When the party's over
Nico
Jak codziennie przyszedł do mnie Will. Dzisiaj jednak był trochę póżniej niż zawszę, a w ręce miał podejrzany, czarny worek.
- Hej – powiedział, władował się do przedpokoju i pocałował mnie w policzek.
- Hej – spojrzałem na to co trzyma w ręce. – Co tam masz, Will?
- A to – popatrzył się na torbę – byłem w sklepie i kupiłem trochę jedzonka na imprezę.
- Jaką imprezę? – zapytałem podejrzliwie.
- Ty nic nie wiesz?
- Tak się składa, że nie jestem społecznym typem, Will.
- Bracia Hoodowie i Leo robią imprezkę stulecia! – wykrzyknął.
- Nie znam.
- Ten ziomek z kawiarni. – przypomniał mi się niski brunet, który zniszczył naszą randkę.
- Nie lubię go. – odpowiedziałem – Musimy tam iść? Będzie maraton naszego ulubionego serialu.
- Przyjdzie moja znajoma Reyna, polubisz ją.
- No nie wiem...
- Jej drugi język to sarkazm, zrozumiecie się. – powiedział uśmiechając się.
- Jestem Włochem, nie sarkastyńczykiem – wywróciłem oczami.
- Marudzisz... - streścił blondyn – A zresztą nie ma takiego kraju jak Sarkastynia.
- Czepiasz się szczegółów.
~
Will kazał ubrać mi jakieś imprezowe ciuszki, więc na złość mu ubrałem glany, podarte spodnie i czarna bluzę AC/DC. Gdy mnie zobaczył tylko westchnął i zabrał do samochodu.
Było już całkiem ciemno, kiedy dojechaliśmy na miejsce. Dom był duży, biały i oświetlony kolorowymi lampkami jak w pewnym serialu. Źle mi się to skojarzyło.
- Zaginął tu może kiedyś jakiś Will? – zapytałem wychodząc z pojazdu
- Co? Nie, dlaczego pytasz?
- Nieważne. Miałem sen czy coś.
Z budynku wyszedł ten wkurwiający chłopak o imieniu Leo. Podszedł do Willa po czym przejechał wzrokiem po mnie.
-Leo, to Nico. –powiedział blondass i przedstawił nas sobie.
- Siemka. – Leo podął mi dłoń, ale ja jej nie uścisnąłem - Więc... Will masz to, co miałeś mieć?
- Ja bym nie miał? Jasne stary. – podał mu torbę. Brunet uśmiechnął się.
- Chodzi o jedzenie? -spytałem zmieszany.
- Zobaczysz kochanie. – mrugnął do mnie.
- Odpieprz się.
- Jesteście razem? – zapytał Leo.
- Nie. – odpowiedziałem w tym samym czasie, gdy Will powiedział tak.
- Aaaaa, ok.
~
Ta impreza jest chujowa. Jedyne co robie to siedzę i wpierdalam pizze. Przynajmniej jest darmowa. Will co chwile próbuje mnie zaciągnąć do tańca, ale jak na prawdziwą księżniczkę balu przystało, odmawiam. Za każdym razem, kiedy nachyla się nade mną coraz bardziej jebie alkoholem. Wokół ,,muzyka'' napierdala w uszy. Muszę poszukać tej całej Reyny, o której mówił Will. Opisał ją jako wysoką i postawną kobietę z wiecznym nie rozwalającym się, brązowym warkoczem. Tylko jest jeden problem. Połowa dziewczyn tutaj ma brązowe włosy, a w tej ciemności ciężko będzie mi ją znaleźć. Podszedłem do jakiejś losowej loszki z tą fryzurą.
- Hej, to ty jesteś Reyna?
- Co? Nie, ja jestem Kalipso, Reyne ostatnio widziałam jak tańczyła... gdzieś tam. – wskazała ręką w prawo.
- Dzięki. – mruknąłem i uderzając glanami jak najgłośniej się dało w podłogę udałem się w wskazaną stronę.
Po chwili przedzierałem się przez tłum schlanych ludzi. Jebało tak bardzo, że miałem ochotę rzygać. Nagle poczułem jak ktoś łapie mnie za nadgarstek i ciągnie w swoją stronę. Okazał się to Will, który jak tylko odwróciłem się do niego, pocałował mnie. Czując jak bardzo on jebie odepchnąłem go.
- Zostaw mnie, jebiesz.
- Za to ty pięknie pachniesz. – znowu chciał mnie pocałować, ale go odepchnąłem.
- Odwal się. – syknąłem.
- Nico, bardzo cię kocham. – szepnął i mnie przytulił.
- Will, zostaw mnie!
- Kocham cię tak cholernie, bardzo mocno~
- Odpierdol się, Solace! – krzyknąłem tak, że kilka osób się na nas spojrzało. Kopnąłem go w piszczel.
- Ej, Solace! Zostaw tego dzieciaka! – powiedziała jakaś wysoka loszka po czym złapała go za koszulkę i odciągnęła ode mnie.
- Kwiatuszku... - blondyn próbował się jej wyrwać, ale dziewczyna nawet nie musiała się za bardzo wysilać – Puść mnie Reyna! Chcę do mojego kwiatuszka~
- Nic ci nie jest dzieciaku? - Reynie udało się odepchnąć ode mnie schlanego Willa.
- Mam dwadzieścia dwa lata!
- Wyglądasz na piętnaście.
- Ehhhh... - wywróciłem oczami.
- Chodź ze mną, słyszałam, że mają ,,dobrą'' pizze.
- Przed chwilą ją jadłem ale mój chłopak mnie zabrał. – odpowiedziałem sarkastycznie na jej sarkazm.
- Ja też mam chłopaka. – odparła z perfekcyjną ironią w głosie.
- Mówiłaś o mnie, kochanie? – zapytała jakaś punkówa i przytuliła Reyne od tyłu. – Przypominasz mi kogoś, dzieciaku. – powiedziała i złapała mnie za policzki – Znałam kiedyś taką dziewczynę, była bardzo denerwująca. Ale ty jesteś słodki.
- Nie jestem słodki!
- Jesteś puci puci. – powiedziała Reyna.
- Odwalcie się ode mnie! – krzyknąłem i kopnąłem puszkę leżącą na ziemi tak, że uderzyła jakieś typa w tył głowy. Upadł i kilka osób podbiegło do niego. - Nie umrze. – powiedziałem patrząc się jak go reanimują.
- Znam go. – powiedziała punkówa. – to chyba Percy.
- Tak w ogóle, jak masz na imię? – zapytałem ją.
- Thalia Grace, miło mi. – podała mi rękę.
- Znasz Jasona? – uścisnąłem jej dłoń i gdy ją puściłem, wytarłem swoją rękę w spodnie.
- To mój młodszy braciszek.
- Nigdy o tobie nie wspominał.
- Wyjechałam na obóz łowiecki.
- Ciekawe. – odparłem.
- Chodź zabawimy się. – powiedziały jednocześnie i złapały mnie za ręce ciągnąc w stronę alkoholu.
Poszliśmy do baru . Stał tam dziwny gość w panterkowej kurtce i fioletowych okularach. Wyglądał jak w swoim żywiole.
- Co chcecie dzieci? Wino, wódę, piwsko? – zapytał
- To co zwykle Panie D. – powiedziała Reyna.
- Czemu Pan D? – zapytałem Thalii.
- Tak naprawdę nikt nie wie jak ma na imię. – odparła.
- A dla ciebie co, kochaneczku? – zapytał się mnie podając dziewczynom czerwone kubeczki.
- To co one.
- Jesteś pewien? – zapytał przerażony Pan D.
- Właśnie Nico, jesteś pewien? – spytała Reyna.
- Co tam może takiego być, to tylko domówka.
- Zdziwiłbyś się. – zaśmiała się Thalia.
Pan D podał mi drinka, a ja od razu się tego napiłem. Od ilości alkoholu w napoju zacząłem kaszleć i wyplułem całość na Pana D.
- Fuuuuj, co to? – zapytałem
- Idę do łazienki. – powiedział Pan D odgarniając mokre od mojej śliny i drinka włosy.
- Gdyby Pan D nie był w humorze, już dawno byłbyś martwy, Nico. – powiedziała Thalia.
- W sumie nie jest takie złe. – powiedziałem upijając mały łyk i kaszląc ponownie.
- Słodziutki jesteś – powiedziały jednocześnie.
- Jak wy to robicie, że mówicie tak jednocześnie.
- Jakoś tak – odpowiedziały jednocześnie.
~
Z Thailią i Reyną imprezka była do zniesienia. Nawet wymieniliśmy się mesengerami. Kilka razy widziałem zjaranego Willa z jego przyjaciółmi. Pewnie w tej torbie były jakieś dragi.
Poszliśmy razem z Reyną i Thailią potańczyć i to wcale nie tak, że one mnie zmusiły. Zachciało mi się do toalety. Ale nie po to by czytać tam fanfiction o Johnlocku.
- Muszę do toalety biczys. – powiedziałem i oddaliłem się całujących się dziewczyn. Zacząłem iść w stronę gdzie wcześniej, przed tym jak go oplułem, urzędował pan D. Skręciłem w lewy korytarz i zobaczyłem coś przez co chcę umrzeć.
O ścianę opierała się jakaś dziewczyna łudząco podobna do tej całej Clarisse a przed nią stał Will i podpierał się rękoma po obu stronach jej głowy. Obściskiwali się...
- Will... CO TY ROBISZ!!!
Chłopak oderwał się od niej i spojrzał na mnie.
- Oo, tu jesteś kwiatuszku. Wszędzie cię szukałem!
- Nie mogliśmy cię znaleźć, słoneczko. – powiedziała ta głupia suka.
- WYPIERDALAJ STĄD.
- Chodź Will, on nie zasługuje na nasze towarzystwo.
- Ale ja chce do kwiatuszka!
- Niee, możecie sobie iść – powiedziałem ścierając łzy – J-ja t-tu tylko przechodziłem – pobiegłem do łazienki. Ktoś akurat otwierał drzwi, więc wbiegłem prosto na tego typa.
- Sory. – powiedziałem szybko.
- Nico? – zapytał. spojrzałem na jego twarz i okazało się, że to Percy Jackson.
- Zostaw mnie, nie mam ochoty na rozmowy.
- Co się stało?
- N-nic odpierdol się ode mnie. – odparłem i pobiegłem w drugą stronę. Niestety Percy złapał mnie za nadgarstek i przytulił. (fuuj)
- PUŚĆ MNIE! PIERDOLONY SUKINSYNIE, GLONIE JEBANY, ZOSTAW MNIE W SPOKOJU!!!
- Ćśśś, już okej. – powiedział, a ja zacząłem płakać w jego ramie.
- Nic nie jest okej!
- Chodź pójdziemy do mnie.
- Nie chce nigdzie iść!
Nagle przybiegła Reyna i Thalia.
- Zostaw go, Jackson! – krzyknęła Reyna i odepchnęła go ode mnie.
- Wy głupie suki, co mu zrobiłyście?!
- My?! Co ty mu zrobiłeś?! Nie przytulał by się do takiego jebanego chuja z własnej woli!
Korzystając z tego, że Reyna i glon zaczęli się kłócić wyszliśmy z Thalią na dwór.
- Pójdziemy do domu? – zapytałem.
- Tak, tylko zadzwonie do Reyny, żeby przestała się kłócić z tym pieprzonym ,,terapeutą''.
Kilka minut później Jechaliśmy już taksówką do domu dziewczyn. Po drodze ukradliśmy jeszcze jedno opakowanie pizzy. Nikt nie zauważył. Siedziałem właśnie pomiędzy nimi na tylnym siedzeniu. Próbowały mnie trochę nieskutecznie pocieszyć.
- Obejrzymy jakiś serial!
-Zjemy pizze!
- Pośmiejemy się z Percy'ego!
- Pogramy w gry strategiczne! – powiedziała Reyna
- Nikt nie chce grać w twoje gry strategiczne, Reynuś.
- Przestańcie się kłócić... – powiedziałem smutnym tonem.
Nagle mój telefon zaczął dzwonić. Spojrzałem na ekran ,,Will''.
- Po pierwsze – powiedziała Thalia i Reyna jednocześnie – nie odbieraj telefonu.
~
Siemanko solangelowe świry!!!
Will to dupek
Percy to dupek do kwadratu
Kocham Thailię i Reynę
Są słodziutkie razem i opiekują się Nico <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro