Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

|10| No more cry from the bedroom

   – Proszę cię, Zee! Uspokój się!

   Liam wciąż próbował zapanować nad moją histerią, ale... kiepsko mu szło – delikatnie mówiąc, oczywiście. Nie mogłem przestać szlochać, a przez zbyt gwałtowne oddechy podczas płaczu uraziłem sobie moje biedne żebra. W tamtej chwili wylewałem łzy z bezsilności i bólu. Sam nie wiedziałem, co było gorsze i przez co bardziej rozpaczałem. Wiedziałem tylko, że Liam mógł mnie teraz nie chcieć. Byłem omegą z oznaczeniem, a takich nikt nie chce! Co gorsze byłem powiązany z Harrym, który mnie nienawidzi! Uważa mnie za puszczalską i kłamliwą omegę, co okazało się prawdą w pięćdziesięciu procentach.

   Brutalna prawda była taka, że... czekała mnie samotność. I znów wszystko straciłem.

   – Błagam cię, Zayn!! Twoje żebra! Musisz uważać na swoje połamane kości!

   Liam nadal się starał. Ściskał moją trzęsącą się dłoń, a drugą ręką sięgnął mi do twarzy. Ocierał moje świeże łzy, chcąc nakierować moje spojrzenie na siebie. Jednakże przez łzy praktycznie niczego nie widziałem. Była jedynie mgła, która zasnuwała nie tylko widok, ale też moją przyszłość. Teraz nic nie było pewne.

   – Maluchu, proszę cię!

   – Nie-e! Nie mów do mnie 'maluchu'! – wychlipałem ze złością, dławiąc się łzami. – N-nie mów ta-tak! Nigdy!!

   – Dobrze! Nie będę, ale proszę cię, kochany, uspokój się! Wszystko będzie dobrze. – Potrząsnął mną delikatnie, łapiąc moją twarz już w obie dłonie. – Znak przynależności można zastąpić nowym! Jeszcze wszystko można naprawić!

   – C-co? Na-naprawdę? – Zamrugałem zalepionymi oczami, próbując dostrzec Liama przez zamglony wzrok.

   – Tak, tak! Można, Zee! A teraz spokojnie, kochany. Wdech i wydech. – Liam nakazał mi powtarzać jego czynności, więc spróbowałem to zrobić.

   Na początku płacz sprzed chwili nie dawał mi nabrać powietrza bez czkania, dopiero po kilku minutach zmusiłem się do opanowania. Liam wciąż szeptał do mnie pocieszające słowa, nie tracąc kontaktu z moim ciałem. Podał mi też chusteczki, pomagając mi w ogarnięciu bałaganu, który zaistniał na mojej twarzy.

   – No, pięknie, Zee. Brawo, kochany – pochwalił mnie, gdy po płaczu pozostały jedynie zaczerwienione oczy i policzki, a tylko co jakiś czas pociągałem jeszcze nosem. – Już niedługo wszystko będzie dobrze, Zee. Będziesz miał mój piękny znak przynależności i niczym nie będziesz musiał się martwić. Będziesz już zawsze bezpieczny. Już nic ci się złego nie stanie. Dopilnuję tego, Zee, zobaczysz.

   – D-dziękuję – szepnąłem.

   Byłem trochę zawstydzony swoim zachowaniem. Traciłem opanowanie zbyt szybko – zbyt łatwo popadłem w rozpacz. Gdy ja histeryzowałem, Liam znalazł rozwiązanie problemu, i to nie tylko teraz. Przy mojej pierwszej wizycie w jego domu, również byłem zagubiony, a on wskazał mi drogę. Później było tak samo. To do niego uciekłem po zdarzeniu w domku, a on zaoferował mi pomoc, będąc dla mnie wsparciem. Liam był moją prywatną ostoją. Osobą, która zawsze nakieruje mnie na właściwe tory i zapanuje nad moimi burzliwymi emocjami.

   – Za kilka godzin przyjdzie do ciebie mój przyjaciel. Sprawdzi twój stan, jak i twoich obrażeń – zapowiedział Liam, kiedy znów leżeliśmy koło siebie na łóżku. Delikatnie zawadzał opuszkami o moje ciało. – Stwierdził, że sam poradzę sobie ze zmianą bandaży, ale lepiej będzie, jak cię odwiedzi od razu po przebudzeniu. Pewnie chodzi tu o twoje żebra. To najpoważniejszy problem, jak na tę chwilę.

   – Dzwoniłeś do niego? – Zaskoczyła mnie ta informacja, bo nie byłem gotowy na spontaniczne odwiedziny nieznajomych. Tylko przy swojej alfie byłem spokojny. – Kiedy?

   – Kiedy poszedłem po picie dla ciebie. – Pogłaskał mnie po głowie, gdy zobaczył moje zdenerwowanie. – Nie obawiaj się, Zee. Magnus jest moim najlepszym przyjacielem. Ufam mu bezgranicznie i dlatego też powierzyłem mu twoje życie. Wiedziałem, że ci pomoże.

   – D-dobrze. – Skinąłem głową. – To beta?

   – Alfa – poprawił mnie Liam, a dostrzegając moje zaskoczenie, parsknął śmiechem. – Nie martw się, kochany. Ma już swojego życiowego partnera. Nawet nie ogląda się za innymi omegami. Bardzo kocha swojego Aleca. Chociaż... jest bardzo... Jakby to ująć? Jest bardzo specyficzną osobą. Szykuj się na dość... bezpośrednie komentarze. – Liam uśmiechnął się do mnie, widząc, że wciąż nie zmieniłem swojej postawy; nadal byłem przeraźliwie spięty. – Mówię ci, że będzie dobrze. Nie martw się. Nie będzie nachalny czy coś w tym stylu. Zaręczam ci, Zee.

   – Nie o to chodzi – burknąłem, czując rosnące zawstydzenie.

   – Więc o co?

   – No bo... Bo to jest obca alfa, która ma mnie badać, a ja....

   – Wstydzisz się? – zapytał zaszokowany Liam, unosząc brwi. – Kochany. – Spojrzał na mnie z czułością. Nie ma żadnych powodów do niepokoju. Magnus nie jest zboczeńcem, który przeszedł cię macać, tylko ratować. Wtedy, gdy ci pomagał, skupił się tylko i wyłącznie na swojej robocie, i teraz też będzie grzeczny.

   – To nie tak! – zaprotestowałem, chowając twarz przy klatce piersiowej Liama. – Ja... Ja nie miałem takiego kontaktu z innymi alfami. Harry... to znaczy... No, wiesz, kto był wyjątkiem...

   Odchrząknąłem, będąc zawstydzonym moją niepewnością. W końcu nie wiedziałem, jak powinienem odnosić się do... Harry'ego po tym wszystkim, co się wydarzyło między nami. Byliśmy związani, ale nasze połączenie nie zostało umocnione przez stosunek i ciągłą bliskość. Na razie czułem jedynie niepokój mojej omegi pewnie przez to, że alfa, z którą jest powiązana, nie jest tą nam przeznaczoną.

   Pokręciłem głową – jakby wyrzucając z głowy natrętne myśli – wracając do tematu:

   – Gdy mieszkaliśmy w mieście, to spotkałem tylko dwie alfy, a Harry zawsze kazał mieć się na baczności. Podobno, jak tylko wyczują samotną, nieoznakowaną omegę, to stają się bardzo nachalni i ja... ja boję się, jak to będzie. To dla mnie całkiem nowe i... Nawet nie waż się ze mnie śmiać! – zagroziłem, wciąż chowając się i kuląc przy cieplutkim ciele Liama.

   Liam parsknął, zmuszając mnie do spojrzenia na niego. Byłem zaskoczony tym, co zobaczyłem. To wcale nie było rozbawienie – jak to się bałem – tylko coś znacznie gorszego... Liam wyglądał na wzburzonego.

   – To bzdura, Zayn. – Liam westchnął, pocierając czoło. – Styles próbował cię nastraszyć, abyś przypadkiem nie znalazł sobie innego partnera! – Zdenerwował się nie na żarty. – Dlatego też nie uświadamiał cię w innych aspektach bycia omegą. Nie wiedziałeś nawet, jak rozpoznać przeznaczonego! To tylko dowodzi tego, że Harry chciał cię mieć tylko dla siebie. Pieprzony skukinkot! – Uderzył dłonią o materac, przez co prawie podskoczyłem ze strachu. – A nie! Skurwiel lepiej brzmi, bo nie ma takiego określenia jak 'sukinwilk', choć Styles idealnie do niego pasuje!

   – Nie mów taki rzeczy o...! – urwałem, nie chcąc... zagłuszać niepokojących dźwięków.

   Odgłosy dobiegały z domu Liama. Ktoś tu był.

   Liam zesztywniał i szybko poderwał się na równe nogi. Zauważyłem, jak jego źrenice się rozszerzają, a nozdrza wręcz falują od intensywnego wąchania. Miałem wrażenie, że gdyby Liam był pod postacią wilka, zacząłby teraz warczeć i uważnie nadstawiałby uszu. Przez kilka chwili byłem wręcz pewny, że w ogóle nie oddycham, a Liam przemienił się w kamienną rzeźbę. Napięcie wręcz miażdżyło.

   Nagle Liam odetchnął głęboko i odwrócił się do mnie. Posłał mi uspokajający uśmiech.

   – Wybacz, że cię przestraszyłem, Zee. Ostrożności nigdy za wiele. Na szczęście to tylko Magnus. Wszędzie poznam te jego kadzidła i zapach lakieru do włosów, do którego idealnie przylega brokat – oznajmił Liam swobodnym tonem, nim usłyszałem głośniejsze dźwięki dochodzące z dołu.

   Po sekundzie rozległy się pewne kroki na schodach, a po nich drzwi zostały uchylone. Przeszła przez nie bardzo... ciekawa osoba. Musiałem się powstrzymywać, aby nie otworzyć ust i ograniczyłem się jedynie do wybałuszenia oczu.

   Alfa, która zawitała do Liama, była uosobieniem egzotyki i seksapilu! Uśmiechnąłem się, gdy na dłużej skupiłem wzrok na jego śniadej skórze, która była bardzo podobna do mojej! Poczułem się tak, jakbym znów spotkał kogoś z rodziny! Magnus musiał mieć azjatyckie korzenie, tak jak to było ze mną, a to sprawiło, że od razu mogłem mu zaufać. Już się tak nie bałem nieznajomej alfy. Chociaż... ten mocny makijaż, ekstrawagancki ubiór i wszechobecny brokat trochę mnie przytłaczały. Przyjaciel Liama miał... bardzo bogaty gust, wręcz idealny do klubów.

   – No witam, witam Zayna Malika wśród żywych i przytomnych ludzi! Kiepsko z tobą było, nie mówiąc już o twoim wyglądzie. Teraz to można, na czymś zawiesić oko – zaczął nieznajomy, podchodząc do łóżka niemalże kocim krokiem. Wskazał na siebie z uśmiechem, mówiąc: – Nazywam się Magnus Bane i przez jakiś czas będę twoją osobistą pielęgniarką, ale bez odpowiedniego stroju, oczywiście. Musisz mi wybaczyć, ale takie stroje może zobaczyć tylko mój Alexander. – Puścił do mnie oczko, a Liam wręcz się zapowietrzył.

   – Em... B-bardzo dziękuję Panu za...

   – Żaden 'Pan'! – żachnął się Magnus, przerywając mi w próbie podziękowania za opiekę. – Nie postarzaj mnie chłopcze, bo to rani moje młodzieńcze uczucia. – Pokręcił głową z surowym wyrazem. – Zaraz się tobą zajmę, ale najpierw wyproszę twojego Psa Obronnego z pomieszczenia.

   – Psa Obronnego? – oburzył się Liam, łapiąc Magnusa za ramię. Brutalnie odwrócił go w swoją stronę, sztyletując go spojrzeniem. – Nie zostawię Zayna! Nie ma mowy! I daruj sobie te zboczone komentarze na temat mojej omegi!

   – Muszę zaznaczyć, że to nie jest twoja omega. – Magnus, widząc moje wzdrygnięcie i smutek, westchnął i ponowił łagodniejszym tonem: – Zapewne będzie twój w niedalekiej przyszłości, ale teraz tak nie jest. Jeszcze nie był twój nawet w łóżku, więc wątpię, że będzie się chciał przed tobą obnażyć, Payne. Więc łaskawie opuść na pewien czas sypialnię. Zawołam cię od razu po badaniu, a teraz sio-sio mi stąd! A kysz!

   Liam jeszcze niepewnie spoglądał to na mnie, to na Magnusa, aż wreszcie westchnął i ugodowo pokiwał głową. Zamiast skierować się do wyjścia, podszedł do mnie. Posłał mi szeroki uśmiech, głaszcząc mój policzek delikatnym ruchem.

   Zadrżałem od tej pieszczoty, wtulając się w szorstką dłoń. Już zawsze będę pragnął tego ciepła i bliskości.

   – Jak coś to wołaj, dobrze?

   Pokiwałem głową, a on nachylił się i ucałował moje czoło. Uśmiechnąłem się, przymykając oczy.

   – No już dość tego nadmiernego lepienia się do siebie czy innego obrzydliwego migdalenia! Proszę zrobić miejsce dla profesjonalisty – odezwał się Magnus, kładąc czarną torbę na szafce nocnej, prawie przewracając stojący tam kubek.

   – Mam nadzieję, że profesjonalistę od leczenia, a nie od lepienia się czy tego innego obrzydliwego migdalenia – przedrzeźniał Magnusa z subtelnym ostrzeżeniem, nim opuścił pomieszczenie.

   – Jest strasznie zaborczy – zawyrokował Magnus, wpatrując się we mnie ze znaczącym uśmieszkiem.

   Spuściłem spojrzenie, zagryzając dolną wargę.

   – Wciąż jest przejęty... tym wszystkim. Nawet ja jeszcze całkowicie nie otrząsnąłem się po ostatnich wydarzeniach. Przyprawiłem mu już tyle zmartwień, że pewnie...

   – Wątpię, że jesteś dla niego aż tak problematyczny. Myślę, że tu bardziej chodzi o jego ruję. Już nawet zaczyna nią śmierdzieć – wtrącił Magnus pogodnym tonem, żartobliwie machając dłonią przed nosem, jakby odganiał od siebie nieprzyjemny zapaszek. – Będzie już nieznośnie przylepny i drażliwy do samej rui, a nie muszę mówić, jaki będzie podczas niej. – Magnus zabawnie zafalował brwiami. – Ale niestety. W takim stanie to raczej się nie zabawicie, wilkołaczki wy moje. Najpierw zdrówko, a później igraszki w łóżku, dobrze? Można powiedzieć, że to takie zalecenie lekarza.

   Pokiwałem głową, nie mogąc odpowiedzieć w inny sposób. Jak można mówić w tak otwarty sposób i to bez krępacji?! Niewykonalne!

   – Nie chcę, abyś się czuł nieswojo, ale muszę cię odkryć, Wilczku – rzucił nagle Magnus bardzo mocnym tonem. Widocznie pora na żarty już się skończyła. – I dla mnie, i dla ciebie nie będzie to żadną przyjemnością, ale im szybciej się z tym uwiniemy, tym szybciej ten twój frustrat tu przyjdzie, a ja wrócę do swojego partnera. Dobrze?

   Przyglądałem się przez chwilę poważnej twarzy Magnusa, dostrzegając w nim tę profesjonalną postawę. Nie wiedziałem, kim tak właściwie był Magnus Bane, ale zdawał się wykwalifikowanym lekarzem, a nawet można powiedzieć, że doświadczonym weteranem.

   Gdy przystałem na jego propozycję, Magnus szybko zmienił moje bandaże na rękach, by później odsunąć kołdrę. Wzdrygnąłem się na widok mojej klatki piersiowej, gdzie na szczęście nie było wyciekającej spod opatrunków krwi. Magnus pomógł mi się unieść, abym przysiadł na skraju materaca, i zaczął delikatnie rozcinać bandaż.

   – Czemu ich nie odwiniesz? – zapytałem, wpatrując się w delikatne ruchy nożyczek.

   W pomieszczeniu, gdzie do tej pory słychać było tylko miarowy dźwięk przecinanego materiału i delikatne ciap-ciap, rozgrzmiał tubalny śmiech Magnusa.

   – A po co mi te zakrwawione szmatki? – Pokręcił głową, kończąc rozcinać bandaż. – Nie muszę na nie uważać, bo już mi się nie przydadzą. Nie jestem zdesperowanym wampirem, abym musiał je później sobie wrzucać do wody i robić sobie z nich wywar jak przy parzeniu herbaty. Idą do kosza czy tak, czy siak. Lepiej się z nimi szybko uwinąć, niż pieprzyć się z nimi kilka minut.

   Odkręciłem głowę, znów będąc zawstydzonym. Liam miał naprawdę bezpośredniego przyjaciela! Już dawno nie spotkałem się z taką osobą. A jednak nie... Sam przecież miałem podobnego przyjaciela i... O, rety! Niall! Miałem do niego zadzwonić i...

   – Cholercia – mruknąłem pod nosem.

   – Takie słownictwo u omegi? – Magnus zacmokał. – Nieładnie, Wilczku.

   – Przepraszam! Ja naprawdę...!

   – Ej, ej! Spokojnie, Wilczy-Pędku! – Magnus ułożył dłonie na moich ramionach, posyłając mi uśmiech. – Omega jak każda inna osoba ma prawo do przekleństw czy innego tego typu zachowań. Chociaż te twoje ,,cholercia'' to ja bym nie uznawał za przekleństwo. Jest zbyt urocze na wulgaryzm. Na pewno stać cię na więcej, Wilczku! Ale jak to mówią, praktyka czyni mistrza. – Znów puścił mi oczko.

   – Ale... – zacząłem, przygryzając wargę. – Mój... Znaczy Harry... Znaczy... – urwałem, wzdychając ciężko. – Pewna osoba mówiła mi, że omegom nie przystoi takie słownictwo.

  – Niby dlaczego? – prychnął Magnus, kręcąc głową w niedowierzaniu. – Niby dlaczego taka omega ma sobie czasem nie przekląć? Czasem właśnie trzeba rzucić mięsem, ot co! Trzeba sobie walnąć takim słówkiem, jak to przystoi prawdziwym zwierzom! – Magnus zaśmiał się, a i ja uśmiechnąłem się nieśmiało. – Tylko dlatego, że jesteście trochę tam słabsze czy dajecie nam potomstwo, nie powinniście być przez to ograniczane. Omegi zasługują na o wiele więcej od alf. W końcu dzięki wam mamy tyle miłości w życiu. To wy nas uzupełniacie, dajecie nam wewnętrzny spokój i ukojenie, a wreszcie obdarowujecie nas największym przywilejem wilkołaków – szczeniakami. Dzięki naszej naturze pary homoseksualne mogą mieć dzieci, a to tylko pokazuje, że jesteśmy lepsi od tych tam ludzików. Phi, też mi Panowie i Władcy! Ha, ha... HA!! – Odrzucił głowę do tyłu, prychając prześmiewczo.

   Wpatrywałem się wielkimi oczami w Magnusa, będąc – szczerze mówiąc – zafascynowanym. Spotkałem już drugą alfę, która jest tak... cudownie prawa. Liam chciał się męczyć ze swoją rują w samotności, abym przypadkiem nie ucierpiał podczas bolesnego knotowania. Chciał mi dać nasz pierwszy raz, gdy będziemy się darzyć jeszcze większym uczuciem niż dotychczas, aby przypieczętować naszą miłość. Chciał się poświęcić, aby obdarować mnie czymś pięknym, wyjątkowym. Natomiast Magnus pokazywał mi, że omegi wcale nie są gorszym sortem wilka, są na równi z alfami i należy im się takie same traktowanie.

   Poczułem, jak wzruszenie ma ochotę wycisnąć łzy z moich oczu. Jednakże się powstrzymałem. Ostatnio już zbyt wiele razy byłem słabą omegą, która potrafi jedynie użalać się na swoim losem. Otoczony takimi wspaniałymi osobami jak Liam i Magnus, zapragnąłem stać się im podobny. Chciałem stać się silny, a to oznaczało – żadnych więcej łez.

   Chociaż... teraz nie było mi zbyt łatwo trzymać się tego postanowienia, a to wszystko przez...

   – Boli? – zapytał Magnus, naciskając na moje żebra.

   Syknąłem, zaciskając zęby i przygryzając dolną wargę niemalże do krwi. Chyba tym dałem mu jasną odpowiedź. Zacząłem tupać nogami o podłogę, aby poradzić sobie z tym bólem. To naprawdę bolało! Nie byłem przyzwyczajony do takiego cierpienia! Nigdy nie zostanę masochistą! Chociaż... W końcu chcę być kiedyś w ciąży, więc poród będzie torturą. Przypadkiem to nie jest rodzaj masochizmu?

   – Niepokoi mnie to – rzucił Magnus, wpatrzony w moje sińce i zadrapania na klatce piersiowej. – Po trzech dniach obrzęk powinien ustąpić, więc żebra nie byłby tak tkliwe. A tu jest bez zmian. Masz bardzo kiepskie procesy regeneracyjne, nawet jak na omegę.

   – Tak bardzo jest źle? – zapytałem lękliwie, będąc naprawdę zdenerwowanym.

   – Niby nie, ale twoja rekonwalescencja się przedłuży. Szacuję, że nawet do dwóch tygodni będziesz miał problemy z bólem, może pojawić się ucisk w klatce piersiowej, a nawet duszności. To niebezpieczne. Szczerze, to powinieneś teraz sypiać z maseczką tlenową, bo w nocy oddech jest płytszy. – Magnus przyłożył dłoń do ust, zamyślając się. – Mam znajomego w szpitalu, gdzie specjalizują się w leczeniu otyłości. Załatwię ci sprzęt stosowany przy bezdechu sennym oraz potrzeba robić regularne inhalacje. Jednakże... to mi zajmie kilka dni, a problem jest poważny i już teraz powinieneś tego używać. Ech! – Magnus potarł gwałtownie czoło.

   – T-to... może lepiej będzie, jak nie będę spał? – zasugerowałem cichym głosem, przykuwając zdziwione spojrzenie Magnusa. – Tak tylko mówię. Zapomnij.

   – Nawet tak nie myśl, Wilczku! – Pogroził mi palcem. – Sen to teraz twoje najlepsze lekarstwo. – Westchnął. – Nie ma wyjścia. Muszę pojechać do najbliższego szpitala, a on jest dopiero w Londynie. A jeśli nie uda mi się tam, to zostaje tylko czarny rynek.

   Zasępiłem się, spuszczając głowę. Teraz spoglądałem na swoje obrażenia, czując się winny. Przeze mnie Liam się martwił, a Magnus musiał się tak poświęcać, aby załatwić potrzebny sprzęt. Byłem bardzo kłopotliwy.

   – Ale i tak mi to nie pasuje – wtrąciłem się, gdy Magnus smarował moje sińce specjalną maścią, a wcześniej podał mi leki przeciwbólowe i przeciwzapalne. – Czarny rynek jest niebezpieczny. Mój... znaczy Harry... znaczy, um, mój znajomy kupował tam dla mnie blokery i jak wrócił, zaklinał się na wszystko, że nigdy już tam nie pójdzie.

   – Blokery? – Magnus uniósł brwi, a po chwili jego mina stała się surowa. – Nie można używać niepewnych leków! Zapewne były tanie i kiepsko działały, tak?

   Pokiwałem głową, zawstydzając się.

   – Ale to głupie! Bardzo nieodpowiedzialnie postąpiłeś, Wilczku! Te blokery mogły ci poważnie zaszkodzić i... Już wiem! Do diaska! To one! – wykrzyknął Magnus, odskakując ode mnie na krok. – To przez te chamskie podróby twój organizm jest osłabiony, a nawet wyniszczony!

   – Ale ja brałem je bardzo krótko! Tylko kilka dni! – zaprotestowałem, wciąż będąc w szoku.

   Te małe tableteczki tak mnie urządziły? To możliwe?

   – To nic nie znaczy! Dawka toksycznych substancji była wystarczająca, aby rozwalić ci cały układ regeneracyjny! Na szczęście zadziałał odpowiednia wtedy, na polanie. Inaczej już wąchałbyś kwiatki od spodu, a z naszym super węchem dowąchałbyś się i tych wszystkich gówien schowanych w trawie. – Magnus prychnął, kręcąc głową. – Nie ma wyjścia. Muszę jechać do miasta. Teraz muszę też znaleźć lepsze leki wspomagające procesy regeneracyjne. Te, co mam obecnie, są zbyt słabe. Przydałoby się też powiadomić o twoim kruchym stanie twojego Pieska Obronnego – przyznał po chwili zastanowienia, a mnie obleciał strach.

   – Nie!! Tylko nie to! Możesz nie mówić o tym Liamowi?! Proszę cię!

   – A to dlaczego, hm?

   Zaintrygowany Magnus podszedł do mnie bliżej, marszcząc brwi. Po chwili posłał mi ten wszystkowiedzący uśmieszek, a ja miałem wrażenie, że widział dokładnie, ile razy w życiu się masturbowałem lub miałem nieczyste myśli.

   – Aha! Teraz rozumiem. Chodzi o tego Twojego-znaczy-Harry'ego-znaczy-Twojego-znajomego, tak? – Pokręcił głową z politowaniem, ale po chwili zajrzał w moje błagające go oczy. Westchnął cierpiętniczo. – Zrozumiałem. Twój Piesek Obronny się nie dowie o tym małym brudku. Skoro jest taki zapalczywy, niech się sam do tego 'dokopie'. – Magnus uśmiechnął się figlarnie, a ja niemal zerwałem się z łóżka, aby go wyściskać.

   – Dziękuje bardzo!! Ale... Um, dlaczego tak właściwie nazywasz tak Liama? Skąd ten 'Pies Obronny'?

   – Bo gdy mnie do siebie wezwał, nie myślałem, że ten opanowany Liam Payne potrafi być takim panikarzem i nadgorliwcem! Wciąż dyszał mi w kark, gdy składałem cię do kupy tam, w tej ruderze. Swoją drogą to w niefajnych warunkach przyszło ci mieszkać. Ale wracając do tego cholernika... Nie odstępował cię na krok, mimo że czasem mi tylko zawadzał. Wreszcie nie wytrzymałem i go wyrzuciłem. Naprawdę mam świętą cierpliwość, ale po tym wszystkim miałem ochotę go ugryźć.

   – Och, rozumiem. – uśmiechnąłem się z rozczuleniem.

   Przed oczami stanął mi obraz, kiedy to Liam nadzoruje pracę Magnusa i spogląda na mnie z troską. To naprawdę...

   – No już się tak nie uśmiechaj z tym zachwytem w oczkach. – Westchnął z obrzydzoną miną. – Nie bądź mdło-ohydny, Wilczku! Ten twój przeznaczony jest straszny! Mówię ci, że jeszcze będzie strasznie nadopiekuńczy. Sam zobaczysz.

   – A to coś złego? – zapytałem nieśmiało.

   W końcu troska, nawet ta troszkę nadmierna nie mogła być przecież zła. Prawda?

   – Myślę, że jest. Nie jesteś z porcelany, Wilczku – powiedział dosadnie. – Faszerowano cię tanimi blokerami, przeżyłeś niewłaściwe oznaczenie, a nawet przy takich obrażeniach niejedna alfa by padła. Jesteś silny, Wilczku, i nie daj sobie wmówić, że jest inaczej.

   – D-dziękuję. To bardzo miłe, ale... jakie niewłaściwe oznaczenie? O co w tym chodzi?

   Magnus spojrzał na mnie jakoś dziwnie, aż wreszcie pokręcił głową.

   – Niech Payne ci o tym opowie. Jako twój przeznaczony powinien się zająć twoim wykształceniem, które w tej chwili bardziej kuleje od ciebie.

   – Będę kulał?! – pisnąłem.

   – Przez kilka dni na pewno. Rana na udzie była dość głęboka i naruszyła nerwy. Jeszcze trzy dni temu pewnie nie miałeś w niej czucia. Na szczęście nasza regeneracja jest na tyle dobra, że odbudowuje nawet uszkodzone nerwy. Jesteśmy zajebistymi stworzeniami! Ha! Jesteśmy wyżej w ewolucji, wy przeklęci homo sapiens! – wykrzyknął w eter, a ja spoglądałem na niego trochę zaniepokojony.

   Miałem wrażenie, że Magnusowi brakowało piątej klepki lub po prostu był bardzo... specyficzny.

   – No nic. Czas przywołać twojego Psiaka. Może zagwiżdżę i krzyknę ,,do nogi!''? Co ty na to? Stawiam dziesięć funtów na to, że przyleci tu dosłownie jak na komendę. – Magnus uśmiechnął się złośliwie.

   – Po prostu go zawołaj. – Zachichotałem, zauważając w szoku, że to już nie sprawia mi bólu.

   Leki i maść od Magnusa musiały zniwelować ból żeber. To dopiero prawdziwa ulga, a zaczynasz to doceniać, gdy możesz się wreszcie swobodnie śmiać. Ludzie nie doceniają tego, co mają i co mogą robić przy swoich możliwościach.

   Już po chwili zziajany Liam zajął swoje miejsce przy moim boku. Gdy tylko Magnus uchylił drzwi od sypialni i zszedł na półpiętro, aby go zawołać, Liam zerwał się i pobiegł na górę. Gdybym przyjął zakład Magnusa, miałbym wygrane dziesięć funtów.

   – I jak z nim? No, mów! Co będzie z Zaynem?! – zapytał przejęty Liam.

   – Niestety – rzucił Magnus smutnym głosem, chowając swoje rzeczy do torby. Nie mógł nawet spojrzeć na zaszokowanego Liama, wciąż spoglądając na swoje buty. – Zayn... On... Jest z nim bardzo źle, Liamie. Z przykrością muszę ci powiedzieć, że... że on...

   – Co!? Nie ma mowy!! – wydarł się Liam, niemal rzucając się na Magnusa. – On będzie zdrowy! On przeżyje!! Nawet nie waż się wciskać mi jakiegoś pieprzenia o jego śmierci, słyszysz?!!!

– Jak mam nie słyszeć, jak wrzeszczysz mi praktycznie do ucha!? – warknął Magnus, wyswobadzając się z żelaznych uchwytów Liama na jego ramionach. – Pieprzony, pies! – Syknął, ścierając coś z twarzy. – Na przyszłość uważaj z tym ślinotokiem, aby Zayn nie udławił się twoim charchem!

   – Ja ci dam na przyszłość, ty...! – Liam urwał, rozszerzając oczy. – Na przyszłość?

   – Tak, ty pieprzony śliniaku! Na. Przyszłość! – Wycedził ostatnie słowa, chwytając gwałtownie swoją torbę. – Twój Wilczek przeżyje kupę chujowych lat u boku Wielkiej Ślinianki aka Psa Obronnego, czego mu szczerze współczuję. A wracając do tego, co mi tak niegrzecznie przerwałeś, Zayn jest niestety unieruchomiony na przynajmniej tydzień, przez to, że ,,tak z nim źle''! I ,,z przykrością muszę ci powiedzieć'', że nie może odpocząć aż do chwili, gdy nie wrócę z lekami i odpowiednim sprzętem dla niego, bo teraz musi sypiać z maseczką tlenową.

   – Ou... – wykrztusił z siebie Liam, wreszcie przenosząc wzrok na mnie.

   Ja natomiast siedziałem sobie jednocześnie rozbawiony działaniami Magnusa, aby wkręcić Liama, oraz będąc trochę winnym. Nie zareagowałem w porę i wywiązała się kłótnia między dwoma alfami, a gdyby Magnus zachciałby sobie pociągnąć swój żart dłużej, podejrzewałem, że byłbym świadkiem kolejnej bójki.

   Ach, ten alfi testosteron. Jeszcze gorszy od normalnego mężczyzny!

   – To... dobrze. Dobrze – mruknął do siebie Liam, podchodząc do mnie. – Masz problemy z oddychaniem, kochany, że aż potrzebna ci maseczka tlenowa?

  – Teraz nie czuję żadnych duszności, ale Magnus zadecydował, że bezpieczniej będzie ją zakładać na noc – wyjaśniłem mu spokojnie, sięgając do jego policzka.

   Z przyjemnością przyglądałem się temu, jak przykrywa moją dłoń swoją większą i przymyka oczy.

   – Teraz ci pewnie głupio, Payne, że tak na mnie naskoczyłeś – rzucił z westchnięciem Magnus. – Ale jestem na tyle wyrozumiały, aby zrozumieć twoją nadpobudliwość, zwłaszcza przed rują. Dam ci tabletki na wstrzymanie rui, co może ci dać trochę czasu, kiedy to Zayn będzie mógł dojść do siebie, a później i dojdzie dla ciebie, gdy będziecie baraszkować. – Puścił do nas oczko, a Liam znów miał problemy z oddychaniem, chyba nawet większe ode mnie.

   – Nie przeginaj, Bane!

   – Ja tylko wyrażam swoją opinię! – zaczął się bronić, przybierając niewinną minkę. – W końcu to nie mój chłopak będzie musiał sypiać z maseczką tlenową. Dla ciebie pozostaje kanapa i celibat z nadmiernym używaniem dłoni. Lepiej uważaj na zdrówko, Payne, bo nie będę cię leczyć, gdy dostaniesz cieśni nadgarstka!

   – Ty...!

   – Wychodzę! Wrócę około trzeciej w nocy! Czekajcie na mnie, wilkołaczki wy moje!

   Po tych słowach pierwsze spotkanie z Magnusem Bane dobiegło końca, tak samo było z cierpliwością Liama do swojego przyjaciela.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro