VI. 𝐭𝐡𝐞 𝐞𝐧𝐝 𝐨𝐟 𝐚𝐥𝐥 𝐭𝐡𝐢𝐧𝐠𝐬
Irvine 06.05.2018
Dante siedział w pralni wykonując ostanie transakcje. Za dwadzieścia minut miał się spotkać ze swoim zleceniodawcą, który miał odebrać od niego gotówkę. Ziewnął głośno przeciągając się na krześle. Siedział tutaj całą noc zapijając się energetykami i pochłaniając dwie porcje chińskiego żarcia z ulubionej knajpy. Niestety miał wiele takich zleceń i ostatnio ledwo wyrabiał się z terminami odbioru, a nie chciał tracić reputacji najlepszej "firmy" w okolicy. Zawsze szybko ogarniał zlecenia i sumiennie wykonywał powierzone mu zadanie. W końcu ostatnie lata obserwował wiele osób takich jak on i szkolił się. Początkowo Adam był przeciwny temu w jaką stronę zmierza jego podopieczny, ale w końcu odpuścił widząc jakie osiągnięcia ten ma w tak młodym wieku.
Jego sama relacja z Wallace'm stała się bardziej formalna jak szef i przełożony, którzy po pracy byli dobrymi przyjaciółmi. Dante po dziewiętnastce się przeprowadził do własnego małego mieszkania przez co z Adamem widział się albo w pralni albo jak obydwaj mieli wolny wieczór. Czy tęsknił za relacją ojciec-syn? Może trochę. Jednak wiedział, że na siwowłosym mógł zawsze polegać i ten przyjdzie mu z pomocą nieważne gdzie, kiedy i w jakich okolicznościach. A siwowłosy wiedział, że czarnowłosy zawsze będzie go ochraniał własną piersią. Mimo oddalenia czuli, że są jeszcze bardziej związani ze sobą.
I tak miały sobie dni na praniu pieniędzy, kilku bójkach i zanudzaniu się przed serialami. Jeśli nie było nic ciekawego do oglądania to biegał po mieście, rzadko wchodząc na swoje ukochane dachy by podziwiać widoki. Wolał swoje domowe zacisze, które było odcięte od głośnych, śmiejących się ludzi, którzy go drażnili. Nie wiedział do końca czym. Albo i wiedział? Chyba wkurzał go fakt, że nie wiedział o czym z nimi rozmawiać. Wszyscy chwalili się związkami, imprezami czy studiami. On nie chciał takiej drogi i nie pasował do tych pełnych ambicji młodych ludzi cieszących się życiem i z nadzieją wpatrujących się w przyszłość. On swoje przeżył za dzieciaka i wiedział jak wygląda świat od tej brutalnej strony i nie potrafił na nic już patrzeć z nadzieją. W szczególności po tym jak zabił Zack'a i jego ludzi. Zrobił sobie nawet tatuaż jako przestrogę, a do teraz we śnie prześladowały go ich martwe twarze, które dołączyły do rodziców i siostry obwiniając go o swój los. Na pewno miał poważne problemy z psychiką, ale nie chciał iść do specjalisty. W końcu od zawsze sobie radził z myślami i nikt nie zapanuje nad nimi lepiej niż on sam.
Przeciągnął się na krześle patrząc na ciąg zer przed sobą na ekranie komputera. Była to naprawdę spora kwota, którą usiał ulegalnić w dość krótkim czasie. Miał nadzieję, że nigdzie nie popełnił błędu i nie odkryją całej operacji przeprowadzonej na pieniądzach. Uśmiechnął się pod nosem i wypijając do końca energetyka napisał do Jessie, że jej szef może przyjechać po odbiór. W tym czasie zegary wybiły trzecią w nocy, a psy na ulicach zaczęły głośno wyć. Noce w mieście stały się jeszcze niebezpieczniejsze niż to parę lat temu.
A głównie chodziło o policję, którą zaczął dowodzić nowy szef. Benjamin Muller był Amerykaninem niemieckiego pochodzenia, który zatrudnił się w jednostce trzy lata temu. Dość szybko dzięki zaangażowaniu i skuteczności swoich akcji wspinał się po szczeblach kariery, by jakieś trzy miesiące temu objąć stanowisko Szefa Policji. Jednak tym samym pozbył się skorumpowanego przełożonego i zaczął brać się za czystki. Wywalił większość przekupionych funkcjonariuszy, a część sama zrezygnowała bojąc się o pracę. Przeprowadzał skuteczne akcje ujawniające przekręty i przestępstwa. Oczywiście to sprawiło, że Dante pilnował się jeszcze bardziej, a Adam wyrywał włosy z głowy bojąc się o swój ciężko zdobyty majątek.
Ocknął się kiedy usłyszał głośne pukanie do drzwi. Jęknął głośno i ledwo przytomny podszedł do drzwi otwierając je. Za nimi stała średniego wzrostu blondynka o dużych zielonych oczach i delikatnym uśmiechu. Oczywiście ubrana była w jaskrawo zieloną bluzkę z dekoltem i krótkie spodnie z wysokim stanem, które eksponowały jej długie nogi. Za nią stało dwóch wysokich ciemnowłosych facetów w okularach przeciwsłonecznych chociaż był środek nocy. Wpuścił ich do mieszkania, które robiło za jego prywatne biuro, gdzie przyjmował klientów.
- Spodziewałem się raczej Isaaka niż ciebie - stwierdził szczerze prowadząc ich do małego salonu.
- Wiesz jak to z nim jest. Wiecznie zajęty i nawet czasu nie a by zająć się własną forsą - westchnęła teatralnie zarzucając gęste loki na plecy - Jest taki nieodpowiedzialny~
Dante uniósł jedna brew do góry kiedy kobieta przed nim puściła mu oczko. Strasznie nie znosił Jessie i tolerował ją tylko dlatego, bo z jej partnerem mieli dobry podział pieniędzy za pracę. Zawsze gdy przychodziła tu sama to próbowała go podrywać, a raz na jednej imprezie i jedynej na jaką dał się wyciągnąć, pijana prawie zrobiła mu laskę. Dlatego zawsze obdarowywał ją chłodnym spojrzeniem i obojętnością, ale blondynkę chyba to jedynie coraz bardziej pociągało.
Ignorując jej słowa poszedł do swojego biura i po chwili wrócił z niego trzymając w dłoni dwa telefony. Jeden z nich podał kobiecie, która niezadowolona faktem, że jej flirt został ponownie zignorowany wzięła go do ręki.
- Tak jak umawiałem się z Isaakiem, 28% dla mnie reszta dla was - mruknął cicho wchodząc w konto bankowe, na którym widniała kwota sześciu milionów dolarów.
- Tanio się cenisz - zaśmiała się zielonooka uśmiechając się szeroko widząc jak na jej pustym koncie pojawia się informacja o przelewie.
- Zależy kto jak na to patrzy - odparł bez emocji wkładając telefon do kieszeni spodni - Pamiętaj by jak najszybciej je wypłacić i wszystko powinno być w porządku - dodał od razu.
- Tak, tak. Wiem to. Przecież nie pierwszy raz u ciebie jestem Dante - westchnęła przewracając oczami i podchodząc bliżej niego wystukując powoli rytm obcasami - A może nie chciałbyś małej dopłaty za twoją uczciwość i odpowiedzialne zajmowanie się pieniędzmi Isaaka? - szepnęła mrużąc oczy i kładąc drobną dłoń na jego klatce piersiowej.
- Nie jestem zainteresowany. Poza tym ludzie twojego chłopaka dalej na nas patrzą - prychnął cicho odtrącając dłoń wkurzonej kobiety - Jessie powtarzałem ci to wiele razy, nie jestem zainteresowany twoim towarzystwem - syknął zakładając ręce na torsie.
- Jeszcze będziesz mnie błagał bym z tobą poszła do łóżka Dante - prychnęła ostentacyjnie i obrażona opuściła mieszkanie, a za nią dwóch ochroniarzy podążających jak dwa wielkie cienie.
Czarnowłosy westchnął jedynie ciężko. Naprawdę nie miał już siły do tej dziewczyny. Nic do niej nie docierało, a fakt, że ma partnera wcale jej nie ograniczał przed flirtowaniem z innymi. Capela naprawdę nie rozumiał takiego zachowania, cenił w końcu lojalność wobec ludzi i szczerość. Nie rozmyślając dłużej zabrał swoje rzeczy z prowizorycznego biura i wyszedł zamykając drzwi. Myślami był już w wygodnym łóżku pod kołdrą z kubkiem dobrej herbaty i serialem. Zbiegł po schodach na sam dół i wyszedł na pustą ulicę.
Lampy świeciły jasno, a wokół nie było żywej duszy. Panowała trochę przerażająca cisza, w której dało się usłyszeć jedynie pracę żarówek. Wszystkie okna w budynkach były ciemne, a na sygnalizacjach świetlnych świeciło się jedynie żółte światło. Całe miasto spało spokojnie, by z samego rana wrócić do swojej rutyny. Dante zarzucił kaptur na głowie i znudzony zaczął iść w stronę domu. Niestety ostatnio jego auto zostało pożyczone przez jednego z pracowników Wallace'a i niefortunnie jegomość rozbił się na jednej ze stacji benzynowych. Oczywiście dostał pieniądze na zakup nowego, bo jego stare nadawało się jedynie na złom, ale nie potrafił znaleźć czasu na wycieczkę do salonu. Poza tym było ciepło, a jego mieszkanie znajdowało się zaledwie piętnaście minut drogi od "biura". Nie było aż tak pilnej potrzeby.
Wsadził głębiej dłonie w kieszenie i myślami zszedł do przeszłości. Często tam wracał. Starał sobie przypomnieć tak wiele rzeczy, które w jego umyśle stały się mgliste. Niewyraźne, za matową szybą stały postacie, które coś krzyczały, ale nie wiedział co. To był dziwny aspekt jego psychiki, której nie rozumiał. Wiedział, że w czasie koszmarów widzi dokładnie wszystkie twarze, wszystkich osób, które wpłynęły na jego życie. Jednak po przebudzeniu te znowu miały na sobie czarny welon i nie pozwalały świadomości go zdjąć. I tak nie pamiętał zupełnie ojca, ale wiedział, że jego krzyk i twarz wykrzywiona w gniewie budziła go niejednokrotnie. Czuł, że łzy podczas snu wzbierały się z powodu widoku ciała matki, ale na co dzień nie mógł przywołać tego obrazu. Siostrę widział jedynie jako postać stojącą w wejściu sierocińca, która głośno płakała i pytała czemu ją zostawił. Zack'a i jego towarzyszy najlepiej pamiętał, w końcu było to zaledwie trzy lata temu. Za dnia był znudzony, obojętny na wszystko, a głowa działała sprawnie, jeśli mógł to tak określić. Jednak w nocy gdy nie miał kontroli nad myślami te przejmowały kontrolę, a wewnętrzne demony nie pozwalały odpocząć.
Pokręcił głową i zatrzymał się na chwile przy sklepie całodobowym. Zastanawiał się czy nie kupić sobie czegoś do jedzenia. Może jakąś mrożoną pizzę lub zupkę chińską? Albo mógł się skusić się na kupienie kilku składników i upieczenie zapiekanki. Jego wewnętrzną dyskusję przerwał dzwoniący telefon. Wyciągnął go z kieszeni spodni i zmarszczył brwi widząc na ekranie kontakt "Adam". Zastanawiał się czego ten człowiek chciał od niego o prawie czwartej nad ranem. Nie czekając dłużej przeciągnął zieloną słuchawkę i przyłożył telefon do ucha.
- Halo? Adam wszystko okey? - spytał lekko zaniepokojony.
- Hej młody! Jakby... Mógłbyś wpaść rano do mojego mieszkania i spakować mi parę ubrań jakiś luźniejszych? - zapytał nerwowo mężczyzna.
- Nie ma problemu - odparł kierując się już do domu - A co się stało, że nie możesz sam ich wziąć? - zadał pytanie marszcząc brwi.
- Emm... Powiem ci jutro. Rano wyśle ci GPS gdzie masz mi te ciuchy podrzucić - zaśmiał się nerwowo, co było do niego niepodobne.
Dante chciał jeszcze się go dopytać o dziwne zachowanie, ale Wallace szybko się rozłączył. Zdziwiony patrzył na swój telefon nie rozumiejąc nic z tej krótkiej rozmowy. Adam ewidentnie był nerwowy i nie miał nad czymś kontroli. Tylko pytanie nad czym. Teraz jednak nic nie wskóra, więc uznał, że skoro i tak z rana będzie musiał wstać wcześnie to przydałoby się przespać chociaż te cztery godziny. Westchnął ciężko na myśl, że jutrzejszy dzień nie będzie należał do najłatwiejszych.
︿︿︿︿
Poranek dla Capeli był dość ciężki. Zasnął dopiero koło piątej przez co spał z dwie godziny. Następnie okazało się, że skończyła się jego ulubiona kawa, a w całym bloku wywaliło prąd. Autentycznie miał ochotę zostać w łóżku i przespać cały dzień, który od początku pokazywał, że nic dobrego się nie wydarzy. Jednak w końcu musi pomóc Adamowi. Dlatego niechętnie wyszedł z mieszkania by po drodze kupić słabą kawę. Gdy był już u Wallace'a na chacie, wspomnienia mimowolnie napłynęły do jego myśli na co delikatnie się uśmiechnął. Pierwsze spotkanie, próba zabójstwa mężczyzny, wszystkie te wygłupy podczas gotowania i wieczory gdzie głośno komentowali głupotę bohaterów w horrorach. Naprawdę zżył się z nim i martwił się o niego.
Spakował do czarnej torby parę koszulek, jakieś dżinsy i dresy oraz komplet bielizny. Zastanawiał się czy wziąć cos więcej, ale stwierdził, że miały być tylko ubrania to dostarczy tylko ubrania. Napisał do mężczyzny, że ma już wszystko i by wysłał GPS-a kiedy wychodził z mieszkania. Wziął też z niego kluczyki do auta, bo w końcu musiał do niego dojechać. Po kilku minutach dostał lokalizację Adama, którą od razu wbił w mapę. Zmarszczył brwi widząc, że miejscem docelowym było oddalone o trzydzieści minut od miasta więzienie. Co się do kurwy nędzy odjebało?
Na miejscu był kilka minut po dziewiątej. Z niepewnością w oczach patrzył na duży szary budynek za metalową siatką "ozdobioną" drutem kolczastym. Zaparkował przed wejściem i podszedł do strażnika, który chyba na niego specjalnie czekał. Bez słowa pokazał, że czarnowłosy ma podążać za nim i weszli do więzienia. Capela rozglądał się niepewnie, ale praktycznie wszędzie kręcili się zabiegani strażnicy, którzy czasem prowadzili ze sobą więźnia w pomarańczowym kombinezonie. Było czuć dziwnego rodzaju napięcie, a atmosfera była gęsta, że na spokojnie dałoby się powietrze przeciąć nożem. Oczywiście za nim udał się do sali spotkań został przeszukany, tak samo torba, którą miał ze sobą. W sumie trochę był zły na Adama, że nie napisał mu od razu gdzie się spotkają. W końcu przez pomyłkę mógłby wziąć coś co sprawiłoby im jeszcze większe kłopoty. Westchnął ciężko kiedy w końcu odzyskał swoje rzeczy, a strażnik przedstawił mu zasady wizytacji. Czterdzieści minut rozmowy, może mu dać tylko torbę, unikać kontaktu cielesnego, a jakby coś złego się działo to pod stołem jest specjalny dzwonek. Wszystko wysłuchał w ciszy i w końcu wpuszczono go do pomieszczenia.
Znajdował się tam tylko niewielki stolik z dwoma metalowymi krzesłami. Jedno z nich było już zajęte przez Adama, który słysząc skrzypienie drzwi przeniósł spojrzenie na czarnowłosego. Dante natomiast uśmiechnął się smutno i podszedł do niego kładąc torbę na stoliku. Widział, że mężczyzna przed nim jest zmęczony i ewidentnie złamany obecną sytuacją. On też był.
- Dzięki, że je mi przywiozłeś - zaczął cicho siwowłosy zgarniając torbę na ziemię - Siadaj, musimy pogadać. Szczerze - dodał poważnie wskazując miejsce przed sobą.
Niebieskooki posłusznie usiadł na krześle i od razu stwierdził, że było ono strasznie niewygodne. Ale czego on oczekiwał po więzieniu. Kolorowych foteli w kwiatki wyciągniętych jak z katalogu Ikei? Założył ręce na torsie i uporczywie wpatrywał się w starszego mężczyznę, który z uśmiechem założył ręce za głową udając, że wszystko jest związane z jego wielkim planem. Jednak obydwoje wiedzieli, że żadnego planu nie było.
- Co się stało, że tu wylądowałeś? - spytał w końcu czarnowłosy przygryzając dolną wargę.
- Ktoś z moich bliskich współpracowników się na mnie rozjebał do Mullera. Ten mnie zgarnął jak jechałem do mieszkania i powiedział, że do czasu wyjaśnienia sytuacji będę mieszkał tutaj - odparł spokojnie patrząc za okno, w którym znajdowały się kraty.
- Wiadomo kto?
- Ja wiem, tobie ta informacja nie jest potrzebna - stwierdził wzdychając ciężko - Dante nie szukaj zemsty za mnie. Już za późno na wszystko. Przegrałem - dodał widząc zaskoczenie na twarzy młodszego.
Dante natomiast nie wiedział co powiedzieć. Jak to przegrał? Jak tak łatwo Adam Wallace, który był dla niego przykładem upartości i silnej woli dążącej do wyznaczonych celów tak łatwo się poddaje i otwarcie mówi, że przegrywa? I jeszcze ten tekst, że ta informacja jest mu niepotrzebna. Oczywiście, ze jest! Trzeba znaleźć tego chuja i sprawić by pożałował swojej decyzji. Żeby wszyscy ludzie, którzy są lojalni wobec Adama o tym wiedzieli. Zawsze mógł wrócić po odsiedzeniu wyroku. Musiało być jakieś wyście. Wypuścił drżąco powietrze z płuc i oparł łokcie o stół łapiąc się za głowę. Nie mógł stracić Adama w taki głupi sposób. Myśl, że teraz bezczynnie siedzi tutaj, a nie próbuje jakoś rozwiązać tą chorą sytuację irytowała go.
- Dante, spójrz na mnie - szepnął Adam, a niebieskooki spojrzał na niego załamany - O mnie się nie martw dzieciaku. Jestem duży i przepraszam cię, że musimy w taki sposób to zakończyć - powiedział uśmiechając się cicho i poklepał go po głowie jak to miał w zwyczaju.
- Pozwól mi ci jakoś pomóc - mruknął powstrzymując łzy - Nie chce cię stracić. Nie chce stracić kolejnej ważnej dla mnie osoby - dodał cicho chowając twarz w dłonie.
Parę słonych łez zaczęło spływać mu po policzkach, ale nawet ich nie ścierał. Czemu znowu wszystko się rozsypywało jak domek z kart? Znalazł w końcu swoje miejsce, które mógłby nazwać domem. Czuł się tutaj bezpieczny, szanowny, a przede wszystkim kochany. A teraz osoba, która mu to wszystko dała oświadcza mu, że to koniec. Koniec jego spokoju i szczęścia. Koniec wszystkiego.
- Nic już nie zrobimy młody - stwierdził smutno starszy - Zamknęli mnie specjalnie by mieć czas znaleźć na mnie brudy. Muller dostanie poklask od społeczeństwa za wsadzenie mnie za kratki, a ta osoba przejmie władze - wytłumaczył prychając kpiąco.
- Jebany Muller - przeklął cicho podnosząc zaszklony wzrok.
- Tu się zgodę - zaśmiał się cicho siwowłosy - Ale jest jeszcze jedna sprawa Dante - rzekł poważnie, a widząc na sobie skupiony wzrok podopiecznego kontynuował - Musisz wyjechać z Irvine.
- Co?! Czemu?! - krzyknął oburzony podnosząc się na równe nogi - Dobrze, rozumiem, e nie powstrzymamy twojego wyroku, ale nie zmusisz mnie do opuszczenia miasta! Musisz mieć kogoś tutaj - mówił chaotycznie gestykulując, ale przerwały mu ręce Adama, który ze spokojnym uśmiechem ujął jego odpowiedniczki.
- Nie chce byś wyjeżdżał, bo będę tęsknić dzieciaku. Ale nie mogę cię narażać, że ze względu na naszą relację ktoś będzie chciał cię skrzywdzić. Za dużo wycierpiałeś się, żebym i teraz dokładał ci zmartwień - wytłumaczył powoli rozklejając się - Jesteś moim synem i są w pełni świadomi twojego poświęcenia dla mnie. Jesteś dla nich zagrożeniem, dlatego muszę cię zmusić byś stąd wjechał.
Dante wyrwał dłonie i zaczął krążyć po pomieszczeniu trzymając się za głowę. Chciał płakać, krzyczeć, coś zniszczyć, a najbardziej dorwać tą małą kurwę, która sprawiła te chaos. Nie rozumiał dlaczego życie go tak nienawidziło i wszystko co kochał było mu prędzej czy później odbierane, a on sam nie mógł znaleźć sobie stabilnego miejsca do życia. I myśl, że znowu ktoś chce się go pozbyć, bo jest problemem. Znowu te myśli, które pojawiły się lata temu w jego głowie. Spojrzał na Adama, który był równie smutny i załamany jak on. Był ciekaw jakie myśli krążą pod tą siwą czupryną. Czy wspomina te wszystkie wspólne chwile czy przeklina los, że go przygarnął. Czy ogólnie Adam żałował, że się nim zajął.
- To co mam zrobić? - spytał szczerze opierając się o ścianę koło okna - Piorę gotówkę i to mi najlepiej w życiu wychodzi - dodał czując, że jest na granicy załamania nerwowego.
- Pomogę ci Dante. Nie zostawię cię w tej sytuacji na lodzie - odparł pewnie mężczyzna wstając i podchodząc do niego - Pewien szef policji w Los Santos jest mi winny przysługę - zaczął i wyciągnął list z kieszeni bluzy - Jedź do Los Santos, znajdź Sonny'ego Rightwilla i daj mu ten list.
- Mam zostać policjantem? - spytał śmiejąc się gorzko - Naprawdę Adam? Ja? Chłopak, który jest ostatnią osobą do zostanie funkcjonariuszem policji - dodał cały czas się śmiejąc.
- Masz czystą kartotekę, szybko się uczysz - stwierdził poważnie dalej trzymając kopertę w dłoni - Jeśli ja twierdzę, że się tam nadasz to się nadasz. Musisz odciąć się od tego życia. Od prania pieniędzy, tamtego zabójstwa i ode mnie byś mógł być bezpieczny i stworzyć nowe stabilne życie - dodał uśmiechając się pocieszająco.
- Czyli to pożegnanie - bardziej stwierdził niż spytał biorąc niepewnie papier do ręki.
- Będę tęsknić Dante i cieszę się, że trafiłem na ciebie dzieciaku - mruknął cicho przytulając go do siebie.
- Dziękuję, że się mną zająłeś - szepnął wtulając się w niego.
Było to ciężkie. Dla nich obydwu. Mimo iż minęło koło pięciu lat odkąd się poznali, byli dla siebie rodziną. Zawsze byli dla siebie wsparciem, ucieczką od nieprzyjemnej rzeczywistości i czymś więcej niż przyjaciółmi. Dlatego myśl, że to ich ostatnie spotkanie, po czym będą udawać, że siebie nie znają była okropna. Zmusić się do zapomnienia tych przyjemnych chwil bolała i sprawiała, że Dante chciał spalić to całe miasto w cholerę. Zniszczyć i wyrwać tym wszystkim ludziom szczęście, które jemu zostało teraz brutalnie wydarte.
Po kilku minutach odsunęli się od siebie ze smutnymi uśmiechami, które były niemym życzeniem sobie lepszego jutra. Dante nie chciał przeciągać pożegnania dlatego schował głęboko w kieszeń list i wyszedł z pomieszczenia nie oglądając się za siebie. Czuł okropny ból w sercu, który sprawiał dyskomfort, a łzy same cisnęły mu się do oczu. Jednak musiał być silny. Dla Adama i dla samego siebie. Opuścił szybko mury więzienia, a kiedy znalazł się na zewnątrz spojrzał na pochmurne niebo, które idealnie obrazowało jego samopoczucie. To był koniec. Teraz zostało się spakować i wyjechać w poszukiwaniu niejakiego Sonny'ego Rightwilla.
- Oby tylko Adam miał rację, że się tam nadam - szepnął cicho i ruszył w stronę auta, kiedy pierwsze krople deszczu uderzyły go w twarz.
Znowu kończył jedno życie, na rzecz drugiego. Czy tak już musiała wyglądać jego podróż przez świat?
Rozdział krótszy, ale następny, a zarazem ostatni będzie na pewno dłuższy i lepszy. Do usłyszenia następnym razem :))
Fun fact: Rozdział "opublikowałam" wczoraj, ale Wattpad się zesrał :))
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro