◇ Rozdział 7 ◇
Kurenai spojrzała na burzowe niebo z nieciekawą miną. Od kiedy tylko pamiętała, nie lubiła burz, bo zawsze w jej czasie ginęły najbliższe jej osoby, a przynajmniej tak próbowała sobie kłamać, żeby odciągnąć od siebie wyrzuty sumienia. Kurenai Yūhi całe życie kłamała i nie było to niczym zaskakującym, kłamała, że nic nie czuła do Asumy, kłamała, mówiąc że Kakashi jest głupi, kłamała przed Hokage, ale jedyne z czego czarnowłosa była dumna to z tego, że nigdy nie okłamała swojego syna. To że go kochała, było prawdą, podobnie jak to, że nieważne iż nie są połączeni więzami krwi, zawsze będzie traktować go jak syna i nieważne w jakiej sytuacji była, to zawsze po jej sercu rozlewała się duma ze wszystkiego, co zrobił ten nabuzowany dzieciak.
Odwróciła w końcu wzrok od burzy za oknem i zerknęła na śpiącego nie jej nogach Naruto. Był kochany i Kurenai nie wierzyła w szczęście, jakie jej się trafiło, gdy postanowiła się nim zaopiekować. Podejrzewała, że gdyby rodzice Naruto żyli, to byłaby dla niego starszą siostrą, ale totalnie podobało jej się bycie nazywaną mamą i to jaką miłością ją darzył. Była pewna, że cholernie zazdrościłaby Kushinie i Minato, ale nigdy nie życzyła im śmierci, kochała ich i żałowała swoich myśli, w których pragnęła zmonopolizować blondyna tylko dla siebie. To nie było dobre i wiedziała o tym, wstyd wyżerał ją od środka, ale wiedziała, że nieważne co by się stało, to jej przybrany syn zawsze miałby w niej podporę i matkę.
Młody Yūhi przekręcił się ma jej udach i ziewnął, dla czarnowłosej był to jasny sygnał, że potomek Czwartego Hokage już nie śpi.
— Wstajemy, Naruto — powiedziała i pogłaskała go po głowie. — Mamy jeszcze sporo treningu do zrobienia.
— Już trenowaliśmy cztery godziny, mam dość — jęknął ośmiolatek.
— Naruto — pochyliła się do jego ucha i wyszeptała. — Skarbie, są twoje urodziny, najpierw pójdziemy na grób rodziców, a potem potrenujemy i może zrobimy imprezę urodzinową z twoimi znajomymi?
— O taaak! — blondyn podniósł się szybko do góry, tym samym uderzając Kurenai głową w nos, kobieta jęknęła z bólu. — O jejuś... Sorki, mamo! Ale naprawdę? Naprawdę?! Ale super, dattebayo!
— Mhm, tylko myśl następnym razem, bo shinobi musi też myśleć — mruknęła i wytarła krew, która leciała obficie z nosa.
Użyła leczniczego jutsu. Naruto zaświeciły się oczy.
— O MATKO, MAMO! NAUCZ MNIE TEGO, BŁAGAM! — wykrzyczał zaaferowany, a Yūhi westchnęła ciężko.
Medyczne jutsu nie było łatwe, jej samej trochę zajęło, zanim nauczyła się leczyć chociażby złamania, ale może jednak? Nie była specjalistą, jak Tsunade-sama, ale mogła pomagać na misji, ponieważ leczyła drobne i głębokie rany, złamania i pęknięcia kości. Zerknęła na syna, który ciągle patrzył na nią z ogromnym podekscytowaniem. Chciałaby go nauczyć chociaż leczyć drobne rany, bo młody Yūhi często się wywracał, mimo że był naprawdę sprawny i Kurenai zastanawiała się czasami czy ktoś się nad nim nie znęcał, ale jednak Naruto umiał naprawdę wiele rzeczy, więc myślała, że to po prostu jego nieostrożność.
— Spróbujemy się pouczyć, ale jak nie będziesz miał do tego smykałki to postaramy się nauczyć tylko podstaw, żebyś małe rany leczył, okej? — nie chciała go przemęczać, medyczne techniki oprócz niezwykłej kontroli chakry potrzebowały też umiejętności używania jej. Są shinobi, którzy zużywają ogromne pokłady chakry i nie robi to dla nich różnicy, ale są też tacy, którzy mają mało chakry, ale przy leczeniu używają jej umiejętnie i nie tracą niepotrzebnie sił.
— Hurra, dattebayo! — Naruto złapał ją za dłoń i w biegu ubierając buty, zaciągnął ją pod grób Czwartego Hokage i jego żony.
Kurenai cudem opanowała się, żeby nie sprzedać mu kopniaka w łydkę, bo było jej naprawdę zimno w nogi.
×××
Czarnowłosa przestała w ogóle zwracać uwagę na to, że nie ma butów, kiedy stanęła przed miejscem pochówku swojej jedynej rodziny. Uśmiechnęła się do wygwarowanych na marmurze imion i nazwisk, jakby stali przed nią ludzie, których grób właśnie odwiedziła. Zaczęła się modlić. Naruto stał obok, czekał na swoją kolej, ponieważ od kilku lat robili tak, że jedno z nich się modli i chwilę rozmawia z Minato i Kushiną, mówi co się u odwiedzających zadziało, po czym przychodzi kolej na drugą osobę — w tym przypadku Naruto — która robi to samo.
— Minato, Kushina — Kurenai uklękła przy nagrobku i chwyciła jedną ręką jego kant, po czym zawiesiła głowę. — Mam nadzieję, że jesteście ze mnie dumni i nie jesteście źli, że wychowuję Naruto. Kocham go jak własnego syna, chociaż nie powinnam, ale już nic na to nie poradzę, bo stał się też moim synem, więc błagam nie przeklinajcie mnie tam z góry — zaśmiała się po ostatnim zdaniu. — Kocham was i chcę, żeby Naruto też was kochał, nawet jeśli was nie znał. Mam nadzieję, że jeśli będzie kiedyś jakaś okazja to dopomożecie mu swoją siłą, kiedy będzie mu jej brak. A ja bym chciała trochę waszej mądrości, bo cholernie nie wiem, co zrobić z Kyuubim — wyszeptała cicho i pogłaskała grób. — Kocham was, ja i Naruto jesteśmy zdrowi i szczęśliwi, mam nadzieję, że wy też.
Blondyn spojrzał na swoją matkę, kiedy ta wstała. Tym razem nie zauważył na jej twarzy żadnych łez, co naprawdę rzadko się zdarzało, gdy mówiła do jego rodziców. Usiadł przy nagrobku, inaczej niż czerwonooka, on już od dawna czuł się tutaj, jak w domu, więc oparł się łokciem o grób i spojrzał na napisy tworzące imiona jego rodziców. Kurenai nieco odeszła, mimo wszystko czuła, że musi mu dać tą prywatność, bo jednak będzie rozmawiał ze swoimi rodzicami, a przecież ją miał na codzień, więc nie musiała ciągle przy nim być, jak wierny pies.
Na ten moment Naruto stał się Uzumakim-Namikaze, sierotą pozbawioną rodziców, przynajmniej tak uważała Yūhi, kiedy z twarzy syna znikła ta radość, która nonstop cieszyła jej serce. Ale Naruto zawsze czuł się po prostu jak on, czyli Naruto Yūhi-Uzumaki-Namikaze i nie było w tym nic dziwnego, przynajmniej dla niego. Miał trójkę rodziców, których zawsze będzie kochał i nic tego nie zmieni. Wiedział tylko, że za wszelką cenę ochroni Kurenai, która okazała mu tyle miłości i akceptacji, że postanowiła się nim zaopiekować. Był jej cholernie wdzięczny. Do końca życia, a może i dłużej.
Zakończył modlitwę i rozmowę z rodzicami, po czym z uśmiechem wstał i z przybraną matką ruszył na trening.
×××
Jesteście ciekawi o czym rozmawiał Naruto z Minato i Kushiną? ;)
I co sądzicie o tym rozdziale i wszelkich wątpliwościach Kurenai czy według was jest dobrą matką?
Mam nadzieję, że wam się spodobało ^^
Trzymajcie się i kolejny za dwa tygodnie!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro