Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

02

Mieszkanie Robyn — 2012

Get along with the voices
inside of my head

Robyn McCartey siedziała na fotelu w kolorze butelkowej zieleni, piła kawę i podziwiała żółte taksówki, które przejeżdżały przez Nowy Jork.

Spojrzała na zegar, który pokazywał 15:20, zaraz miał się pojawić drugi i ostatni na dzisaj klient, a ona czekała aż jej frytki się zrobią. Miała nadzieję, że miłośnik fioletowych koszul, który miał zaraz zjawić się na sesji spóźnia się lub nie przeszkadza mu przekąszanie w czasie pracy.

Usłyszała, że wzywa ją frytkownica, więc wstała i udała się do kuchennej części pomieszczenia. Kobieta miała wręcz szczęście mimo, że pracowała w T.A.R.C.Z.Y. naprawdę krótko to przy małej pomocy Nicka mogła zatrzymać mieszkanie i otworzyć własny gabinet.

Mieszkanie było naprawdę nie małych rozmiarów: dość przestronny salon połączony z częścią kuchenną, sypialnia z miejscem na duże łóżko i szafę, pomieszczenie, które było gabinetem oraz mały przedsionek, który służył za poczekalnie gdy dni były bardzo pracowite.

Wsypała frytki do brązowej miski wypełnionej ręcznikiem papierowym, posypała szczyptą soli i zaniosła do gabinetu, postawiła miskę na wielkim dębowym biurku w swoim gabinecie i gdy już miała udać się do lodówki po ketchup usłyszała pukanie do drzwi.

— Dzień Dobry, pan Banner jak mniemam. — powiedziała w stronę mężczyzny, kiedy otworzyła drzwi — Robin McCartey miło mi pana poznać. — przedstawiła się i wyciągnęła rękę w celu przywitania, a kiedy jej nowy pacjent nią potrząsnął, nakazała mu za sobą podążać.— Niech pan ściągnie buty, następnym razem najlepiej weź kapcie. — nakazała wskazując na obuwie mężczyzny — Dywan kosztował, prawie trzy wypłaty. A teraz niech pan usiądzie na fotelu. — rozkazała kiedy weszli do pokoju (na boso!).

Pomieszczenie miało duszę, znajdowało się tam dębowe biurko, przy którym kobieta najczęściej pracowała, za nim drzwi prowadzące do wnętrza mieszkania i regały pełne książek, filmów oraz innych dyrdymałów.

W gabinecie ponad to znajdował się szlezong i kanapa, na podłodze leżał ogromny włochaty dywan, na którym kosmitka kochała leżeć. Na ścianach wisiały wydrukowane zdjęcia z filmów i obrazki, które były rysowane razem z pacjentami, każdy z nich był podpisany – to ściany nadawały temu miejscu duszę, dzięki nim to pomieszczenie różniło się od innych gabinetów — Ja idę po ketchup. — oznajmiła, zmierzając w stronę lodówki po czerwony sos, który ubustwiała, uważała go za największe osiągnięcie ludzkości i dodawała do niemal wszystkiego, chociaż było to zlekka obrzydliwe.

Bruce rozglądał się po pomieszczeniu, uważał, że obrazki są naprawdę urocze.

— Też narysujesz swój. Pierwszy na początku terapi, zaś drugi pod koniec. — oznajmiła wskazując na ściany — Mam nadzieję, że nie przeszkadza ci, że będe jeść, ale sesja Jacka miała trwać godzinę, a trwała trzy, prawie przegapiłam moje codzienne oglądanie ulic Nowego Jorku z fotelu, podczas picia trzeciej kawy i nie miałam czasu nawet zjeść obiadu. — wyznała zalewając pół miski sosem — Za ten czas powiedz dlaczego potrzebujesz pomocy. — nakazała pakując frytkę do ust.

— Mam nadzieję, że pomożesz mi z nim. — wyznał spięty.

— Z nim? Nazywajmy rzeczy po imieniu doktorze Banner, to nie jest "Harry Potter", gdzie nie możemy wypowiedzieć imienia 'sam wiesz kogo'. — stwierdziła, lekko ironicznie, chociaż starała się tego nie robić przy pacjentach to powstrzymywanie się nie zawsze wychodziło — Chodzi o to, że jeśli będziemy mówić o problemach otwarcie, będzie łatwiej. — dodała, poprawiając swoje okulary.

— Mam nadzieję, że pomożesz mi z kontrolowaniem gniewu i Hulka. — stwierdził z lekkim przekąsem.

— O wiele lepiej Bruce! — pochwaliła go, przegryzając kolejną frytkę — Jem i mam tłuste ręce, więc podam ci kartę pacjenta, którą musisz wypełnić. — oznajmiła, podając brunetowi kartkę, na którą miał nanieść dane — Mam tu taka samą, więc jednocześnie je uzupełnimy. — powiedziała wskazując frytką na kartkę — Znaczy w przenośni, bo jem.

— Twoje pełne imię i nazwisko? Moje to Robyn McCartey, ale w domu mówili na mnie Bubble, jeśli chcesz to możesz mnie tak nazywać.

— Robert Bruce Banner.

— Miejsce urodzenia?

— Dayton w stanie Ohio.

— Jak często chciałbyś przychodzić na terapię? Aktualnie mam trzech stałych pacjentów, ale bardzo mi zależy na tym by ci pomóc, więc jeśli będziesz chciał to możesz przychodzić nawet dwa razy w tygodniu.

— Dwa dni byłyby, chyba w porządku. — stwierdził, przerzucając w głowie puste kartki kalendarza.

— Środa i piątek ci odpowiadają?

— Myślę, że tak.

— To świetnie, ale przyjdziesz jeszcze jutro o 13, porozmawiamy trochę o twojej przeszłości. — zaczęła i widząc nietęgą minę Roberta, szybko dodała — Powiesz mi tyle, ile będziesz w stanie.

— No, dobrze. — odpowiedział, lekko kiwając głową.

— Myślisz, że twoje problemy z agresją, mają jakies jeszcze podłoże po za wypadkiem? — zapytała, zmieniając nagle temat i pakując kolejną frytkę do ust, zapisując sobie wskazówki do terapii w notesie. Bruce był osobą, której nie tylko chciała, ale i musiała pomóc, ponadto podziwiała jego siedem doktoratów i intelekt, wydawał się osobą naprawdę wartą poznania.

— Możliwe, że to związane z dzieciństwem. — stwierdził, drapiąc się po plecach — To dość zawstydzające.

— Nic nie jest zawstydzające. — stwierdziła, starając się zarazić go uśmiechem — Naprawdę, chcę ci pomóc doktorze Banner.

— To miłe, bardzo.

— Na dzisaj wystarczy. — stwierdziła, pakując do ust ostatnią frytkę i oznajmiła — Uśmiechnij się, to naprawdę pomaga.

Bruce Banner uśmiechnął się, szczerze i to pierwszy raz od pewnego czasu (suche żarty Tony'ego, nie były zbyt dobre, ale należało się z nich śmiać).

— Pomogę ci z głosami w twojej głowię. — dodała kiedy odprowadzała go do drzwi, a kiedy je zamknęła (i zakluczyła!), chwyciła notes oraz długopis (nadal tłustymi dłońmi) i udała sie do łazienki by zrzucić skórę, wziąć kąpiel i zapisać pomysły, dotyczące terapii miłośnika fioletowych koszul.

Rozdziału nie było chyba
pór roku i no przepraszam, ale
wena zniknęła.

Nie wiem czy to jest dobre, ale
no trudno

Mimo wszystko, mam nadzieję,
że miło się czytało i się trzymacie!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro