Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𝐣𝐮𝐬𝐭 𝐬𝐚𝐲 𝐢𝐭, 𝐣𝐮𝐬𝐭 𝐝𝐨 𝐢𝐭

Opierałem się plecami o budynek w jakimś ciemnym zaułku. nasłuchiwałem przejeżdżające auta obok mnie, żeby odwrócić swoją uwagę na narastające mnie myśli. Nie mogłem uwierzyć co zobaczyłem w tym klubie ale się nie dziwię...

Przecież to jego dziewczyna, a ja jak głupek myślałem, że uda mi się do niego zagadać...

Oderwałem się od ściany i poszedłem na parking. Otworzyłem swój samochód, wsiadłem do środka i włączyłem silnik, żeby się trochę nagrzał.

Jebana zima...

Włączyłem radio i troszkę przyciszyłem głośność. Oparłem głowę o nagłówek i przymknąłem powieki. Czułem jak łzy napływały mi do oczu...

Nagle drzwi od pasażera się otworzyły. Przestraszyłem się i wytarłem szybko rękawem od bluzy oczy.

– Czemu wyszedłeś bez słowa z klubu? - zapytał się szatyn.

Nastała cisza, czułem na sobie wzrok mężczyzny, nie wiedziałem co powiedzieć.

Przecież nie powiem, że wyszedłem z klubu, żeby użalać się nad sobą.

– Aaa po prostu jestem zmęczony, a widziałem, że jesteś zajęty.. - patrzyłem się przed siebie, bałem się spojrzeć na Davida.

Z drugiej strony chciałem zobaczyć jego piękne dwukolorowe oczy, w których za każdym razem się zatapiam.

– I co z tego? - spojrzałem się na niego z dziwieniem. – bym poszedł z tobą bo już irytowała mnie ta typiary.

Zamarłem gdy usłyszałem to. Czemu tak mówi, przecież nie było po nim widać ani słychać, że go wkurzała. Dodatku całował się z nią i nie odepchnął jej.

– Ale jak to, przecież to twoja dziewczyna i jak ma cię irytować. - szatyn prychnął śmiechem.

Zmarszczyłem brwi i patrzyłem na niego pytająco.

– Summer nie jest od dawna moją dziewczyną. - wyjaśnił.

– To czemu ją całowałeś?

– Po pierwsze, nie ja całowałem ją tylko ona mnie.

– Nie rozumiem, nie jesteś z nią ale całować się już będziesz i nie miałeś zamiaru ją odepchnąć. - stwierdziłem.

– Carbo, nie mów, że jesteś zazdrosny.

– Co ty pierdolisz kurwa. - starszy zaśmiał się cicho. – odpowiedz mi.

– NIE ZAPRZECZYŁEŚ OOOO CARBO. - zaczął głośno się śmiać.

Przewróciłem tylko oczami na zachowanie szatyna i uśmiechnąłem się pod nosem.

Spuściłem ręczny i powolutku zacząłem wyjeżdżać z małego parkingu na drogę.

Mężczyzna szybko wskoczył do samochodu i zamykając drzwi za sobą.

– Chciałeś się mnie pozbyć? HA NIE TYM RAZEM. - powiedział przez śmiech.

Gdy już David się uspokoił, poprawił swój zadek na siedzeniu i wytarł łzy dłonią.

– Odpowiesz mi? - zapytałem po krótkiej ciszy.

– Chciała wrócić do mnie, a ja jej ciągle mówiełem, że nic tego nie będzie. - powiedział. – Wkurzyła się, gdy kazałem jej zejść z moich kolan, bo chciałem iść do ciebie. Pewnie cię wtedy zauważyła i mnie pocałowała, a ja zastygłem jak posąg ze szoku. - przerwał wypowiedź, żeby złapać oddech i dalej kontynował. – gdy zobaczyłem, że nie stałeś już przy barze, tylko poszedłeś do wyjścia, odrazu ją zrzuciłem z kolan. Chciałem iść do ciebie ale ona ze swoją psiapsiułą, zagradzały mi przejście. Po kilku minutch użerania się z nimi dały mi spokój i szybko poszedłem za tobą.

Nic nie powiedziałem, czułem się głupio, nie wiem czemu...

Jechaliśmy przez całą drogę w ciszy. Zaparkowałem na parkingu pod apartament bruneta. Chciałem się odezwać ale starszy zrobił to szybciej.

– Choć, napijesz się czegoś. - wysiadł z auta, zrobiłem to samo co David.

Gdy wysiadłem, przyciskiem zamknąłem pojazd i podążyłem za mężczyzną.

Weszliśmy do windy i David wybrał piętro, na którym znajdował się jego mieszkanie. Trochę zazdrościłem mu, mieszkał w wielkim budynku na piętrze 14 i jak zawsze się chwalił to ma przecudowny widok na prawie całe Los Santos.

Gdy winda się otworzyła, wyszliśmy z niej i skierowaliśmy pod drzwi Davida. Chwilę to zajęło, bo szatyn nie mógł znaleźć klucze od mieszkania ale przypomniał sobie, że dał pod wycieraczkę. Zaśmiałem się z jego sklerozy, zwijnym ruchem otworzył drzwi i weszliśmy do środka.

Mężczyzna miał tu bardzo skromnie. Miał ciemno szare ściany, ciemne meble i biały dywan, który bardzo wrzucał się w oczy.

Kiedy ściągnąłem obuwie, wszedłem głębiej do mieszkania. Szatyn poszedł do kuchni, żeby zrobić nam coś do picia. Ja usiadłem przy wyspie miałem idealny widok na niego i na salon, który był połączony z kuchnią.

Bardzo mi się podobało mieszkanie, nie było nic tu wkurzającego.

No może ten dywan, który strasznie się wrzucał w oczy. Muszę przyznać, David uwielbia mieć coś, żeby po wkurzyć niektórych. Jak nie w wyglądzie to w mieszkaniu. Dlatego go uwielbiam, nigdy się z nim nie nudzę.

Mój wzrok zwrócił się na widok za oknem. On rzeczywiście ma idealny widok na całe miasto!

Wpatrywałem się na różnorodne światła. zakochałem się w tym widoku, zazdroszczę mu takich luksusów.

Chwile mi to zajęło, żeby zwrócić uwagę, że David stał bardzo blisko mnie. Gdy obróciłem się na kręcącym stołku w jego stronę. Szatyn położył swoje dłonie na moje uda. Lekko je rosrzeżył, stanął pomiędzy mną i schylił się do mnie.

– David, co ty robisz? - nic nie odpowiedział, złapał mnie w biodrach i przysunął mnie do sobie.

Przestraszyłem się tego ruchu i zarzuciłem swoje ręce na jego ramiona. David złapał za moje uda i podniósł mnie. Teraz ja patrzyłem na niego z góry.

Chciałem się odezwać ale wtedy mężczyzna musnął swoimi usta o te moje.

Moje serce zaczęło szybciej bić niż wcześniej.

Czułem jak mnie policzki szczypią.

Nie wiem czemu ale zrobiło mi się gorąco.

Kurwa, czemu on musi tak na mnie działać.

– Wiem carbo, że ci się podobam. - odezwał się nagle, zrobiłem wielkie oczy to co powiedział.

– Skąd?

– Szefitek ma długi jęzor. - zaśmiał się pod nosem.

CO ZA SIWY CHUJ KURWA!

Spuściłem wzrok w dół z zażenowania.

David pomału opuścił moje ciało na ziemię. Gdy stałem już na własnych nogach, jedną dłonią złapał mnie za biodro, a drugą za mój podbródek. Podniósł moją głowę tak, żebym spojrzał się na niego.

– Też mi się podobasz buraku. - zaśmiał się, a ja czułem jak rumienię się jeszcze bardziej.

– Aaa cicho już bądź. - uśmiechnąłem się cwanie i przybliżyłem swoją twarz do szatyna.

Po chwili nasze usta się połączyły. Walczyliśmy o dominację, niestety lub stety tą walkę wygrał David. Cicho jęknąłem w jego usta, brunet wykorzystał to i pogłębił pocałunek. W pomieszczeniu było już tylko słychać nasze sapania i mlaskanie.

Oderwaliśmy się od siebie gdy zabrakło nam tchu. David odrazu zassał się na mojej szyji. Pochyliłem głowę w bok, żeby miał lepszy dostęp.

Jak na złość musiał kilka razy ugryźć mnie, teraz będę musiał chodzić w golfie.

– Teraz wszyscy będą wiedzieć, że jesteś zajęty. - mruknął w moją szyję, przez co przeszedł mnie dreszcz.

– Czyli jesteśmy razem, jak mnie już oznaczyłeś. - zaśmiałem się cicho.

– Tak. - odsunął się ode mnie i patrzył mi prosto w oczy. - Kocham cię.

– Też cię kocham. - pocałowałem go krótko w usta i przytuliłem się do niego, odrazu odwzajemnił gest.

Byłem w tym momencie bardzo szczęśliwy. Chciałem, żeby ta chwila nigdy się nie kończyła. Chce być przy nim już cały czas.

Przy moim chłopaku, w jego silnych objęciach i słodkich pocałunkach.

Boże jak to brzmi, MOIM CHŁOPAKU.

Mój i tylko mój.

《----♡--♥︎--♡----》

1115słów

Za błędy przepraszam

Wszystkiego najlepszego Coffeuu spełnienia wszystkich marzeń!♡♡

Życzę miłego dnia / popołudnia / wieczoru! ;3

Lomi~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro