03
Mieszkanie Robyn - 2012
'Cause I need an interventionist
To intervene between me and this monster
Bruce Banner okropnie stresował się drugą wizytą, w końcu miał opowiedzieć o przeszłości, swoim dzieciństwie, które nie było zbyt kolorowe.
Zapukał do drzwi, a po chwili otworzyła mu je ciemnoskóra kobieta ubrana w szary dres, jej krótkie włosy były związane w małą kitkę, a na jej nosie nie znajdowały się okulary.
— Mam nadzieję, że masz jakieś kapcie. — zwróciła się do niego, a on zaczął ściągać buty by przebrać je na fioletowe klapki — Świetnie, widzę, że je założyłeś, więc teraz mogę cię zaprosić do gabinetu. — kiedy Banner stawiał obuwie obok stojaka na parasolki, Robyn zamknęła drzwi na klucz — Dzisaj porozmawiamy o początku, znaczy tyle ile dasz radę. — oznajmiła, każąc usiąść mu obok siebie na dywanie w gabinecie.
— Mój ojciec nie był zbyt dobry. — zaczął, zawstydzony, jego ręce zaczęły lekko się trząść a oddech przyśpieszył.
— Spokojnie, powoli. — powiedziała, widząc reakcje mężczyzny — Wdech i wydech. — nakazała, mocno wdychając i wydychając powietrze ustami, chwytając leżące na szafce okulary i notes.
— Przemoc w domu była bardzo częsta i myślę, że odcisnęło to na mnie piętno. — powiedział oddychając głęboko i bawiąc się swoimi dłońmi, które w tej chwili były niezwykle ciekawe. Bruce był dość zawstydzony, ale zaczynał odczuwać ulgę, bo mógł z kimś pomówić o swoich problemach lub inaczej mówiąc demonach przeszłości, które go prześladowały.
— Myślisz, że jakbyś w jakiś sposób pozbył się tej traumy, jakoś odnalazł spokój to rzadziej byś się przemieniał lub bardziej nad tym panował? — zapytała, zapisując w notesie następne informacje na temat pacjenta.
— Wydaje mi się, że to możliwe. — przyznał, drapiąc się po karku.
— Wiesz, sądzę, że gniew jaki tłumisz działa jak toksyny, gdy stajesz się Hulkiem w pewnien sposób je wyrzucasz. Czy bycie nim nie jest w jakiś sposób wyzwalające? Co czujesz kiedy nim jesteś? — zapytała, kreśląc kolejne litery w notatniku.
— Mam ledwy wpływ na jego poczynania, zazwyczaj widzę i słyszę co się dzieję, ale nie mam nad tym kontroli. To okropne, ale w pewnien sposób wyzwala. — przyznał po chwili namysłu.
— Jestem z ciebie dumna. Naprawdę dużo mi już dzisaj powiedziałeś. Przynosi ulgę czyż nie? — powiedziała, dotykając jego dłoni, która do tej pory leżała na jego nodze i położyła ją na dywan — Czyż to nie przyjemne? Połóż się, to niczym przytulanie puszystej owieczki. — nakazała z wielkim uśmiechem, rozłożyła się na dywanie i wpatrywała w sufit, czekając aż on do niej dołączy.
— Żyrandol na nas nie spadnie? — zapytał, ironicznie.
— Przestań, to, że widać, że przybiłam go dziesięcioma gwoźdźmi nie znaczy, że nie jest stabilnie założony. — odpowiedziała, lekko naburmuszona co wywołało śmiech ze strony mężczyzny.
— Kiedy ostatnio byłeś szczęśliwy? — zapytała, nadal wpatrując się w sufit.
—Myślę, że kiedy po ataku na Nowy Jork byliśmy całą drużyną na kebabie. Zjadłem naprawdę dobre jedzenie i porozmawiałem z chyba przyjaciółmi. — wypalił po chwili ciszy.
— Chyba przyjaciółmi? Co to znaczy doktorze Banner? — teraz to ona rzuciła sarkazem.
— Tony'ego najbardziej poznałem i jego naprawdę mogę nazwać przyjacielem, razem pracujemy w labolatorium i inne takie. Z resztą zaś łączą mnie chyba tylko kontakty czysto zawodowe. — przyznał lekko zawiedziony.
— Pewnie jeszcze nie raz, nie dwa ktoś będzie chciał zniszczyć Ziemię lub coś w tę deseń. Wtedy znów połączycie siły. Myślisz, że do tego czasu coś się zmieni?
— Szczerze mówiąc nie wiem. Jakbym zapytał Rogersa to pewnie by powiedział coś w stylu 'nie jesteśmy tylko drużyną, ale też rodziną Bruce' jak to ma w zwyczaju, takie swoje moralne farmazony. — rzucił z nutą ironi, długie przebywanie z Tony'm chyba zaczynało się udzielać, w formie rzucania coraz częściej sarkastycznymi tekstami.
— To byłoby chyba miłe?
— W pewnym sensie tak, ale mam wrażenie, że to trochę taka gadka na pokaz. — dodał, znów bawiąc się lekko rękoma.
Kobieta tylko pokiwała głową i nagle wstała, wręcz rzuciła się w stronę biurka po kartkę oraz kilka kredek, nakazała mężczyźnie również się podnieść — Teraz z moją pomocą narysujesz koszmar, który cię trapi, to dość ciężkie, ale pomaga. — nakazała, wpychając Robertowi ołówek w rękę i każąc rysować.
Mężczyzna z początku nastawiony negatywnie do tego zadania, naprawdę 'wkręcił się' w powierzone mu zadanie, skupiał się na każdym detalu, jego dokładność lekko zdziwiła kobietę.
— Co to jest?
— Hulk i twarz mojego ojca. — oznajmił, a po ciele kobiety przebiegł nieprzyjemny dreszcz, zrobiło jej się przykro, że Bruce, którego uważała za uroczą osobę tak cierpiał i cierpi. Po chwili ciszy jaka nastała, pociągnęła go za rękę w głąb mieszkania, gdzie podeszli do kominka, w którym trzaskał czerwony płomień.
— Teraz podrzyj to i wrzuć do środka. — nakazała mężczyźnie, podczas kiedy on rozglądał się po pomieszczeniu, zrobił tak jak kazała.
Kiedy on darł papier i wrzucał go do płonącego kominka, Robyn przygotowywała dla nich herbatę.
Robert Bruce Banner czuł się wspaniale, niczym wyzwolony bo oglądanie jak jego koszmar płonie sprawiło niezwykłą satysfakcję.
McCartey podała mu kubek z herbatą, przykryła kocem i usiadła obok niego, razem wpatrywali się w ogień tańczący w czarnym kominku.
— Byłeś dzisaj naprawdę silny Bruce, powiedzenie o traumie i zobaczenie jej było naprawdę odważne. Jestem z ciebie naprawdę dumna. Co teraz czujesz? — zapytała, biorąc duży łyk herbaty.
— Czuję się lepiej, tak jakby pewien ciężar spadł z moich ramion.
— To wspaniale, zobacz to dopiero początke terapii, a ty już czujesz się lepiej. — stwierdziła z uśmiechem — A Teraz chodź. — pociągnęła go za rękę (oczywiście wcześniej odstawiając kubki z herbatą na stolik!) spowrotem do gabinetu i nakazała położyć się na dywanie, podała mu koc i poduszkę, podłączyła projektor do odtwarzacza DVD i włączyła 'Ulicę sezamkową'.
— Będziemy ogladać Ulicę sezamkową? — zapytał lekko oburzony — Ile ja mam lat, osiem?
— Cicho bądź bo sie zaczyna. — skarciła go, słysząc pierwsze dźwięki piosenki czołówkowej. — Oglądaj a nie marudzisz.
Bruce nie wiedział, że leżąc na drogim dywanie z terapeutką i oglądając 'Ulicę Sezamkową', pełną przygód Ciasteczkowego Potwora i czerwonego Elmo będzie czuć się naprawdę szczęśliwy (pierwszy raz od czasu wyjścia na kebaba!) i wyzwolony, a to o to chodzi w życiu. Czyż nie?
Witam w 3 rozdziale, mówiłam, że możE dzisaj dodam i dzisaj jest.
Słodziaki z nich dwa 🥺♥️
Idk chyba jest dobrze?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro