Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

|1| Oh, oh... I want some more

   – Pamiętaj o tabletach, Zee. – Harry patrzył na mnie z oczekiwaniem, gdy uderzyłem się otwartą dłonią w czoło.

   Zachichotałem, maskując swoje zażenowanie spowodowane moim ciągłym zapominalstwem i, odprowadzany surowym spojrzeniem Stylesa, pobiegłem do sypialni.

   Po krótkiej chwili stałem przed moim przyjacielem, który ułożył dłonie na biodrach i kręcił na mnie głową. Posłałem mu najsłodszy uśmiech, na jaki mogłem sobie przy nim pozwolić, co – widocznie – trochę zmiękczyło skamieniałe serduszko alfy.

   – Och, Zee. Co ja z tobą mam, Maluchu? – Westchnął, ale jego sroga mina zanikała i pojawiał się przedsmak uśmiechu. – Wziąłeś czerwoną tabletkę na wstrzymanie gorączki i tę różową, maskującą zapach, tak?

   – J-ja... – zacząłem zdenerwowany, siląc się na uśmiech. Wyszedł mi dość nerwowy. – Zapomniałem o tej różowej – przyznałem cicho, drepcząc w miejscu.

   – Marsz do sypialni po leki albo nie pójdziesz do szkoły! – warknął Harry, a moja omega skuliła się ze strachu, słysząc stanowczą nutkę głosu alfy.

   Popiskując pod noskiem, zerwałem się z miejsca i – przy odwracaniu się – zarobiłem mocne uderzenie w prawy pośladek i ponaglające mnie komentarze Harry'ego. Gdy znów do niego wróciłem, starałem się nie spoglądać w górę, na jego zdenerwowaną twarz.

   – Czy, aby na pewno, wziąłeś czerwoną i różową tabletkę, Zee?

   Ograniczyłem się jedynie do niemrawego skinięcia, słysząc smętne westchnięcie. Nagle długie palce Harry'ego pochwyciły moją bródkę i uniosły moją głowę. Teraz widziałem lekkie poczucie winy w lśniących, zielonych tęczówkach, jak i cień uśmiechu igrający na ustach.

   – Przepraszam za użycie na tobie głosu alfy, ale... po prostu się o ciebie martwię, Zee.

   – Wiem, Harreh – wymruczałem, czując szczypanie w oczach. – Dziękuję ci za to. Spełniasz moje marzenia i pomagasz mi na każdym kroku. Jesteś wspaniałą alfą.

   – Szkoda, że nie twoją alfą – rzucił z żalem, a i sam odczułem smutek.

   Harry był najlepszą alfą, jaką kiedykolwiek poznałem i zapewne tak już zostanie do końca mojego życia. Niestety, nie byłem jego bratnią duszą. Mogliśmy być jedynie przyjaciółmi, którzy pomagali sobie we wszystkim i tak też było przy mojej gorączce czy rui Harry'ego, gdy nie było nas stać na kupno leków. W tych niepewnych czasach ceny podobnych medykamentów, które ułatwiały życie zmiennokształtnym, był strasznie wysokie i nie każdy mógł sobie na nie pozwolić.

   Jednakże teraz byłem zmuszony do zażycia lekarstw – sytuacja tego wymagała.

   – Możemy już iść? Nie chcę się spóźnić! – Wciąż podskakując i podnosząc głos, chciałem pospieszyć Harry'ego.

   Harry uśmiechnął się z rozczuleniem, widząc moje podekscytowanie godne małego dziecka, ale nic nie powiedział i zgodnie dał mi się ciągnąć za rękę.

   Gdy znaleźliśmy się już w samochodzie, chłopak położył dłoń na moim udzie, przerywając mi w radosnym podskakiwaniu na fotelu i zwracając moją uwagę na siebie. Jego mina była poważna.

   – Zee... – zaczął mocno zachrypniętym głosem, a ja już wiedziałem, że to czas na przypomnienie zasad. – Pamiętaj, że masz nie odzywać się do nikogo z grona uczniów, gdy nie będzie mnie przy tobie. Na każdej przerwie masz czekać na mnie pod swoją klasą, abym mógł cię odprowadzić na kolejną lekcję. Unikaj wysiłku, panuj nad stresem i gwałtownymi ruchami, aby kontrolować swój zapach. Unikaj sytuacji, gdzie znajdujesz się w małym pomieszczeniu tylko z paroma osobami, aby twój zapach nie był zbyt intensywny. Oczywiście, nie wyobrażam sobie sytuacji, abyś zostawał z kimś sam na sam, ale i tak się powtórzę: masz na to kategoryczny zakaz, nie mówiąc już o podniecaniu się, przy którym żadne leki maskujące nie pomogą. Wszystko jasne? – zapytał na wydechu, a ja pokiwałem energicznie głową. – Dobrze... będzie dobrze... – mruczał pod nosem, a mnie odrobinkę śmieszyły te usilne próby przekonania samego siebie.

   Dlatego postanowiłem trochę mu w tym dopomóc. Od czego są takie dobre omegi jak ja, co nie?

   – Pierwszy dzień zawsze jest najgorszy, Harreh. – Próbowałem go pocieszyć i dodać otuchy, gdy położyłem swoją drobną dłoń na tej większej należącej do niego. – Damy sobie radę. Jesteśmy w tym razem, więc wszystko będzie dobrze.

   – Musi być dobrze – rzucił z mocą, odpalając silnik.

   Jego samochód terenowy o kolorze khaki – idealny na nasze wspólne wyprawy do lasu w czasie pełni – był największą dumą Harry'ego. Pracowaliśmy bardzo ciężko, aby pozwolić sobie na taki wydatek i to jeszcze żyjąc bez watahy, bez żadnego wsparcia. Już samo to, że osiedliliśmy się na ziemiach niczyich, ale graniczących z najpotężniejszymi watahami w Wielkiej Brytanii, było ryzykownym posunięciem. Jednakże nie mieliśmy wyboru. Tylko tutaj, w miasteczku Midnight, mieściła się szkoła, która kształciła ,,bezdomne'' alfy.

   Owszem... jedynie alfy.

   Harry nie pogodził się z myślą, że miałbym siedzieć w domu lub pracować, gdy on będzie chodził na zajęcia, rozwijając się. Dlatego zdecydowaliśmy się na prowadzenie niebezpiecznej gry, która mogłaby poprawić nasz los lub go pogorszyć. Jednakże kto nie ryzykuje, ten nie wygrywa, a my chcieliśmy być panami życia.

   Zatrzymując samochód na szkolnym parkingu, Harry jeszcze raz spisał wszystkie zasady w notatniku i kazał nosić go przy tyłku (oczywiście, Harry użył tu innego, brzydszego słowa, ale tyłek to i tak już określenie na pograniczu – ja mam pupkę, a nie du... no, wiadomo). Miałem wykuć to wszystko na blachę, aby obudzony w środku nocy, móc je po kolei recytować.

   Nie ryzykując już podsłuchaniem nas przez innych uczniów, Harry sięgnął po nasze rzeczy, które leżały na tyle, i wysiedliśmy z samochodu. Podając mi torbę, pogłaskał mnie dyskretnie po dłoni, posyłając pokrzepiający uśmiech, który odwzajemniłem.

   – No, to czas na zabawę! ~ mruknął śpiewnie Harry, a ja zachichotałem, ale szybko zakryłem usta dłonią, szepcząc przeprosiny. – Pamiętaj o odpowiednim zachowaniu, Zee. Jesteśmy alfami – zaakcentował ostatnie słowo, a ja przytaknąłem.

   Musiałem panować nad swoimi odruchami i instynktami, które zdradziłby moją prawdziwą naturę. Dlatego, nie przedłużając, ruszyłem sprężystym krokiem, prostując się dumnie. Moje ciężkie glany stukały o asfalt, a czarne kolory w połączeniu ze skórzaną kurtką dodawały mi powagi. Co więcej, zapuściłem zarost i skusiłem się na wygolenie boków głowy, a nawet na postawienie włosów – Harry stwierdził, że urocze grzyweczki nie pasują do wizerunku alfy.

   Harry pomagał mi przy tej metamorfozie, a nawet zapłacił za cały zestaw do tatuażu, dzięki któremu moje ciałko zostało przyozdobione paroma rysunkami mojego własnego autorstwa. Teraz wyglądałem, jak typowy bad boy, a nie jak krucha omega, którą skrycie byłem.

   Harry pokierował mnie do sekretariatu, aby zdobyć plan zajęć i budynku szkoły. Żegnając się z całkiem atrakcyjną blondynką, która nazywała się Hannah, udaliśmy się do gabinetu dyrektora. Harry zapukał w drzwi ze złotymi literami, a ja przygryzłem dolną wargę, będąc bardziej niż zdenerwowanym. Po chwili doszedł nas ciepły głos, który przyzwolił nam na wejście.

   – Cieszę się, że już jesteście. – Pewien dojrzałego wieku mężczyzna, siedzący za masywnym biurkiem, odetchnął z ulgą na nasz widok. – Zamknij drzwi, Harry, i przedstaw mi swojego przyjaciela.

   – Jasne, Liam. – Harry szczycił się opanowaniem, ale mi było jeszcze daleko do spokoju.

   Czujne spojrzenie tego całego Liama przewiercało mnie na wylot, zdając się dostrzegać wszystkie moje sekrety. Oczywiście, ten najskrytszy o byciu omegą był mu dobrze znany, bo dyrektor, a zarazem stary przyjaciel Harry'ego, został wtajemniczony w naszą sytuację.

   Harry położył dłoń u dołu moich pleców i delikatnie pokierował mnie w stronę biurka, dokonując krótkiej prezentacji. Liam wskazał nam wolne krzesła, a ja niezdarnie usiadłem na jednym z nich.

   – Dobra robota – rzucił nagle Liam, nadal wpatrzony w moją osobę. – Nigdy nie pomyślałbym, że Zayn jest betą, a co dopiero omegą. Jego zapach również jest dość... specyficzny – mówiąc to, zmarszczył nos, a ja dyskretnie zacząłem się wąchać.

   Jeszcze nikt nie zarzucił mi tego, że śmierdzę, więc komentarz Liama wprawił mnie – lekko mówiąc – w zakłopotanie.

   Harry zarechotał, dosadnie przerywając mi próby wyczucia tej nieprzyjemnej woni, którą musiał wyczuć Liam na moim ciele. Spojrzałem na niego, unosząc brew. Co było tak zabawne?

   – Liam miał to na myśli, że przez tabletki twój zapach jest... jakby przemieszany z goryczą – wyjaśnił z rozbawieniem, a mi ulżyło.

   Posłałem Liamowi przepraszające spojrzenie, bo opacznie zrozumiałem jego słowa. W żadnym wypadku nie chciałem urazić alfy.

   – Wcześniej pachniałeś bardziej kwiatowo, a teraz twój zapach przypomina... zgniłe zielicho?

   – Albo taki kompost – dorzucił swoje Liam, a ja skuliłem się na swoim miejscu. – Nie przejmuj się tym, Zayn. To jest konieczne, aby zachować twój sekret w tajemnicy. Alfy mają bardzo wyczulony węch i łatwo rozróżniają zapach omegi. Twój jest tak zmieniony, że nie będzie z nim problemów. To wszystko dla twojego bezpieczeństwa.

   – Wiem to – mruknąłem dość burkliwie.

   Wciąż nie przyzwyczaiłem się do tej sytuacji. Moja wewnętrzna omega nie lubiła być tłumiona i pragnęła atencji alf. Teraz było to niemożliwe i odczuwałem delikatną frustrację. Podejrzewam, że każda omega pragnie wpływać na innych i przyciągać ich do siebie. A teraz stanę się niezauważalny dla niemalże setki niesparowanych alf! Wśród nich mogła być moja bratnia dusza, która może się zrazić przez mój nowy zapach, a raczej smród. Kto by chciał śmierdzącą omegę? Odpowiedź jest oczywista, jedynie wykluczając osoby pozbawione węchu. No, ale w tej sytuacji nie mogłem być nawet omegą – byłem alfą.

   – Będzie dobrze, Zee. – Harry pogłaskał mnie po ramieniu, uśmiechając się szeroko.

   Pokazując te swoje urokliwe dołeczki w policzkach, w jakimś nikłym stopniu poprawił mi humor. Trzymałem się tej myśli, że w końcu Harry zawsze przepadał za moim zapachem oraz wyglądem i dla niego pozostanę już atrakcyjny i słodki.

   Wyprostowałem się w krześle i zadecydowałem, że od tej chwili będę ponad swoje zwierzęce pragnienia. Nie będę wabikiem na sfrustrowanych seksualnie desperatów, którzy nie zaproponowaliby mi nic innego niż przygodny seks. Powinienem czekać na swoją wybraną alfę, którą znajdę gdzie indziej, i mieć totalnie gdzieś innych, niewartych mojej uwagi.

   – Wracając do ważniejszych spraw – zaczął Liam, przywracając mnie do chwili obecnej. – Większość lekcji macie wspólnie, ale przez to, że Harry kształci się w kierunku muzycznym, a ty Zayn w kierunku rozszerzonym-artystycznym, zajęcia praktyczne będziecie mieli osobno. Co więcej, nie możemy ryzykować, że działanie tabletek będzie zaburzone, więc Zayn musi być pod ścisłą dietą i został zwolniony z zajęć fizycznych. Reszta alf szybko domyśliłaby się po twojej kondycji, że nie jesteś jednym z nich, Zayn – wyjaśniał mi Liam życzliwym głosem, ale i tak poczułem lekkie ukłucie w środku.

   To wszystko brzmiało tak, jakbym był zbyt słaby, aby dorównać wielce silnym alfom. To nie mogła być prawda! Nie czułem się gorszy, a właśnie potraktowano mnie... jak kogoś ułomnego.

   – Możemy o tym wszystkim rozmawiać? – zapytał nagle Harry. – Nie ma ryzyka podsłuchania naszej rozmowy? – Wskazał znacząco na ścianę, zza którą znajdował się gabinet sekretarki ciągle odwiedzany przez personel i uczniów o ponadprzeciętnym słuchu.

   – Bez obaw. Moje pomieszczenie oraz gabinet szkolnej pielęgniarki są dźwiękoszczelne – zapewnił Liam, odchylając się na swoim skórzanym fotelu. Teraz wyglądał jak dyrektor potężnej firmy, a nie szkoły dla wyrzutków.

   Mimowolnie zlustrowałem wzrokiem jego umięśnioną sylwetkę, która nie mogła się ukryć pod przylegającą, białą koszulą. Oprócz czarnych spodni i eleganckich butów pod kolor nie miał reszty elementów od garnituru, co było dla mnie dziwnie rozczarowujące. Chciałbym kiedyś zobaczyć go w pełnej krasie, a zwłaszcza z połyskującym złotem krawatem. Idealnie pasowałby do koloru jego piwnych oczu, które po większym skupieniu się na nich ukazywały drobne, złotawe plamki.

   Liam był naprawdę przystojnym mężczyzną i dbał o swój wygląd, ale był nie do zdobycia dla kogoś takiego jak ja. Oczywiście, ta myśl nie pomagała mi się uspokoić. To, co nieosiągalne, jest bardziej kuszące, a w moich fantazjach Liam brałby mnie w swoim dźwiękoszczelnym gabineciku, wchodząc we mnie głęboko na tym zagraconym biurku. Gniótłbym jego dokumenty, a moje krzyki mimo wszystko i tak byłyby tłumione przez jego nachalne usta, które całowałyby mnie łapczywie, namiętnie, mokro i...

   – Zayn!!!

   Przywołany i to jeszcze tak brutalnym głosem alfy, zapiszczałem pod nosem, kuląc się. Spojrzałem w czarne oczy Harry'ego, który z zaciśniętą szczęką, wpatrywał się we mnie. Był rozjuszony. Chciałem poszukać pomocy u Liama, ale ten również nie wyglądał najlepiej. Był bardziej opanowany od Harry'ego, ale był wyraźnie zdenerwowany i poruszony.

   Co ja takiego zrobiłem? - zawyłem w myślach, bo już drugi raz tego poranka zostałem potraktowany głosem alfy.

   To nie było najprzyjemniejsze uczucie, a nawet sprawiało mi ból. Nie mówiąc już o tym, że moja omega była przerażona i stawała się ostrożniejsza wobec Harry'ego, jakby wyczuwając zagrożenie. Same nieszczęścia.

   – O-o c-co chodzi? – wyjęczałem z trudem, ponieważ moja omega nadal kuliła się w moim środku i powodowała moje drżenie.

   – Masz nad sobą panować, Zayn!! Nie wiem, co teraz sobie myślałeś, ale poczułem od ciebie zapach podniecenia, jak i twój zapach omegi! – Harry złapał się za nasadę nosa, a ja struchlałem.

   Przestraszyłem się tego, że tak łatwo mogę się zdemaskować, a przecież pomyślałem jedynie o tym, co Liam mógłby ze mną zrobić. Mimo wszystko myśl, że zostałbym przyłapany przez kogoś innego, obcego zaczęła mnie przytłaczać i wpadałem w panikę.

   – Zayn! Znów to robisz! Wyraźnie czuję twoją omegę! – Harry wplątał palce we włosy, pociągając za swoje długie loki. – Cholera! To się nie uda.

   – To prawda – przyznał niechętnie Liam, a ja poczułem się źle z myślą, że zawodzę ich obu. – Musimy to przełożyć, Zayn – zwrócił się do mnie, a ja nieśmiało spojrzałem na niego. – Musisz zapanować nad swoimi emocjami, bo nigdy nie przystąpisz do zajęć. W tym momencie niemożliwym jest to, abyś pozostał nieujawniony.

   – A-ale...

   – To już postanowione – przerwał mi Liam, a ja znów zacząłem się kulić. Czułem się jak karcone dziecko. – W jednej chwili straciłeś nad sobą panowanie i to dwukrotnie. Dopóki się z tym nie uporasz, nie będziesz mógł towarzyszyć Harry'emu na zajęciach.

   – T-to... to, co teraz? – poprawiłem się i skarciłem za jąkanie.

   Spojrzałem w bok, na Harry'ego, który miał nietęgą minę.

   – Harry pójdzie na zajęcia, a ty grzecznie przeczekasz u mnie w gabinecie – zarządził Liam, a ja przeraziłem się nie na żarty.

   Co ja miałbym robić przez tyle godzin w gabinecie Liama?! Sam na sam z alfą?! Oszaleję tutaj!

   – A nie mógłbym...

   – Bez dyskusji – uciął mi szybko Liam i wszystko byłoby dobrze, gdyby nie użył na mnie swojego głosu.

   Zaskomliłem bezradnie, będąc postawionym przed faktem dokonanym. Zabrano mi prawo głosu, co strasznie mnie przygnębiało i denerwowało. Co ważniejsze, ile można tak na mnie wpływać?! Czy te cholerne alfy nie mogłyby się nade mną zlitować i mi odpuścić? Ja naprawdę wszystko rozumiem, nie jestem głuchy czy przygłupi, więc niech przestaną mnie tak katować!

   Po krótkiej rozmowie Harry pożegnał się ze mną delikatnym pocałunkiem w policzek i mocnym uściskiem, życząc mi udanego dnia. Było to dość nieodpowiednie w tej sytuacji, ponieważ, jak mój dzień miałby być udany, gdy muszę siedzieć w gabinecie dyrektora niczym podczas kary? Owszem, zasłużyłem sobie, gdy zacząłem sobie beztrosko fantazjować, ale żeby zamykać mnie z obiektem tych moich bezwstydnych seksualnych wyobrażeń w małym pomieszczeniu?

   To już była przesada!

   Mimo całej tej niewygodnej sytuacji biuro Liama było dość przytulnie urządzone, ponieważ oprócz części biurowej miała również przestrzeń do ustawienia wygodnej kanapy – na której sobie przyklapnąłem – kawowego stoliczka i prywatnej biblioteczki. Za biurkiem znajdowała się półka z ekspresem do kawy i świeżymi ciastami, przez co pomieszczenie spełniało funkcję małego domku. Również były drzwi prowadzące do łazienki, dzięki czemu Liam nie musiał nigdzie wychodzić i mógł skupić się na pracy, a nawet zanocować, rozkładając sobie kanapę.

   Przyglądając się w ciszy Liamowi, doszedłem do wniosku, że musi być strasznym pracoholikiem, który przekształcił swoje miejsce pracy w namiastkę domu. Widocznie, nikt na niego nie czekał i nie musiał wracać do rodziny. Utwierdziłem się w tym, gdy nie poczułem na jego ciele żadnego dodatkowego zapachu, który mogła pozostawić jego omega. Liam był samotny. Nie miał nikogo.

   Ta myśl trochę mnie zasmuciła, bo Liam wydawał się naprawdę porządnym facetem. Był miły i przystojny, a jego ciało mówiło samo za siebie. Liam był mężczyzną, który dba o siebie, co obiecywało, że tak samo będzie dbał o swoją omegę, a dziecko nawet w większym stopniu. Z twarzy również wyglądał młodo, chociaż Harry uprzedzał mnie, że ma już trzydzieści lat! Dzieliło nas aż dziesięć lat, co powinno ostudzić moje żądze, ale było na odwrót – podsycały je jeszcze bardziej.

   Najwidoczniej podobały mi się takie dojrzałe alfy z tatusiowym podejściem, co nie było niczym zaskakującym. Nie miałem ojca już od bardzo dawna i zawsze był tylko Harry, który dawał mi utraconą namiastkę domu. Musiałem powierzyć swoje życie Harry'emu i to on mnie wychował. Jednakże wciąż miałem poczucie, że czegoś mi brakuje, a moja wiedza jest okropnie ograniczona. Przez to musiałem się zdawać na osądy Harry'ego – alfy, która miała większe prawo decydowania z naszej dwójki. Jednak Liam mógłby mi dać o wiele więcej, gdyby tak tylko...

   – Znów cię wyczuwam, Zayn – mruknął nagle Liam, wytrącając mnie z moich zbereźnych myśli.

   Skończył podpisywać jakieś dokumenty i, odkładając pióro, spojrzał na mnie z tajemniczym błyskiem. Westchnął cicho i już po chwili zbliżał się w moim kierunku.

   – O czym tak teraz myślisz, że nawet tabletki nie maskują twojego zapachu, mym? – Liam uniósł jedną brew, czekając na odpowiedź.

   Poczułem, że się czerwienię. Moja karnacja pomagała ukryć zażenowanie, ale nie w aż takim stopniu i nie pod czujnym spojrzeniem alf.

   Kontynuował zachrypniętym głosem, który wpływał na moje zdradliwe ciało:

   – Nie znam cię tak dobrze, jak Harry i nie mogę ocenić, czy to twój zapach omegi, czy twojego podniecenia, ale muszę przyznać, że jest cholernie mocny i pociągający. Proszę cię, abyś się opanował, bo fakt, że jesteśmy tutaj razem, a mi zbliża się ruja, jest gwoździem do twojej trumny – wymruczał ostrzegawczo.

   – R-rozumiem i przepraszam. – Moją niepewnością wydusiłem z Liama ciche westchnięcie.

   – Może jesteś głodny? Jadłeś śniadanie w domu?

   – Nie – przyznałem, a Liam zmarszczył brwi. Widząc u niego ten nieładny grymas, zacząłem się tłumaczyć: – Nie lubię jeść z rana.

   – Ale teraz jest jedenasta, więc to już nie jest rano. To prawie południe, a ty powinieneś coś zjeść, zwłaszcza gdy bierzesz tak silne leki – zawyrokował, przymrużając oczy.

   – Nie jestem głodny – jęknąłem.

   Mój żołądek nie chciał teraz jedzenia. On wciąż smacznie spał, mimo że umysł musiał pracować i zmuszał mnie do myślenia i to właśnie przez niego fantazjowałem o Liamie.

   – Nie zrozumiałeś mnie, Zayn. Ty masz coś zjeść. – Znów używając swojego głosu, zmusił mnie do podporządkowania się.

   Skomląc i się krzywiąc, niechętnie przyjąłem od niego słodką drożdżówkę z jabłkami i cynamonem, biorąc pierwszy gryz.

   – Bardzo ładnie, Zayn. – Pochwalił mnie z uśmiechem, a nawet pogłaskał po głowie, tym samym roztrzepując moje starannie ułożone włosy.

   Mimo tego, że zniweczył moją ciężką pracę, poczułem gorąc w ciele i nieznany mi dotąd prąd, który sprawnie przepłynął przez wszystkie komórki w moim ciele. Zamarłem, nawet już nie odważając się dalej przeżuwać kawałka bułki w moich ustach, a i Liam zatrzymał swoją rękę przy mojej głowie. Wydawał się równie zaskoczony i zdezorientowany, co ja.

   Dopiero po dłuższym czasie to dziwne uczucie minęło, ale atmosfera między nami uległa znaczącej zmianie. Stała się ciężka i przesycona... czymś dla mnie niewytłumaczalnym. Jeszcze nigdy się tak nie czułem. Miałem wrażenie, że znajdowaliśmy się w niewidzialnej mgle lub bańce, a znikąd zapachniało czymś bardzo orzeźwiającym, co niekoniecznie pobudzało, a otumaniało moje zmysły. To było niezwykłe, ale... co to właściwie było?

   – Smacznego – wykrztusił Liam, przerywając napiętą ciszę.

   Pokiwałem głową, bo tylko na to było mnie stać w tej chwili.

   Kiedy Liam odsunął się ode mnie, mogłem normalnie oddychać, co wcześniej było niemożliwe. Nieświadomie wstrzymywałem dech, a zorientowałem się w tym dopiero wtedy, gdy poważnie zabrakło mi powietrza. Usiadłem wygodniej, gdy moje ciało się rozluźniło, a i Liam wrócił do swojej pracy. Jednak nie skupiał się na niej już tak mocno co wcześniej, bo co chwilę jego spojrzenie zlatywało na mnie. Starałem się pozostać bierny, będąc pod tak czujnym nadzorem, ale sam przyłapywałem się na tym, że przyglądałem się Liamowi.

   Nie rozumiałem tego, co się dzieje, bo Liam stał się dla mnie jeszcze bardziej fascynujący. Jego jasnobrązowe włosy jaśniały złotymi refleksami od promieni słońca wpadających przez okno, a rzucany cień niezwykle uwydatniał jego mocne rysy twarzy. Jego zarost wydawał mi się bardzo seksowny i taki męski, co stanowczo go wyróżniało spośród poznanych mi dotąd alf – Harry również nie miał zarostu. Urzekały mnie jego zmarszczone brwi, gdy skupiał się na pisaniu czy czytaniu dokumentów. Urocze wydawało mi się jego pocieranie czoła przy zamyśleniu czy spodobały mi się delikatne ruchy jego dłoni.

   Zwróciłem również uwagę na jego palce, które obiecywał mi wiele przyjemności. Nawet Harry mu teraz nie dorównywał, bo przecież miał smuklejsze palce i nawet nie takie długie. Mimowolnie zastanawiałem się, czy to dotyczyło również penisa, który wchodziłby we mnie głębiej i mocniej niż ten Harry'ego. Liam brałby mnie szybciej, sprawiając na początku większy ból, ale i lepszą przyjemność, gdy...

   – Kurwa!!

   Spojrzałem szybko w stornię biurka, gdzie Liam wpatrywał się w wielką krechę na jednym z dokumentów. Po chwili przeniósł swój wzrok na mnie i to na mnie spoczęła cała ta złość. Jego źrenice wypierały tak piękne tęczówki, przez co wydawał się jeszcze groźniejszy. Niemrawo przełknąłem ślinę, czując lęk.

   – Czy naprawdę tak trudno jest ci się opanować?! – wywarczał i pewnie nieumyślnie używał na mnie głosu.

   Mimo najczystszych intencji zamarłem i zacząłem skomleć, gdy Liam zbliżał się do mnie.

   – Jesteś aż tak niewyżyty, aby się podniecać co pieprzone pięć minut? Jak można być takim szczeniakiem?!

   Mogłem jedynie patrzeć, jak nachyla się w moją stronę, a po tym wpija się w moje uchylone usta.

   To był najbrutalniejszy pocałunek w całym moim krótkim życiu, a przecież miałem styczność z rozjuszonymi alfami napędzanymi żądzą podczas swoich ruj. Najlepsze było to, że Liam nie miał teraz żadnej rui, po prostu całował mnie łapczywie, jakby karząc moje delikatne usta za moje wcześniejsze myśli.

   Gdy traciłem już oddech, czując jak cała twarz mi płonie, Liam oderwał się ode mnie z głośnym mlaśnięciem.

   Uśmiechnął się dziko.

   – Czy teraz będziesz choć trochę spokojniejszy? Zaspokoiłem twoją ciekawość na przynajmniej jedną godzinę? – pytał już spokojniejszy, nadal uśmiechając się tym razem bardziej szelmowsko.

   Niepewnie pokiwałem głową, przykładając palce do podpuchniętych warg, które musiały przypominać kolorem dorodne czereśnie. Liam zostawił mnie w takim bałaganie, samemu wracając do pracy, której nie odważyłem się mu zakłócać.

   Siedziałem na kanapie jak trusia, próbując myśleć o najgłupszych wpadkach Harry'ego lub o zwykłych widokach lasów Midnight, aby już nie pomyśleć o czymś zakazanym. Musiałem się pilnować, zwłaszcza teraz gdy wyraźnie czułem poruszenie mojej omegi i jej niecodzienne zachowanie.

   Co takiego było w Liamie Payne, że jednego dnia wywrócił moje życie do góry nogami – a raczej łapami?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro