03 - Artystyczny Azyl Ani
JO MARCH biegła do szkoły. Szatynka zaspała przez co nie mogła zajść do panny Zielonego Wzgórza, ale miała nadzieję, że spotka się z Anią w szkole.
Gdy weszła do budynku pierwszym co ją przywitało był Gilbert, więc przytuliła się do przyjaciela, ku dezaprobacie Ruby Gillis. Marchówna była ciekawa jak spędził wyjazd i postanowiła go wypytać podczas przerwy obiadowej.
Dziewczynę niepokoiło, że w szkole nie ma Ani, więc podeszła do Diany, która ku jej zdziwieniu nie rozmawiała z innymi dziewczynkami tylko przeglądała zadania z arytmetyki.
- Witaj Diano. - przywitała się z ciepłym uśmiechem, siadając obok brunetki.
- Och, miło cię widzieć Jo. Wyjazd do Charlottetown się udał?
- Tak, udał się. Miło, że pytasz. - odpowiedziała z uśmiechem na ustach - Chciałam Cię zapytać czy wiesz dlaczego nie ma Ani w szkole?
- Och, przecież wczoraj Cię nie było i nie wiesz co się stało. - stwierdziła brunetka z grymasem na twarzy.
- Co się stało Diano? - zapytała lekko zaniepokojona dziewczyna.
- Gilbert Blythe - zaczęła trochę niepewnie, w jej głosie było słychać rozczarowanie - pociągnął ją za włosy krzycząc 'MARCHEWKI', Ania była niezwykle wściekła i nie panowała nad emocjami co doprowadziło do tego, że uderzyła go w głowę tabliczką, która niestety się złamała. Pan Phillips się strasznie zdenerwował, ale zanim jakoś ją ukarał, wybiegła ze szkoły i udała się na Zielone Wzgórze.
- CO ZROBIŁ GILBERT! - wykrzyknęła oburzona zachowaniem przyjaciela szatynka. Wszyscy na nie spojrzeli, ale Jo miała to gdzieś, wstała z wrażenia i miała zamiar iść i wygarnąć Gilbertowi co sądzi o jego okropnym zachowaniu, ale w tamtym momencie usłyszała dźwięk dzwonka, który zwiastował rozpoczęcie lekcji. Ledwo panowała nad emocjami, ale nie chciała by panna Pye miała powód do plotek z jej udziałem, wystarczy, że krzyknęła, wzięła trzy głębokie wdechy i zwróciła się do Diany - Mogę dzisiaj z tobą usiąść? Ruby raczej się nie obrazi.
- Oczywiście. - odpowiedziała dziewczynka, a na jej twarzy zawitał błogi spokój, przesunęła lekko koszyk z jedzeniem i poprawiła sukienkę. Jo zaczęła rozkładać swoje rzeczy. Posłała Gilbertowi lekceważące i pełne zawodu spojrzenie, na co chłopak lekko się spiął.
Do klasy akurat wszedł pan Phillips i rozpoczęły się lekcje.
╚»✿«╝
Maryla była od rana lekko podenerwowana ciągłym gadaniem Ani, więc kazała jej iść na spacer. Pani Cuthbert już lekko przywykła do tego, że dziewczynki nie ma kilka godzin w domu, a teraz pałętała się po nim bez celu. Oczywiście współczuła dziewczynie z powodu tego co stało się w szkole, ale miała nadzieję, że szybko znudzi jej się siedzenie w domu i wróci do szkoły pełna energii.
Ania natomiast nie miała zamiaru wracać do szkoły, czuła się ośmieszona przez tego chłopca, którego imienia nie zamierzała wymawiać.
Dziewczynka przemierzała tajemniczy las, wyglądał cudownie z tymi liśćmi spadającymi z drzew aby przykryć ziemię.
Och Ania Shirley chciałaby być liściem, który powoli zmienia kolor a następnie tańczy na wietrze by spotkać się z ziemią i przykryć ją niczym kołdrą. Przecież to brzmi tak romantycznie!
Gdy chłonęła piękny widok lasu dostrzegła pod jednym z drzew małą drewnianą chatkę, podeszła bliżej by sprawdzić co jest w środku. Wewnątrz dostrzegła przytulne wnętrze z miejscem na ognisko, drewnianą szafką z szufladami oraz dwoma dużymi pieńkami, które mogły służyć jako stoliki. Rudowłosą niezwykle urzekło to miejsce, wyglądało tak tajemniczo, romantycznie i przytulnie! Postanowiła, że od dzisaj będzie tutaj powoli tworzyć swój artystyczny azyl, którego nic nie zniszczy. Stwierdziła też, że musi pokazać to miejsce Jo i Dianie, gdy kiedyś się spotkają.
╚»✿«╝
Gdy wreszcie przyszedł czas na przerwę obiadową, którą Jo wyczekiwała z niecierpliwością, Gilbert miał ochotę uciec gdzie pieprz rośnie i gdy już zamierzał to zrobić to dobiegł do niego głos Marchówny:
- Chyba musimy porozmawiać Gilbercie. - wskazała wzrokiem na wyjście ze szkoły, więc wyszli i udali się na drugą stronę strumienia by porozmawiać, zatrzymali się przy dużym krzaku, który był miejscem gdzie zawsze jedli i rozmawiali podczas przerwy. Była to mała namiastka intymności w miejscu jakim jest teren szkoły.
- NIECH MNIE KULE BIJĄ! Nie było mnie jeden dzień a ty, ciągałeś włosy biednej Ani Shirley krzycząc 'MARCHEWKI'! Gilbercie myślałam, że jesteś mądrzejszym chłopcem. - powiedziała bardzo głośno i bardzo wściekła jasnowłosa. Starała się nie krzyczeć by nie zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi.
- Nie chciałem jej nazwać Marchewką! A pozatym wiesz, że lubię Marchewki! Zrobiłem to bo Ania wydaje się taką ciekawą osobą a nie chciała ze mną rozmawiać i mnie ignorowała. Musiałem to zmienić. - wyrzucił szybko Blythe, próbując się bronić. - Ocaliłem ją w lesie przed gniewem Billy'ego Andrewsa a ona nie chciała ze mną rozmawiać! Rozumiesz to?
- Zaraz co zrobiłeś? - spytała zdezorientowana, przecież Ania była taka przyjacielska i jeśli Gilbert ją naprawdę uratował to dlaczego nie chciała z nim rozmawiać? Coś jej tu niepasowało i miała wrażenie, że maczały w tym palce panna Pye z przyjaciółkami.
- Gdy wczoraj szedłem do szkoły przez tajemniczy las to widziałem jak Billy coś do niej mówił, a ona się trząsła ze strachu, zagadałem, więc do Andrewsa bo jest nieobliczaly i mógłby jej zrobić krzywdę. - powiedział najszybciej jak mógł.
- Nie zmienia to faktu, że nie powinieneś tego robić, przecież to jest karygodne Blythe! Mam nadzieję, że twój ojciec się nie dowie bo to przysporzy mu tylko zmartwień. - wyrzuciła dość oschle. - Powinieneś ją przeprosić. - dodała stanowczo.
- Ale Jo ona mnie uderzyła tabliczką! - stwierdził lekko oburzony postawą przyjaciółki.
- Bo na to zasłużyłeś!
Nie dane było im dalej rozmawiać bo przerwał im dzwonek oznaczający koniec przerwy.
╚»✿«╝
Gdy Ania spojrzała na niebo to uznała, że już pora by wracać na Zielone Wzgórze. Szybko pobiegła w stronę domu, żegnając się wzrokiem z chatką.
Rudowłosa weszła do domu. No właśnie dom. Jedni twierdzą, że to tylko budynek, w którym spędzamy życie, inni, że to ludzie, nasi bliscy, zaś jeszcze inni, że domem jest miejsce gdzie czujemy się bezpiecznie. Wszystkie te krótkie definicje są poprawne, ale czym dom jest dla naszych bohaterów?
Cóż dla Ani Shirley-Cuthbert domem jest Zielone Wzgórze w Avonlea, miejsce gdzie w tak krótkim czasie doznała szczęścia i smutku, miejsce gdzie znalazła przyjaciół, i miejsce gdzie jest jej Królowa Śniegu, miejsce gdzie są kochani Cuthbertowie.
Dla Jo domem przez lata był Orchard House, miejsce gdzie spędziła kawał życia, ale po przeprowadzce zrozumiała, że dla niej dom to nie jedynie budynek pełen wspomnień, a miejsce gdzie jest ze swoimi siostrami, matką i Hanną.
Dla Gilbeta domem był czas, który spędzał z ojcem i Marchównami. Blythe miał naturę podróżnika, więc dla niego domem nie było konkretne miejsce, a wspomnienia i czas jaki dzielił z umiłowanymi ludźmi.
Dziewczyna weszła do bawialni gdzie razem z Mateuszem i Marylą siedział pastor, który jak się okazało przyszedł by porozmawiać z Anią. Podczas nieobecności sierotki Maryla rozmawiała z Małogorzatą o zaistniałej sytuacji. Pani Cuthbert uznała, że najlepszym wyjściem będzie poproszenie pastora by porozmawiał z Shirleyówną.
- Szczęść Boże - rzekł pastor, gdy zobaczył dziewczynkę, ale ona tylko pokiwała głową, usiadła obok Maryli na kanapie, uczony w piśmie zaczął wygłaszać swoje zdanie na temat takiego zachowania - Nie ma co się rozwodzić nad tematem, jesli nie chce chodzić do szkoły to niech nie chodzi. W księdze rodzaju pan rzekł to nie jest dobre by mężczyzna był samotny, stworzę więc dla niego pomoc. Każda kobieta powinna się przygotować do swojego zadania, czyli bycia żoną. Niech, więc zostanie w domu i uczy sie wykonywać obowiazki domowe. - wygłosił śmiertelnie pewnien swoich słów. Maryla i Mateusz byli wstrzaśnięci tą odpowiedzią, a Ania otworzyła usta ze zdziwienia. - i pamiętaj Shirley nie ważne jest co myslisz.- dodał twardo.
- O czymkolwiek? - zapytała zdziwiona, a mężczyzna tylko pokiwał głową.
- Na mnie pora - stwierdził i zaczął się zbierać, Maryla poszła go odprowadzić. Gdy wychodził rzuciła szybkie 'szczęść Boże', zamknęła drzwi i już miała iść do bawialni, kiedy usłyszała pukanie a jej oczom ukazała się Jo March.
- Witaj Marylo! Przyszłam porozmawiać z Anią, oczywiście jeśli to nie problem. I wybacz nie chcę wyjść na wścibską, ale co robił tutaj pastor? - powiedziała poważnie, ale bardzo przyjaźnie.
- Wejdź Jo i byłoby świetnie jakbyś porozmawiała z Anią. - stwierdziła lekko znęczona już tym dniem. Jo weszła i szybko ściągnęła płaszczyk, podała go Maryli, a ta go powiesiła. - Jeśli chodzi o pastora. Chciałam by porozmawiał z Anią i ją przekonał, że warto wrócić do szkoły, ale on tylko stwierdził, że jak nie chce chodzić do szkoły, to niech nie chodzi i uczy się wykonywać obowiązki domowe.
Jo nie mogła uwierzyć w to co usłyszała, czym prędzej pobiegła do bawialni. Pierwsze co zrobiła to przytulenie zdezorientowanej Ani i przywitanie się z Mateuszem, natomiast drugie co uczyniła to wypowiedzenie się na temat przez, który pastor gościł na Zielonym Wzgórzu.
- Och Aniu Shirley-Cuthbert przyszłam ponieważ chce wyrazić współczucie z powodu tego co się stało. Ale posłuchaj nie możesz przestać chodzić do szkoły! Rozumiem, że ci ciężko i wierz mi, że rozumiem, czujesz się ośmieszona, ale Gilbert spotkał się z moją dezaprobatą. - wyrzuciła szybko, niesamowicie przy tym gestykulując - Słuchaj, jesteś wspaniałą małą kobietką, musisz korzystać z przywileju jakim jest edukacja! Nie tak dawno temu edukacja dla kobiet była czymś abstrakcyjnym! A teraz? W Paryżu kobiety zaczynają nosić spodnie, sufrażystki walczą o nasze prawo do głosowania. Nie powinnaś rezygnować z takiego przywileju przez szczeniackie zachowanie Blythe, powinnaś dalej się kształcić, pokazać, że jesteś lepsza niż on. I pamiętaj, że bedziesz mieć we mnie wsparcie. My kobiety, dziewczynki oprócz serc mamy też umysły i duszę i jest to coś przez pryzmat czego powinno nas oceniać, nie przez to jak wyglądamy, czy zachowujemy się na salonach. To mnie tak niezwykle irytuje! Więc Aniu moja droga przyjaciółko, mój słoneczniku mam nadzieję, że wrócisz do szkoły i wznowisz swoją edukację, a w przyszłości pójdziesz na studia i zostaniesz żoną przygody, a nie jakiegoś nudziarza, który będzie Cię tylko ograniczać. - Jo bardzo dawno nie mówiła tak otwarcie, szczerze i z takim przekonaniem, miała nadzieję, że Ania zrozumie, że edukacja jest niezwykle ważna i nie warto wykazywać się dumą, czego skutkiem byłoby stracenie czegoś tak pięknego.
Och Jo March wprawiłaś Anię Shirley-Cuthbert w okropne zakłopotanie, do końca weekendu będzie rozmyślać nad tym czy powrót do szkoły to dobry pomysł. Ania znów nie będzie spać spokojnie.
____________________________
Mamy trzeci rozdział, wyszedł dość długi i chyba lekko chaotycznie, ale mam nadzieję, że przypadł wam do gustu!
Wypowiedź Jo jest małym manifestem wobec statusu quo (przynajmnej tak miało wyjść) i to nie pierwszy taki tutaj, chciałam by ta wypowiedź była bardzo inspirująca i taka powerfull, ale nie wiem czy się udało.
Miłego dnia kobietek!
Daritka
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro