Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

◇ Rozdział 10 ◇

Dzięki za dwa tysiące wyświetleń <33

×××

Naruto nie rozumiał, co działo się z jego przyjacielem, który od kilku dni był ciągle ponury i zdystansowany. Chłód, którym emanował odrzucał blondyn, który po tylu latach samotności wśród rówieśników, chciał się trochę pobawić.

Sasuke miał jednak inne plany, chciał dorwać swojego brata i go zniszczyć za to wszystko, co zrobił mu i reszcie jego rodziny. Nie rozumiał, czemu niektórzy przeżyli, jednak najbardziej był wściekły, że Itachi pozbawił go matki. Przez głowę młodego Uchihy przeleciały wspomnienia zabawy i treningu z starszym bratem oraz jego dające mu otuchę słowa przed ojcem, który w niego nie wierzył. Wyrzucił to wszystko z głowy, jak nic nieznaczącego śmiecia, to już nie istniało, zostało zdeptane w dzień masakry klanu.

Naruto spojrzał na przyjaciela, który siedział zamyślony i w ogóle nie słuchał na lekcji. Szturchnął go, kiedy Iruka zadał czarnowłosemu pytanie, ale ten nawet nie odpowiedział, tylko dalej siedział pogrążony we własnych myślach. Młody Yūhi był zszokowany, Sasuke, którego znał, zawsze był żądny wiedzy, którą łatwiej było mu zapamiętać z lekcji.

— Daj mi spokój, głupku — powiedział tylko, a Naruto miał naprawdę ogromną ochotę nim potrząsnąć.

Nie miał pojęcia o co mu chodziło.

×××

— Mamooo... Sasuke dziwnie się zachowuje — wymarudził blondyn, kładąc się policzkiem na blacie.

Kurenai spojrzała na niego lekko zdziwiona, jednak po chwili jej mina zmieniła się na przygnębioną. Wiedziała, co się stało i dlaczego Sasuke zachowuje się tak, a nie inaczej. Był zdruzgotany i rozdary, został zdradzony przez najważniejszą dla niego osobę. Przez swojego własnego brata, którego podziwiał, kochał i szanował, nie mogło się to skończyć inaczej niż złamanym, pełnym żalu sercem i chęcią zemsty, ponieważ Itachi zabrał mu większość jego członków rodziny.

Kurenai pogłaskała syna po głowie i westchnęła, to nie był żaden łatwy temat i chociaż wiedziała, że będzie takich więcej, to nie była z tego powodu zadowolona.

— Naruto, Sasuke ma bardzo ciężki czas, nie chciałam ci tego mówić, ale jesteś na tyle dojrzały, że zrozumiesz — usiadła przy stole w kuchni i wskazała mu miejsce naprzeciw siebie, dzieciak usiadł. — Dwa dni temu, wymordowano Klan Uchiha, nie wszystkich, ale znaczną większość. Zrobił to brat Sasuke, Itachi — jinchūriki Kyūbiego zamarł i spojrzał na matkę z szokiem, poznał starszego Uchihe i nie spodziewał się po nim takiego czynu.

— Ale jak to?! Przecież Itachi zawsze miał w głowie tylko Sasuke, dattebayo!

— Naruto, to nie jest takie proste. Nie mamy pojęcia, czemu to zrobił, ale ich własnych rodziców też zabił, więc jest niebezpieczny. Jeśli kiedykolwiek go spotkasz, to módl się, żeby cię nie zauważył, a jak już zauważy, to wiej, gdzie pieprz rośnie, jeśli dasz radę.

— Ale ty mnie ochronisz! Jesteś supersilna, mamo!

— Oczywiście, skarbie — uśmiechnęła się, chociaż w środku była zaniepokojona, bo nie dorastała Itachiemu do pięt, był zbyt dobry. — Idź się przebrać, potrenujemy.

Pozostało jej wyszkolić Naruto tak, aby był w stanie się obronić.

×××

Yūhi zamachnął się łokciem, chcąc trafić matkę w brzuch, ta jednak odskoczyła i złożyła pieczęcie. Naruto rozszerzył oczy, po czym je zamknął i całkowicie skupiony zebrał chakrę do oczu, aby rozproszyć genjutsu Kurenai. Wymyślił to całkiem niedawno, zamiast używać pieczęci, lokował chakrę w oczach, aby swoją własną energią przebić tą iluzji. To nie było nic skomplikowanego, ale nikt wcześniej jakoś na to nie wpadł, a Uzumaki-Namikaze był mistrzem łatwych rozwiązań. Wysunął przed siebie jedną rękę, aby chronić przód, drugą nieco za siebie, z nogami zrobił podobnie. Kure postanowiła nic nie mówić o jego stylu walki, był tak nieprzewidywalny, że nawet ta poza zbytnio jej nie dziwiła. Jej byłoby niewygodnie, ale Naruto wydawał się rozluźniony. Jedyne co ją niepokoiło to nieprzygotowane do składanka pieczęci ręce jej syna, zastanawiała się, co znowu wymyślił jej dzieciak, tym bardziej, że tym razem miał do czynienia z średnim, a nie słabym genjutsu. Chłopiec wydawał się na zdecydowanego, chociaż nadal stał z zamkniętymi oczami. Zaatakowała, chciała go chwycić za ramię i powiedzieć, że przegrał, ale w tym momencie Naruto otworzył oczy, które jarzyły się błękitem. Niby nic się nie zmieniło, kolor był taki jak zawsze, ale Kurenai zauważyła zebraną wokół tęczówek chakrę, która poruszała się, jak niespokojny ogień. Potem wszystko działo się szybko, chłopiec złapał ją za dłoń i przerzucił przez ramię, jednak Yūhi udało się utrzymać na nogach i odskoczyła.

— Naruto, co to było? Nie użyłeś pieczęci — mruknęła niepewnie kobieta, zastanawiając się, czy może Kyūbi mu jakoś pomógł.

— Wymyśliłem to niedawno, mamo! — powiedział dumny dziewięciolatek i przybrał jedną z własnych póz zwycięstwa. — Zbieram chakrę w oczach i nią przebijam się przez twoją iluzję. To jest super, bo widzę dookoła chakrę twojej iluzji i kiedy mnie atakujesz, to dla mnie to wygląda tak, jakby wyłaniała się ręka z tej energii — mówił podekscytowany. — Nie lubię pieczęci, bo rozprasza od razu całą twoją energię i mnie to dekoncentuje, zamiast skupić się na tobie, skupiam się na tym, że iluzja znika, więc wymyśliłem, że po prostu moja chakra będzie rozpraszać twoją i będzie mi pokazywać, gdzie jesteś.

Spojrzał na nią, jak zadowolony piesek z miną „pochwal mnie, pochwal mnie”. Kurenai była w szoku, jego pomysł był łatwy i mądry, dla ludzi, którzy łatwo gubią koncentrację, była idealna. Spojrzała na syna, jak na największy cud świata i podeszła do niego, po czym ucałowała go w czoło.

— Naruto, jesteś genialny — kucnęła przy nim. — Minato i Kushina byliby z Ciebie tacy dumni, skarbie.

Niebieskooki na tę pochwałę uśmiechnął się szeroko i przytulił mocno czarnowłosą matkę.

— Nauczę cię tego, mamo! Wtedy będziesz mogła pokonać każdego Uchihe! — rzucił wesoło chłopiec i zaczął skakać pełen energii. Kurenai postanowiła nie niszczyć mu wyobrażeń o tym, że na kogoś z tego klanu może to nie działać. Sharingan był straszną mocą.

— Jasne, wytłumacz mi wszystko jak się robi.

Miała jeszcze czas, żeby mu to powiedzieć.

×××

Sasuke wszedł do swojego domu i rozejrzał się po nim, jakby nic w nim nie mogło już go zaskoczyć. Spojrzał na podłogę, na której jeszcze kilka dni temu leżeli jego martwi rodzice. Pamiętał, jak zmywał ich krew, kiedy zabrali ciała rozprute kataną. Pamiętał, jak płakał za nimi każdego dnia. Pamiętał pieczenie rany zadanej przez Itachiego. Pamiętał nieprzerwane palące uczucie chęci zemsty. Wiedział, że chce zniszczyć Itachiego, zabić go, posiekać, torturować, wymazać z tego świata. Uchiha zacisnął pięści i przeszedł do kolejnego pomieszczenia, ukochana porcelana matki nadal była w kredensie.

— Już nie — mruknął i podszedł do mebla, po czym otworzył go i zrzucił wszystkie naczynia za ziemię. Huk i brzęk porcelany długo siedział w jego głowie, tak samo, jak stukot tych talerzy i misek, kiedy matka rozkładała je na stół. Pewnie teraz przewracała się w grobie, to naprawdę była jej ulubiona porcelana.

Zmarkotniał, przypomniał sobie, że pogrzeb miał dopiero się odbyć niedługo, ponieważ było tyle ciał, że ludzie zajmujący się pogrzebami nie byli w stanie załatwić to w jeden tydzień. Przejechał dłonią po oparciu krzesła przy stole w kuchni, kilka drzazg wbiło mu się w rękę, ale nie zwrócił na to uwagi, pamiętał, że kiedyś ciągle narzekał ojcu, że rani sobie ręce. Teraz marzył o tym, aby mógł znowu mu na to ponarzekać. Niestety, nie mógł cofnąć czasu i zabić Itachiego w śnie, zanim ten dopuścił się tej obrzydliwej zbrodni.

Wyszedł z ponurego domu przywódcy klanu Uchiha, który był kiedyś jego domem i ruszył w stronę domu przyjaciółki Mikoto, która go przygarnęła po tym wydarzeniu.

Musiał dokonać zemsty.

×××

Cześć :3

Sorki, że nie było rozdziału, ale potrzebowałam trochę nad nim pomyśleć, nie miałam pojęcia, co mam napisać. Mam nadzieję, że pomimo nudy jaka w nim panuje, to wam się podobał ;)

Niedługo wyjdziemy z Akademii i na pewno coś wymyślę ;D

Jakie wrażenia po rozdziale?

Do następnego! :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro