Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

IV. 𝐜𝐫𝐢𝐦𝐢𝐧𝐚𝐥 𝐚𝐧𝐝 𝐥𝐢𝐚𝐫

Irvine 03.06.2013

Adam Wallace był spokojnym człowiekiem. Mieszkał sobie w małym mieszkanku w centrum miasta wraz z pieskiem, który wabił się Felix. Przystojny trzydziestosiedmiolatek ze słabością do czarnej, jak jego oczy  kawy i ładnie pachnących perfum. Zawsze siwe pofarbowane włosy były zaczesane do tyłu, a ciemny odrost był kontrolowany przez fryzjera. Lep na kobiety, z którymi lubił flirtować, ale nigdy nie był w stałym związku. Jednak jeden aspekt był nieznany w życiu tego mężczyzny. Była nią jego praca. Ani sąsiedzi ani starzy znajomi nie wiedzieli czym od kilku lat zajmował się ich przyjaciel. Jednak póki nie spał pod mostem i nie prosił o pieniądze nikt nie wtrącał się i nie dopytywał co jemu było na rękę.
Bo praca Adama nie była w żadnym stopniu legalna. Około dwudziestego drugiego roku życia wpadł w długi u pewnego dilera, dla którego zaczął pracować. Jednak po krótkim czasie okazało się, że miał lepszą smykałkę do tego niż tamten facet. Wtedy też stwierdził, że były to łatwe pieniądze, które ustawią go do końca życia. Nie mógł przegapić takiej okazji. Zabił tamtego dilera i z łatwością przejął jego teren, jak i dostawców. Rzucił studia na rzecz kręcenia się w szemranym towarzystwie i umacniania swojej pozycji w półświatku przestępczym. Po trzech latach dorobił się własnego garażu gdzie wyrabiali narkotyki jak i małe plantacje marihuany. Oczywiście do pomocy zebrał kilku ludzi, którym najbardziej ufał, ale zawsze patrzył im na ręce. Nie mógł doprowadzić do takiej samej sytuacji jak tamten diler. Wszyscy byli pod nim i wiedzieli, że słowa sprzeciwu skończą się karą, a zdrada śmiercią. Nikt jednak nie chciał odchodzić od niego, był jedną z ważniejszych osób w podziemiach miasta, a jego ochrona dawała dużo. Jakoś sześć lat temu zajął się praniem brudnych pieniędzy dla mafii, które wykradały ją z banków. Był to strzał w dziesiątkę i sprawiło, że do jego portfela zaczęły wpływać kolejne setki tysięcy dolarów. Nie obnosił się jednak majątkiem, który inwestował w kolejne narkotyki czy mieszkania do prania pieniędzy. Gdyby zaczął nagle kupować drogie samochody i wybudował drogą willę to bardzo szybko zwróciłby na siebie uwagę policji. Jednak miał jedną zasadę, której się trzymał odkąd został przestępcą. Nikt nie zginie z ręki jego grupy jeśli ich bezpośrednio nie zaatakują. Wolał wyniszczać ich swoją siłą pieniędzy i respektu w mieście niż zwyczajnie zabić. Było to za łatwe.

Dlatego zdziwił się kiedy to o drugiej w nocy dostał telefon, że do jednego z mieszkań, gdzie przechowywali torby z pigułkami ktoś się włamał. Nie było tam nic aż tak wartościowego, ale dalej było jego terenem. Wściekły kazał im schwytać włamywacza i przywieźć do apartamentu, które robiło za jego prywatne biuro. Siedział w fotelu paląc papierosa i czekał na swoich ludzi. Nikt nie miał prawa poznać chociażby jednego sekretu jego imperium. Odwrócił głowę gdy do pokoju weszło dwóch wysokich mężczyzn w czarnych strojach. Ciągnęli ze sobą ciało, które zapewne było nieprzytomnym włamywaczem.

— Znamy go? — spytał od razu zaciągając się papierosem.

— Nie, ale mogli go wynająć — odpowiedział od razu jeden z nich i rzucili włamywacza na ziemię — Trochę go skopaliśmy, bo strasznie się wyrywał sukinsyn — warknął trącąc glanem chłopaka, który zaczął odzyskiwać przytomność.

Adam kiwnął głową na znak, że rozumie i ruchem ręki kazał by ci stanęli przy drzwiach, co też zrobili. Dalej paląc papierosa podszedł do leżącego ciała chcąc samemu zobaczyć kogo to konkurencja zatrudniła do tej pracy. Kucnął przy nim i dość niedelikatnie przewrócił go na plecy, na co chłopak jęknął z bólu. No właśnie, był to chłopak. Adam stwierdził, że nie mógł mieć nie więcej jak siedemnaście lat. Długa czarna grzywka zasłaniała bladą twarz nastolatka, który miał rozciętą wargę. Sam wyglądał strasznie licho. Po twarzy było widać, że jest wychudzony oraz nienaturalne blady, co kontrastowało z ciemnymi worami pod oczami. Na sobie miał znoszoną bluzę i jakieś podarte dżinsy. Siwowłosy uniósł zaskoczony brew w górę. Może był to jakiś ćpun, który wisiał hajs u kogoś i żeby spłacić dług wynajęli go do włamania? Widząc, że czarnowłosy nie kontaktuje do końca podwinął rękaw jego bluzy chcąc sprawdzić czy ma czyste ręce. O dziwo nie dostrzegł żadnych ran ciętych czy kłutych na żyłach, co jeszcze bardziej zgubiło z tropu. Nie mógł uwierzyć, że jakiś zwykły dzieciak tak po prostu tam trafił. Nagle chłopak się wybudził i wyrwał rękę mężczyźnie patrząc na niego podejrzliwie. Sam Adam zdziwił się dość mocno, a czarnowłosy podniósł się do siadu dalej go obserwując. Czuł się jakby zaraz miał się na niego rzucić i rozszarpać na strzępy. Jego niebieskie oczy mimo ich zmęczone miały tą iskrę walki. 

— Kim jesteś i gdzie ja jestem? — spytał słabo czarnowłosy trzymając się za żebra.

— Chyba nie domyśliłeś się jeszcze, że to ja tutaj zadaje pytania — odparł spokojnie wyciągając broń z kabury i celując mu między oczy — Więc zalecam grzeczniej odzywać się do starszych — dodał uśmiechając się sztucznie.

— Zabijesz bezbronną osobę Wallace? — prychnął cicho niebieskooki przybliżając swoje czoło do spluwy — Wybacz, ale trochę słyszałem o Tobie i twoich znajomych by wiedzieć, że raczej tego nie zrobisz — wytłumaczył widząc zdezorientowanie na twarzy mężczyzny.

Ten jedynie prychnął głośno i uderzył go w twarz z pięści. Nastolatek poleciał do tyłu i ponownie upadł na plecy. Adama wkurzali tacy jak on. Pewni siebie, aroganccy i mający gdzieś, że w każdej chwili mogą stracić życie. Dla niego była to najważniejsza wartość i chociaż każdy mu mówił, że jego zasada była głupia, on jej się trzymał już tyle lat i nie miał zamiaru rezygnować. Każdy miał prawo żyć, a tylko jego decyzje sprawiały czy będzie ono dobre i pełne sukcesów czy marne jak insekt, którego należy zniszczyć. Powoli podszedł do chłopaka, który wycierał rękawem bluzy krew z twarzy. Znowu obdarował go tym dziwnym spojrzeniem. Dosłownie jakby w ciele nastolatka były dwie osoby. 

— Kto cię zatrudnił i po co włamałeś się do mieszkania? — spytał chłodno — Jeśli będziesz grzecznie odpowiadać to możesz nawet szybko umrzesz — dodał celując znowu mu w głowę.

— Od razu kto cię zatrudnił — westchnął ciężko uśmiechając się kpiąco — Sam z siebie tam wlazłem. Nie wiedziałem, że to kolejne twoje mieszkanie. Zatrudniłeś kogoś nowego do pilnowania go?

— Co ty pierdolisz? 

— Odpowiadam grzecznie na twoje pytania — odparł spokojnie — Nikt mnie nie zatrudnił. Chciałem okraść jakieś puste mieszkanie, a to wydawało się takie. Pomyliłem się Wallace! Nie chciałem wchodzić na twój teren, bo nie jestem głupi i wiem jakie są tego konsekwencje — powiedział unosząc ręce w geście obronnym.

Siwowłosy zgłupiał. Chłopak się po prostu włamał? Wie mniej więcej gdzie są jego magazyny? Zwykły dzieciak, który ma co najwyżej siedemnaście lat?! Najbardziej zaniepokoiło go słowo "kolejne twoje mieszkanie". Było to niedorzeczne. Nikt z jego prywatnych wynajętych detektywów nie mógł ich znaleźć. Były losowe i regularnie zmieniane. Poza tym wydawało się jakby naprawdę ogarniał co się dzieje w świecie przestępczym.  Przeklął cicho i przeczesał włosy dłonią. Młody mógł kłamać. Jakoś musiał bardziej go przycisnąć.

— Myślisz, że ci wierzę? — prychnął kpiąco — Jakim cudem niby taki dzieciak jak ty mógłby cokolwiek się takiego dowiedzieć? To zwykły blef. 

— Najbardziej otoczone twoimi ludźmi znajduje się na obrzeżach miasta koło zaufanego jubilera, który robi za całodzienny monitoring. Tam zbierasz biżuterie i jest to główna pralnia pieniędzy  — zaczął spokojnie — Kolejne, prawdopodobnie hodujesz tam marihuanę, znajduje się w centrum. Wiesz burdele i kluby, gdzie młodzi idą się bawić. Blisko magazyn, a jeszcze bliżej kupcy. Twoje ulubione miejsce to chyba to w kamienicy na przeciwko komendy. Tam masz broń, którą skupujesz od korumpów, a tą do innych mafii. Największy magazyn z bronią w mieście prawdopodobnie. Wymieniać dalej? — spytał z kpiącym uśmieszkiem widząc twarz mężczyzny.

— Skąd to kurwa wiesz?! — wrzasnął łapiąc go za bluzę i podnoszą do pionu — Nikt nie mógł niczego znaleźć, a ty od tak wymieniasz moje główne magazyny!

Dyszał ciężko, a pistolet wbijał w czoło nastolatka, który ze spokojem wymalowanym na twarzy patrzył mu prostu w oczy. Nie wiedział czy miał pecha czy szczęście odnajdując tego dzieciaka. Z jednej strony pokazało mu to, że jednak jak ktoś bardzo chciał to mógł znaleźć wszystko, a to znaczyło zwiększenie zabezpieczeń. Poza tym, czy komuś innemu o tym powiedział? Każde miejsce było obecnie zagrożone, ale przenoszenie tego teraz był głupotą. Nie mieli zastępczych miejsc, mieli to zrobić za pół roku. Starał się wyczytać cokolwiek z twarzy czarnowłosego, którego ani na chwilę nie opuścił uśmiech. Wkurwiony do granic możliwości popchnął go na biurko i wystrzelił parę pocisków pod jego nogi. Wtedy też pierwszy raz od początku spotkania zobaczył coś innego. Chłopak nagle cały się spiął, a jego oczy na chwilę zaszły mgłą. Straciły tą iskierkę, która go na początku zaciekawiła. Po chwili jednak chłopak wrócił do poprzedniego stanu i ponownie wpatrywał się w niego. 

— Możesz mi wierzyć lub nie, ale nikt nie wie gdzie są — mruknął chłopak opierając się o biurko — Powtarzam, nie jestem głupi i wiem, że jesteś jedną z głów tutejszego świata przestępczego. Nikt nie chce cię mieć za wroga i wchodzić ci w drogę. Jestem nastolatkiem, który chciał ukraść trochę jedzenia i kosztowności — wytłumaczył spokojnie.

— Ile tu mieszkasz i od jak dawna nas obserwujesz? — spytał Adam opuszczając broń. W końcu chłopak w żaden sposób się nie bronił, a jemu powoli zaczynały drętwieć ręce.

— Obserwuje może od jakoś dwóch miesięcy, kiedy omal nie wpadłem w ręce Jasona i jego bandy — zastanowił się chwile — Wiesz nie chciałem kłopotów. A mieszkam chyba z siedem, może osiem miesięcy — odparł wzruszając ramionami. 

Adam patrzył na niego jak na idiotę. Chyba pierwszy raz w życiu spotkał tak dziwną osobę jak nastolatek przed nim. Nic sobie nie robił z faktu, że jest na obcym terenie, może zginąć, a dodatkowo zachowuje się jakby przyszedł na ploteczki zdradzając jego magazyny. Życie mu niemiłe czy co? Uśmiechnął się kpiąco i zlustrował jeszcze raz chłopaka. Zastanawiał się czy ma do czynienia z naprawdę zwykłym dzieciakiem, który przez przypadek mu się nawinął czy z zajebistym aktorem, którego mógłby nie umyślnie wypuścić. Zawsze była obawa, że to pułapka na niego i podstawili dzieciaka, kazali mu podać podejrzane miejscówki i sprawdzić jego reakcje. Przeklął w myślach, że dał się wyprowadzić z równowagi. Było to lekkomyślne z jego strony, a teraz mógł sprowadzić na siebie i swoich ludzi niezły syf. 
Cisze w pomieszczeniu przerwało dopiero głośne burczenie brzucha. Siwowłosego aż sam żołądek zabolał słysząc to. Czarnowłosy trochę zażenowany spuścił wzrok i objął się jedną ręką. Teraz chyba zobaczył jego prawdziwą osobę. Zmęczoną, głodną i chcącą stąd zniknąć. Grał by przeżyć, czyli jak wszyscy w tym mieście. W końcu Irvine było drugim najniebezpieczniejszym miastem w Stanach. Tutaj bez oszukiwania i bycia gnojem nie miałeś prawa za długo pożyć na ulicy. 

— Naprawdę jesteś głodny — stwierdził zakładając ręce na torsie.

— To był powód mojego włamania — prychnął czarnowłosy przewracając oczami — Jeśli mnie wypuścisz to będę wdzięczny i nie będę cię już dłużej śledzić. Niestety opcja opuszczenia miasta nie wchodzi w grę — powiedział zmęczony. 

— Na pewno nigdzie Cię nie puszczam samego — odparł chłodno — Panowie zabieramy nowego kolegę jeszcze w jedno miejsce — zwrócił się do swoich ochroniarzy. 

Ci jedynie kiwnęli głowami i pewnymi krokiem zaczęli zbliżać się do coraz bardziej przestraszonego nastolatka. Nie stawiał jednak oporu, wiedząc, że nie ma z nimi szans i grzecznie pozwolił sobie zawiązać oczy oraz zakuć ręce kajdankami. Następnie ogłuszyli go, a ciało bezwiednie wpadło im w ręce. Adam uwielbiał swoich ludzi, którzy bez dokładnych rozkazów wiedzieli co mieli robić. Odwrócił się napięcie i z delikatnym uśmiechem wyszedł ze swojego gabinetu, a za nim jego ochroniarze, którzy nieśli nieprzytomnego chłopaka.

︿︿︿︿

Obudził go ból całego ciała. Głowa pulsowała nieprzyjemnie, żebra były obolałe, a brzuch skręcał się od braku jedzenia. Czuł się fatalnie. Chyba pierwszy raz od dawna był w tak chujowej sytuacji jak dzisiaj. Najpierw jakieś pijaki zabrały mu ostatnie oszczędności i skopali. Kiedy chciał coś ukraść to jak na złość wszędzie kręciła się policja co mocno uniemożliwiało zdobycie jakichkolwiek pieniędzy czy jedzenia. Desperacka próba okradnięcia mieszkania, które z cicha obserwował, bo chciał sam sobie tam znaleźć schronienie, okazało się magazynem jednego z największych przestępców miasta. No i oczywiście musiał dać się złapać i przeprowadzić przyjemną rozmowę z Wallacem. 
Otworzył powoli oczy próbując się zorientować gdzie jest. Pierwsze co mu się ukazało to czarny sufit oraz bordowe ściany. Podniósł się niepewnie na przedramionach. Umarł i trafił do piekła? Bez przesady, dalej żył. Leżał na kanapie w dość sporym salonie z czarnymi meblami i dość ciemnym udekorowaniu. Przed nim leżała szklanka z wodą, a obok jakieś zapakowane tabletki. Wziął je do ręki i widząc napis "przeciwbólowe" bez chwili wahania wziął dwie popijając wodą. Zignorował to, że dalej był na łasce mężczyzny, który jakiś czas temu groził mu kulką w łeb. Obecnie jego głowa sama go zabijała. 

Nagle drzwi od jakiegoś pokoju się otworzyły, zza nich wyszedł Adam. Dante wypił do końca wodę i zaczął wpatrywać się w starszego mężczyznę. Widział go parę razy w mieście, ale nigdy nie miał z nim kontaktu. Słyszał o nim plotki czy ostrzeżenia. Niby nikogo nie zabijał, ale umiał zniszczyć osobę tak, że ta sama ze sobą kończyła. Niestety musiał trafić na nieodpowiednie mieszkanie.

— Widzę, że się obudziłeś — stwierdził siwowłosy podchodząc do niego — Jak się czujesz?

— To podstęp? — spytał podejrzliwie marszcząc brwi.

— Pytam się mojego gościa jak się czuje, nic nadzwyczajnego — odparł kierując się w stronę otwartej kuchni, która była połączona z salonem.

Dante odprowadził go wzrokiem dalej będąc ostrożnym. Jeśli dobrze się domyślał to obecnie był w mieszkaniu mężczyzny. Dyskretnie sprawdził czy nie ma żadnych podejrzanych śladów, ale na szczęście nic nie znalazł. Odetchnął z ulgą, a po chwili Wallace postawił przed nim talerz z ciepłym posiłkiem. Była to najzwyczajniejszy makaron z warzywami. Jednak kiedy tylko zapach dotarł do mózgu nastolatka, brzuch zaburczał mu głośno i skręcił się nieprzyjemnie. Skulił się i zagryzł wargę patrząc na mężczyznę, który usiadł w fotelu na przeciwko niego.

— Proszę, smacznego — powiedział czarnooki wskazując na talerz — Nie jest zatrute. Powiedziałeś, że chciałeś się włamać po jedzenie — wytłumaczył spokojnie.

— Nie ufam ci — prychnął czarnowłosy. Głupi nie był.

— I dobrze, ale obecnie powinieneś — mruknął i wziął drugi widelec, który przyniósł — Dlatego teraz udowodnię, że nic cię nie zrobię i jest to przejaw mojej dobrej woli, że daje ci ten zajebisty makaron mojego autorstwa — dodał i wziął trochę  do ust.

Capela przyglądał mu się, a kiedy mężczyzna skończył z uśmiechem, ostrożnie przysunął do siebie talerz. Umysł mówił mu, że nie powinien nic od niego brać, ale w sumie mógł zostać zabity tamtymi tabletkami i wodą. A głód mocno dawał się we znaki. Wziął kawałek posiłku do ust i powoli zjadł patrząc uważnie na Adama. Ostrożności nigdy za wiele. Jednak okazało się, że makaron był bardzo dobry. Tak cholernie dobry, ciepły i sycący. 

— Sądząc po twojej twarzy smakuje — zaśmiał się cicho Wallace zakładając nogę na nogę, na co Dante tylko kiwnął — Jak się nazywasz? W końcu ty znasz moje imię, a ja twojego nie — spytał przechylając głowę delikatnie w lewo.

— Dante Capela — odparł spokojnie przełykając kawałek cukinii. Stwierdził, że kłamstwa nie mają teraz najmniejszego sensu, a wymyślanie na szybko jakiś fałszywych historyjek zbyt mocno bolała go głowa — Nic nie znajdziesz w jakichkolwiek spisach ludności. Jak mówiłem mieszkam tu od niedawna.

— To skąd jesteś tak to?

— Chicago.

— A ile masz lat? Wyglądasz na maks siedemnaście.

— Na początku maja skończyłem piętnaście. 

Adam zmarszczył brwi. Przecież te miasta znajdowały się po dwóch przeciwnych krańcach Stanów, ładne ponad dwa tysiące mil. A jeśli chłopak musiał okradać mieszkania to znaczy, że był bezdomny i bez rodziców. Zastanawiało go jak się po pierwsze tutaj znalazł i jak przeżył mają zaledwie piętnaście lat. On czasem latał sobie do Waszyngtonu, ale zawsze samolotem. Podróż autem był męcząca i ponad dniowa. Poza tym widział na mieście chłopaków w jego wieku, którzy to kozaczyli jacy to nie są dorośli, ale jak tylko ktoś na nich warknął to uciekali w popłochu. W ciszy przyglądał się dalej chłopakowi, który w ciszy pochłaniał swój posiłek. Naprawdę dziwny dzieciak. 
Natomiast Dante zastanawiał się czego chce od niego mężczyzna. Czy próbuje zdobyć jego zaufanie by w jak najmniej spodziewanym momencie mógł się go pozbyć? A może jakiś inny plan ukształtował się pod tą rozjaśnioną czupryną. Naprawdę Adam Wallace był dla niego zagadką, a nawet obecnie jego deską ratunku przed śmiercią z głodu. Dlatego najzwyczajniej w świecie delektował się makaronem, który był naprawdę dobry. 
Siedzieli tak jeszcze kilka minut w ciszy dopóki nastolatek nie skończył jeść. Adam uśmiechnął się widząc pusty talerz. Jednak cieszył się, że chociaż tą jedną potrawę umiał ugotować.

— To ten, dzięki za obiad — powiedział nieśmiało Dante odkładając widelec — Jeśli sam gotowałeś to niezły kucharz z ciebie — dodał uśmiechając się słabo. Lepiej zgrywać pewnego siebie przed kimś takim.

— Cieszę się, że smakowało — odparł odwzajemniając uśmiech — Ale pewnie się zastanawiasz co tutaj robisz i czemu nie wyrzuciłem cię gdzieś na ulicę — stwierdził, a czarnowłosy przytaknął tylko — Pomyślałem, że mogę ci pomóc w twojej jak mniemam chujowej sytuacji. Oczywiście, że nie za darmo, ale pokazałeś, że coś tam potrafisz. Umowa biznesowa. Ja załatwię ci mieszkanie i dostęp do edukacji, której pewnie nie masz, ale jest ważna moim zdaniem, a ty w zamian będziesz śledził i obserwował konkurencje dla mnie. No może opcjonalnie poproszę o przeniesienie małych paczek dla klientów. Mniej osób sprawdzi nastolatka takiego jak ty — wytłumaczył z uśmiechem plan. 

Capela spojrzał na niego do końca nie rozumiejąc co przed chwilą usłyszał. Czy on właśnie dostał propozycję, że Wallace będzie go utrzymywał za to, że będzie jego "pracownikiem"? Z jednej strony chciał od razu odrzucić propozycje. Dawał sobie radę przez trzy lata samemu, a myśl o byciu uzależniony od przestępcy nie była najrozsądniejszą. Przecież mogło się to skończyć na milion złych sposobów. Dobra, obecnie sobie nie radził i miał kryzys, ale pewnie za jakiś czas byłoby znowu wszystko git. Ale jednak myśl o tym, że za tak niewiele wysiłku mógłby zyskać mieszkanie była zbyt kusząca. Westchnął ciężko nie wiedząc co robić. 

— Czemu wyczuwam podstęp? — spytał retorycznie uśmiechając się kpiąco.

— Bo nie ufasz ludziom, a ja znalazłem idealną osobę, która przydałaby się w moich szeregach — odparł wzruszając ramionami ciemnooki — Jesteś jedyną osobą, która poznała lokalizacje moich magazynów co robi z ciebie obecnie moje największe zagrożenie. A jak mawiają, przyjaciół trzymaj blisko, a wrogów jeszcze bliżej — dodał uśmiechając się szeroko.

— A przy najbliższej okazji skręcisz mi kark, otrujesz, zabijesz lub wyniszczysz psychicznie — zaśmiał się gorzko przewracając oczami.

— Wyłącznie jeśli mnie wkurzysz i zdradzisz — sprecyzował mężczyzna — To jak. Umowa stoi? — spytał wyciągając przed siebie dłoń.

Niebieskooki spojrzał na nią niepewnie, ale po chwili uścisnął ją zgadzając się na warunki. Czy miał lepszy wybór? Pewnie nie, bo jednak w trakcie ich rozmowy zwrócił uwagę na dwóch mężczyzn, którzy pojawili się za Adamem i celowali mu idealnie w głowę z dwóch pistoletów. Wjebał się w kolejne gówno. 

Irvine 27.10.2013 

— Dante rusz tą dupę, bo następnym razem nie zawiozę cię do szkoły! — wrzasnął Adam stojąc przy drzwiach. Niecierpliwie tupał nogą czekając na nastolatka. Miał mieć za dwadzieścia minut ważne spotkanie z klientem i nie chciał się spóźnić.

— No chwila! Zgubiłem zeszyt od matmy, a ta baba mnie zabije jak go nie będę miał! — odkrzyknął ze swojego pokoju Dante.

— Uwierz, że ja zrobię to przed nią jak nie pojawisz się tu za pięć sekund!

Minęło pięć miesięcy od zawarcia "umowy" między Capelą, a Wallace'm. Jednak szybko się okazało, że niby zwykła współpraca wymuszona przez mężczyznę stała się silną więzią. Pierwszym zaskoczeniem było to, że czarnowłosy nastolatek zamieszkał u przestępcy. Ten stwierdził, że woli pilnować gówniarza, który bez kontroli mógłby zrobić syf. I tak z początku ignorowali siebie i rozmawiali na temat informacji, które zdobywał Dante o konkurencji. Czasem kazał młodemu dostarczyć gdzieś paczki i cieszył go fakt, że czarnowłosy robił to bez zbędnych pytań. Wielka czarna torba miała trafić na drugi koniec miasta? Pytał się jedynie ile ma czasu i robił swoje.
 Natomiast Adam wywiązał się ze swojej części umowy i sprawił, że chłopak dostał się do jednego z lepszych liceów w mieście. Oczywiście najpierw były wakacje i nadrabianie braków, a Capela zadbał by mężczyzna nie dowiedział się, że ten to żył na ulicy od trzech lat. Uważał, że ten aspekt może być przemilczany, a jego nauczyciel, z którym regularnie spotykał się w wakacje stwierdził, że nie jego sprawa i przyszedł sobie dorobić. Dlatego czas mijał mu na nauce lub na chodzeniu po mieście i śledzeniu wybranych ludzi. Nauczył się jakiś podstaw parkoura i mimo iż nie raz prawie zleciał z jakiegoś budynku i nieskończonej ilości siniaków pokochał tę czynność. Jednak jakoś na sierpień zaczęli spędzać ze sobą więcej czasu. A to Adam przyszedł się spytać jak idzie młodemu nauka, a to Dante przychodził do starszego obejrzeć jakiś film. Nawet zrobili sobie małą tradycję chodzenia do kina o jedenastej, bo było mało ludzi, a komentowanie filmów było ich ulubioną czynnością. 
Stali się dla siebie jak ojciec i syn. Nie zwierzali się sobie ani nie mówili o problemach, ale wiedzieli, że mogą sobie ufać i polegać na sobie. Adam szybko przekonał się o lojalności chłopaka kiedy to nie spodziewanie policja przyjechała do jego mieszkania. Na jego nieszczęście w swojej sypialni znajdowała się torba z bronią i brudną gotówką. Miał wrażenie, że dojdzie do bardzo nieprzyjemnej sytuacji dla funkcjonariuszy, ale nastolatek bardzo szybko wziął ze sobą niewygodne rzeczy i schował się na balkonie u sąsiadki piętro wyżej. Tak samo kiedy nasyłał swoich ludzi, których nastolatek nie znał i kazał im testować chłopaka. Czy to nie okrada go za plecami, nie współpracuje z kimś lub czy zwyczajnie jest rozważny. Jak się okazało ma niesamowity zmysł wyczuwania kiedy go ktoś śledzi, a jeszcze lepsze zdolności w znikaniu im. 

W końcu Capela wybiegł z pokoju pakując na oślep czarny zeszyt do plecaka. Adam uśmiechnął się przypominając sobie jak pierwszy raz go spotkał. Wtedy był cynicznym gówniarzem, który był wyniszczony życiem na ulicy. Teraz odzyskał trochę życia. Dalej wykrzesać z niego emocje było trudno, a szczery uśmiech na jego twarzy pojawiał się praktycznie nigdy. Nie stracił swojego cynizmu i trochę zaczepnego charakteru, ale Wallace stwierdził, że Dante był dojrzałym i ogarniętym dzieciakiem. Zachowywał się i myślał lepiej niż nie jeden z jego ludzi. Raz nawet spytał się go o opinie na temat możliwego sojuszu z mniejszą grupą, a chłopak w jeden dzień zebrał informacje, że taka współpraca wyjdzie mu na dobre. Był jak dumny ojciec, który tylko dał mu możliwości by rozwinąć skrzydła, a czarnowłosy sam działał.
Jednak interesował go jeden aspekt, którego nie poruszył do te pory. Przeszłość Dante'go. Z początku nie pytał go sądząc, że to nie jego sprawa, ale dalej myśl o tym, że zwykły dzieciak dotarł tutaj z drugiego końca kraju była tak nierealna i nie do pomyślenia. W końcu policja musiała go szukać, bo rodzice zgłosili ucieczkę syna z domu. I pytanie jak długo żył przemierzając nieznane miasta. 

— Ej! Ziemia do Adama — czarnowłosy pstryknął mu palcami przed twarzą wyrywając z myśli — Możemy wychodzić — stwierdził wychodząc z mieszkania.

Siwowłosy chciał coś odpyskować kiedy poczuł ciężar, który przycisnął go do ziemi, a następnie wystrzał z pistoletu. Zdezorientowany spojrzał na lustro, które rozbiło się od naboju, a jego odłamki rozsypały się na podłogę tworząc mozaikę. Przeniósł wzrok na Capelę, który dalej na nim leżał i ograniczał swobodę ruchu. Chciał cos warknąć i go z siebie zrzucić, ale przestał kiedy chłopak zacisnął pięści na jego koszuli i zaczął się niekontrolowanie trząść. Adam niepewnie podniósł się na przedramionach i zaniepokojony patrzył na całą sytuację. Czyżby młody dostał? No nie, przecież nabój trafił w lustro, a dowodem były jego odłamki. To musiało chodzić o coś innego. Jednak najpierw musiał go uspokoić. 

— Ej... Dante spokojnie — powiedział cicho kładąc mu dłoń na głowie i delikatnie poczochrał go po włosach — Jestem cały, dzięki Tobie — dodał niepewnie.

Nie umiał nikogo pocieszać. Wiedział jak ludzi zniszczyć, jak niektórzy maja słabą psychikę i korzystał z tego od wielu lat. jednak nigdy nie musiał nikogo pocieszać, bo z nikim nie był na tyle blisko by był proszony o radę w sprawach prywatnych czy pocieszenie. Teraz było inaczej. Dante był kimś ważnym dla niego i jego reakcja bardzo go niepokoiła. W szczególności, że słyszał jak bardzo urwany i nierówny oddech miał. Nie uzyskując odpowiedzi automatycznie przytulił mocniej do siebie nastolatka cicho szepcząc, że już w porządku. W dalej otwartych drzwiach zobaczył ochroniarza, który mieszkał na przeciwko dla jego bezpieczeństwa. Skinął tylko głową by ruszył za niedoszłym swoim zabójcom, na co jego pracownik kiwnął głową. Zanim jednak zbiegł po schodach zamknął mu drzwi od mieszkania, za co Adam był mu wdzięczny. 
Siedzieli tak już kilka minut kiedy w końcu Dante puścił jego koszulę i ostrożnie się od niego odsunął. Dopiero wtedy Wallace zobaczył jak bardzo złamany był jego dzieciak. Ten pusty niebieski wzrok, który przypominał ocean podczas sztormu wbity w jeden punkt, ale nadal tak odległy. Miał wrażenie jakby chłopak odpłynął gdzieś w głąb swojej głowy zostawiając ciało. Ten sam wzrok, który miał w momencie gdy strzelił mu w swoim gabinecie koło nóg. Wzrok, który miały jego wrogowie gdy niszczył ich psychicznie i gdy już wiedział, że sami ze sobą skończą. Czy to było prawdziwe oblicze nastolatka?
Po chwili jednak ten odetchnął głęboko, a ta iskierka życia wróciła do ponurych oczu. Dante spojrzał na Adama, który dalej trzymał dłoń na jego głowie. Dawno nie miał takiego ataku paniki. Przypomniał mu się tamten wieczór. Znowu strzał, który mógł sprawić, że bliska mu osoba zginie. Teraz udało mu się powstrzymać tragedię. Czy naprawił błąd przeszłości? 

— Dante? Lepiej się czujesz? — spytał niepewnie siwowłosy, który słysząc samego siebie miał ochotę sobie przywalić. Tak na pewno lepiej się czuje, przecież widzi w jakim jest stanie!

— Jest... chyba chujowo — odpowiedział szczerze, a łzy niekontrolowanie zaczęły spływać mu po policzkach — Ale nie przejmuj się. Dzisiaj odpuszczę szkołę, ale nadrobię materiał. Masz w końcu to ważne spotkanie i-

— Żadnego spotkania nie ma. Najpierw tobą muszę się zająć — przerwał mu ten niekontrolowany słowotok, który musiał jak najszybciej skończyć — Ale najpierw ze mnie zejdź młody, bo mimo wszystko ciężki jesteś — jęknął wyolbrzymiając bardzo.

Czarnowłosy zaśmiał się cicho i wycierając łzy wstał na równe nogi mamrocząc coś pod nosem, że to Adam jest słaby. Przynajmniej trochę rozładował napięcie, które powstało. Po chwili sam wstał i razem poszli do salonu unikając odłamków lustra, które będzie musiał później posprzątać. Usiedli na kanapie, a Dante od razu przyciągnął kolana pod brodę i skulił się jakby chciał zniknąć. Mężczyznę smucił ten widok, ale sam nie wiedział jak zabrać się za tą rozmowę. Ewidentnie Dante miał jakieś problemy natury psychicznej, o których albo nie wspominał albo sam nie wiedział. Chociaż bardziej skłaniał się do pierwszej opcji, poznał tego chłopaka. W końcu Dante naprawdę dobrze kłamał czy wodził ludzi za nos byleby osiągnąć cel.

— Wiem, że to pewnie trudny temat dla ciebie, ale chce ci pomóc — zaczął powoli obserwując jak chłopak będzie reagował.

— Wallace proszę cię. Jesteś przestępcą i masz własną grupę na głowie. Nie powinieneś tracić czasu na mnie — odparł od razu patrząc na niego kątem oka — Jeden dzień wolnego i jutro będzie już dobrze — dodał cicho.

— Ale na ile? Do kolejnej akcji, gdzie ktoś wystrzeli kulkę w twoją stronę? — spytał, a chłopak się spiął mimowolnie — No właśnie. Już na samą myśl panikujesz, a ja nie chce by stała ci się krzywda — powiedział uśmiechając się słabo.

— Ale przecież znasz mnie tylko pięć miesięcy — stwierdził Dante, który wyglądał jakby miał dostać kolejnego ataku paniki. 

— Ale jesteś dla mnie jak syn i szczerze pierwszą osobą, o którą tak cholernie się martwię — mruknął siwowłosy obejmując niższego ramieniem.

Capela natomiast miał mętlik w głowie. Myślał, że pozbył się uczuć, które mu utrudniały życie, ale jak się okazało mylił się. Wszystko to co dusił od tak dawna, wszystkie wspomnienia, negatywne emocje i myśli. Cały bagaż, który nazbierał przez to kilka lat dało o sobie znać pokazując jak bardzo słaby i zniszczony był. A jeszcze trafił na Adama Wallace, który okazał mu dziwnego rodzaju współczucie i wyciągnął z życia na ulicy. Dał mu kolejne nowe życie. Kiedy zobaczył zamaskowanego mężczyznę, który spokojnie stał przed ich drzwiami i celował idealnie w stronę Adama, coś w nim pękło. Bańka, w której zamknął wspomnienia o ojcu, matce i siostrze prysnęła, a myśl, że znowu kogoś straci zawładnęła jego umysłem. Teraz jednak bez wahania rzucił się by ratować siwowłosego. Nie mógł go stracić, bo był dla niego jak ojciec, którego nie miał przez piętnaście lat życia. Był na pewno lepszy od jego biologicznego. Wszystko było tak cholernie pogmatwane. 

— Po prostu bałem się, że coś ci się stanie — szepnął cicho, a w oczach stanęły mu po raz kolejny łzy — Już za dużo osób w życiu straciłem, które były dla mnie ważne. A myśl, że mógłbyś do nich dołączyć — przerwał wypuszczając drżąco powietrze. Nie umiał mówić o emocjach.

— Jeśli mówisz o ucieczce z domu to pewnie rodzice na ciebie czekają nie ważne jak dawno to było — odparł spokojnie mężczyzna.

— Nie, oni nie czekają. Ja naprawdę straciłem wszystkie osoby — zaprzeczył szybko kręcąc głową — W końcu minęły już prawie trzy lata, a ja jestem tutaj — dodał uśmiechając się smutno, a kiedy mężczyzna się nie odzywał kontynuował — Jak miałem jedenaście lat ojciec zabił mamę. Najzwyczajniej w świecie celował do niej, kiedy była bezbronna. A najgorsze jest to, że chroniła mnie. Ja miałem zginąć, ale ona chciała mnie chronić przed tym skurwielem. Pamiętam jedynie jak krzyczał na mnie, że zniszczyłem mu życie i nie powinienem się urodzić. Udawałem, że mnie to nie rusza, ale każdy dzień był koszmarem, z którego nie mogłem się uwolnić. A potem zostawiłem moją młodszą siostrę w sierocińcu. Tak po prostu bez słowa, nawet nie wiem czy ją tamta rodzina adoptowała w końcu.

Nie płakał, nie krzyczał. Jedynie czuł ogromny uścisk w sercu, który był zdecydowanie lżejszy niż jak umarła mama czy jak uciekł z sierocińca. Ale dalej wspomnienia bolały. Przyznanie się, że był słaby i zgrywał pewnego siebie sprawiało, że czuł się niedobrze sam ze sobą. Miał tamte wydarzenia zostawić za sobą, ale one jak rzep przyczepiły się do niego. Nie pamiętał kiedy ostatnio wspominał rodzinę i chyba ten nagły nalot myśli sprawił, że tak się złamał. Tylko czemu one nie mogły od tak sobie zniknąć z jego głowy?
Adam za to nie wiedział co powiedzieć. Nie spodziewał się takie szczerego wyznania. Mało kto musiał w życiu zmagać się z takimi doświadczeniami, a co dopiero piętnastolatek, którego wewnętrzne piekło zaczęło się lata temu. Przecież znał policjantów, którzy po każdym udziale w strzelaninie musieli udać się do ich psychologa by przejść rozmowę. A Dante trzy lata spędził sam bez niczyjego wsparcia zamykając w sobie to wszystko. Mimo wszystko żył dalej i nie wykazywał żadnych przejawów próby samobójczej. Chciał w miarę normalnie żyć, ale jego trauma skutecznie mu to uniemożliwiała. Przytulił go jedynie mocniej do siebie i pogładził po plecach. Musiał się nim zająć, czuł się zobowiązany.
Siedzieli tak w ciszy, która im nie przeszkadzała. Obydwaj pogrążeni w swoich myślach, które krążyły wokół jednego wniosku. Jeśli tylko spotkają tego typa, który dzisiaj do nich strzelił, osobiście sprawią mu najgorsze piekło za rozpętanie tej burzy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro