|5| Run and cry wolf
Nie odważyłem się. Byłem tchórzem.
Przez kolejne cztery dni wręcz umierałem z tęsknoty i to nie tylko tej za Liamem.
Moja omega poruszała się niespokojnie w moim wnętrzu, a czasem wyrywała się w pewnym kierunku, zapewne do Liama. Nie mogłem złamać danego mu słowa i starałem się nie przemienić w wilka, tylko po to, aby pobiec do domu mojego przeznaczonego. Wiedza, gdzie mieszka Liam również nie potrafiła ostudzić moich pragnień, aby znaleźć się przy Liamie i pomóc mu w jego rui.
Czułem się złą omegą, bo powinienem pomagać swojemu alfie, nawet licząc się ze wszystkimi konsekwencjami. Ja uznawałem to za część naszej natury, ale Liam dość jasno wyraził się na ten temat, twierdząc, że to tylko zwierzęce odruchy i brak racjonalnego myślenia.
Co więcej, sytuacja między mną a Harrym nadal trwała w męczącym zawieszeniu. Harry uczestniczył w zajęciach i często przesiadywał w szkole kilka lub kilkanaście godzin przez zostawanie na dodatkowych praktykach. To mnie zniechęcało do przeprowadzania poważnej rozmowy, gdyż Harry'ego praktycznie nie było w domu, a jak już był, to lądował w łóżku, z miejsca zasypiając. Zdarzało nam się zamieniać parę suchych zdań przy śniadaniu, a czasem wymuszałem na nim wspólne prysznice, aby po prostu być przy Harrym.
Mimo tego, że miałem już przeznaczonego, zacząłem tęsknić za moim Harrym. Brak jego obecności w domu działał na mnie przygnębiająco, dodatkowo sposób, w jaki zaczął się przy mnie zachowywać, sprawiał mi masę przykrości.
Nie poznawałem Harry'ego.
Przestał się do mnie uśmiechać, a jak już to robił, był to wymuszone uniesienie kącików ust. Już zapominałem, jak wygląda z tymi uroczymi dołeczkami w policzkach. Przestał być czuły i troskliwy, nie mówiąc już o tym, że unikał mojego dotyku. Zaczął też brać poranne prysznice, w których nie mogłem mu już towarzyszyć, ponieważ śpieszy się do szkoły, a ja będę go tylko rozpraszał.
Najgorsze jednak było to, że czułem się przy nim jak powietrze, a czasem jeszcze gorzej. Traktował mnie, jak brzydki zapach, przed którym ratował się ucieczką. Z tego względu przestałem brać pigułki na zmianę zapachu, obwiniając je o wszystko, co miało związek z przemianą Harry'ego. Może mój zapach uległ pogorszeniu i naprawdę odstraszałem Harry'ego? Może stałem się dla niego irytujący? Ale dlaczego tak z dnia na dzień? Co się zmieniło? Czym zawiniłem?
– Dziś mogę wrócić dość późno – rzucił nagle Harry, kończąc swoje śniadanie.
Oderwałem się od swoich przygnębiających myśli i przestałem się wgapiać w drewnianą powierzchnię stołu. Skupiłem się na Harrym, który nawet na mnie nie patrzył.
– Nie musisz na mnie czekać.
– Ale gdzie idziesz? – zapytałem poruszony jego słowami, a zwłaszcza przez oschły ton, jakim się do mnie odezwał. – Masz jakieś zajęcia?
– Nie. Jest sobota, więc wybieram się z kolegami do klubu. Podobno niedaleko stąd jest miasteczko i można tam zaszaleć. Nie ma ochroniarzy przy wejściach, więc wilkołaki nie muszą się bać zdemaskowania – wyjaśniał z podekscytowaniem, dopijając swoją kawę, którą nagle zaczął pić zamiast herbaty.
– To brzmi świetnie. Może też mógłbym...
– Nawet o tym nie myśl! – warknął na mnie, a ja struchlałem.
Potrafiłem tylko szybko mrugać i wypuszczać z ust drżący oddech, gdy wpatrywałem się w chłodne oblicze Harry'ego.
– Wychodzę z czterema niesparowanymi alfami na imprezę, a ty jesteś omegą, którą będę musiał pilnować przez cały wieczór. Co więcej, oni nie mogą wiedzieć, że nie jesteś alfą, bo w przyszłości nie będziesz mógł pójść na zajęcia.
– A-ale...
– To już postanowione, Zayn – mruknął z głosem alfy, a ja skuliłem się na krześle.
Chciałem się stopić z pobliską ścianą, aby uciec od tego zimnego wzroku i dudniącego mi w głowie głosu alfy. Już wolałem, jak mnie ignorował, a nawet nie patrzył w moim kierunku. To wszystko byłoby lepsze od tego przerażającego spojrzenia.
– Wychodzę – rzucił niedbale, zabierając swoją torbę.
Gdy usłyszałem trzaśnięcie drzwi, z moich oczu poleciały łzy. To była sekunda, gdy się załamałem. Usłyszałem odjeżdżającego Harry'ego, a ja nie potrafiłem poradzić sobie z uczuciem odrzucenia. Pobiegłem do sypialni, zakopując się pod kołdrą. Szlochałem i moczyłem poduszkę moimi łzami, bo nie rozumiałem. Nie mogłem pojąć, jak ktoś mógł się tak zmienić w przeciągu kilku dni.
Gdzie podział się ten czuły, kochany Harreh, który odgarniał mi włosy za ucho i całował w czółko na dobranoc? Czemu już nie zdrabnia mojego imienia, czy nie zwraca się do mnie Maluchu? Czemu jego spojrzenie jest tak zimne i groźne? Dlaczego mnie rani? Ja naprawdę mogłem zrozumieć pobudki niezabrania mnie na imprezę, ale sposób, w jaki Harry mi tego zabronił był bardzo bolesny.
Zwinąłem się w jeszcze mniejszą kulkę, owijając swoją pierś. Miałem wrażenie, że w ten sposób mogę uchronić się przed rozpadem mojego ciała na kawałki.
Jednakże dla mojego serca już było za późno.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro