ᴅᴏɴ'ᴛ ʟᴏᴏᴋ
Nasz świat jest okrutny.
×××
Niewielkie pomieszczenie spowijała ciemność. Panowała cisza szczególna jedynie dla tej pory. Ciemnowłosy chłopak nieśmiało wysunął swoją bladą dłoń spoza ciepłego nakrycia. Delikatnie chwycił wibrujące urządzenie znad jego poduszki. Uchylił jedną z powiek, aby mieć na nie lepszy widok. Momentalnie jednak cofnął wykonaną czynność, porażony nagłym kontaktem ze światłem.
Po chwili cierpień wyłączył swój telefon. Przeniósł się do pozycji siedzącej i rozejrzał się po swoim pokoju. Za oknem panowała ciemność. Westchnął. Czeka go kolejny dzień udręki. Wiedział jednak, że nic na to nie poradzi. Bądź co bądź był już w trzeciej klasie liceum co zobowiązywało go do uczęszczania na zajęcia.
Minuty mijały powoli, on zaś mozolnymi ruchami zbierał się do wyjścia. Naprawdę tego nie chciał. O wiele bardziej wolałby zakopać się z powrotem pod swoją kołdrę i usnąć. Wolałby oddać się swojemu wyimaginowanemu światowi, w którym był całkowitym przeciwieństwem siebie.
Zerknął na zegarek, zostały mu jeszcze ze dwie godziny do pierwszej lekcji. W zwyczaju miał wstawianie bardzo wcześnie, ale tym razem chyba przesadził. Zarzucił na ramiona swoją popielato-niebieską marynarkę, po czym bezszelestnie opuścił swój dom. Ponownie nie zjadł śniadania; znów rodzice będą źli. Dla niego nie było to problemem - przez wiecznie skurczony żołądek ze stresu nie odczuwał głodu.
Niebo w większości było jeszcze ciemne, chodź w oddali było widać pierwsze odcienie czerwieni, zwiastujące nadchodzenie dnia. Wyciągnął z torby swój telefon wraz ze słuchawkami. Delikatnie umieścił je w swoich uszach. Nie rozstawał się z nimi praktycznie nigdy. Muzyka pozwalała mu się odprężyć oraz chodź na chwilę odciąć się od świata.
Błądził tak bez celu pomiędzy wąskimi, najczęściej zaniedbanymi uliczkami. Mało kto zapuszczał się w te regiony. Oddany rozmyśleniom nawet nie zauważył, gdy jego telefon zaczął wydawać z siebie spokojną melodię. Ustawił sobie przypomnienie, aby przypadkiem się nie spóźnić. Westchnął i skierował swoje kroki w kierunku budynku szkoły.
×××
Po kilkudziesięciu minutach dotarł w końcu na miejsce. Zatrzymał się przy jednej z szafek, aby wyciągnąć swoje obuwie na zmianę. Nagle poczuł lekkie szturchnięcie w bark. Zamarł. Delikatnie uniósł głowę, aby dostrzec charakterystyczną niebiesko-czarną czuprynę.
― Cześć, Katsuki~! ― przełknął głośno ślinę. Już się zaczyna.
― Dzień dobry, Todoroki. ― powiedział to praktycznie niesłyszalnie, zwracając wzrok ku ziemi. Od zawsze miał problemy z nawiązywaniem rozmów. Na słowo 'cześć' nigdy nie wiedział co ma odpowiedzieć. Został więc przy najbezpieczniejszej opcji mówienia 'dzień dobry'. Nie było mu dane jednak powrócić do przerwanej czynności, gdyż tuż za nim pojawiła się kolejna osoba.
― Hejka, Eijiro~! ― wykrzyczał rozradowany mieszaniec. Z natury był nadpobudliwy we wszystkim. Nie wolno było go jednak lekceważyć; posiadał również ciemną stronę, o którą posądzić go, po jego zachowaniu na co dzień, było praktycznie niemożliwe.
― Taa, dobry... ― wymruczał, oczywiście z rozdrażnieniem w głosie. Należał do tych osób będących złych na wszystko i wszystkich w każdym momencie swojego życia. Chwycił swoje obuwie i wrzucił je niedbale do szafki. ― No i co się tak głupio gapisz? ― Bakugo został przyłapany na gorącym uczynku. Lekko czerwony na twarzy jednym szybkim ruchem w końcu zmienił swoje buty. Drżącą dłonią złapał ramiączko swojej ciemno-niebieskiej torby, po czym wraz ze swoimi kolegami powędrował wprost do klasy.
×××
Kirishima otworzył gwałtownym ruchem drzwi do sporego pomieszczenia, tym samym zwracając na siebie uwagę wcześniej przybyłych. Cóż, było to standardowe zachowanie w jego przypadku, więc mało kto się tym przejął. Czarnowłosy cicho prześlizgnął się do swojej ławki. Usiadł na krześle, gdy ukazała się przed nim kolejna sylwetka zbyt dobrze znanej mu osoby. Białowłosy spojrzał na niego z pogardą i lekko trzepnął go po głowie, po czym zajął miejsce tuż za nim.
― Cześć, Izukuu~! ― ten nigdy nie odpuści. Wiecznie musi zaczepiać wszystkich zobaczonych ludzi. ― Hej~ Wiesz, że mam nowy pomysł na specjalny atak dla ciebie? Chcesz posłuchać? Chcesz?
― Todoroki, błagam cię, zamknij się. ― oznajmił wystarczająco głośno i dosadnie, czym natychmiast uciszył mieszańca. Rozległ się dzwonek oznajmujący początek zajęć. Zapowiada się kolejny ciężki dzień.
×××
Wbrew założeniom Bakugo dzień minął nadzwyczaj spokojnie, bez większych przykrości dla jego osoby. Teraz czekały go jedynie zajęcia pozalekcyjne w terenie, po czym będzie mógł powrócić do domu. Schować się w swoim pokoju. Oddać się swoim 'pasjom', które skutecznie ukrywał przed każdym.
Przed opuszczeniem klasy został zatrzymany przez swoich jedynych kolegów.
― A ty gdzie się wybierasz, Kacchan? ― zapytał białowłosy. Zaczął drżeć, wiedział już że tak łatwo stąd nie ucieknie.
― Mam dzisiaj zajęcia pozalekcyjne w terenie... ― wydukał, wyraźnie skołowany.
― Znowu? Ten twój pseudo przełożony nieźle cię wykorzystuje. Co będziesz musiał zrobić tym razem? Opiekować się gówniakami? Pomagać w sprzątaniu gruzów po akcjach profesjonalistów? A może jeszcze będziesz musiał wysprzątać mu każdy centymetr biura i zaparzyć kawę, co? Do cholery jasnej, miały być to przecież zajęcia do rozwijania ciebie, abyś był przygotowany do swojego przyszłego zawodu. ― już dawno Midoriya tak bardzo się nie rozgadał. Był wyraźnie poirytowany tą sytuacją. Czarnowłosy spuścił głowę i zamilkł. Nie wiedział co powinien odpowiedzieć.
― A może pójdziemy razem z nim? ― wypalił bez namysłu Todoroki.
― Wiesz przecież, że nie możemy. Każdy z nas ma własne praktyki u różnych profesjonalistów. Mieliśmy się nie wtrącać do spraw i postępowania innych. ― odparł.
― Niby tak, ale wolisz zostawić go samego? Możemy wymyślić jakąś ściemę, tamten i tak łyknie wszystko, gdy to ty będziesz mówić. Przecież jesteś następcą byłego bohatera numer jeden, przyszłym symbolem pokoju, przed którym będzie musiał się w przyszłości kajać. ― tym razem głos zabrał niebieskowłosy.
Deku zamyślił się. Mimo młodego wieku uznawano go za geniusza. Potrafił nawet w najtrudniejszych sytuacjach myśleć chłodno i nieszablonowo, dzięki czemu jego plany były praktycznie perfekcyjne. Następne minuty minęły w ciszy, każdy zastanawiał się jak powinni postąpić w tej sytuacji.
― Niech będzie, zrobimy tak jak zaproponował Todoroki. ― nie czekając dłużej zebrali swoje rzeczy, aby opuścić budynek. Bakugo bał się, ale o wiele bardziej bał się sprzeciwić Midoriyi. Nie chciał ponownie poczuć jego gniewu na swojej skórze.
×××
― Dzień dobry, Baku- oh. Co wy tu robicie? ― zapytał wyraźnie zdziwiony.
― W ramach wpółpracy oraz kooperacji postanowiliśmy pomóc dzisiaj Kacc- ― urwał białowłosy, gryząc się w język. ― znaczy Ground Zero w jego patrolu po okolicy. Oczywiście nasi przełożeni wyrazili na to zgodę. ― oznajmił tonem nietolerującym sprzeciwu. Wysoki mężczyzna był niezadowolony, lecz nie mógł nic poradzić. Stała przed nim przyszła 'śmietanka' bohaterska. Chciał jeszcze trochę pożyć.
― Oczywiście, nie mam nic przeciwko. Poradzisz sobie, prawda? ― zwrócił się ku czarnowłosemu. Ten w odpowiedzi jedynie pokiwał lekko głową. Myślał, że będzie gorzej. Nie powinien wątpić w zdolności swojego kolegi z dzieciństwa.
Czwórka chłopaków skierowała się więc w stronę szatni, w której każdy z nich ubrał swój strój. Posiadając już pełnoprawną licencję mogli paradować w nich kiedy chcieli. Byli jednym z rzadkich wyjątków, w których osoby, które nie ukończyły jeszcze szkoły zdobyły licencję profesjonalnych bohaterów.
Katsuki poczuł nieprzyjemny dreszcz, który przeszył jego szczupłe ciało. W tamtym momencie wiedział, że najgorsze jeszcze przed nim.
×××
Błądzili tak po okolicznych ulicach, co chwilę zaczepiani przez zafascynowanych przechodniów, czy nadpobudliwego Todorokiego. Rzadkością było widzieć ich w normalny dzień bez 'opieki' kogoś wyżej postawionego.
Miasto żyło swoim codziennym życiem. Z jednej strony to dobrze, z drugiej zaś doprowadzało to młodych bohaterów do zanudzenia się na śmierć. A raczej jedynie trójki, gdyż czarnowłosy cieszył się, że nie musi interweniować ― obawiał się, że któregoś razu dokona złej decyzji, a ona zaważy o czyimś życiu bądź śmierci.
Rozradowany mieszaniec paplał wszystko co mu ślina na język przyniesie. Zaś na czole niebieskowłosego pojawiła się żyłka, ukazując tym samym niesamowite poirytowanie. Wiedział, że jeszcze chwila jego biadolenia i wybuchnie. Niestety przeliczył się. Nie zdążył powstrzymać odruchu - z całej siły uderzył czarno-niebiesko-włosego w głowę. Ten jak przystało na prawa fizyki, zyskał on niezbyt przyjemne spotkanie z chodnikiem. Zatrzymali się, a leżący nastolatek spojrzał na niego wymownie. Nie był to pierwszy taki przypadek, więc nie skończył się na szczęście na bójce, jak to było po 'kilku' pierwszych razach. Chłopak podniósł się i otrzepał lekko swoje ubranie. Prawdopodobnie nawet nie zorientował się, że z jego nosa zaczęła wypływać szkarłatna ciecz. Białowłosy jedynie westchnął bezsilności, po czym podał mu chusteczkę [nikt nigdy nie wiedział skąd on wyciąga przedmioty, które były w danym momencie potrzebne].
Nagle usłyszeli oraz poczuli za sobą potężny wybuch. Siła jego była wystarczająca, aby nie pozwolić im ustać na nogach. Dodatkowo chmura szarego pyłu znacząco utrudniła widoczność. Oni jak przystało na bohaterów zareagowali natychmiast, biegnąc praktycznie na oślep przed siebie.
Przedzierając się przez gruzy budynków słyszeli dochodzące zewsząd krzyki ludzi. Wyraźne krzyki bólu i przerażenia. Ciemnowłosy był równie przerażony co otaczający go cywile. Najpewniej właśnie to zwiastował tamten dreszcz. Potrząsnął głową, nie było czasu na takie rozmyślania.
Po chwili dotarli do 'przyczyny' tego zamieszania. Była to grupa zamaskowanych, uzbrojonych po zęby mężczyzn. Nie skończy się to raczej na polubownym rozwiązaniu sprawy, poprzez samą rozmowę. Nikt nierozważny nie rozwalałby części miasta, wiedząc że w każdym jego zakamarku mogą napotkać bohaterów. Jednak dlaczego mieliby to zrobić? Było to pozbawione sensu. W okolicy nie było niczego, co mogłoby ich skłonić do takiego postępowania. Widać było jednak, że mieli jakiś plan wraz z niezbyt przyjemnymi zamiarami.
Gdy tylko znaleźli się w polu widzenia złoczyńców, natychmiast zostali zaatakowani. Rozpoczęła się bitwa. Nieznajomi nie dawali im chwili wytchnienia, atakowali na zmianę; na jednego chłopaka przypadało dwóch złoczyńców. Byli dobrze skooperowani, doskonale znali swoje umiejętności co pozwalało im na praktycznie niemożliwą do zniszczenia współpracę.
Każdy inny zlekceważyłby ich, chociażby patrząc na ich wiek i niewielkie doświadczenie. Ci tymczasem nie odpuszczali. Było to dobre posunięcie z ich strony. Nastolatkowie swoimi umiejętnościami dorównywali profesjonalnym bohaterom.
Ciemnowłosy chcąc nie chcąc musiał tym razem polegać jedynie na swoim darze. Sprawnie odpierał ataki przeciwników, w tym samym czasie samemu ich skutecznie atakując. Po kilku minutach niemiłosiernie piekły go dłonie. Wytwarzanie sporych wybuchów miało też swoje konsekwencje. Nie mógł jednak się poddać. Nie teraz.
Poczuł nagły przypływ adrenaliny, co dodało mu odwagi. Wykorzystał moment nieuwagi jednego z nich, aby pozbawić go przytomności. Drugi wyraźnie zły rzucił się na niego. Rozpoczął okładanie go pięściami. Walka wręcz nie była dla Bakugo niczym nowym, więc i z tym dał sobie radę.
Kilka metrów dalej było słychać krzyki Todorokiego. Mimowolnie się skrzywił ― najprawdopodobniej znowu mu odwaliło. Zresztą nie mylił się.
Zdychajcie!
Był to sadystyczny głos nie kogo innego, jak syna bohatera aktualnego numeru jeden. Prawdopodobnie przez to, że w dzieciństwie był wykańczany psychicznie oraz fizycznie przez swojego ojca, wykształciła się w nim 'druga osobowość', która aktywowała się zazwyczaj przy krwawych bitwach. Wychodziła wtedy na wierzch jego sadystyczna strona. W takich momentach stawał się nieobliczalny, więc lepiej było się trzymać od niego na dystans.
Przeciwnik zauważył chwilowe zamyślenie Katsukiego i z całą swoją siłą powalił go na ziemię. Unieruchomił mu prawą rękę oraz nogi, przyłożył także niewielki nożyk do jego gardła.
― I co teraz zrobisz, panie bohaterze? ― zapytał z kpiną w głosie. Był pewny swojego zwycięstwa. Katsuki zacisnął zęby.
Myśl do cholery.
Nie zdąży go zaatakować, będzie od niego szybszy. Nie chciał ryzykować, że poderżnie mu gardło. Musiał jakoś odwrócić jego uwagę. Tylko jak? Wokoło nie było nic przydatnego. Jedynie ogień, gruzy oraz otaczająca wszystko chmura popiołu i pyłu.
Gruzy.
Złoczyńca z szaleństwem w oczach wpatrywał się jak zahipnotyzowany w turkusowe odpowiedniczki nastolatka. Ten wolną rękę przyłożył do ziemi i wywołał największy możliwy w tamtym momencie wybuch. Syknął z bólu. Szybko odepchnął mężczyznę i odskoczył na bezpieczną odległość. Gdy widoczność się poprawiła zauważył, że jego przeciwnik leży nieruchomo na ziemi. Ostrożnie się do niego zbliżył, a widok jaki zastał wywołał w nim mimowolny odruch wymiotny. Siła wybuchu sprawiła, że oderwane kawałki gruzu z niesamowitą prędkością zostały rozrzucone w każdą możliwą stronę. Mężczyzna miał poranioną twarz oraz ciało. Z trudnością łapał oddech.
Bakugo zamarł. Nie chciał tego. Chciał go jedynie odepchnąć. Nienawidził krzywdzić innych. Nie miał przecież złych zamiarów. Po prostu chciał uniknąć najgorszego. Niespodziewanie poczuł za sobą czyjąś obecność. Ktoś położył swoje dłonie na jego ramionach oraz przybliżył swoją twarz do jego ucha. Oddech tejże osoby przyprawił go o dreszcze. Jego nogi odmówiły posłuszeństwa, przez co opadł na kolana.
Zabij go.
Ten chłodny głos. Wiedział zbyt dobrze do kogo należał.
Zabij.
― Przestań! ― złapał się a głowę i pochylił się ku ziemi. Wtedy poczuł szarpnięcie za prawą rękę. Został złapany za podbródek, zmuszony do spojrzenia na osobę za nim. W jego oczach zaczęły zbierać się łzy.
Przecież wiem, że tego chcesz, Kacchan.
― Nie chcę. ― wydukał. Midoriya pociągnął go, sprawiając że znalazł się tuż nad swoim przeciwnikiem sprzed kilku minut. Przybliżył jego drżącą dłoń do twarzy nieprzytomnego już mężczyzny.
Pomogę ci. Nie bój się, to nic złego. Zasługuje na to.
Próbował się wyrywać, lecz bezskutecznie. Białowłosy był od niego silniejszy.
Zabijesz po prostu osobę, która na to zasługuje.
Wywierał na nim takie obciążenie psychiczne, jak nikt inny. Przez jeszcze chwilę szeptał mu do ucha różne rzeczy, aż w końcu załamany nie wytrzymał. Wytworzył wybuch, a z jego oczu popłynął potok słonych, pełnych rozgoryczenia łez.
Widzisz? Nie było to takie trudne, prawda?
×××
Czwórka nastolatków szła wolny krokiem przez niewielki most. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Niebo było przepełnione mieszanką błękitu z ciepłymi odcieniami pomarańczy. Ciemnowłosy wciskał mocno swoje poranione dłonie do kieszeni spodni. Wzrok miał spuszczony na brudny chodnik. Był w dalszym ciągu oszołomiony po dzisiejszych wydarzeniach. Zastanawiał się co teraz będzie. Co będzie jak się wyda, że to on zamordował tamtego mężczyznę, a nie jak to było w późniejszych wyjaśnieniach Midoriyi, był to jedynie nieszczęśliwy wypadek. Bał się. Cholernie się bał.
Jego towarzysze zaproponowali, aby odpoczęli w ciemnym zakamarku znajdującym się pod mostem. Już dawno temu go odkryli i za każdym razem, gdy mieli okazję do wspólnego spędzenia czasu, wędrowali właśnie tutaj. Prawdopodobnie nikt tutaj nie przychodził, a przynajmniej nigdy nikogo nie widzieli.
Bakugo przycupnął, chowając następnie głowę pomiędzy swoimi kolanami. Czuł jak ponownie w jego oczach zbierają się łzy. Zagryzł dolną wargę, nie chciał okazać swojej słabości.
Dlaczego tak postąpił? Przecież chciał zostać bohaterem. Posuwanie się do takich czynów było niewybaczalne. Dla każdego szanującego się profesjonalisty byłaby to plama na honorze.
No tak. Wraz ze swoimi kolegami chowali głęboko w sobie pewną tajemnicę. Chociaż pragnęli zostać kim chceli, po 'przekroczeniu' w świat dorosłych ich światopogląd lekko się zmienił. Todoroki miał już wcześniej odchyły w psychice, więc podjęcie przez niego nagłej decyzji, aby przejść na stronę złoczyńców nie byłoby niczym dziwnym. Naraziłby się wtedy na ogromny gniew ojca, lecz mu pewnie byłoby wszystko jedno. Kirishima oraz Midoriya także się zmienili, niestety lub stety na gorsze. Obydwoje doświadczyli na własnej skórze ciężaru bezsilności w przypadku utraty przez kogoś życia. Zmusiło ich to do refleksji. Skoro złoczyńcy mogą zabijać niewinnych ludzi, to dlaczego oni nie mogliby robić tego samego? Tyle, że w przeciwieństwie do nich karaliby winnych. Podczas którejś z dawnych misji przekonał się o zmienności swoich kolegów. Obiecał im, że nie zdradzi nikomu ich tajemnicy. Skończyło się na tym, że wiele razy bił się z myślami oraz dusił w sobie chęć wykrzyczenia wszystkiego.
Poczuł jak ktoś kładzie dłoń na jego głowie. Momentalnie się wzdrygnął, lecz nie poruszył się nawet o milimetr. Nie wiedział do którego z jego kolegów należała. Mógł być to którykolwiek z nich. Wiedział, że jeżeli teraz się podniesie, nie wytrzyma i da upust swoim emocjom. Osoba zaczęła delikatnie mierzwić jego włosy. Trwał w takiej pozycji przez dobrą chwilę. Ta chwila pozwoliła mu się uspokoić. No dobrze, może nie do końca, ale chociaż trochę.
W końcu jego turkusowe tęczówki napotkały na swojej drodze jasne odpowiedniczki jego białowłosego kolegi.
― Dlaczego? ― tym pytaniem wprawił nastolatka przed nim w lekkie osłupienie. ― Dlaczego tak postępujecie? Przecież chcieliśmy zostać bohaterami. Mieliśmy ratować ludzi w potrzebie. Mieliśmy działać i przysłużyć się światu. Więc dlaczego? Kim się staliśmy?
Mordercami.
― Ani ja, ani wy nie powinniście nigdy nimi zostać! Cholera. ― słone łzy zaczęły spływać po jego policzkach. Nie dał rady, zaczął łkać niczym małe dziecko. Jasnowłosy chwycił jego głowę z tyłu i przybliżył ją do swojej klatki piersiowej, drugą ręką zaś objął jego drżące ramiona.
― Wiem, że wydaje ci się to niezrozumiałe. Wiem, że jest ci z tym ciężko. I choć teraz nie mogę ci tego wyjaśnić, obiecuję że już niedługo dowiesz się wszystkiego. Dlaczego objęliśmy taką a nie inną drogę.
×××
Nastał wieczór. Katuki zmierzał mozolnymi ruchami w stronę swojego domu. Jego głowa była pusta. Nie przepełniał go ani smutek, ani złość, ani jakakolwiek inna emocja. Czuł się trochę lepiej.
Oczy miał całe czerwone oraz opuchnięte. Dodatkowo cały dzień o pustym żołądku zaczął dawać się we znaki. Miał ciemne mroczki przed oczami, obawiał się że za moment się wywróci. Niezbyt go jednak to wtedy obchodziło.
Nagle poczuł wibracje w tylnej kieszeni jego jasnych spodni. Ostrożnie wyciągnął swój telefon jakby bał się, że go zniszczy. Na ekranie wyskoczyła ikonka koperty z numerem jeden. Otworzył otrzymaną wiadomość, a jej treść wywołała w nim mieszankę wielu emocji. Wtedy też obraz przed jego oczami zaciemnił się, a ciało bezwładnie opadło na ziemię.
Zapamiętaj, może i nasz świat jest popaprany, ale właśnie to czyni go tak cholernie wyjątkowym.
×××
[a/n przepraszam, nie wiem o co mi chodziło.]
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro