prolog
ANIA SHIRLEY szła wraz z Mateuszem i Marylą na piknik, który odbywał się w Avonlea.
Rudowłosa marzycielka była podekscytowana do granic możliwości, chwilę temu wróciła na cudowne Zielone Wzgórze do Cuthbertów i tego parobka Jerry'ego, a lada moment miała spotkać drogą jej sercu, droższą nawet niż wymarzona sukienka z bufkami Dianę Barry.
Diana dostrzegła Anię idącą razem z właścicelami Szmaragdowego Wzgórza i wstała z krzesła wokół, którego chwilę temu biegała Minnie May, podbiegła do krańca namiotu i stając na palcach w swoich śnieżnobiałych pantofelkach pomachała przyjaciółce, na co ona zaczęła truchtać by być bliżej spotkania z kochaną bratnia duszą. Panienka Barry już miała podbiec do rudowłosej dziewczynki, ale w tym samym momencie pani Barry zganiła córkę i kazała jej usiąść tak jak wcześniej na krześle. Diana tylko wymieniła smutne i zawiedzione spojrzenie ze swoją tak bliską, ale i tak odległą przyjaciółką i usiadła na miejsce wskazane przez matkę.
Maryla zdziwiona zajściem chciała jakoś pokrzepić podopieczną, ale w tym momencie przed nią, Shirley i Mateuszem wyrosła Małgorzata Linde wraz ze swoim mężem Tomaszem.
Pani Cuthbert przywitała się miło ze swoją przyjaciółką uśmiechem i lekkim uściskiem, przedstawiła Tomaszowi Anie nie Anne, która wyjątkowo milczała i udali się razem w stonę koca Lindów, który znajdował się obok koca Marchów i gdzie było przygotowane miejsce na koc mieszkańców Zielonego Wzgórza.
Mimo smutku, że nie może spędzić czasu ze swą bratnią duszą oraz dobijający ją głos dzieci, które przebiegły wokół niej szczekając i przyrównując ją tym samym do psa, mimo ochoty by uciec do lasu na skraju Jeziora Lśniących Wód, to na twarz sierotki wkradł się uśmiech gdy przypomniała sobie o lodach śmietankowych, które jak mówiła panienka Barry podczas ich pierwszego spotkania będą na przyjęciu. A spróbowanie niebiańskich jak zapewniała Diana lodów było jej marzeniem.
Gdy Cuthbertowie, Shirley i Lindowie zbliżali się w stronę rozłożonego koca podbiegła do nich Josephine March, która o wiele bardziej wolała być nazywana Jo. Dziewczyna miała jasnobrązowe falujące na wietrze włosy, piękne błękitne oczy i trzy cudowne siostry, które siedziały razem z jak zwykle promienną panią Marmee March na kocu rozłożonym obok tego Małgorzaty. Ród Marchów był jednym z tych arystokratycznych, chociaż niezbyt się z tym obnosili. Małe Kobietki wcześniej mieszkały w Orchard House, ale po śmierci pana Marcha sprzedały dom i wprowadziły sie do ogromnej rezydencji ciotki March.
— Ty musisz być Ania! — wykrzyknęła rozmarzona Marchówna, która kochała tak jak sierotka tonąć w książkach — Jestem Jo. Jo March — przedstawiła się jak miała w zwyczaju bardzo głośno stojąc przed małą jak to pomyślała pielgrzymką, ach słowo pielgrzymka przywdziło jej na myśl książkę "Wędrówkę Pielgrzyma" i zabawę z nią związaną, w którą gdy była młodsza bawiła się z siostrami. Och ciekawe czy Ania bawiła się w sierocińcu w odgrywanie 'Wędrówki Pielgrzyma', ach chciała zadać jej tak wiele pytań i się z nią zaprzyjażnić – Jo, mimo że budziła w szkole wręcz respekt to nie miała przyjaciółek. może to przez to, że była chłopczycą i nie w głowie jej były sukienki i strojenie się tylko przeżywanie przygód? Ach miała nadzieję, że Ania Shirley tak jak ona pragnie przeżywać przygody, och ile dałaby za taką przyjaciółkę! — Dzień dobry Marylo i pani Małgorzato — dodała szybko nie zapominajać o zasadach dobrego wychowania — Mateuszu, Panie Tomaszu — dodała lekko chyląc głowę.
— Tak jestem Ania tylko proszę nie Anna i nie Andzia — powiedziała wreszcie lekko uśmiechając się dziewczyna. O rety jak wielkim aniowym marzeniem w tym momencie było poznanie i porozmawianie z Jo, która wydawała się jej bratnią duszą. A to byłaby już trzecią bratnia dusza w Avolnea, które było przygotowane dla kruchego aniowego serca szczerymi przyjaciółmi.
Maryla zaczęła razem z Mateuszem rozkładac ich koc by zaraz na nim usiąść i rozoszować tym pięknym dniem, było jej szoda małej Ani, przez sytuację z Barry'mi, ale też wiedziała, że Shirley szybko zaprzyjaźni się z Jo March, zresztą z Meg, Amy i Beth pewnie też.
Gdy Maryla, Mateusz i państwo Linde usiedli na swoich kocach odważna Jo degustowała z Anią śmietankowe lody, które przed chwilą wzięły z chłodzącego wózeczka z nimi Marchówna podeszła do swoich sióstr i mamy, którym dała po porcji, pociągając przy tym nową koleżankę w stronę swojego kocyka. Pani Marme ucinała sobie pogawętkę z Beth zaś Amy plotkowała na temat najnowszych krojów sukienek razem z Meg – przed śmiercią pana Marcha kobietkom nie przelewało się, ponieważ poświęcił on wiele pieniędzy by pomóc swojemu drogiemu przyjacielowi w potrzebie, ale od kiedy sprzedały dom i mieszkały u ciotki Josephiny żyło im się równie wspaniale jak cztery lata temu – bale, piękne sukinie, częste wycieczki, lekcje pianina Beth. Mimo to dwuletnie doświadczenie życia w biednejszym stanie majątkowym, nauczyło dziewczęta wartości pieniądza i pracy.
— Meg, Beth, Amy i mamo to jest Ania Shirley nowa mieszkanka Zielonego Wzgórza — powiedziała z uśmiechem rozdając swoim dziewczynom lody.
— Masz prześliczne włosy. — stwierdziła Meg przerywając pogawędkę z Amy i komplemetując dziewczyę, która podała jej przed chwilą pucharek pełen lodów.
— Jejku i takie piękne piegi! Wyglądają jak jesienne liście na drzewie! — wypaliła Jo — Pewnie jesteś szkotką ogniste włosy i oczy jak szary ocean! — wykrzyczała rozmarzając się nad malowniczym obrazem Szkocji, który poznała w jednej z książęk. Margaret spojrzała na nią wymownie — przepraszam, że tak dużo mówię, ale jesteś śliczna jak Jesień!
— Bardzo miło mi to słyszeć — powiedziała Ania w której oczach pojawiły się łzy szczęścia, gdy ktoś nazwał ją piękną, Maryla Cuthbert powiedziałaby zapewnie, że to próżne — Chociaż myślę, że nie jestem tak urodziwa to dziękuję! — odpowiedziała wdzięcznie.
Aniowa dusza widząc tak piękne osoby od razu nazywałe je w głowie imionami kwiatów. Sadziła ludzi na swojej własnej łące niczym ogrodnik z królewskiego ogrodu.
Ona była Słonecznikiem – kwiatem słońca, który zawsze spoglądał na jasną stronę życia.
Maryla – została Piwonią, ponieważ wręczenie komuś piwoni oznacza, że otacza się go opieką, a pani Cuthbert bezsprzecznie zaopiekowała się Anią Shirley.
Mateusz – był żółciutkim Irysem, który swoim podejściem roztaczał w okół siebie aurę pełną zaufania.
— Jeszcze raz dziękuję za nazwanie mnie czymś tak pięknym jak Jesień. Och jesteście tak pięknymi i miłymi osobami, zupełnie jak kwiaty. Jo jest Astrem, ponieważ widać twą piękną optymistyczną duszę i twoje prześliczne niebieskie oczy wyglądają jak niebo pełne gwiazd. — Jo lekko zarumieniła się na tak wspaniałe porównanie jej osoby— Meg ty jesteś różowiutkim Gerberem, twe piękne loki wyglądają jak liście tych urokliwych kwiatów, a twoja urodziwa twarzyczka jest najpiękniejszą jaką widziałam. Amy zapewnie jest Stokrotką, która wydaje się zwykłym białym kwiatkiem, a tak naprawdę jest pełna barw. A Beth, której włosy mają w przeciwieństwie do moich piękny rudawy odcień jest Nagietkiem, którego pomarańczowe płatki wręcz krzyczą, 'jestem uczciwą osobą' — Ania miała skończyć swój monolog komplementując piękną panią March, ale przerwała jej Maryla mówiąc:
— Och Aniu jeszcze zamęczysz Marchówny swoją paplaniną.
— Skądżę Marylu, dawo nikt nie porównał moich córek do czegoś tak zachwycającego jak kwiaty — kobieta odwróciła się w stronę sierotki z widzęcznym uśmiechem — Bardzo Ci dziękuję Aniu z Zielonego Wzgórza, musisz niebawem przyjść nas odwiedzić.
╚»✿«╝
Gdy Cuthbertowie i panna Shirley wrócili na Zielone Wzgórze polecili udać jej się umyć ręce a potem przyjść do bawialni. Ania nie mogła się doczekać co ją czeka od rodzeństwa Cuthbertów, miała dość próżne myśli, że może to jej wymarzona sukienka z bufkam! A może jakiś cudowny podarek w postaci książki? Och jak wielkim aniowym marzeniem było dostać w prezencie książkę! Ale to jaką niespodziankę mieli dla niej Mateusz i Maryla przerosło jej najśmielsze oczekiwania.
Stanęła w drzwiach bawialni, uśmiechnięta od ucha do ucha i zastała malutkie przyjątko. Na stoliku stała butelka malinowego likieru, trzy kieliszki i góra ciastek upieczonych przez Marylę, ale nie to zaparło dech dziewczynce, tylko rodzinna biblia otwarta na stronie do wpisania się oraz Mateusz trzymający pióro z atramentem. Starsza kobieta nalała do trzech kieliszków malinowego trunku i powiedziała do swojej podopiecznej:
— Aniu chodź! Zamiast stać w drzwiach jak słup soli! — ponagliła i dziewczynka zaczęła iść w stronę biblii z oczami pełnymi łez szczęścia.
— To rodzinna biblia — powiedział Mateusz.
— Jeśli chcesz to od dzis będziesz Anią Shirley–Cuthbert — stwierdziła uradowana pani Zielonego Wzgórza.
Zapłakana sierotka przetarła łzy ręką i powiedziała — Będę Anią Shirley–Cuthbert! Jak to cudownie brzmi! Będziecie moi na zawsze i ja wasza na zawsze! — dodała szybko zafascynowana i szczęśliwa. — Och Marylo nawet przygotowałaś kieliszki by wznieść toast! Jak cudownie. — powiedziała sięgając po pióro od Cuthberta i zaczęła pisać Ania Shirley Cuthbert. Spojrzała na swoje dzieło i powiedziała — Och między Shirley i Cuthbert powinien być łącznik!Napiszę jeszcze raz! — Jej dłoń zanużyła pióro w atramencie i zaczęła sunąć po pergaminie — Ania Shirley–Cuthbert — powiedziała dumna — Ah czy mogę napisać Kordelia? Kordelia to me wymarzone imię! — zaczęła znów pisać — Ania nie Anna Kordelia Shirley–Cuthbert. Idealnie. Może napiszę jeszcze raz żeby było estetyczniej? — pomyślała głośno, ale Maryla pokręciła przecząco głową, więc oddała pióro Mateuszowi i wznieśli toast.
— Za Cuthbertów! —powiedział największy miłośnik pomieszczenia jakim była stodoła
— I za Shirley–Cuthbertów! — wykrzyczała Ania i napili się różowego jak sukienka Ruby Gillis płynu.
Dzisaj Ania Shirley zdecydowanie nie będzie spać spokojnie. Och zderzenie się z osądami dotyczących jej przez pochodzenie i emocje po podpisaniu rodzinnej bibli, nie dadzą spokojnie udać się w krainę snu tej małej duszyce.
__________
Prolog wyszedł mam wrażenie, że znośnie.
No i mam nadzieję, że wam się podoba, i że udaje mi sie oddać chociaż trochę postać Aneczki.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro