Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

X

Głosujemy, tak?? :)

R E Y

Obudziły mnie jakieś słowa. Podniosłam powieki, ale obraz spowiła kolorowa mgła. Skupiłam w sobie Moc, aby zorientować się co się stało. Gdy zdołałam wstać, wiedziałam, że spałam na podłodze. Metaliczny połysk uświadomił mi gdzie byłam. Na statku.

- Za chwilę startujemy!

- Pośpiesz się!

- Szybko!

Instynkt mówił mi, iż muszę uciekać jak najszybciej. Kimkolwiek były te zbiry - porwali mnie. Wyciągnełam dłoń przed siebie, a kraty rozwarstwiły się pod wpływem błyskawic. Prąd przeszył mnie też od środka, lecz mimo braku sił - chciałam wydostać się na zewnątrz.

Biegłam wąskim korytarzem, który okazał się dość krótki. Promienie słoneczne natarły na mnie,a ja wyskoczyłam w ich stronę. Napastnikami okazali się trzej handlarze, którzy tak jak gospodarz domu z wieczora - mieli barwne skóry. Jeden z nich wskazał na mnie grubym paluchem, zakończonym doczepionym szponem. Chciałam wyciągnąć miecz świetlny, ale natrafiłam na pustą kieszeń w skórzanej przepasce. No tak, zostawiłam go pod poduszką.

- Czego chcecie?! - zawołałam, choć stali blisko.

- Forsy. - zaśmiali się.

Straciłam czujność. W tym samym momencie ktoś uderzył mnie mocno w tył głowy. Zdążyłam tylko spojrzeć za siebie, aby stwierdzić kim był napastnik. Blondwłosa dziewczyna nacierała mój nos jakimś proszkiem i z szyderczym pół- uśmiechem wyszeptała:

- Witaj, Rey.

- Lussia, jesteś najlepsza! - grubas zawiwatował, a ja odpłynełam.

B E N

Wstałem z pryczy, zupełnie zaspany. Coś spowijało mój umysł, ale nie była
to Moc. Cieszyłem się, że każdy głos z zaświatów milczy. Czy to możliwe, aby  Rey mi pomogła tak szybko? Spojrzałem na pryczę w drugim końcu pokoju. Pusta. Skupiłem się, aby wyczuć gdzie jest, ale koncentracja zdawała się zniknąć. Nieco otępiały wstałem i skierwoałem się do sąsiedniego pokoju. Isabe spała, więc ruszyłem dalej. Już przeszedłem do kuchni, gdy usłyszałem rozmowę.

- Trzeba go umyć.

- Po co? Niewolnik ma służyć, a nie być czysty.

- Chcesz go sprzedać za dobre pieniądze, hę?

- To nie dziewczyna, żeby...

Zachichotali wulgarnie.

Wytrzeszczyłem oczy. Chcieli kogoś przehandlować? Oczywiście, że nikt nie przyjąłby nas z otwartymi ramionami zupełnie altruistycznie.
Przypomniałem sobie o mieczu świetlnym, który chowała wczoraj Rey. Cicho zakradłem się do swojej sypialni i jednym ruchem wyciągnąłem broń. W samą porę, gdyż bandziory wbiegły do pokoju. Na widok żółtej klingi ich twarze stały się purpurowe, a ponieważ byli inną rasą od ludzi - nie mogli zblednąć. Strach przepełnił ich oczy, a nosy lekko się zmarszczyły. Byli w wieku gospodarza, który jako ostatni przekroczył próg. Trzymał w łapie torebeczki z zapłatą. Nie wiedziałem czy zrobił to dla jedzenia czy poprostu pieniędzy. Miałem jednak tylko gniew dla zdrajców. Przez dłuższą chwilę pragnąłem odciąć ich głowy i nabić na pale, ale powstrzymał mnie krzyk. Wrzaski dochodziły z sąiedniego pokoju.

- Oddajcie dziewczynę, albo skończę z wami. - powiedziałem przepełniony nienawiścią.

- Och, drogi chłopcze. Po co te nerwy? - zadrwił pan domu, którego ręce wciąż przytulały zapłatę. - Oddaj broń i zapomnimy o sprawie.

-Ty chyba nie wiesz do kogo mówisz.

- Oświeć mnie. - rzucił wyzwanie.

Co miałem odpowiedzieć? Nazywam się Ben Solo i was rozszarpię? Nie. To było pozbawione grozy. Dobrze wiedziałem czego się bali za Najwyższego Porządku. Kogoś kto nosił przerażającą maskę i palił wioski bez zbędnych powodów.

- Kylo Ren.

A potem zawyli z bólu, gdy odbierałem im plugawe życia.

Ben, pomocy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro