𝐣𝐮𝐬𝐭 𝐬𝐚𝐲 𝐢𝐭, 𝐣𝐮𝐬𝐭 𝐝𝐨 𝐢𝐭
Opierałem się plecami o budynek w jakimś ciemnym zaułku. nasłuchiwałem przejeżdżające auta obok mnie, żeby odwrócić swoją uwagę na narastające mnie myśli. Nie mogłem uwierzyć co zobaczyłem w tym klubie ale się nie dziwię...
Przecież to jego dziewczyna, a ja jak głupek myślałem, że uda mi się do niego zagadać...
Oderwałem się od ściany i poszedłem na parking. Otworzyłem swój samochód, wsiadłem do środka i włączyłem silnik, żeby się trochę nagrzał.
Jebana zima...
Włączyłem radio i troszkę przyciszyłem głośność. Oparłem głowę o nagłówek i przymknąłem powieki. Czułem jak łzy napływały mi do oczu...
Nagle drzwi od pasażera się otworzyły. Przestraszyłem się i wytarłem szybko rękawem od bluzy oczy.
– Czemu wyszedłeś bez słowa z klubu? - zapytał się szatyn.
Nastała cisza, czułem na sobie wzrok mężczyzny, nie wiedziałem co powiedzieć.
Przecież nie powiem, że wyszedłem z klubu, żeby użalać się nad sobą.
– Aaa po prostu jestem zmęczony, a widziałem, że jesteś zajęty.. - patrzyłem się przed siebie, bałem się spojrzeć na Davida.
Z drugiej strony chciałem zobaczyć jego piękne dwukolorowe oczy, w których za każdym razem się zatapiam.
– I co z tego? - spojrzałem się na niego z dziwieniem. – bym poszedł z tobą bo już irytowała mnie ta typiary.
Zamarłem gdy usłyszałem to. Czemu tak mówi, przecież nie było po nim widać ani słychać, że go wkurzała. Dodatku całował się z nią i nie odepchnął jej.
– Ale jak to, przecież to twoja dziewczyna i jak ma cię irytować. - szatyn prychnął śmiechem.
Zmarszczyłem brwi i patrzyłem na niego pytająco.
– Summer nie jest od dawna moją dziewczyną. - wyjaśnił.
– To czemu ją całowałeś?
– Po pierwsze, nie ja całowałem ją tylko ona mnie.
– Nie rozumiem, nie jesteś z nią ale całować się już będziesz i nie miałeś zamiaru ją odepchnąć. - stwierdziłem.
– Carbo, nie mów, że jesteś zazdrosny.
– Co ty pierdolisz kurwa. - starszy zaśmiał się cicho. – odpowiedz mi.
– NIE ZAPRZECZYŁEŚ OOOO CARBO. - zaczął głośno się śmiać.
Przewróciłem tylko oczami na zachowanie szatyna i uśmiechnąłem się pod nosem.
Spuściłem ręczny i powolutku zacząłem wyjeżdżać z małego parkingu na drogę.
Mężczyzna szybko wskoczył do samochodu i zamykając drzwi za sobą.
– Chciałeś się mnie pozbyć? HA NIE TYM RAZEM. - powiedział przez śmiech.
Gdy już David się uspokoił, poprawił swój zadek na siedzeniu i wytarł łzy dłonią.
– Odpowiesz mi? - zapytałem po krótkiej ciszy.
– Chciała wrócić do mnie, a ja jej ciągle mówiełem, że nic tego nie będzie. - powiedział. – Wkurzyła się, gdy kazałem jej zejść z moich kolan, bo chciałem iść do ciebie. Pewnie cię wtedy zauważyła i mnie pocałowała, a ja zastygłem jak posąg ze szoku. - przerwał wypowiedź, żeby złapać oddech i dalej kontynował. – gdy zobaczyłem, że nie stałeś już przy barze, tylko poszedłeś do wyjścia, odrazu ją zrzuciłem z kolan. Chciałem iść do ciebie ale ona ze swoją psiapsiułą, zagradzały mi przejście. Po kilku minutch użerania się z nimi dały mi spokój i szybko poszedłem za tobą.
Nic nie powiedziałem, czułem się głupio, nie wiem czemu...
Jechaliśmy przez całą drogę w ciszy. Zaparkowałem na parkingu pod apartament bruneta. Chciałem się odezwać ale starszy zrobił to szybciej.
– Choć, napijesz się czegoś. - wysiadł z auta, zrobiłem to samo co David.
Gdy wysiadłem, przyciskiem zamknąłem pojazd i podążyłem za mężczyzną.
Weszliśmy do windy i David wybrał piętro, na którym znajdował się jego mieszkanie. Trochę zazdrościłem mu, mieszkał w wielkim budynku na piętrze 14 i jak zawsze się chwalił to ma przecudowny widok na prawie całe Los Santos.
Gdy winda się otworzyła, wyszliśmy z niej i skierowaliśmy pod drzwi Davida. Chwilę to zajęło, bo szatyn nie mógł znaleźć klucze od mieszkania ale przypomniał sobie, że dał pod wycieraczkę. Zaśmiałem się z jego sklerozy, zwijnym ruchem otworzył drzwi i weszliśmy do środka.
Mężczyzna miał tu bardzo skromnie. Miał ciemno szare ściany, ciemne meble i biały dywan, który bardzo wrzucał się w oczy.
Kiedy ściągnąłem obuwie, wszedłem głębiej do mieszkania. Szatyn poszedł do kuchni, żeby zrobić nam coś do picia. Ja usiadłem przy wyspie miałem idealny widok na niego i na salon, który był połączony z kuchnią.
Bardzo mi się podobało mieszkanie, nie było nic tu wkurzającego.
No może ten dywan, który strasznie się wrzucał w oczy. Muszę przyznać, David uwielbia mieć coś, żeby po wkurzyć niektórych. Jak nie w wyglądzie to w mieszkaniu. Dlatego go uwielbiam, nigdy się z nim nie nudzę.
Mój wzrok zwrócił się na widok za oknem. On rzeczywiście ma idealny widok na całe miasto!
Wpatrywałem się na różnorodne światła. zakochałem się w tym widoku, zazdroszczę mu takich luksusów.
Chwile mi to zajęło, żeby zwrócić uwagę, że David stał bardzo blisko mnie. Gdy obróciłem się na kręcącym stołku w jego stronę. Szatyn położył swoje dłonie na moje uda. Lekko je rosrzeżył, stanął pomiędzy mną i schylił się do mnie.
– David, co ty robisz? - nic nie odpowiedział, złapał mnie w biodrach i przysunął mnie do sobie.
Przestraszyłem się tego ruchu i zarzuciłem swoje ręce na jego ramiona. David złapał za moje uda i podniósł mnie. Teraz ja patrzyłem na niego z góry.
Chciałem się odezwać ale wtedy mężczyzna musnął swoimi usta o te moje.
Moje serce zaczęło szybciej bić niż wcześniej.
Czułem jak mnie policzki szczypią.
Nie wiem czemu ale zrobiło mi się gorąco.
Kurwa, czemu on musi tak na mnie działać.
– Wiem carbo, że ci się podobam. - odezwał się nagle, zrobiłem wielkie oczy to co powiedział.
– Skąd?
– Szefitek ma długi jęzor. - zaśmiał się pod nosem.
CO ZA SIWY CHUJ KURWA!
Spuściłem wzrok w dół z zażenowania.
David pomału opuścił moje ciało na ziemię. Gdy stałem już na własnych nogach, jedną dłonią złapał mnie za biodro, a drugą za mój podbródek. Podniósł moją głowę tak, żebym spojrzał się na niego.
– Też mi się podobasz buraku. - zaśmiał się, a ja czułem jak rumienię się jeszcze bardziej.
– Aaa cicho już bądź. - uśmiechnąłem się cwanie i przybliżyłem swoją twarz do szatyna.
Po chwili nasze usta się połączyły. Walczyliśmy o dominację, niestety lub stety tą walkę wygrał David. Cicho jęknąłem w jego usta, brunet wykorzystał to i pogłębił pocałunek. W pomieszczeniu było już tylko słychać nasze sapania i mlaskanie.
Oderwaliśmy się od siebie gdy zabrakło nam tchu. David odrazu zassał się na mojej szyji. Pochyliłem głowę w bok, żeby miał lepszy dostęp.
Jak na złość musiał kilka razy ugryźć mnie, teraz będę musiał chodzić w golfie.
– Teraz wszyscy będą wiedzieć, że jesteś zajęty. - mruknął w moją szyję, przez co przeszedł mnie dreszcz.
– Czyli jesteśmy razem, jak mnie już oznaczyłeś. - zaśmiałem się cicho.
– Tak. - odsunął się ode mnie i patrzył mi prosto w oczy. - Kocham cię.
– Też cię kocham. - pocałowałem go krótko w usta i przytuliłem się do niego, odrazu odwzajemnił gest.
Byłem w tym momencie bardzo szczęśliwy. Chciałem, żeby ta chwila nigdy się nie kończyła. Chce być przy nim już cały czas.
Przy moim chłopaku, w jego silnych objęciach i słodkich pocałunkach.
Boże jak to brzmi, MOIM CHŁOPAKU.
Mój i tylko mój.
《----♡--♥︎--♡----》
1115słów
Za błędy przepraszam
Wszystkiego najlepszego Coffeuu spełnienia wszystkich marzeń!♡♡
Życzę miłego dnia / popołudnia / wieczoru! ;3
Lomi~
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro