Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

prolog

ANIA SHIRLEY szła wraz z Mateuszem i Marylą na piknik, który odbywał się w Avonlea.

Rudowłosa marzycielka była podekscytowana do granic możliwości, chwilę temu wróciła na cudowne Zielone Wzgórze do Cuthbertów i tego parobka Jerry'ego, a lada moment miała spotkać drogą jej sercu, droższą nawet niż wymarzona sukienka z bufkami Dianę Barry.

Diana dostrzegła Anię idącą razem z właścicelami Szmaragdowego Wzgórza i wstała z krzesła wokół, którego chwilę temu biegała Minnie May, podbiegła do krańca namiotu i stając na palcach w swoich śnieżnobiałych pantofelkach pomachała przyjaciółce, na co ona zaczęła truchtać by być bliżej spotkania z kochaną bratnia duszą. Panienka Barry już miała podbiec do rudowłosej dziewczynki, ale w tym samym momencie pani Barry zganiła córkę i kazała jej usiąść tak jak wcześniej na krześle. Diana tylko wymieniła smutne i zawiedzione spojrzenie ze swoją tak bliską, ale i tak odległą przyjaciółką i usiadła na miejsce wskazane przez matkę.

Maryla zdziwiona zajściem chciała jakoś pokrzepić podopieczną, ale w tym momencie przed nią, Shirley i Mateuszem wyrosła Małgorzata Linde wraz ze swoim mężem Tomaszem.

Pani Cuthbert przywitała się miło ze swoją przyjaciółką uśmiechem i lekkim uściskiem, przedstawiła Tomaszowi Anie nie Anne, która wyjątkowo milczała i udali się razem w stonę koca Lindów, który znajdował się obok koca Marchów i gdzie było przygotowane miejsce na koc mieszkańców Zielonego Wzgórza.

Mimo smutku, że nie może spędzić czasu ze swą bratnią duszą oraz dobijający ją głos dzieci, które przebiegły wokół niej szczekając i przyrównując ją tym samym do psa, mimo ochoty by uciec do lasu na skraju Jeziora Lśniących Wód, to na twarz sierotki wkradł się uśmiech gdy przypomniała sobie o lodach śmietankowych, które jak mówiła panienka Barry podczas ich pierwszego spotkania będą na przyjęciu. A spróbowanie niebiańskich jak zapewniała Diana lodów było jej marzeniem.

Gdy Cuthbertowie, Shirley i Lindowie zbliżali się w stronę rozłożonego koca podbiegła do nich Josephine March, która o wiele bardziej wolała być nazywana Jo. Dziewczyna miała jasnobrązowe falujące na wietrze włosy, piękne błękitne oczy i trzy cudowne siostry, które siedziały razem z jak zwykle promienną panią Marmee March na kocu rozłożonym obok tego Małgorzaty. Ród Marchów był jednym z tych arystokratycznych, chociaż niezbyt się z tym obnosili. Małe Kobietki wcześniej mieszkały w Orchard House, ale po śmierci pana Marcha sprzedały dom i wprowadziły sie do ogromnej rezydencji ciotki March.

— Ty musisz być Ania! — wykrzyknęła rozmarzona Marchówna, która kochała tak jak sierotka tonąć w książkach — Jestem Jo. Jo March — przedstawiła się jak miała w zwyczaju bardzo głośno stojąc przed małą jak to pomyślała pielgrzymką, ach słowo pielgrzymka przywdziło jej na myśl książkę "Wędrówkę Pielgrzyma" i zabawę z nią związaną, w którą gdy była młodsza bawiła się z siostrami. Och ciekawe czy Ania bawiła się w sierocińcu w odgrywanie 'Wędrówki Pielgrzyma', ach chciała zadać jej tak wiele pytań i się z nią zaprzyjażnić – Jo, mimo że budziła w szkole wręcz respekt to nie miała przyjaciółek.  może to przez to, że była chłopczycą i nie w głowie jej były sukienki i strojenie się tylko przeżywanie przygód? Ach miała nadzieję, że Ania Shirley tak jak ona pragnie przeżywać przygody, och ile dałaby za taką przyjaciółkę! — Dzień dobry Marylo i pani Małgorzato — dodała szybko nie zapominajać o zasadach dobrego wychowania — Mateuszu, Panie Tomaszu — dodała lekko chyląc głowę.

— Tak jestem Ania tylko proszę nie Anna i nie Andzia — powiedziała wreszcie lekko uśmiechając się dziewczyna. O rety jak wielkim aniowym marzeniem w tym momencie było poznanie i porozmawianie z Jo, która wydawała się jej bratnią duszą. A to byłaby już trzecią bratnia dusza w Avolnea, które było przygotowane dla kruchego aniowego serca szczerymi przyjaciółmi.

Maryla zaczęła razem z Mateuszem rozkładac ich koc by zaraz na nim usiąść i rozoszować tym pięknym dniem, było jej szoda małej Ani, przez sytuację z Barry'mi, ale też wiedziała, że Shirley szybko zaprzyjaźni się z Jo March, zresztą z Meg, Amy i Beth pewnie też. 

Gdy Maryla, Mateusz i państwo Linde usiedli na swoich kocach odważna Jo degustowała z Anią śmietankowe lody, które przed chwilą wzięły z chłodzącego wózeczka z nimi Marchówna podeszła do swoich sióstr i mamy, którym dała po porcji, pociągając przy tym nową koleżankę w stronę swojego kocyka. Pani Marme ucinała sobie pogawętkę z Beth zaś Amy plotkowała na temat najnowszych krojów sukienek razem z Meg – przed śmiercią pana Marcha kobietkom nie przelewało się, ponieważ poświęcił on wiele pieniędzy by pomóc swojemu drogiemu przyjacielowi w potrzebie, ale od kiedy sprzedały dom i mieszkały u ciotki Josephiny żyło im się równie wspaniale jak cztery lata temu – bale, piękne sukinie, częste wycieczki, lekcje pianina Beth. Mimo to dwuletnie doświadczenie życia w biednejszym stanie majątkowym, nauczyło dziewczęta wartości pieniądza i pracy.

— Meg, Beth, Amy i mamo to jest Ania Shirley nowa mieszkanka Zielonego Wzgórza —  powiedziała z uśmiechem rozdając swoim dziewczynom lody.

— Masz prześliczne włosy. — stwierdziła Meg przerywając pogawędkę z Amy i komplemetując dziewczyę, która podała jej przed chwilą pucharek pełen lodów.

— Jejku i takie piękne piegi! Wyglądają jak jesienne liście na drzewie! — wypaliła Jo — Pewnie jesteś szkotką ogniste włosy i oczy jak szary ocean! — wykrzyczała rozmarzając się nad malowniczym obrazem Szkocji, który poznała w jednej z książęk. Margaret spojrzała na nią wymownie — przepraszam, że tak dużo mówię, ale jesteś śliczna jak Jesień

— Bardzo miło mi to słyszeć — powiedziała Ania w której oczach pojawiły się łzy szczęścia, gdy ktoś nazwał ją piękną, Maryla Cuthbert powiedziałaby zapewnie, że to próżne — Chociaż myślę, że nie jestem tak urodziwa to dziękuję! — odpowiedziała wdzięcznie.

Aniowa dusza widząc tak piękne osoby od razu nazywałe je w głowie imionami kwiatów. Sadziła ludzi na swojej własnej łące niczym ogrodnik z królewskiego ogrodu.

Ona była onecznikiem – kwiatem słońca, który zawsze spoglądał na jasną stronę życia.

Maryla – została Piwonią, ponieważ wręczenie komuś piwoni oznacza, że otacza się go opieką, a pani Cuthbert bezsprzecznie zaopiekowała się Anią Shirley.

Mateusz – był żółciutkim Irysem, który swoim podejściem roztaczał w okół siebie aurę pełną zaufania.

— Jeszcze raz dziękuję za nazwanie mnie czymś tak pięknym jak Jesień. Och jesteście tak pięknymi i miłymi osobami, zupełnie jak kwiaty. Jo jest Astrem, ponieważ widać twą piękną optymistyczną duszę i twoje prześliczne niebieskie oczy wyglądają jak niebo pełne gwiazd. — Jo lekko zarumieniła się na tak wspaniałe porównanie jej osoby— Meg ty jesteś różowiutkim Gerberem, twe piękne loki wyglądają jak liście tych urokliwych kwiatów, a twoja urodziwa twarzyczka jest najpiękniejszą jaką widziałam. Amy zapewnie jest Stokrotką, która wydaje się zwykłym białym kwiatkiem, a tak naprawdę jest pełna barw. A Beth, której włosy mają w przeciwieństwie do moich piękny rudawy odcień jest Nagietkiem, którego pomarańczowe płatki wręcz krzyczą, 'jestem uczciwą osobą' — Ania miała skończyć swój monolog komplementując piękną panią March, ale przerwała jej Maryla mówiąc:

— Och Aniu jeszcze zamęczysz Marchówny swoją paplaniną.

— Skądżę Marylu, dawo nikt nie porównał moich córek do czegoś tak zachwycającego jak kwiaty — kobieta odwróciła się w stronę sierotki z widzęcznym uśmiechem — Bardzo Ci dziękuję Aniu z Zielonego Wzgórza, musisz niebawem przyjść nas odwiedzić.

╚»✿«╝

Gdy Cuthbertowie i panna Shirley wrócili na Zielone Wzgórze polecili udać jej się umyć ręce a potem przyjść do bawialni. Ania nie mogła się doczekać co ją czeka od rodzeństwa Cuthbertów, miała dość próżne myśli, że może to jej wymarzona sukienka z bufkam! A może jakiś cudowny podarek w postaci książki? Och jak wielkim aniowym marzeniem było dostać w prezencie książkę! Ale to jaką niespodziankę mieli dla niej Mateusz i Maryla przerosło jej najśmielsze oczekiwania.

Stanęła w drzwiach bawialni, uśmiechnięta od ucha do ucha i zastała malutkie przyjątko. Na stoliku stała butelka malinowego likieru, trzy kieliszki i góra ciastek upieczonych przez Marylę, ale nie to zaparło dech dziewczynce, tylko rodzinna biblia otwarta na stronie do wpisania się oraz Mateusz trzymający pióro z atramentem. Starsza kobieta nalała do trzech kieliszków malinowego trunku i powiedziała do swojej podopiecznej:

— Aniu chodź! Zamiast stać w drzwiach jak słup soli! — ponagliła i dziewczynka zaczęła iść w stronę biblii z oczami pełnymi łez szczęścia.

— To rodzinna biblia — powiedział Mateusz.

— Jeśli chcesz to od dzis będziesz Anią Shirley–Cuthbert — stwierdziła uradowana pani Zielonego Wzgórza.

Zapłakana sierotka przetarła łzy ręką i powiedziała — Będę Anią Shirley–Cuthbert! Jak to cudownie brzmi! Będziecie moi na zawsze i ja wasza na zawsze! — dodała szybko zafascynowana i szczęśliwa. — Och Marylo nawet przygotowałaś kieliszki by wznieść toast! Jak cudownie. — powiedziała sięgając po pióro od Cuthberta i zaczęła pisać Ania Shirley Cuthbert. Spojrzała na swoje dzieło i powiedziała — Och między Shirley i Cuthbert powinien być łącznik!Napiszę jeszcze raz! — Jej dłoń zanużyła pióro w atramencie i zaczęła sunąć po pergaminie — Ania Shirley–Cuthbert — powiedziała dumna — Ah czy mogę napisać Kordelia? Kordelia to me wymarzone imię! — zaczęła znów pisać — Ania nie Anna Kordelia Shirley–Cuthbert. Idealnie. Może napiszę jeszcze raz żeby było estetyczniej? — pomyślała głośno, ale Maryla pokręciła przecząco głową, więc oddała pióro Mateuszowi i wznieśli toast. 

— Za Cuthbertów! —powiedział największy miłośnik pomieszczenia jakim była stodoła

— I za Shirley–Cuthbertów! — wykrzyczała Ania i napili się różowego jak sukienka Ruby Gillis płynu.

Dzisaj Ania Shirley zdecydowanie nie będzie spać spokojnie. Och zderzenie się z osądami dotyczących jej przez pochodzenie i emocje po podpisaniu rodzinnej bibli, nie dadzą spokojnie udać się w krainę snu tej małej duszyce.

__________
Prolog wyszedł mam wrażenie, że znośnie.

No i mam nadzieję, że wam się podoba, i że udaje mi sie oddać chociaż trochę postać Aneczki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro