Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𓏲 𝘣𝘳𝘰𝘵𝘩𝘦𝘳 . 𓂃

mimo zakończenia się już turnieju i opuszczeniu hali przez większość osób, za kulisami wciąż było jeszcze tłoczno. jeden coś przestawiał, drugi z kimś rozmawiał, trzeci oglądał powtórkę z programu, a czwarty relaksował się po prostu na ogromnej kanapie. wśród tych wszystkich chaotycznych czynności nie zwrócił przesadnie niczyjej uwagi dwudziestoletni brunet, stojący na środku tego wszystkiego i wpatrujący się już od jakiegoś czasu w dwójkę rodzeństwa przed nim. a nade wszystko w urodziwego czarnowłosego, uśmiechającego się właśnie po raz zapewne już setny tego wieczoru, w kierunku swojej szesnastoletniej siostry.

wang yibo z tej pozy wyrwał dopiero dzwonek jego telefonu, rozlegający się po pomieszczeniu, który pewnie gdyby nie był mu aż tak znajomy, zostałby kompletnie przez niego przegapiony w tym harmidrze i mieszaninie słów. instynktownie skierował on dłoń w stronę kieszeni, w której owy przedmiot powinien się znajdować, jednak kiedy nie napotkał palcami poszukiwanego, rozejrzał się dookoła w panice.

- yibo, telefon do ciebie - rozległ się znajomy mu głos jego menedżer, która jak się okazało, stała tuż obok niego, wyciągając w jego stronę dłoń z poszukiwaną właśnie własnością bruneta.

- oh, dzięki ci - powiedział z nieświadomą ulgą w głosie dwudziestolatek, po czym spojrzał na wyświetlacz, by zobaczyć kto narusza jego spokój zaraz po występie. i przerywa mu przeglądanie się temu przystojniak-

🍭 sugar monkey 🙈

- oi, seungyoun dzwoni - mruknął tylko pod nosem dwudziestolatek, jakby nie było to zbytnio jakąś niespodzianką, po czym nacisnął zieloną słuchawkę i przyłożył telefon do ucha, jednocześnie kierując się w stronę kąta pomieszczenia.

- co jest? - zapytał marudnym głosem do słuchawki, doskonale wiedząc, co zaraz zapewne usłyszy.

- yi bo! - rozległ się głośny, przesłodzony głos po drugiej stronie, na co brunet tylko westchnął cierpienniczo. - moja dziewczyna organizuje jutro imprezę w swoim domu, może chciałbyś wpaść? rozluźnisz się trochę i uciekniesz na jakiś czas od tej swojej menedżer - brunet mógłby się teraz założyć, że różowowłosy puszcza właśnie oczko z tym swoim zawadiackim uśmiechem na twarzy. - możesz kogoś ze sobą zabrać, bo i tak będzie pewnie dużo różnych ludzi... - kontynuował jego rozmówca dalej swoją wypowiedź,  a wzrok yibo padł na dwójkę rodzeństwa xiao, stojących nieco dalej. mógłby ich zaprosić i lepiej poznać tego zhan'a, ale jednak... nie, raczej nie byliby zainteresowani, a nie chciał wyjść na jakiegoś dziwaka, który zaprasza na imprezy do swoich przyjaciół osobę, która stricte to dopiero co pokonała go w turnieju. a poza tym, seungyoun też był przecież członkiem uniq, co byłoby jeszcze bardziej niezręczne...

- zaraz zaraz, bro, zwolnij trochę - odezwał się w końcu po chwili yibo, a na jego twarz wpłynął powoli złośliwy uśmiech. - powiedz mi, od kiedy ty masz w ogóle dziewczynę, hm? - zaśmiał się, a chłopak po drugiej stronie słuchawki sapnął, słysząc docinkę dwudziestolatka skierowaną w jego stronę.

- sądzisz, że nie byłbym zdolny zdobyć sobie dziewczyny? - parsknął w odpowiedzi, jeszcze bardziej poszerzając tym uśmiech na twarzy bruneta.

- ależ ja nic takiego nie powiedziałem, ty sam na to wpadłeś. - zaśmiał się po raz drugi, a z ust jego rozmówcy wydobyła się niezbyt przyjemna wiązanka słów, która tylko jeszcze bardziej rozbawiła yibo.

- w każdym razie... - odchrząknął po chwili znacząco seungyoun, a dwudziestolatek przewrócił oczami, słysząc jego spowrotem poważny, ale dalej przesłodzony, ton. - podeślę ci zaraz adres, impreza zaczyna się koło 18. jak się nie pojawisz, to znajdę cię i osobiście spiorę tyłek tak, że nawet własna dziewczyna cię nie pozna. a nie, przepraszam. przecież ty nie masz dziewczyny! - po drugiej stronie słuchawki rozległ się radosny śmiech, po czym połączenie zostało przerwane. tym razem to usta yibo opuściło kilka niezbyt przyjemnych dla ucha słów, kiedy zorientował się, że jego własny żart został właśnie obrócony przeciwko jemu samemu.

- przeklęty seungyoun - sapnął tylko, kierując się spowrotem w kierunku swojej menedżer i reszty ekipy.

- idziemy już? - zapytał prosto z mostu, a kobieta skinęła twierdząco głową, po czym ruszyła prosto w stronę wyjścia, a za nią pozostali. yibo rzucił ostatnie ukradkowe spojrzenie dwójce rodzeństwa, a nade wszystko starszemu bratu, po czym wraz z pozostałymi, opuścił pomieszczenie, a po tym również i cały budynek. na szczęście hala posiadała prywatny garaż i obyło się bez przeciskania się między fanami w kierunku samochodu. yibo sprawdził zegarek, ignorując paplaninę swojej menedżer w tle, odnośnie występu i jego zachowania w czasie całego turnieju. zamiast tego, skupił się na przeliczaniu czasu i układaniu planu. musiał jak najszybciej dostać się do mieszkania i nieco ogarnąć, bo seungyoun naprawdę nie da mu żyć, jeżeli za bardzo się spóźni.

na jego szczęście, na ulicach nie było nawet jakoś przesadnie wielkiego ruchu i do swojego domu dotarł w dość przyzwoicie krótkim czasie. na miejscu tradycyjnie podziękował kierowcy oraz towarzyszącej mu menedżer, po czym sprawnie wysiadł z czarnego samochodu i skierował się prosto do swojego mieszkania.

kiedy dwudziestolatek nareszcie znalazł się we własnych czterech ścianach, westchnął zadowolony i powlókł się do sypialni, gdzie padł na łóżko na kolejne dwadzieścia minut. po tym jakże pracowitym czasie wpatrywania się w sufit i rozmyślania nad minionym dniem oraz spotkanymi osobami, nareszcie wstał i ruszył do kolejnego pomieszczenia, którym tym razem okazała się być łazienka. kilkoma ruchami ściągnął z siebie ubrania, po czym wszedł pod prysznic i włączył wodę, by dość sprawnie umyć się po tych wszystkich tańcach i bieganinach w między czasie. kto by pomyślał, że życie celebryty może być aż takie wyczerpujące...

po wzięciu prysznica, owinięty tylko krótkim ręcznikiem w pasie, brunet skierował się ponownie w stronę pokoju sypialnianego, w którym stanął przed szafą i zastygł na dobre kolejnych kilka minut. teraz przyszło mu się bowiem zmierzyć z dylematem każdej dziewczyny i każdego celebryty, albowiem - w co się ubrać?

ostatecznie wybór padł na obcisłe czarne jeansy, kilka złotych łańcuchów do nich oraz na szyję, czarną przylegającą koszulkę z długim rękawem i tego samwgo koloru cienką bluzę bez rękawów, ale za to z kapturem, od coco chanel. po ubraniu tego jakże starannie dobranego outfitu, dopracowaniu lekkiego makijażu i ułożeniu włosów w ten jakże charakterystyczny dla niego, artystyczny nieład, dwudziestolatek stanął w pełni gotowy przed drzwiami. po raz ostatni sprawdził adres, do którego miał się skierować, zawiązał swoje buty na koturnach, na których noszenie na szczęście pozwalał mu jeszcze jego wzrost, po czym faktycznie po raz już drugi w tym dniu, opuścił swoje mieszkanie.

tym razem, brunet skierował swoje auto na zachód, w stronę lasów i prywatnych rezydencji, które chociaż drogie, z pewnością zapewniały więcej intymności i skrycia mieszkancom. w ostatnich czasach stały się raczej dość popularne właśnie wśród wszelkich celebrytów i gwiazd, którym takowej na codzień brakowało.

kiedy dojechał już na podany mu wcześniej adres, jego oczom ukazał się elegancki zajazd i parking wysypany jasnym żwirem, a nieco dalej - sporawy dom urządzony w marmurowo-drewnianym stylu. sprawnie zaparkował na losowym wolnym miejscu i opuścił samochód, cały czas podziwiając okolicę oraz sam budynek. słońce już zaszło, a latarnie poustawiane w niektórych miejscach trawnika, w regularnych odstępach, rzucały dookoła przyjemny, żółtawy blask. z wnętrza domu wydobywały się już głośne dźwięki i widać było migoczące kolorowe światła, co oznaczało, że impreza już na dobre się zaczęła. po chwili ostatniego wahania, yibo w końcu ruszył zdecydowanym krokiem w kierunku wejścia do budynku, a im bliżej jego się zbliżał, tym bardziej czuł zapach alkoholu, papierosów, pizzy i potu. tak, definitywnie impreza już się na dobre zaczęła.

młody azjata powoli, ale z niejaką pewnością siebie, otworzył duże drewniane drzwi i wszedł do wnętrza domu. o dziwo, impreza odbywała się chyba tylko w jednej, konkretnej części budynku, ponieważ cały hol i korytarz były w miarę uporządkowane oraz przewijały się przez nie tylko pojedyncze, raczej trzeźwe osoby.

- yi bo, więc jednak przyszedłeś! - dwudziestolatek usłyszał głośny krzyk od strony kuchni i już po chwili na jego szyi zawisło ramię jego różowowłosego przyjaciela, który go tutaj zaprosił. - przeszedłeś sam? - dodał zdziwiony, zaglądając jeszcze za jego plecy, jakby spodziewając się, że zaraz wychyli się zza nich jakaś nieśmiała dziewczyna.

- seungyoun - sapnął brunet, kiedy jego przyjaciel uwalił cały swój ciężar ciała na jego ramieniu. - co to ma... - zaczął mówić, ale różowowłosy nie dał mu nawet dokończyć.

- chodź chodź, wszyscy już są! - złapał dwudziestolatka za ramię i zaczął go ciągnąć w stronę kuchni łączonej z salonem, gdzie rzeczywiście impreza już na dobre się rozkręciła. nim yibo mógł o cokolwiek go jeszcze zapytać, jego przyjaciel wtopił się w tłum i kompletnie zniknął z jego pola widzenia. dwudziestolatek westchnął, jakby nie był to pierwszy raz, kiedy znalazł się w takiej sytuacji, po czym rozejrzał się w celu obeznania z terenem.

po jego prawej stronie znajdowała się spora kuchnia, po której kręciło się kilka osób, zapewne w poszukiwaniu jakiś innych przekąsek czy drinków. od ogromnego salonu oddzielała ją tylko ciemna pół-lada, teraz cała zastawiona miskami z wszelakimi chipsami i kubkami z dziwacznymi napojami alkoholowymi. o nią opierało się również kilka kolejnych postaci, popijających sobie coś, albo po prostu swobodnie ze sobą rozmawiających. to właśnie tam w pierwszej chwili skierował się yibo, aby już po chwili złapać czerwony plastikowy kubeczek i wypić całą jego zawartość. można powiedzieć, że robił to już zwyczajowo, tak samo na każdej imprezie.

kiedy gorzki smak uderzył jego dość czułe kubki smakowe, a jego przełyk zaczął nieznacznie palić, kaszlnął cicho i odwrócił się od stołu, przypatrując się pozostałym imprezowiczom. nawet się nie zorientował, jak jego myśli spowrotem nakierowały się przepięknego mężczyznę, którego spotkał kilka godzin wcześniej na turnieju. z pewnością niejeden mógłby pozazdrościć mu takiej urody i tego uśmiechu. poza tym-

rozmyślania yibo zostały przerwane przez nagłe ucichnięcie muzyki, a zaraz po tym krzyk seungyoun'a skierowany w jego stronę:

- yi bo, zatańcz dla nas!

w odpowiedzi na tę wypowiedź dwudziestolatek zaśmiał się tylko cicho, kręcąc przecząco głową. jakoś po tym turnieju nie miał przesadnej ochoty na takie zabawy, a już na pewno nie będąc w trakcie rozmyślania o tym czarnowłosym.

- wang yi bo! wang yi bo! wang yi bo! - zaczął skandować go coraz głośniej tłum i teraz spojrzenia wszystkich utkwione były tylko i wyłącznie w nim. jeszcze przez chwilę próbował stawiać opór, kręcąc przecząco głową, czy nawet odmachując im lekko lekceważąco ręką, ale z każdym takim gestem motywujące okrzyki stawały się coraz głośniejsze. w końcu westchnął i opuścił ramiona w geście rezygnacji, po czym dopił do końca kolejnego drinka i ruszył w stronę stołu, na który wciągnął go stojący już na nim różowowłosy. z głośników rozległy się pierwsze dźwięki muzyki, której o dziwo dwudziestolatek nie kojarzył, ale cóż, pozostało mu tylko tańczyć w jej rytm.

po zakończeniu swojego drobnego występu i otrzymaniu owacji od wszystkich w pomieszczeniu, uśmiechnięty yibo skierował się ponownie w stronę lady, gdzie złapał jakiegoś drinka i wypił go jednym łykiem. po tym, wyciągnął rękę w kierunku miski z popcornem, i w tym momencie poczuł lekkie zawroty głowy, aż musiał podtrzymać się o blat jedną dłonią, zaciskając ją na nim kurczowo. kiedy dziwne odczucie ustało, oderwał się od niego i powolnym krokiem opuścił pomieszczenie, w celu odetchnięcia czystrzym powietrzem w holu i znalezieniu toalety. kiedy już do takowej w końcu dotarł, okazała się jednak być zajęta. już zaczął odchodzić, kiedy usłyszał przekręcanie się klucza w zamku, a drzwi za nim się otworzyły. obrócił się z radością, w celu wejścia do właśnie zwolnionej łazienki, i w ten sposób stanął twarzą w twarz z osobą właśnie z niej wychodzącą.

pierwszym, co rzuciło mu się w oczy, była czarna bluza z nadrukiem pikachu. dopiero potem przeniósł wzrok nieco wyżej, na twarz mężczyzny przed sobą i w tym momencie czas jak gdyby się dla niego zatrzymał.

- ty... co ty tu robisz? - wydusił z siebie w końcu wang yibo.

- cóż, jak by na to nie patrzeć, to mój dom. - odpowiedział mu ze stroickim spokojem xiao zhan.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro