Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

⌗prom in december.

﹙🎸﹚

⌗𝗲𝗱𝗱𝗶𝗲 𝗺𝘂𝗻𝘀𝗼𝗻's one shot.ᐟ.ᐟ
don't cry, i am just a freak

❝ how to smoothly move on from
school party to some zombie stuff ❞

﹙🎸﹚

Grudniowy bal był czymś, na co czekało czterech na pięciu ankietowanych nastolatków z Hawkins. Nie to żeby ktokolwiek się trudnił takim liczeniem, ale było to widać po nastrojach ludzi mijanych na szkolnym korytarzu. A jeszcze do tej otwarcie uradowanej wydarzeniem należy dodać grupę, która starała się być cool jeden raz w roku, psiocząc na widoku na imprezę, ile tylko można, a następnie po cichu użalając się nad sobą, że nie ma się z kim iść.

Cynthia Burton należała w tym przypadku do większości, o czym świadczyło chociażby to, że pod salą gimnastyczną stała już czterdzieści minut przed oficjalnym rozpoczęciem imprezy. Była ubrana w sukienkę (co prawdaż wciąż czarną, ale nadal sukienkę), a na jej ramionach nie spoczywała przyduża, jeansowa kurtka należąca pierwotnie do brata nastolatki. Jej powieki zdobił delikatny makijaż, którego próby zrobienia doprowadzały licealistkę jeszcze godzinę temu do szewskiej pasji. Ale chyba bardziej od tego miniaturowego, nietrwałego dzieła sztuki błyszczały jej oczy. Pełne podekscytowania przed jej ostatnim licealnym balem. Nie brakło w nich także iskierek nadziei, że jej dwutygodniowe próby urobienia przyjaciela na udział w balu nie pójdą na marne.

Jednak starszego nigdzie nie było. Rudowłosa stwierdziła, że nie jest to jeszcze powód do zmartwień, gdy zobaczyła jak spóźnieni wchodzą goście od Hellfire Club. Jeden z nich ewidentnie ledwo dopinał się w garniturze, co nie powstrzymało go przed natychmiastowym skierowaniem się do stołu z przekąskami, a drugi wcale się nie wystroił. Miał na sobie białą koszulę i krawat - ale tak tragicznie zawiązany, że już naprawdę lepiej byłoby mu bez niego. 

Minęły pierwsze dwie godziny balu, w czasie których dotarło na miejsce jeszcze kilku fanów gry Dungeons&Dragons. Jednak osoba, na którą czekała Burton, nie pojawiła się wśród nich. Dziewczyna musiała się zająć sama sobą. 

Sprawdziła, co takiego podają przy stole z przekąskami, że kłębią się przy nim takie tłumy. Potańczyła trochę ze swoimi rówieśniczkami z klasy. Kulturalnie odmówiła jednemu gościowi zatańczenia z nim wolnego. Chociaż przez następne trzydzieści pięć minut zastanawiała się, czy go nie znaleźć i nie powiedzieć, że zmieniła zdanie. W końcu ile można czekać na jednego tłuka?

W międzyczasie udało jej się zauważyć, że członkowie zespołu rockowego jej szanownego kolegi kręcą się między salą, a korytarzem i wymieniają się przy stole. W pewnym momencie na parkiecie minął ją Dustin, mówiąc coś pod nosem do siebie o problemach i że wszystkiego on musi pilnować. Wzbudziło to w młodej Burton ciekawość, jednak nie była w stanie jej zaspokoić, gdyż zgubiła młodszego ucznia w tłumie. Pozostało jej bawić się dobrze i nie myśleć o możliwym zawodzie, przed którym lęk był dla niej coraz silniej odczuwalny.

Jakieś dwadzieścia minut po zniknięciu Dustina, trzecioklasistce udało się zlokalizować go tuż obok siebie. Wyrósł tam jak spod ziemi w towarzystwie wyższego od siebie rówieśnika. Niestety zanim rudowłosa zdążyła zapytać go, czy coś się stało w związku z jego wcześniejszym zdenerwowaniem, do jej uszu dobiegł zgrzyt dochodzący z głośników. Momentalnie jej spojrzenie powędrowało w kierunku sceny, na którą władować się miała głowa szkoły. Tylko że mikrofon, który miał posłużyć dyrektorowi przy wygłaszaniu jakiejś przemowy właśnie uciekał przed nim w cudzych rękach. W rękach osoby, która absolutnie nie wczuła się w balowy dresscode. 

─ Cicho, cicho. Zaraz oddam ten mikrofon ─ powiedział trzecioklasista, odwracając się jeszcze na chwilę w kierunku nauczyciela, który już i bez takich przygód był kompletnie osiwiały. ─ Będę się oświadczał. 

Munson miał raczej w zamyśle, by w tej chwili nie było go słychać. Przez ścigającego go dyrektora jednak nie był za bardzo w stanie kontrolować mikrofon. Wypowiadane przez niego zdania raz słychać było z głośników, a następne nie były już wyposażone w żaden inny wzmacniacz jak struny głosowe dwudziestolatka. 

Cała sytuacja była na tyle chaotyczna i zabawna, że przyciągnęła spragnione dram oczy i uszy uczniów zanim brunet w ogóle oficjalnie ogłosił, że prosi o uwagę. Ale kto by nie przerwał imprezowych czynności, gdy właśnie jakiś licealista ładował się na stół po zabraniu dyrektorowi mikrofonu chwilę przed jego przemową? Komedii tej całej sytuacji dodawało dodatkowo to, że Munson średnio trzymał się w pionie. Ciężko mu się mijało talerzyki uczniów, którzy zdecydowali się zjeść jednak ciasto na siedząco, nie wspominając już nawet o chaotycznie porozrzucanych plastikowych kubeczkach z ponczem. Nie jeden z nich został przewrócony przez ciężkie buty największego fana Metallici tej szkoły (albo i całego Hawkins). Ponad to na każde słowo nauczyciela machał on tylko ręką jakby próbował odpędzić od siebie natrętną muchę. 

─ Burton! Cynthia Burton! Jesteś gdzieś tutaj? ─ Munson wziął się wreszcie do rzeczy i zaprzestał rozdeptywania smakołyków, którymi uczniowie szkoły w Hawkins planowali się w najbliższych chwilach rozkoszować. A wszystko to z powodu delikatnego szarpnięcia mikrofonu, którego kabel nie był przygotowany na takie wycieczki przez salę. ─ Chciałbym coś ogłosić! Albo bardziej zapytać. 

Po hali gimnastycznej rozległy się szepty. Większość z nich wyrażało zaskoczenie czy też kompletnie nieszczerą troskę o zdrowie psychiczne współucznia. Część ze zgromadzonych zastanawiała się na głos, kim jest persona, której poszukiwał właśnie chłopak. Nikt jednak nie dał mu odpowiedzi, jakoby wiedział, gdzie jest nastolatka. Na szczęście Munson poradził sobie sam, informując o tym wszystkich przez mikrofon. 

─ A już nieważne. Widzę cię ─ odpowiedział sam sobie ciemnowłosy, gdy jego uparte przypatrywanie się tłumowi przyniosło swoje owoce. ─ Tak więc przejdę do rzeczy. Ale pamiętaj, Cindy, o moim poświęceniu, dając mi odpowiedź. Rezygnuję właśnie z bezpieczeństwa. 

Słowa trzecioklasisty były dla większości niezrozumiałe. Nie to, że spodziewali się czegoś oczywistego po tym chłopaku. Co jak co, ale cała szkoła wiedziała, że Eddie Munson w parze z normalnością nie chodzi. Jednak w tym momencie nawet wzywana przez niego przyjaciółka była nieco skonsternowana. 

─ A więc chyba wszyscy mamy w swoim życiu takie przysłowie, które definiuje jakąś stałą w naszym życiu ─ zaczął swoją przemowę dość spokojnie nastolatek. Niektórzy nawet dali się złapać, że będzie to wreszcie jakaś mądra historia z przesłaniem, której drugim dnem nie jest talent gitarzysty Black Sabath czy genialność gry Dungeons&Dragons. ─ Na przykład ja zawsze słyszałem, że rude są zdradliwe, ale dla tej jednej czarownicy jestem w stanie zaryzykować. 

Wraz z tymi słowami ze zgromadzonych na sali zeszło całe napięcie, którego jednak stali się ofiarami. Świadomie lub też nie. W końcu po wariatach, a przecież takiego opinię posiadał Munson, można się wszystkiego spodziewać. Może właśnie robił wstęp do szkolnej strzelaniny w ramach zemsty na tych, którzy krzywo na niego patrzyli? A może zamierzał zasztyletować tylko babkę, która tak bardzo nie chciała pozwolić mu zdać? 

W sumie to tylko owa "ruda czarownica" była względnie spokojna. A przynajmniej na tyle, na ile spokojnym być można, gdy twój przyjaciel zaczyna skakać po stołach na szkolnym balu, na którym nagle się pojawia. Chociaż czy to było aktualnie najodpowiedniejsze słowo na opisanie jej samopoczucia? Raczej nie. Była ostatecznie dość zaskoczona tym, w jakim kierunku idą słowa starszego ucznia. Ale było jej lżej o tyle, że chłopak jednak dotrzymał danego jej przedwczoraj słowa w sprawie pojawienia się na balu.

─ Także Cynthio Burton, umówisz się ze mną? ─ spytał trzecioklasista chwilę później, gdy jego poprzednie słowa zostały już wystarczająco wiele razy skomentowane przez rówieśników. ─ Ale na taką randkę randkę. Bez żadnego wstępu z matmą. 

Rudowłosej naprawdę ciężko było zachować powagę w tej sytuacji. Szczególnie w związku z tym jak licealista sprecyzowywał swoją prośbę. Rozbawiło ją to jak bardzo było to prawdziwe. Palcy jej dłoni i tych Eddie'go nie starczyłoby, by zliczyć wszystkie ich pseudo spotkania, które zaczynały się od korków, a kończyły na wycieczce do wypożyczalni kaset i wielu innych miejsc, w których nie było warunków do analizowania logarytmów. 

Na sali zapadła głucha cisza. Słychać było chyba nawet jak nauczycielowi historii coś jeździ po brzuchu – ewidentnie zignorował on swoją nietolerancję laktozy i spędził trochę czasu obok stolika z ciastkami z kremem. Niektórzy uczniowie stwierdzili, że Munson gadał do wytworu swojej wyobraźni, a inni wyczekiwali na odpowiedź uczennicy. Ci drudzy z kolei dzielili się na tych świadomych, oprócz jej istnienia, znajomości tej dwójki i tych, którzy w napięciu oczekiwali, w jaki oryginalny sposób licealista dostanie kosza. Brak wiary w usłyszenie słów zgody z ust nastolatki był tak silny, że udzielił się nawet tym, którzy dobrze znali oboje trzecioklasistów. Dustin nieświadomie zaczął obgryzać paznokcie, a Mike czuł się jakby sam stał właśnie na środku i czekał na odpowiedź dziewczyny. 

─ Aż nie wiem, czy najpierw podkreślić oryginalność wyznania, czy to że było ono kurwa niemiłe ─ przerwała trwającą ciszę wołana wcześniej przez trzecioklasistę dziewczyna, występując przy tym kilka kroków przed otaczający ją tłum. Trudno powiedzieć, czy brzmiała bardziej na zezłoszczoną, czy rozbawioną. A może ciche prychnięcie, które rozpoczęło jej wypowiedź, było oznaką ulgi, jaką odczuła? 

Ciszę, która ponownie zapadła po pojawieniu się już na widoku owej Burton, zakłócił jeden z nauczycieli. A może nawet kilku. Niektórzy po prostu nie wyczuwali klimatu sytuacji i nie potrafili się w niego wczuć. Kompletnym brakiem powagi było teraz wykrzykiwanie w kierunku dziewczyny uwag o niestosownym doborze słów. 

─ Możesz najpierw dać mi odpowiedź ─ zasugerował znacznie ciszej brunet, odsuwając przy tym mikrofon od ust. Dodatkowo przyłożył otwartą dłoń do swojego policzka, by dodatkowo zapobiec nagłośnieniu tego zdania. Zupełnie jakby miał podpowiedzieć właśnie rozwiązanie uczestnikowi jakiegoś reality show. Albo jakby był narratorem przedstawienia i próbował dopomóc aktorowi, który zapomniał roli. 

─ W porządku ─ odpowiedziała Cynthia po chwili udawanego zastanowienia. Ci, stojący najbliżej nastolatki nie czuli stresu, który udzielał się znajomym gitarzysty. Wiedzieli, że dla dziewczyny odpowiedź na to pytanie była więcej niż oczywista. Zdradził ją cichy śmiech, którym zareagowała na poprzednie słowa starszego. ─ Ale mam jeden warunek. 

Munson energicznie pokiwał głową na znak zgody. Następnie gestem dłoni starał się nieco pospieszyć rudowłosą. To nie tak, że zaczynał się stresować. Przecież już przewałkował tę rozmowę w głowie tak z milion razy. Nic nie mogło go zaskoczyć. Jednak tak na żywo, wyglądało to trochę inaczej. W jego scenariuszach nie było nic o warunkach. 

A co jeżeli to coś strasznego? Jeśli każe mu obciąć włosy? Nie, nie byłaby tak okrutna. Ale w sumie wyzwał ją przed chwilą od rudej czarownicy... Czy to w ogóle było w scenariuszu? Licealiście przypomniało się, że miał przygotowaną ściągę na dłoni. Kompletnie o niej zapomniał! Zdążył teraz na nią spojrzeć i pierwsze dwa zdania planowanego wyznania już się absolutnie nie zgadzały z tym, co ostatecznie opuściło jego usta. Może jednak miał powód do stresu? 

─ Zatańczysz ze mną wolnego. 

Gdy rudowłosa wydusiła w końcu z siebie te cztery słowa – które co prawdaż sprecyzowała potem dodatkowymi określeniami ❝dzisiaj❞ i ❝na tej imprezie❞ – Munson mógł odetchnąć z ulgą. 

─ Deal ─ wykrzyknął, na szczęście już bez mikrofonu, trzecioklasista po chwili przetrawienia tej opcji w kategorii "najgorsze, co może się stać" pochodzącej z pierwotnego planu. 

Momentalnie cały stres z niego wyparował. Eddie wypuścił mikrofon z dłoni, niespecjalnie zastanawiając się nad tym, że jego budżet na ten miesiąc nie przewiduje wpłaty na konto szkoły. Sprzęt nieco zapiszczał i nagłośnił na całą salę dźwięk rozgniatanego biszkoptu z kremem. Bo właśnie tam wylądował. Hasło "mikrofon w torcie" brzmiało dość... oryginalnie. Totalnie wpisywało się w klimat amerykańskiej imprezy w liceum. 

Dalej trzecioklasista wykonał większy krok, jakby blat stołu przed nim wcale się nie kończył, a następnie względnie stabilnie wylądował na obie nogi na podłodze. W żadnym stopniu nie wyglądało to zgrabnie, ale zabawnie już owszem. Munson musiał zrobić dodatkowy krok, by nie spotkać się z podłogą zamiast z rudowłosą. Z daleka wyglądało to jakby po prostu chciał szybko do niej podejść, ale w rzeczywistości były to tylko próby zachowania pionu. Nagłe zmiany wysokości są złe, zapamiętać. 

Dyrektor postanowił odłożyć na za chwilę swoje przemowy, a na sali znów zabrzmiała muzyka. Pan Clarke musiał mieć kilka chwil na próbę doprowadzenia mikrofonu do stanu używalności. Reszta nauczycieli miała podzielone zadania. Ktoś musiał odeskortować historyka na pobocze, gdyż jego organizm zaczynał się już znacznie buntować przeciw zażytej porcji śmietany. Druga grupa miała na głowie przyniesienie dyrektorskich proszków na obniżenie ciśnienie i chwilowe powstrzymanie starszego nauczyciela przed uduszeniem Munsona. 

A w temacie tego problematycznego trzecioklasisty. Znikał on właśnie wśród tłumu uczniów, powracających do tańca, trzymając za dłoń rudowłosą dziewczynę. 

─ George Michael może być? ─ spytał swoją towarzyszkę, gdy stanęli na parkiecie otoczeni wystrojonymi licealistami. Do jego uszu już wyraźnie dobiegały znajome nuty. On sam nie słuchał tego wykonawcy, ale nie umiał uciec od jego utworów. Piosenka ❝Careless whisper❞ dopadła go nawet na balu. 

─ Musiałeś sobie dodać otuchy przed dzisiejszym przedstawieniem? ─  Cynthia zadała kontr pytanie, gdyż było ono bardziej znaczące. Chociaż w sumie znała odpowiedź po oddechu rówieśnika. Tak jak ona za pomocą wydarzeń mogła dowiedzieć się tej jednej rzeczy, to w ten sam sposób niwelowała pytanie starszego, kładąc swoje dłonie na jego ramionach. Oczywiście, że George Michael się nadawał. ─ Nie wydaje mi się, żeby poncz tak pachniał. 

Oczywiście nie była zła o coś takiego. Bardziej ją to rozbawiło. Zresztą, czymże było chlapnięcie sobie kilku łyków alkoholu na odwagę w porównaniu z całym biznesem, który prowadził Munson? Znała go na tyle dobrze, że była pewna szczerości jego prośby. Nie wynikała z tego, że nie do końca kontaktował. Nie takiego rodzaju głupoty Eddie robił po pijaku. Zresztą nie miał aż tak słabej głowy, by po niezauważalnej dla nauczycieli ilości alkoholu zacząć gadać od rzeczy. Aktualnie miał jedynie trochę więcej odwagi niż zazwyczaj. 

─ A ty byś zabrała dyrektorowi mikrofon na trzeźwo? ─ zadał dość retoryczne pytanie Munson, kładąc dłonie na talii rudowłosej i ostatecznie skracając tym samym dystans, który ich dzielił. 

─ Zacznijmy od tego, że w ogóle bym tego nie zrobiła ─ odparła Cynthia, kołysząc się delikatnie w rytm muzyki. ─ Zaproszenie na randkę nie wymaga aż takich poświęceń. 

─ Oj przestań. Nie zadawałabyś się ze mną, gdybym od czasu do czasu nie zrobił czegoś takiego ─ odparował od razu sugestię nastolatki. ─ Zresztą, zgodziłaś się na randkę z Eddie'm Munsonem, a nie z Bertem z szóstką z matmy. 

─ Zostaw już tego biednego Berta w spokoju ─ odpowiedziała rozbawiona przez wspomnienie dziewczyna. 

─ No a co? Chciałaś się z nim spotkać? ─ spytał starszy niby poważnie, odsuwając się nieco od dziewczyny, ale nie przerywając wciąż ich małego tańca. Zaczął wyciągać szyję i rozglądać się po sali. ─ Na pewno gdzieś tu jest i chętnie z tobą zatańczy. 

Dalej Munson zaczął wołać po imieniu rówieśnika dziewczyny, starając się wciąż zachować powagę. Ale krzyczenie w środku spokojnej piosenki zdań typu: ❝Bert, gdzie jesteś? Ziemia do Berta❞ nie pomagało w graniu urażonego. Ostatecznie trzecioklasista wymiękł, kiedy towarzyszka uderzyła go delikatnie otwartą dłonią w klatkę piersiową, a do jego uszu dotarł jej szczery śmiech. Sam wtedy parsknął z rozbawieniem. 

─ A tak z innej beczki, to nie urosło ci się przypadkiem trochę? ─ zagadnął Eddie ponownie już chwilę później, spoglądając sceptycznie na dziewczynę. ─ Przysiągłbym, że jeszcze wczoraj sięgałaś mi... co najwyżej pod pachę. 

─ Lepiej doceń moje poświęcenie zamiast się czepiać ─ prychnęła z oburzeniem nastolatka. Wysunęła przy tym nieco lewą nogę do boku i palcem wskazała na białe buty z ostrym czubkiem wyposażone w gigantyczny obcas. ─ Przez ostatni tydzień mało nie umarłam, próbując ogarnąć jak się w tym chodzi. 

─ Nie lepiej było po prostu włożyć glany czy trampki? Coś normalnego? 

─ Oczywiście, że by... ─ W ostatniej chwili nastolatka złapała się na tym, że prawie przyznała modową rację towarzyszowi. I to praktycznie to wykrzyczała! W rezultacie odburknęła poprawkę z niezadowoleniem: ─ Oczywiście, że nie byłoby. Co to za bal bez porządnych butów? 

Eddie w tym momencie czerpał niesamowitą radochę z przyglądania się dziewczynie, starającej się wybrnąć z tej sytuacji. Zawsze tak miał. Cindy po prostu jako jedyna wykręcała się od prawdy w tak zabawny sposób. Nie było szans zachować przy tym powagi. 

─ Czyli odbieram błędne wrażenie, że już ledwo stoisz na nogach? ─ dodał rozbawiony nastolatek. Chwilę później postanowił nieco podpuścić młodą Burton. ─ Mam w samochodzie jakieś twoje adidasy. Ale skoro mówisz, że ci wygodnie. 

Już na samo usłyszenie marki wygodnych butów oczy nastolatki zaświeciły się. Chwilę się ze sobą jeszcze kłóciła wewnętrznie, ale ostatecznie się poddała. 

─ Skąd ty masz w ogóle moje buty w samochodzie? I nie mówię, że mi wygodnie... Po prostu bale wymagają poświęceń ─ prychnęła, siląc się jeszcze na jakąkolwiek wewnętrzną walkę ze sobą. Ale naprawdę już nie było w niej żadnego zaparcia ku temu, bo chwilę później spojrzała na Munsona z nadzieją, że poprze ten punkt widzenia. ─ Ale chyba już się wystarczająco namęczyłam jak na jeden raz, prawda? 

─ Cały czas coś u mnie zostawiasz. A poświęciłaś się nawet za dwie osoby. Za siebie i mój garnitur, którego nie włożyłem ─ odpowiedział brunet, uśmiechając się do dziewczyny z rozbawieniem. ─ To co? Przyniosę ci buty, a ty poczekaj tam przy stole. Dobra? 

Energicznym skinieniem głowy Cynthia przystała na propozycję, co dodatkowo rozbawiło drugiego trzecioklasistę. Piosenka skończyła się chwilę wcześniej, a nowa parka liceum w Hawkins zeszła z parkietu. Eddie już miał wychodzić z sali, gdy jednak zawrócił do dziewczyny. Wpadł na przegenialny pomysł. 

─ A może byśmy się już zawinęli, co? I tak nie będzie się już nic ciekawego działo. 

─ Obiecałeś mi, że przyjdziesz i zostaniesz do samego końca ─ odpowiedziała z niezadowoleniem Burton. Ile ona się musiała namęczyć, żeby wymusić na nim taką deklarację! Przecież Eddie w ogóle nie planował pojawienia się na balu. 

W odpowiedzi Munson tylko uniósł obie ręce do góry w geście obronnym. Podkreślił, że w takim razie idzie po buty i zaraz wraca. Od razu poszedł to załatwić, zostawiając rudowłosą samą. 

Nastolatka w pierwszej kolejności skorzystała z bliskości różnych smakołyków. Rozejrzała się po ciastach i za pomocą wyliczanki wybrała to, które chwilę później nałożyła sobie na talerz. Następnie wykonała kilka kroków w kierunku wazy z jakimś napojem i napełniła nim swój plastikowy kubeczek. Minuty, które Munson spożytkował na podróż do wozu (a stał niestety dość daleko), ona wykorzystała na jedzenie. 

Ostatnim smakołykiem wybranym przez Cindy był sernik z galaretką, do którego ktoś śmiał nałożyć rodzynek, obniżając tym samym drastycznie pozycję deseru na liście najsmaczniejszych rzeczy, które miała okazję zjeść na balu. Po popiciu smaku suszonych winogron, dziewczyna zabrała się za rozwiązywanie butów. Zdecydowanie nie były warte naruszenia zawartości skarbonki. 

Gdy obcasy już stały na ziemi, rudowłosa była świadkiem ciekawej sytuacji. Chmara nauczycieli podążała za dyrektorem, próbując go odwieźć od czegoś. Z tego, co dziewczynie udało się usłyszeć, głowa szkoły chciała przerwać całą imprezę. Albo wyrzucić kogoś z niej. A może w ogóle ze szkoły? Coś też było o pieniądzach. Wszystko wyjaśnił jej Pan Clarke, który mówił trochę wyraźniej niż szczebioczące piskliwie stare prukwy. 

─ Może sprawę mikrofonu załatwimy już w poniedziałek, Panie Dyrektorze? Nie ma co przerywać dzieciakom zabawy, a przez weekend spróbuję jeszcze jakiejś bardziej wyrafinowanej metody na wyczyszczenie go. 

Burton momentlanie przełknęła głośniej ślinę, gdy zrozumiała o co się dyrektor tak pieklił. Poczuła jak ciarki przechodzą jej po plecach, gdy starszy nauczyciel ryknął w kierunku najbliższych mu uczniów coś na wzór: ❝gdzie jest ten gówniarz Munson❞. 

I jak na zawołanie licealista pojawił się na sali. Powrócił zwycięsko z poszukiwania vana, a jako trofeum przyniósł wspomniane wcześniej adidasy. Gdy tylko Cynthia zlokalizowała go mijającego tłumy rówieśników nieświadomego zagrożenia, od razu zerwała się na obie nogi. Rudowłosa chwyciła momentalnie obcasy w lewą dłoń i ruszyła biegiem w kierunku Munsona. Złapała go za nadgarstek i nie dając mu ani chwili na zastanowienie się, bardzo szybko powiedziała: 

─ Jednak się rozmyśliłam. Możemy już iść. 

Trzecioklasista był na tyle oszołomiony nagłą zmianą nastroju rudowłosej, że zamiast poddać w wątpliwość jej motywy, ruszył biegiem tuż za nią. Tak właściwie to był bardziej ku temu zmuszony, gdyż Burton ani śmiała puścić jego dłoń. 

Dziewczyna wyprowadziła ich z sali gimnastycznej, a następnie obrała tylko sobie znany kierunek. Albo raczej nieznany nikomu, bo sama biegła trochę na oślep. Zimny asfalt nie był zbyt przyjemny w dotyku, ale o tym licealistka zaczęła myśleć dopiero trochę później. Mniej więcej wtedy, gdy Munson zatrzymał się, nie będąc już w stanie biec dalej. Wysapał coś o wypluwaniu płuc, pochylając się nieco do przodu i opierając dłonie na kolanach. 

─ To gdzie my tak właściwie biegniemy? ─ zapytał brunet, gdy już unormował swój oddech. Trochę go zmartwiło zaskoczone spojrzenie, którym w tej chwili obdarowała go młodsza. 

─ A nie parkujesz gdzieś tutaj? ─ zapytała, tracąc z każdym słowem na pewności siebie w głosie. Obróciła się przy tym wokół własnej osi, rozglądając się dookoła. Eddie wybuchnął śmiechem – a przynajmniej na tyle na ile pozwoliły mu w tej chwili płuca. 

─ Mój wóz stoi dokładnie na wprost... ─ Zrobił na chwilę przerwę w wypowiedzi, skupiając się na wskazaniu drogi. Najpierw pokazywał dokładnie stronę, w którą biegli. Szkoda tylko, że całe to przedstawienie było zakończone obrotem na pięcie i całkowitą zmianą zwrotu.─ W przeciwnym kierunku. 

─ Chyba sobie żartujesz ─ odpowiedziała ewidentnie poirytowana, ale tym razem szczerze, dziewczyna. 

─ Przecież to ty mnie ciągnęłaś! ─ Podniósł nieco głos, chcąc pokazać w ten sposób, że to on jest pokrzywdzony przy tym oskarżeniu. Jego rudowłosa towarzyszka nie zamierzała odpuścić tej kwestii. I rzeczywiście by tego nie zrobiła, bo już otwierała usta, gdy Munson założył obie ręce na siebie, a następnie prawą dłonią wskazał na jej stopy: ─ A tak w ogóle to nie jest ci zimno w samych skarpetkach? Jakby ja wiem, że silna z ciebie baba, ale jednak mamy grudzień.

Cynthia spojrzała najpierw na swoje stopy, których faktycznie od podłoża nie chroniła żadna podeszwa. Następnie jej wzrok zrobił sobie wycieczkę po nadmiarze par butów, w których posiadaniu byli. Ona w dłoniach dzierżyła obcasy, a adidasy spoczywały pod opieką Munsona. Zorientowała się wtedy, że nie miała żadnej przerwy na włożenie czegoś na stopy.

Trzecioklasista po dostrzeżeniu tych wszystkich oznak konsternacji wędrujących po twarzy młodej Burton nie był w stanie długo zachować powagi. Wybuchnął śmiechem jeszcze zanim Cynthia wyrwała swoje adidasy z jego dłoni i pospiesznie zaczęła je wkładać na zmarznięte stopy, bełkocząc przy tym niewyraźnie jakieś przekleństwo pod nosem. Ta sprawa pochłonęła go na tyle, że nie zorientował się nawet, kiedy towarzyszka go zostawiła.

─ A dlaczego tak właściwie biegliśmy taki kawał? Nie mogliśmy wyjść normalnie skoro ci się znudziło balowanie? ─ zapytał Munson, gdy zrównał po chwili sprintu krok ze zdenerwowaną licealistką. Nie zrozumiał, dlaczego na to pytanie zareagowała przeciągłym westchnieniem.

─ Opowiem ci w samochodzie ─ odparła dziewczyna ciężko, ale ewidentnie nie była już taka zła jak piętnaście sekund temu. Chociaż może wyraz jej twarzy wciąż nie zachęcał do zagadywania jej o cokolwiek. Przecież Munson miał do czynienia z babą, która potrafiła się obrazić dosłownie o wszystko, gdy nie podpasowała jej twoja barwa głosu i chwila, w której zacząłeś pytać. ─ Oddałeś już te kasety, które ostatnio wypożyczyliśmy?

─ Mam chyba jeszcze w schowku “Noc żywych trupów”─ odpowiedział po chwili zastanowienia Eddie. Normalnie film byłby już dawno w wypożyczalni, ale jakoś tak mu się zaplątał w klubową koszulkę i ostatnio zlokalizował właśnie kasetę w samochodzie.

─ Nie wypożyczyliśmy tego tak jakoś w październiku? ─ spytała zaskoczona nastolatka, spoglądając na towarzysza.

─ Na Halloween ─ sprecyzował Munson w związku z czym spotkał się z groźnym spojrzeniem drugiej trzecioklasistki. ─ No co? Nie mogłem jej znaleźć.

─ Wiesz, że po dwóch tygodniach zaczynają naliczać karę, co nie? 

─ Ale co ja ci na to poradzę? Muszę się chyba pogodzić z tym, że wypożyczalnia stała się już dla mnie ziemią zakazaną ─ podsumował na spokojnie metalowiec. Do biblioteki też nie mógł chodzić, więc co to dla niego? A przygoda z biblioteką łączy ze sobą trzy rzeczy, jakby ktoś był ciekawy. Coca colę, czytanie po nocy i “Kolor magii” Terry’ego Pratchetta. Zanim Cynthia coś dodała w temacie, licealista doświadczył przebłysku, którym oczywiście od razu się z dziewczyną podzielił: ─ No chyba, że zagadasz z tą laską, która tam pracuje. Chyba się znacie, co nie? Jak powiesz, że zgubiłaś kasetę i teraz nagle ją znalazłaś, to na pewno ci odpuści. ─ Dumny ze swojego pomysłu Eddie naprawdę już uwierzył w jego realizację. Na ziemię niestety ściągał go wzrok Burton, która oświadczyła chwilę później, że nic z tego nie będzie. ─ Przecież to genialny plan!

─ Ale to nie ja zgubiłam płytę ─ fuknęła nastolatka.─ Jakbyś mi o tym powiedział, to byśmy od razu jej poszukali i teraz nie byłoby problemu.

─ A jakie byśmy mieli wtedy plany na najbliższe godzinki? Bo zgaduję, że masz ochotę obejrzeć film.

W związku z tym, że aktualnie Munson miał odrobinę racji, rudowłosa już nic nie powiedziała. Bo ten niekorzystny zbieg okoliczności miał zapewnić im na resztę wieczoru trochę rozrywki. Zresztą chwilę później stali już pod samochodem, więc nie było czasu na dalszą kłótnię. 

Munson poczuł się zobowiązany do zrobienia jednej rzeczy. A mianowicie, zamiast zostawić koleżankę na pastwę siłowania się z nie do końca sprawnymi drzwiami od strony pasażera, szybkim krokiem obszedł vana dookoła, by ją w tym wyręczyć. Wzbogacił ten miły gest bardzo przesadzonym ukłonem i jakąś pseudo romantyczną gadką, ale to zdecydowanie wystarczyło by na ustach Cindy znów pojawił się szeroki uśmiech. 

Chwilę później jechali już w kierunku domu rodziny Burton. Trwała między nimi przyjemna cisza. Rudowłosa była pochłonięta myślami o swoich stopach. Czy nie nabawi się odmrożeń po tej wycieczce bez butów? Czy się nie rozchoruje? Chociaż katar, kaszel i gorączka to już pal licho. Żeby tylko stopy jej nie odpadły! Eddie natomiast w tym czasie też myślał, ale on chwilę później podzielił się swoim zmartwieniem.

─ To zagadasz z tą laską? 

─ Eddie! ─ Zwróciła starszemu uwagę nastolatka, popadając znów w irytację.

─ No co?!─ odkrzyknął się Munson, nie czując się absolutnie winnym w sprawie kasety. ─ Nie chce być wygnańcem w wypożyczalni. No weź! Pozwolę ci nawet puścić ABBĘ jak będziemy następnym razem jechać gdzieś autem!

A wtedy, szybciej niż Munson się spodziewał, usłyszał słowo zgody. Pozostało mu mieć nadzieję, że jego plan zadziała i po dzisiejszym seansie uda mu się jeszcze skorzystać kiedyś z wypożyczalni. I że nie będzie miał przed sobą zbyt dalekiej drogi, gdy ucieszona Cindy zawita ponownie w jego wozie ze swoją kasetą.

4240 słów, mam nadzieję,
dobrej zabawy .ᐟ.ᐟ

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro