Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

●﹙𝗵𝗼𝘄 𝗶𝘁 𝗲𝗻𝗱𝗲𝗱﹚˖࣪

﹟character ❁┊

﹟glasses ❁┊

        Szatyn opuścił swoje mieszkanie kilka minut po dziesiątej, a mimo to wciąż był zaspany. Naprawdę rozumiał to, że nie może przeszkadzać swojej narzeczonej w pracy, ale nie bądźmy aż tacy drobiazgowi. Wystarczyłoby, gdyby zamknęła drzwi do sypialni, a on już by się tam nie kręcił. Przynajmniej Minho tak twierdził. Każda znająca go osoba, postąpiłaby tak samo jak farbowana blondynka. To że Lee uważał, że zaglądanie raz na dziesięć minut do pokoju, w którym przebywa ukochana persona, czy zabieranie się za śniadanie i rozbijanie garów albo wołanie z zapytaniem o miejsce znajdowania się soli, nie jest znaczącą przeszkodą, to nie znaczy, że ma rację. Oczywiście zainteresowanie partnerką można by na pewno uznać za urocze, a jednak gdybyście byli na miejscu dziewczyny, sami byście wygonili by go na dwór.

        W ten oto sposób młody Koreańczyk zawędrował do okolicznej kawiarenki, by nasycić się nektarem, który jako jedyny ma szansę go dobudzić. Spędził kilka minut rozkoszując się zapachem znajdującym się w takim miejscu. Szczególnie biorąc pod uwagę to, że ziarna kawy mielono stacjonarnie. Lee bardzo lubił towarzyszący tej czynności dźwięk. Sam smak napoju nie odstawał ani odrobinkę od wcześniej opisanego całokształtu. Było to chyba jego ulubione miejsce w całym Seulu. Może dlatego, że to tu poznał swoją ukochaną?

        Pewnie jesteście ciekawi jak to dokładnie wyglądało? Jak Minho poznał miłość swojego życia? W końcu to na pewno romantyczna historia. Tutaj się tego nie dowiecie. Zostawiam wam ten fragment do wyobrażenia, więc wróćmy do naszego zachwycania się kawą.

        Po dłuższej chwili oczekiwania, u czego podłoża leżała dość spora kolejka i zaledwie dwie osoby na zmianie, Lee otrzymał swoje mrożonego latte i mógł ruszyć w dalszą część jego szalenie zajmującej wyprawy po mieście.

Nie wiedział za bardzo, co chciał robić. Był weekend i od początku miał zamiar spędzić go z narzeczoną. Niestety ta musiała przełożyć wczorajsze spotkanie na dzisiaj i tak wyszło, że Minho musiał sam sobie zagospodarować najbliższe trzy godziny. Normalnie poleżał by sobie w łóżku, obejrzał serial. Albo poszedłby poćwiczyć? Tak się jednak złożyło, że przed opuszczeniem mieszkania nie wpadł na to. Aktualnie nie był tak zdesperowany, by ryzykować pęknięcie jeansów na dupie, więc chyba zostanie przy samym spacerze. Może mógłby zadzwonić do Jisunga? Ostatnio nie udało im się spotkać, więc w sumie byłoby to całkiem dobre wyjście.

Dalszą burzę w mózgu Azjaty przerwało chrupnięcie pod butem. Minho odruchowo cofnął stopę zanim przeniósł na nią cały ciężar, a wtedy jego oczom ukazały się okulary. Bardzo dziwne okulary. Ich oprawki przynosiły swoim kształtem na myśl kocie oczy. Chociaż sam Lee wyglądał w takich tragicznie, to nie powstrzymało go to od fascynacji znaleziskiem. Podniósł bezpańskie pingle i zaczął się im przyglądać. Na szczęście szkło nie pękło, gdy przygniótł przedmiot wcześniej nogą. Swoją drogą wyglądały naprawdę zabawnie i w przeciwnej sytuacji byłoby czego żałować. Panterka na oprawkach w połączeniu z różowymi szkłami, to było naprawdę to, czego każdy z nas potrzebuje. W końcu mężczyzna dostrzegł kilka rysek na okularach. Do tego śrubka od lewego zausznika była poluzowana. Minho od razu stwierdził, że te mechaniczne defekty są wynikiem jego nieuwagi. W końcu ruszył w dalszą drogę, trzymając wciąż w dłoniach znaleziony przedmiot. Chyba nikt ich nie szukał, więc może je adoptować, prawda?

Szatyn wolną dłonią założył sobie okulary na nos, wkładając sobie przy pierwszym podejściu jedną rączkę w oko. Chciał w ten sposób sprawdzić, czy rysy są bardzo  uciążliwe. O dziwo, odniósł wrażenie, jakoby wcale ich nie było. Do tego te różowe szkiełka sprawiały, że wszystko wyglądało o wiele weselej niż w realu. Pochmurne niebo miało dzięki okularom niezwykły odcień. Minho mógłby iść i po prostu się wpatrywać w górę. Wiedząc, że zbliża się do ulicy, zdecydował się przełożyć podziwianie nieboskłonu na później, bo jednak jeśli da się rozjechać, to już nie skorzysta z okularów. Prawie wpadł na mężczyznę idącego z naprzeciwka, który rozpychał się w tłumie zamiast spokojnie iść swoją stroną. Już miał stanąć na jego drodze i zwrócić uwagę na złe zachowanie, gdy zobaczył to..

Stwór o wyjątkowo nieproporcjonalnej budowie ciała podążał za owym dryblasem tak blisko, że Lee był pewien, że nieznajomy może czuć oddech bestii na plecach. Ciało dziwacznej istoty pokrywało coś przypominającego skórę. Miała kolor.. trudno nazwać to przy użyciu konkretnego słowa. Raz wydawała się błotnistoszara, a zaraz zgniłozielona. Do tego sprawiała wrażenie jakby była za duża na to ciało.. Albo jakby się trochę stopiła. Nie ważne jak to ubrać w słowa i tak efekt widok wywoływał ten sam - Minho miał ochotę zwrócić śniadanie. Długie łapy stwora sięgały w kierunku mijanych ludzi, a zaraz po tym jak prawie dotykały pieszych cofały się. Przy tym potwór rozglądał się łapczywie po wszystkim, co znajdowało się dookoła. Przerażony Lee przysiągłby, że przez ułamek sekundy zawiesił swój wzrok i na nim. Wyglądałby jakby miał zaraz rzucić się w kierunku mężczyzny w garniturze, a mimo to wiernie podążał za tym dziwnym olbrzymem. Wydawał się przy nim taki malutki, a jednak Minho przysiągłby, że bestia jest większa od niego o głowę. Że gdyby tylko podszedł krok za blisko, zostałby pożarty.

Taka myśl sprawiła, że Koreańczyk od razu skręcił w kierunku przejścia na drugą stronę. Na migającym świetle przebiegł przez ulicę, wciąż oglądając się za siebie. Odetchnął z ulgą dopiero, gdy osiłek skręcił w prostopadłą przecznicę, zabierając ze sobą tę ohydną bestię. Minho wyprostował się, gdy tylko usłyszał głos kobiety:

─ Wszystko w porządku? ─ spytała kelnerka restauracji, przy której, tak się złożyło, że młody tancerz się zatrzymał. Lee otwierał już usta, by wyjaśnić, że to nic takiego, gdy dostrzegł cień wychylający się zza nieznajomej.

        To co spoglądało na niego teraz miało podobną skórę, ale było zdecydowanie mniejsze. Sięgało mu zaledwie do pasa, ale było równie ohydne co tamten długoręki olbrzym. Ociekało tłuszczem i ruszało napuchniętymi policzkami, jakby coś żuło. Tego było za dużo na jeden dzień.

        Minho wypuścił kawę z dłoni i ruszył pędem w stronę parku. Byle z daleka od tej kobiety i grubego stwora. Coś kazało krzyknąć mu, że wszystko jest w porządku. Co zrobił, nawet jeśli było zupełnie odwrotnie. Nie było najmniejszej szansy, by kelnerka mu uwierzyła, ale mogła aktualnie jedynie wrócić do pracy, zastanawiając się, co się działo w głowie tego wariata.

        Szatyn biegł tak szybko, na ile pozwalały mu nogi, płuca i średnio wygodne buty. Zatrzymał się na okolicznym skwerku, gdy już naprawdę nie miał czym oddychać. Opadł na ławkę bez sił, a następnie podjął próbę regeneracji. Trochę czasu tak spędził, patrząc tylko w niebo. Miał wrażenie, że tam żaden potwór go nie zaskoczy, a on będzie mógł podziwiać chmury, które naprawdę wyglądały jak wata cukrowa i taki też kolor miały. Z tego błogiego letargu wyrwała go dopiero głośna rozmowa nastolatków, którzy chyba postanowili zorganizować sobie piknik za jego miejscem odpoczynku. Poprzednie wydarzenia naprawdę wytrąciły go z równowagi, stąd też prawie od razu zareagował, gdy jakaś dziewczyna wrzasnęła, że nie chce się uczyć na test z biologii.

        ─ Mogłabyś chociaż nie przeszkadzać tym, co przyszli tu odpocząć, skoro zamierzasz już oblać ten egzamin ─ powiedział Lee tonem, który sugerował, że jest naprawdę rozdrażniony i dla wszystkich będzie lepiej, gdy po prostu da się mu to, o co prosił. To, co młody mężczyzna ujrzał, gdy się odwrócił, nie wróżyło nic dobrego.

        Za nastolatką stała postać o smukłej sylwetce, ale tak samo paskudnej skórze jak poprzednie dwa stwory, które Lee dzisiaj widział. Istota przeciągała się, to zaraz ziewała, by następnie spojrzeć w niebo. Sprawiała wrażenie, jakby w koło odgrywała fragment spektaklu, w którym jej bohater właśnie się obudził. Minho gapił się na potwora tak długo, że jeden z gnuśnych licealistów już prawie wstał i przyłożył mu w nos, myśląc że wzrok dorosłego przyciąga jego dziewczyna. Uratował go przed tym znajomy głos.

        ─ Lee Minho? Ty nie spędzasz całych dni na sali treningowej? ─ odezwała się nieco niższa z dwóch obecnych na pikniku dziewczyn. Mężczyzna od razu rozpoznał w niej gwiazdeczkę ze szkoły tańca, gdzie był instruktorem. Akurat nie trenował tej nastolatki, ale wiedział o niej wystarczająco dużo. W końcu kto by nie znał gwiazdeczki zespołu? To co bardziej zmartwiło Minho niż spotkanie nielubianej osoby to to, że i za nią także stała jakaś kreatura o błotnistej skórze.

        Ta wydawała się mieć zadbaną twarz. Jej wielkie oczy przyciągały uwagę. Swoim zachowaniem tworzyła wokół siebie aurę tajemniczości. Lee miał wrażenie, że potwór patrzy mu prosto w oczy, by następnie na jego twarzy pojawiła się ekspresja towarzysząca chichotowi. Później stwór odwrócił się od niego, machając w jego kierunku lekceważąco zgrabną dłonią. Spojrzał na jednego z obecnych licealistów i skłonił się z gracją, udając że się śmieje. Zaraz znowu istota zmieniła obiekt swojej uwagi, ale dalej Minho nie mógł jej obserwować. Różowe okulary zostały ściągnięte mu z nosa.

        ─ Co to za dziwaczne oksy? ─ prychnął z pogardą chłopak, który wcześniej chciał mu przyłożyć. ─ Koleś, jak nie chcesz być starym singlem, to lepiej nie wybieraj rzeczy ze śmietnika ─ zaśmiał się.

        I choć owe zgryźliwości niespecjalnie poruszyły Lee, to gdy licealista postanowił włożyć różowe okulary, tancerz poderwał się z ławki, by wybić mu z głowy ten pomysł. Od razu wyciągnął dłoń w kierunku wyższego chłopaka, jednak dzięki prostemu unikowi młodego nie udało mu się zabrać swojej własności. Na szczęście niewiele musiał ośmieszać się próbami odebrania okularów, gdyż na twarzy licealisty dość szybko pojawił się wyraz niemego przerażenia. Minho wykorzystał ten moment i po wspięciu się na ławce miał swoje znalezisko w dłoni.

Jakiś dziwny impuls kazał mu zaciągnąć chłopaka za sobą. Uznał ten pomysł za tragiczny, ale skoro po włożeniu okularów ten się wystraszył, a on sam bez nich nie widział już nikogo podążającego za nastolatkami.. Może to coś znaczyło? Minho nie dyskutując ze swoim mózgiem, chwycił nastolatka za rękaw bluzy i pociągnął za sobą w kierunku wyjścia z parku. Za sobą usłyszał tylko krzyk Azjatki ze szkoły tańca:

─ Nie daj się zaciągnąć do matki, Seojun! Pamiętaj, że o osiemnastej zaczyna się impreza w domu Jiny!

Dalej wędrowali we dwójkę w ciszy. On i jakiś dzieciak, którego wyciągnął siłą z parku (chociaż może nie do końca siłą, bo licealista był w takim szoku, że szedł za nim jak zombie). Minho pokierował ich do biblioteki, która znajdowała się około trzy minuty pieszo od jego poprzedniej stacji na oddech. Tym razem okulary trzymał w dłoni i zaczął poważnie się zastanawiać, czy przypadkiem nie dolali mu czegoś do kawy. A może to wczoraj wieczorem przy oglądaniu serialu nie pił soku tylko jakiś mocny alkohol? Albo ktoś otruł go po wyjściu z domu?

─ C-co to było? ─ wydukał w końcu z siebie Seojun, gdy zatrzymali się między regałami z literaturą staroangielską.  Przez chwilę licealista miał nadzieję na klarowną odpowiedź, jednak równie szybko jak w parku dostrzegł potwora zrozumiał, że mężczyzna wie tyle samo co on. - To przez te fikuśne okularki?

─ No co ty ─ odpowiedział Lee takim tonem, jakby właśnie rozmawiał z dzieckiem, które pytało, czy mleko jest niebieskie. ─ Jak okulary miałyby.. ─ urwał wypowiedź, gdy tylko coś sobie uświadomił. W zasadzie pierwszego stwora zobaczył po podziwianiu nieba przez różowe szkła. Ale to było bez sensu? Co nie?

─ Dobra. Zrobimy eksperyment ─ odezwał się po dłuższej chwili licealista, który ewidentnie odzyskiwał wigor. Wziął od starszego okulary i założył je sobie na nos, po czym ruszył w kierunku wyjścia z książkowej alejki. Wychylił się z niej nieco i zaczął się rozglądać. Minho już myślał, że nic się nie stanie, gdy młodszy wyraźnie się spiął. Wtedy tancerz pognał do niego i podążył wzrokiem za nim. Zobaczył niskiego mężczyznę, który cały czas tupał nogą, zerkając przy tym notorycznie w telefon. Nic za nim jednak się nie czaiło, a w okolicy nie było nikogo innego. Minho zabrał okulary swojemu towarzyszowi i sam je włożył.

Chwilę trwało zanim faktycznie coś pojawiło się za tym biznesmanem niższej klasy. Potwór pokurczony, którego szarą skórę zdobiły wyraźnie wyeksponowane żyły. Istota była niewielka, ale zarazem tak umięśniona, że Lee od razu stwierdził, że pewnie mogłaby go powalić jednym ciosem. Kiedy potwór obrócił się twarzą w jego stronę, Koreańczyk zamarł. Była to chyba najbardziej przerażająca ze wszystkich anomalii, które dzisiaj widział. Zaciskała wargi tak mocno jakby miała zaraz skruszyć sobie zęby. Pięści miała zaciśnięte równie mocno. Spojrzenie bestii kryło w sobie tak silny płomień negatywnej energii, że naprawdę nic dziwnego, że jego skóra się topiła. Azjata oprzytomniał, gdy ktoś go szturchnął. Wtedy zdjął okulary i poświęcił swoją całkowitą uwagę Seojunowi.

─ To stało za tobą w parku ─ mruknął licealista, wskazując na plakat, który wisiał w szklanej gablocie. Minho szczerze nie przejął się najpierw tym, że coś łaziło za nim. Chciał po prostu szybko zdobyć jakąkolwiek informację, która może jakoś pomoże w rozwiązaniu sprawy tajemniczych potworów. Zatrzymał się przy tabliczce z informacjami i zaczął oglądać wskazany plakat. Ilustracja przedstawiała faktycznie stwora o podobnej budowie jak te, które widział. Potwór z rysunku wpatrywał się w człowieka, a dokładniej na jego sakiewkę pełną monet. Był całkiem wysoki i miał ogromnie długą szyję. Z twarzy nie można było wiele wyczytać. Jedyne co to, że ogromne oczy zdradzały jeszcze większe zainteresowanie przedmiotem.

─ Nowe wydanie “Biblii” ─ przeczytał na głos licealista. ─ Ilustracje inspirowane jednym z pierwszych egzemplarzy wydania dla dzieci..

Seojun po przeanalizowaniu plakatu zaproponował poszukanie książki. I choć starszy uważał ten trop za głupotę, to podążył grzecznie za licealistą w kierunku komputerka, gdzie można było sprawdzić dostępność danej pozycji. Koreańczycy dowiedzieli się pod jakim hasłem powinna znajdować się “Biblia dla dzieci” i tam też się udali. W dziale panował dość spory bałagan. Zapewne ze względu na plączące się poszukiwaczom pod nogami dzieci, które akurat miały tu jakieś warsztaty. W końcu nastolatek odnalazł kolorowy egzemplarz książki, z którym udali się do czytelni.

Minho uparł się, by czytać wszystko, co z kolei bardzo nie przypadło do gustu jego licealnemu towarzyszowi. Zanim w ogóle starszy to zauważył, Seojun wykombinował sobie drugą książkę i zaczął szybko wertować jej strony. Milczeli przez najbliższe paręnaście minut.

─ Zazdrościłeś komuś ostatnio? ─ spytał nagle nastolatek. Pewnie nie zdziwi nikogo to, że Lee spojrzał w tym momencie na chłopaka krzywo. Już miał odprychnąć, że się nie kolegują, więc niech tak pozostanie i przestanie zadawać dziwne pytania, gdy wszystko się stało jasne. ─ Nie wnikam w twoje życie. Chcę tylko potwierdzić tezę ─ wyjaśnił się z zażenowaniem Seojun. On naprawdę miał nadzieję, że więcej czasu już nie będzie musiał spędzać z tancerzem. I że nie zobaczy także żadnego krzywulca ze spływającą po plecach mazią. Azjata pokazywał na ilustrację z książki, która właśnie przedstawiała potwora w stylu tych, które Lee dzisiaj widywał.

─ Zazdrość.. ─ przeczytał cicho podpis pod ilustracją starszy. Już miał zaprzeczyć tej tezie, a jednak przypomniało mu się o konkursie. Zajęli czwarte miejsce. I Minho by skłamał, gdyby powiedział, że nie chciał stanąć na podium. W końcu uważał, że naprawdę się ono im należało. Przemilczał jednak zwierzenia i przerzucił stronę w swojej książce. Tam uśmiechała się do niego z ilustracji pycha. ─ To stało za.. W sumie to żadne zaskoczenie ─ podsumował szybko myśl o nastoletniej tancerce.

Dalej wspólnie szukali ilustracji i było to faktycznie owocne. Za mężczyzną w bibliotece stał gniew, po wyjściu z kawiarni spotkał chciwość, a drugiej z nastolatek towarzyszyło lenistwo. Przy kelnerce stało obżarstwo (szczerze to Lee by jej tego nie przypisał, bo sama kobieta nie była jakoś specjalnie gruba). Minho stwierdził, że przydałby mu się rysunek tych wszystkich stworów.
W tym celu wstał od stołu, zostawiając zaskoczonego Seojuna samego i udał się na poszukiwanie kartki i czegoś do pisania. Zakradł się na warsztaty dla dzieci i zakosił jakiemuś przedszkolakowi fioletową kredkę i kolorowankę. Z tym profesjonalnym sprzętem wrócił biegiem do czytelni, gdzie zajął się tworzeniem miniaturowych podobizn.

Gdy ten mini bestiariusz był już względnie gotowy Minho poczuł, że ktoś poklepał go po ramieniu. Po odwróceniu się, wiedział, że nic dobrego go nie czeka. Obok bibliotekarki stał ochroniarz, a za nimi zapłakane dziecko, któremu skradziono ulubioną kredkę. W ten oto sposób dwójka wtajemniczonych w historię różowych okularów została poproszona o opuszczenie biblioteki. Minho zabrał ze sobą kartkę ze znalezionymi w książce potworami, a tę wspaniałą, fioletową kredkę był zmuszony oddać. Ochroniarz odprowadził do wyjścia młodych wizytorów. Lee zaczął mówić, jaki to dumny jest ze swojego planu i pokracznych, ale jednak zdradzających wszystkie szczegóły, rysunków. Jego towarzysz przerwał mu dalsze popadanie w samozachwyt:

─ Ale wiesz, że wystarczyło zrobić zdjęcia tych stron?

        Chwilę później każdy z nich poszedł w swoją stronę. Seojun miał nadzieję zapomnieć o dziwnych przeżyciach, a Minho o dzieciaku, który zamiast dzielić się z nim pomysłami, to cały czas uśmiechał się głupkowato przy jego pracy, a później jeszcze wytykał jego genialne ilustracje. Koreańczyk założył swoje niezwykłe patrzałki na czoło i ściskając swoje dzieło w dłoni, ruszył do domu. Minęło już chyba wystarczająco dużo czasu od jego wyjścia z mieszkania. W bibliotece naprawdę spędzili sporo. Lee doszedł do wniosku, że od kiedy skończył szkołę, nie był w czytelni. Już nawet nie mówiąc o tym, żeby spędzać tam więcej czasu niż trzy minuty w towarzystwie kogoś, kto chciał wypożyczyć książkę.

        W drodze do mieszkanka zawędrował jeszcze do sklepu. Wiedział, że po tym jak jego narzeczona pracowała, mogą nie mieć już płatków, mleka i batoników musli. Do tego nie jadł obiadu przez te wszystkie potwory, więc wypadało się zaopatrzyć także w jakąś zupkę instant. Tak też Lee uczynił i trochę mu to zajęło. Sklep opuścił cały obładowany siatami pełnymi rzeczy, których niekoniecznie potrzebował.

        Kilkanaście minut później dobijał się już do drzwi swojego mieszkania, aż w końcu w progu zaszczyciła go jego ukochana. Farbowana blondynka właśnie spinała włosy w kucyka, gdy Minho już wchodził przez próg. Odstawiając zakupy, spytał jak minął dziewczynie dzień.

        ─ Naprawdę fantastycznie. Spotkanie minęło bardzo przyjemnie ─ odparła szybko blondynka bez zagłębiania się w jakiekolwiek szczegóły. Przyjrzała się narzeczonemu, gdy ten zdejmował buty. ─ A co to za śmieszne okularki?

        Minho energicznie podniósł głowę, słysząc o przedmiocie, który przysporzył mu kłopotów. Nie chciał by ukochana założyła je i się przestraszyła. Szkła zsunęły mu się na nos pod wpływem szybkiego wrócenia do pionu. Od razu odparł, że kupił je dla Felixa.

        ─ Pewnie mu się spodobają. Są takie.. ─ zaczęła zastanawiać się farbowana blondynka nad odpowiednim określeniem. ─ Nieoczywiste. ─ Koreanka wzięła w dłoń jedną z siatek i ruszyła do kuchni. Lee miał już ściągnąć kolorowe szkiełka, gdy obraz zdążył mu się wyostrzyć. Tego się nie spodziewał…

        Stwór, który za kobietą podążał, był ogromny. Nie odrywał wzroku od Azjatki, a w dodatku ciągle wyciągał długą łapę by dotknąć jej ramienia. Lee już poderwał się z ziemi, by w jakiś sposób spróbować odgonić tę pokrakę, gdy bestia spojrzała na niego przez chwilę. I.. i przysiągłby, że jego twarz przypominała uderzająco sąsiada z czwartego piętra..

        Szatyn stanął w miejscu, nie wiedząc za bardzo, co mogło to oznaczać. Niewiele mu zajęło przypomnienie sobie ilustracji z książki. Sprawiło to, że pękło mu serce. Minęła naprawdę długa chwila, gdy wrócił świadomie do rzeczywistości.

        ─ No co tak stoisz, Minho? - wychyliła się z kuchni jego partnerka. ─ Przynieś te torby i podgrzejemy sobie coś do jedzenia.

        Azjata jak w transie ruszył z zakupami do kuchni. Szeroki uśmiech, który widniał na jego twarzy po wejściu do mieszkania, zniknął i szczerze nie zapowiadało się, by miał wrócić na miejsce. W ciszy zaczął rozpakowywać torby, a jego współlokatorka segregowała przedmioty po szafkach.
Lee wyjął w końcu z kieszeni spodni także kartkę, którą zabrał z biblioteki i położył obok deski do krojenia podanej mu przez narzeczoną. Stanął nad marchewkami, które miał przygotować do zjedzenia. Dalej w pomieszczeniu zapadła głucha cisza. Nikt nic nie mówił, słychać było tylko skwierczenie patelni i bulgoczącą leniwie wodę.

        Azjatka zajmowała się ugotowaniem makaronu i podsmażeniem drugiego dania, a on stał nad stołem, wpatrując się w martwy punkt przed sobą. Odłożył tam różowe okulary. Obok nich leżał teraz nóż.

Nóż, który wydawał się być jedynym lekarstwem na dławiący go wewnątrz ból.

﹙the end!﹚

szczerze to jestem
tak srednio zadowolona
z efektów, ale sam
pomysł miał
potencjał. w sumie
bardziej na ff niż na
opowiadanie, ale
to już inny problem.

dzięki, plaga. dzięki
tobie miałam wymówkę
przed lustrem, żeby
zająć się pisaniem
zamiast dodatkową
nauką. dzięki ♡

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro