Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1. 💔

Najbardziej na świecie pragnął zapomnieć.

Utracić wspomnienia.

Przestać odczuwać ból i smutek. Przestać ronić gorzkie łzy.

Trzy dni temu zaszył się w ich wspólnym mieszkaniu, gdzie wszystko przypominało mu o chłopaku, którego nadal kocha, a który tak okrutnie go zranił. Bolało go to, jednak chciał być właśnie tutaj, nigdzie indziej.

Wtulił twarz w poduszkę, gdy uciążliwe wspomnienie ich ostatniej rozmowy w garderobie, tuż przed koncertem, wróciło do niego po raz kolejny, pogrążając go jeszcze bardziej w bólu.

- Unikasz mnie? Co się dzieje, Toru? - pytam, chwytając jego zimną dłoń w swoją, o wiele mniejszą i drobniejszą.

Cofa rękę, z przestrachem spoglądając w kierunku uchylonych drzwi.

Rozumiem jego obawy. Oboje musimy bardzo uważać, by nie zdradzić się z tym, co tak naprawdę nas łączy. Kocham go, a on kocha mnie, lecz na razie musimy trzymać to w tajemnicy.

Podchodzę do drzwi i zamykam je, uprzednio wyglądając na korytarz. W pobliżu nikogo nie ma, jednak to tylko kwestia czasu, zanim ktoś zacznie nas szukać.

Przytulam się mocno do blondyna, ponieważ w ostatnich dniach bardzo mi tego brakowało. Koncerty, wywiady, sesje zdjęciowe... Marzyłem o chwili odpoczynku w ramionach mojego chłopaka, z dala od fanów, kamer...z dala od wszystkich i wszystkiego.

- Dzisiaj ostatni koncert na trasie... Jutro zabieram cię ze sobą do LA. Co ty na to? - mówię cicho, odgarniając z jego oczu kosmyki blond włosów.

Unika mojego wzroku i nie odpowiada.

- A może wolisz zostać tutaj, w Tokio? Zamknęlibyśmy się na te kilka dni w naszym mieszkaniu, by nikt nam nie przeszkadzał...

Chwyta moje nadgarstki i powoli mnie od siebie odsuwa. Mój delikatny uśmiech w jednej chwili znika.

- Co jest z tobą? Zachowujesz się dziwnie... - mówię, z lekko wyczuwalną nutą pretensji w głosie.

Opuszcza głowę. Odkąd wszedłem do garderoby, ani razu nie spojrzał mi w oczy.

- Powiesz mi, co się dzieje? - proszę, coraz bardziej zaniepokojony.

- Za chwilę mamy koncert... - zaczyna, próbując się w ten sposób wykręcić od rozmowy.

- Dlatego mów szybko co jest grane. - Nie zamierzam odpuścić.

Zrezygnowany, opiera się o blat. Wie, że nie ma innego wyjścia; musi powiedzieć mi, tu i teraz, dlaczego zachowuje się jak nie on.

- Chcę się rozstać - mówi w końcu, nadal na mnie nie patrząc.

Zamieram. Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek usłyszę coś takiego z jego ust.

- Co? Dlaczego? - pytam zduszonym głosem.

Unosi głowę i spogląda na mnie. Jego obojętne spojrzenie łamie mi serce na drobne kawałeczki.

- Uwierz mi, tak będzie lepiej. I dla ciebie, i dla mnie - mówi, a wyraz jego oczu łagodnieje.

- Lepiej?! O czym ty w ogóle mówisz?

Czuję jak wzbiera we mnie złość. Mam ochotę potrząsnąć chłopakiem, by się opamiętał.

- Mam już dość ukrywania się po kątach! - podnosi głos, a ja wstrzymuję oddech.
Spogląda w kierunku zamkniętych drzwi, uświadamiając sobie, że ktoś może nas usłyszeć. - Męczy mnie to... - dodaje ciszej.

- I dlatego mnie zostawiasz? - Mój głos łamie się na ostatnim słowie.

Patrzy na mnie ze współczuciem i czuję się, jakbym dostał w twarz. Odwracam wzrok, kiedy w oczach stają mi łzy.

- Przepraszam cię, naprawdę przepraszam... - mówi tylko i wychodzi.

Nie wiedział, jakim cudem zdołał się pozbierać i wyjść do licznie zgromadzonych w klubie fanów. Nie chciał ich zawieść, dlatego jak najlepiej stwarzał pozory szczęśliwego, chociaż w duchu wylewał morze łez.

Kiedy śpiewał Wherever You Are miał ochotę uciec gdzieś daleko, jednak trwał na środku sceny, czując obecność Toru po swojej lewej stronie.

Głos momentami drżał mu niebezpiecznie, a on sam unikał spoglądania na kogokolwiek, mając nadzieję, że nikt nie dostrzeże jego błyszczących od łez oczu.

Zanim wybrzmiał ostatni dźwięk, posłał szybkie spojrzenie w kierunku blondyna. Jednak ten, skupiony na swojej gitarze, nie odpowiedział na jego gest.

A może po prostu nie chciał patrzeć w oczy osobie, ktorą chwilę temu tak okrutnie skrzywdził.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro