IX + challenge
Challenge polega na łańcuszku
z liter, które kolejno po sobie dadzą napis ,,REYLO CANONEM ❤".
Pierwsza osoba pisze w komentarzu R, a następny użytkownik E i tak dalej.
1 osoba = 1 kom.
Damy radę ???
R E Y
Piaskowe burze zdarzały się na Tatooine dość często. Podałam Benowi bordowy koc, a Isabe poszła zaparzyć wodę. Otzymaliśmy schronienie od miejscowej pary staruszków, którzy od razu rozpoznali we mnie rycerza Jedi. Jak skwitowałaby Rose - łut szczęścia. Pan darzył wielkim szacunkiem każdego wojownika o wolność, a jego fioletowo-skóra żona - od razu zaoferowała nocleg jako dar dla strudzonych.
- Możecie zostać ile dni chcecie. -gospodarz podał nam po metalowych manierkach.
Padawanka wróciła z gorącą wodą, a pan dosypał białego proszku.
- To nasiona Starych Kwiatów, starte na piasek. - wyjaśnił, chłonąc zapach cieczy. - Cudownie pachną. - dodał z zachwytem.
Faktycznie woń była mieszaniną słodyczy i luksusu. Ogarneła mnie nostalgia i wzruszenie, że pan chciał nas ugościć najlepiej jak potrafił. Z pewnością poczęstował nas czymś drogim oraz rzadkim. Tatooine nie słyneło z bogatej flory, więc musiał kupić to na jakimś targu.
- Opowiadajcie śmiało. - powiedział podekscytowany.
Isabe popatrzyła to na mnie to na Bena. Solo uśmiechał się znad parującego wywaru.
- Co chciałbyś wiedzieć? - spytałam, upijając łyk pychoty.
Przycupnął na pryczy, a my spapugowaliśmy jego zachowanie. Zmarszył nieco czoło, ale nadal miał przyjazny błysk w oku.
- Wojna się udała? Najwyższy Porządek ponoć szczązł na zgliszczach własnych pomysłów.
- Pokonaliśmy go z trudem. - wyjaśniłam, a on skinął głową.
- Widzę, że jesteście zmęczeni. Proszę, zaprowadzę twoją padawankę do innego pomieszczenia. Wy możecie nocować tutaj. -rozłożył ręce, aby Isabe do niego podeszła.
Jej blond włosy falowały z każdym krokiem. Wyjątkowo drobna dziewczyna, lecz pełna dobroci. Dobrze zrobiłam - wybierając ją na swoją uczennicę. Pożegnała się i znikneła na korytarzu z gospodarzem. Pani domu z pewnością przygotowała jej przytulną sypialnię.
- Rey. - szepnął Ben. - Czy kiedyś mi wybaczysz?
Położyłam miecz świetlny pod poduszką, a raczej ukryłam i spojrzałam na Solo z mieszaniną wielu uczuć.
- Nie. - odparłam. - Han zginął w sposób bestialski. - dodałam, a po policzku pociekła łza.
To jak jego ojciec stał na mostku o błagał syna o powrót do domu - wyrządziło bliznę na moim sercu. Zasklepienie sączącej się rany było możliwe tylko dzięki Benowi, ale wspomnienia wraz z zadanym przez niego pytaniem - wrócił ze zdwojoną siłą.
- Jaka szkoda, że go nie pochowaliśmy.
- Mnie też to boli. - powiedział całkiem blady.
- Prześpijmy się, a jutro rozpoczniesz nowy trening.
Położyłam się wygodnie na wąskiej pryczy, ale długo nie mogłam zasnąć. Dręczyła mnie przeszłość, podobnie jak Isabe. Nasze trójka potrzebowała odnaleźć spokój ducha.
B E N
Leżałem po drugiej stronie małego pokoju oczami do piaskowej ściany. Nie chciałem powrotu wspomnień, ale wiele obrazów goniło w mojej głowie. Zacisnąłem powieki.
Ben, jestem przy tobie.
- Mamo? - wyszepałem, ale były to tylko głośne myśli.
Leia milczała.
To był poprostu skrawek dawnego dzieciaka.
Czy zawsze tak będzie?
Synku, nawet gdy mnie nie widzisz - czuwam nad tobą.
Musiałem spróbować nie zboczyć z obranego ku jasnej stronie Mocy kursu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro