Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𝐌𝐎𝐑𝐍𝐈𝐍𝐆 𝐂𝐎𝐅𝐅𝐄𝐄; vaskles

Erwin nie znosił poranków. Były one dla niego jak dla większości ludzi utrapieniem i najgorszą porą dnia. Już od dawna przestał udawać, że nie ma problemów z niedoborem snu. Jednak dalej był człowiekiem, który cienił sobie te wspomnienia o spokojnych porankach z kubkiem czarnej herbaty - kawa przy jego ADHD byłaby ryzykowną opcją - i porannym papierosem. Codziennie zasypiał koło czwartej nad ranem i budził się po 3-4 godzinach. Było to zdecydowanie za mało jak na jego codzienne czynności.
Żył w ciągłym stresie chociaż na takiego nie wyglądał. Nawet kiedy wysadzał restaurację, strzelał do policjantów, na jego twarzy gościł szaleńczy uśmiech. Wewnątrz niego w tym samym czasie szalały emocje związane z strachem o życie swojej rodziny. Mimo iż ich znał i wiedział, że są najlepszą ekipą w mieście to nie potrafił wyzbyć się tego uczucia. Jednak tłumaczył sobie, że to naturalna reakcja w momencie gdy mu na nich zależało i żył dalej.

Leniwe przewrócił się na prawy bok zasłaniając się przed drażniącymi promieniami słonecznymi. Już od dawna chciał wywalić te przepuszczające, delikatne, białe zasłony na coś co skutecznie chroniłoby jego delikatne złote oczy rano. Niestety nie mógł tego zrobić z powodu pewnej osoby, która wykłóciła się z nim na ten temat z dwadzieścia minut. Uśmiechnął się pod nosem przypominając sobie tego biednego kwiatka od Heidi, którego dostali na parapetówie, a który podczas małej sprzeczki wylądował przypadkiem na czyimś aucie, które niefortunnie było zaparkowane pod ich oknami.
Tak wspominając zdał sobie sprawę, że czegoś mu ewidentnie brakuje. I nie chodziło tym razem o ubranie. Dalej z zamkniętymi oczami zaczął ręką szukać po łóżku drugiej osoby. Jednak kiedy pod palcami wyczuł jedynie fałdy kołdry zaniepokojony otworzył oczy. Oczywiście po chwili pożałował, bo w pomieszczeniu było zdecydowanie za jasno przez co przez chwilę mrużył oczy jak kot. Leniwie podniósł głowę i zaczął się rozglądać za ciemnowłosym.

Z Vasquez'em zaczął chodzić od niedawna. Był on swego rodzaju lekiem na pustkę, którą pozostawił w sercu Knucklesa pewien policjant. Początkowo Erwin sam siebie okłamywał, że już z nikim nie wejdzie w bliższą relację. W końcu po swoich nieudanych związkach albo wychodził poobijany i z nowym wrogiem lub ze złamanym sercem. Jednak wtedy pojawił się on. Vasquez o ciemnym błękitnym spojrzeniu, głębokim lecz przyjemnym tonie głosu, niepokornym charakterze, ale wspierającej na każdym kroku osobowości. W ciągu kilku tygodni bardzo zbliżyli się do siebie - Erwin chciał zapomnieć, a Vasquez skutecznie mu to umożliwiał. W którymś momencie jednak coś się zmieniło. Te niby losowe spotkania zaczęły się zamieniać w zaplanowane wyjścia już nie tylko na wyścigi, ale i do restauracji czy spacer brzegiem morza. Coraz częściej wymieniali się wiadomościami powodując, że zapominali o bożym świecie i kończyli dopiero gdy zza wysokich budynków Los Santos wstawało Słońce. Siwowłosy przyłapywał się na tym, że za często coś myślał o hipnotyzującym spojrzeniu przyjaciela. Starał się ignorować również fakt, że stawał się zazdrosny o Maddie, z którą to Vasquez miał naprawdę dobry kontakt.
Bał się swoich uczuć i tego w jaką to wszystko zmierza w stronę. Miał już plan by to wszystko zakończyć, ale uprzedził go starszy. Zaprosił go na oficjalną randkę, gdzie powiedział mu o swoich uczuciach wobec złotookiego. Erwin był w niemałym szoku, w końcu jego przyjaciel naprawdę dobrze ukrywał swoje emocje od kilku miesięcy, jeszcze za czasów jak kręcił z Montanhą. Mimo iż dalej miał swoje obawy postanowił zaryzykować. Gdzieś w głębi siebie wiedział, że ciemnowłosy go nie skrzywdzi jak pozostali i zawsze będzie po jego stronie.
Więc nie minęło dużo czasu jak cały Zakszot dowiedział się o szczęściu swojego lidera i ich przyjaciela. Nikt nie był zaskoczony, w końcu tylko ślepy nie zauważyłby, że między tą dwójką nie powstało większe uczucie niż braterska miłość. No wyłączając z tej grupy Davida, który na wieść o tym krzyczał z kilka minut zaskoczony, że przecież to nie było oczywiste. Wszyscy potem z niego stroili żarty.
Nie minęło też dużo czasu, kiedy to postanowili razem zamieszkać. Znaleźli większe mieszkanie w centrum miasta, by zawsze mieli blisko do "pracy". I tak zaczęły im upływać spokojnie dni.

Dlatego Erwin był bardzo zaniepokojony brakiem ukochanego. W końcu tamten obiecał mu, że dzisiaj biorą wolne i mają cały dzień dla siebie. Przecież jedynie to go skłoniło do zrezygnowania z nocnego napadu na kasyno! Zmarszczył brwi i już chciał wyjść z łóżka, ale gdy tylko zrzucił z siebie kołdrę, równie szybko pod nią wrócił. Przeszedł go chłodny dreszcz, a on sam przeklął cicho zimę. Często zapominał, że jedna jeszcze jedna rzecz była powodem ich małych sprzeczek. Sprawą to nie było nic innego niż ogrzewanie. Erwin był jak kot, kochał jak było ciepło. Natomiast Vasquez był typem, który preferował trochę chłodniejszą temperaturę. Dlatego często się kłócili przy panelu regulującym temperaturę, zainwestowali w ogrzewanie podłogowe, zmieniając przy tym ilość chcianych stopni. Erwin zawsze powyżej 20°, a Vasquez poniżej 20°. Kompromisem była niższa temperatura w nocy jak spali, ale siwowłosy musiał kupić na tą okazję zdecydowanie grubszą kołdrę pomimo partnera, do którego się przytulał całą noc.

Musiał bardzo się zmusić by w samych bokserkach i za dużym podkoszulku należącym kiedyś do starszego wyjść z łóżka. Jednak kiedy dotarł do niego słodki zapach nie mógł sobie nie pozwolić by zajrzeć co dzieje się w mieszkaniu. Dlatego w kilku susach pokonał dzielącą go odległość od łóżka do drzwi sypialni, a potem do kuchni skąd dochodził nieziemski zapach gofrów. 
Uśmiechnął się delikatnie widząc bruneta, który ubrany w dresy kroił owoce i co jakiś czas spradzał urządzenie, w którym robiły się gofry. Siwowłosy podszedł do ukochanego po cichu i mocno przytulił się do jego pleców, strasząc przy tym Sidnacco.

— Dzień dobry — mruknął sunąc nosem po kręgosłupie chłopaka — Czyżbym zepsuł niespodziankę?

— Jak zazwyczaj Erwin — starszy westchnął cicho i obrócił się do niego przodem — Nie mogłeś poczekać pięciu minut? Miałbyś wspaniałe śniadanie do łóżka — spytał całując go w czubek głowy.

— Było mnie nie zostawiać na tak długo samemu — prychnął niemal jak obrażony kot.

Vasquez tylko zaśmiał się cicho i objął dłońmi twarz niższego sprawiając, że ich spojrzenia się skrzyżowały. Nie musieli mówić sobie płomiennych wyznań. Patrząc na siebie byli pewni, że spędzą ze sobą reszte życia. Byli dla siebie chwilą odpoczynku od codzienności pełnej adrenaliny i niebezpieczeństwa. Mogli przy sobie wyluzować nie udając groźnych mafiozów. Z Erwina często wychodziła przylepa potrzebująca zaskakująco bardzo dużo uwagi i kontaktu cielesnego. Sidnacco, który miał opinie najbardziej tajemniczego członka rodziny, przy siwowłosy zmieniał się w opiekuńczego partnera ze słabością do czarnej kawy. Byli szczęśliwi i tylko to się liczyło.

Erwin spojrzał na kubki z parującym napojem. Już szczęśliwy marząc o swojej ukochanej herbacie dopadł się do nich powodując cichy chichot partnera. Jakie było jego zdziwienie kiedy okazało się, że w jego ulubionym kubku znajdowała się czarna kawa. Uśmiech zszedł z jego twarzy i zdegustowany spojrzał na wciąż chichoczącego Vasquez'a.

— To jest kawa. W MOIM kubku — prychnął zakładając ręce na torsie.

— Zdecydowanie lepiej pasuje do przesłodzonych gofrów — zaśmiał się ciemnowłosy — Jeszcze ją polubisz — dodał puszczając mu oczko.

Erwin przewrócił oczami i pokazując mu środkowy palec wrócił do sypialni. Jak bardzo nie kochałby Sidnacco Vasquez'a - ten nigdy nie przekona go do czarnej kawy. Na pewno nie w najbliższej przyszłości.

————

Witam z rana!
Krótki one shot na poprawę dnia :3
Praca, która niedokończona zalegała u mnie od ponad pół roku i w końcu jakoś to zakończyłam
Praca niesprawdzona!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro