi po jego brodzie. dopiero kiedy oderwał usta od szklanego naczynia skrzywił się, czując w ustach niezbyt apetyczny smak świeżo wypitej cieczy. miał ochotę jak najszybciej ją wypluć, lecz ona już dawno była głęboko w jego przełyku i krążyła po układzie pokarmowym. yibo spojrzał uważnie na szklankę, marszcząc brwi, zastanawiając się, czy właśnie został zatruty przez tę niesmaczną substancję rozpuszczoną w wodzie.

- nie martw się, wrzuciłem ci tam tylko lekarstwo przeciwbólowe - usłyszał miękki głos dochodzący od strony drzwi, a kiedy obrócił się w tamtą stronę, jego oczom ukazał się wysoki czarnowłosy w białej bluzie w błękitne pasy.

- x-xiao zhan... - wymamrotał zaskoczony, a zdarzenia z poprzedniego dnia uderzyły w niego ze zdwojoną siłą. turniej, seungyoun, impreza, xiao zhan... co takiego głupiego zrobił, że leżał teraz w obcym łóżku, a w jego stronę szedł czarnowłosy, którego ledwo poznał wczoraj.

- gdzie ja jestem? - wymamrotał pytanie skierowane do starszego azjaty, kiedy tamten podszedł do okien i zamaszystym ruchem odsłonił rolety, ukazując rozjaśnione niebo i wpuszczając światło do wnętrza sypialni.

- w moim pokoju - odpowiedział mu zhan, po czym widząc spojrzenie posłane mu przez bruneta, zaśmiał się cicho i usiadł na białym krześle przy biurku, twarzą w jego stronę. miał naprawdę przyjemny dla ucha śmiech...

- ja... co ja zrobiłem? - zapytał przerażony tym faktem yibo, wychylając się nieco do przodu. w jego głowie kotłowało się wiele przeróżnych myśli i wspomnień, jednak za nic nie mógł sobie przypomnieć momentu, kiedy wszedł by do tego pomieszczenia.

czarnowłosy zaśmiał się ponownie z jego reakcji, po czym pokręcił głową i strzelił kilka razy kostkami w palcach.

- próbowałeś wyskoczyć z okna... - powiedział po chwili, przypatrując się jego reakcji. początkowo po twarzy młodszego przemknął cień ulgi, jednak już po chwili cały zbladł, szukając wyjaśnienia na twarzy zhan'a. - z pierwszego piętra. - dodał więc, a brunet odchylił się gwałtownie do tyłu, uderzając potężnie potylicą o ścianę. czy naprawdę był taki głupi, że chciał zeskoczyć po pijaku z okna na pierwszym piętrze? do cholery, ani odrobinę tego nie pamiętał!

- ostrożnie! - zareagował z przestrachem zhan, słysząc głuchy łomot zderzenia się głowy ze ścianą, i odetchnął cicho z ulgą, kiedy jego rozmówca pokręcił głową na znak, że nic mu nie jest.

- w każdym razie... - kontynuował więc swoją wcześniejszą wypowiedź czarnowłosy. - udało mi się ciebie złapać i wciągnąć spowrotem na górę, ale potem od razu zemdlałeś. no więc, przeniosłem cię po prostu tutaj i tak oto jesteś - zaśmiał się widząc podejrzliwy wzrok młodszego bruneta. - nie martw się, nic ci nie zrobiłem. jeśli cię to pocieszy, to spałem na kanapie w pokoju obok. - na te słowa yibo zwiesił głowę do dołu i wymamrotał pośpiesznie:

- przepraszam, przepraszam! przeze mnie musiałeś spać w innym pokoju... - czuł się strasznie głupio z faktem, że nie dość iż mężczyzna dopiero co uratował mu życie, to jeszcze musiał spać w innym pokoju, bo jego własna sypialnia została zajęta przez praktycznie nieznajomego mu gościa.

- nic się nie stało, naprawdę. - zapewnił go poważnie czarnowłosy, jednak młodszy pokręcił z natychmiast głową.

- prawdopodobnie uratowałeś mi życie... - powiedział drżącym głosem, ani na chwilę nie podnosząc głowy. - kto wie, w jaki sposób wylądowałbym na ziemi... - nim zaczął pogrążać się w jeszcze bardziej negatywnych myślach i scenariuszach, usłyszał ciche skrzypnięcie, po czym na jego ramieniu pojawiła się mała dłoń.

- nie rozpatruj tak przeszłości - rzekł miękkim i uspokajającym głosem starszy. - ważne jest to, że żyjesz i nic ci nie jest - uśmiechnął się do niego lekko, na znak pocieszenia, po czym zdjął z niego dłoń i wyciągnął ją w jego stronę.

- w ogóle, nie miałem wcześniej okazji się przedstawić - zaśmiał się cicho zakłopotany drapiąc się po karku. - jestem xiao zhan, miło mi cię poznać - jego oczy złożyły się w dwa łuki, a w policzkach ponownie powstały te urocze dołeczki.

brunet niepewnie ścisnął jego dłoń, dopiero teraz zauważając, jaka jest drobna i delikatna. w sumie, pasowała do jego niewinnych oczu i tej miłej aury.

- pewnie już to wiesz, ale jestem wang yibo. jeszcze raz przepraszam i dziękuję za uratowanie mi życia. - posłał w jego stronę nieco wymuszony uśmiech, jeszcze mocniej uściskając jego dłoń.

jeżeli pojawiły się jakieś błędy czy sprzeczności to bardzo przepraszam! sprawdzałem w czasie lekcji i ciężko mi się skupić dokładnie na tekście :^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro