Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7 R y n e k p r a c y

Kolejne miesiące nie były łaskawe dla Szayela. Lokal, w którym pracował, nie utrzymał się podczas lockdownu i zbankrutował. Czy to jedno z tych nieszczęść zapowiadanych przez Ulquiorrę?

Nadchodzący koniec semestru dawał jednak więcej czasu na znalezienie nowej pracy. A ta spadła w ręce okularnika dość szybko. Specjalista do Spraw Wsparcia Sprzedaży — jak potężnie brzmiała nazwa funkcji stanowiska. W praktyce obdzwaniał ludzi z listy pytając, czy dalej są zainteresowani zakupem fotowoltaiki. Charyzma Szayela pomagała mu przekonać każdego, że panele słoneczne to coś, co w dobie kryzysu i pandemii jest najpotrzebniejsze. Po każdym udanym telefonie, z politowaniem wpatrywał się w drugiego, równie nowego pracownika, którego język plątał się podczas każdej rozmowy.

Kilka dni później, Szayela przeniesiono do innego biurka. Miał pomagać Specjaliście do Spraw Zamykania Sprzedaży. Po prostu drukował to, co mu kazała, wpisując w dokumenty odpowiednie dane. Z takim zadaniem nawet Grimmjow by sobie poradził, jednak jeszcze tego samego dnia Granz trafił na dywanik szefowej.

— Na ogół nie podejmujemy takich decyzji w tak krótkim czasie od zatrudnienia... — Zaczęła mówić, a Szayel z uśmiechem nastawiał się na jakieś zaskakująco dobre wieści. — Niestety musimy zmienić tryb pracy na zdalny... Z tego powodu zdecydowaliśmy się zostawić tylko jednego z was dwóch... I wybraliśmy Franka.

Szayel myślał, że się przesłyszał.

— Przecież on wciąż nie potrafi poprawnie powiedzieć "fotowoltaika"!?

— Franek ma już doświadczenie w podobnej pracy. Tylko dlatego wybraliśmy akurat niego. Nie zaprzeczam twojej inteligencji, Szayelu, ale twoi współpracownicy mówią, że nie dajesz sobie rady ze swoimi obowiązkami... Cytując: "jesteś do dupy".

— Ale ja tylko drukuję dokumenty! Jak można być w tym złym!

— Zapłacimy ci za cały miesiąc zgodnie z umową... Nie przychodź już do pracy, chyba, że zadzwonimy do ciebie jeszcze w czerwcu.

I zadzwonili. Miał iść do pracy dokładnie w swoje urodziny. Planował ich wszystkich zamordować, a uczucie to spotęgowało się, gdy za zadanie dano mu sortować teczki klientów alfabetycznie. Czuł na sobie spojrzenie współpracowników. Nie potrafili sobie wyobrazić jakim idiotą musiał być, skoro nie potrafił obsługiwać drukarki... co przecież potrafił. Ale najwyraźniej zbiorowe delulu kazało im myśleć inaczej.

Czy to wciąż to nieszczęście, które zapowiadał Ulquiorra?


Kolejna praca spłynęła na Granza po miesiącu.

— Czyli dzwonił pan do klientów indywidualnych, którzy już wcześniej wyrazili zainteresowanie zakupem... — dopytał nowy szef jeszcze podczas rozmowy rekrutacyjnej.

— Tak, dokładnie tak. 

— No to idealnie! Będzie pan jedynym sprzedawcą w naszej firmie. Proszę sporządzić listę potencjalnych klientów biznesowych, nagabywać ich sekretarki do podawania numerów do prezesów... I jeszcze listę 100 najbogatszych ludzi w kraju. Z numerami do nich.

Szayel z całą swoją charyzmą nie mógł przebić się przez sekretarki film budowalnych i deweloperskich, żeby im wcisnąć nikomu niepotrzebne urządzenia smart dom. Nie wspominając już o zdobyciu numerów prosto do ich szefów. 

Pierwsza wizyta na dywaniku prezesa tej ośmioosobowej firmy z początku napawała Granza flashbackami z poprzedniej firmy, ale skończyło się na upomnieniu... by bardziej integrował się z resztą współpracowników. Przeniesiono go do biura w piwnicy, gdzie pracowali jego rówieśnicy. Teraz codziennie mógł spoglądać w okno na potężnego krzyżaka i słuchać historyjek współpracownika o mobbingu w firmie. Pomiędzy pozbawionymi sukcesów telefonach do biur deweloperów i zakładów budowlanych, grał w Microsoft Solitare uciekając od myśli o przyszłym zwolnieniu. Bo podczas kolejnego spotkania dywanikowego dano mu ultimatum — jeśli do końca miesiąca nie znajdzie klientów, zostanie wywalony.

Po jego pierwszym w życiu ataku paniki, formularz wypowiedzenia pojawił się szybciej, niż twój stary w monopolowym po wypłacie.

***

— Nnoitra... Ja dłużej tak nie mogę... Czemu nie możesz znaleźć pracy i wspomóc budżet domowy? — Wystękał Szayel ze swojego łoża.

— Typie, dopiero co wróciłem z misji w Kambodży. Ostudź jaja, zaraz coś wymyślimy.

I jeszcze w tym samym tygodniu odbywali swoje pierwsze zmiany jako kurierzy Pyszne.pl. Szayel wciąż miał w pamięci martwego pracownika Uber Eats, który wyskoczył z okna ich apartamentu. Czy sam też skończy jak on? Jazda rowerem po ruchliwych ulicach Warszawy wydawała się szaleństwem, ale jakimś cudem się w tym odnajdywał. (Nie tak dobrze jak Nnoitra, który za nic miał zasady ruchu.)

Bardzo często wracał ze zmiany z samego końca miasta. Nie narzekał. Umysł miał wolny. Cały czas pracował nad swoimi mrocznymi planami. Pierwszy etap projektu będzie wkrótce zakończony. Gotowe płody dostarczą mu opłaceni jeszcze kartą Grimmjowa specjaliści. A wtedy będzie mógł zająć się szczepionką na nietoperzą grypę. I skończyć z tą upokarzającą pracą. Raz jakaś matka wskazała na niego i powiedziała swojemu dziecku: "Tak skończysz, jak nie pójdziesz na studia." Szayel miał ochotę się rozpłakać. Był na najbardziej prestiżowym kierunku (zaraz po prawie, medycynie i innych takich bzdetach), opracowywał szczepionkę na dziesiątkującą ludzkość chorobę, ale wszyscy patrzyli na niego przez pryzmat pomarańczowej kurtki.

***

W wolnych czasach Nnoitra przeglądał Cukierbuka i grupkę ich dawnego akademika. Przewijał zdjęcia obsmarowanych kupą toalet z apelami o sprzątanie po sobie, gdy trafił na bardzo ciekawy post.

— Ej, Szayel, inba jest. Podobno jakiś typ wchodzi ludziom do pokoju nocą i się gapi na nich jak śpią.

Szayel oderwał się lekko od pracy.

— ...ludzie naprawdę nie zakluczają drzwi na noc? Myślałem, że taki zwyczaj mamy tylko w Stanach. Ale biorąc pod uwagę, że mamy demokrację, wolność i dostęp do broni, dla nas to nie stanowi problemu. Dziwny naród ci Polacy.

— Co ty gadasz, przecież w tym akademiku polaków prawie nie ma. W podaniu punktowana jest odległość miejsca zamieszkania od uczelni, dzięki czemu takie bogate kutafony jak ty i Grimmjow mają zapewniony budżetowy nocleg, podczas gdy mniej zamożni Polacy muszą wynajmować kawalerki 5m2 w centrum na Rembertowie za 2137zł/mc + media. Poza tym, teraz jak zajęcia są zdalne to i tak siedzą wszyscy u starych.

— ...słusznie. Hm... Ciekawe, jak tam nasz były współlokator...

— W tym roku każdy pokój wynajmowany jest jako jedynka, więc pewnie dobrze się ma, mając trzy łóżka dla siebie... Eh... Tęsknię za Biedronką... — Nnoitra odłożył telefon na bok.

— Biedronką?

— Tym PRLowskim barem mlecznym obok Kampusu Ochota. Mieli tam tak dobre i tanie żarcie...

— Szkoda tylko, że ta jedna kucharka się tak strasznie darła...

— Też byś się darł gdybyś całe dnie lepił pierogi dla starych dziadów i studentów.

— Przecież ty nawet nie wiesz, jak się lepi pierogi.

Nnoitra wbił wrogie spojrzenie w Szayela. Tak się składało, że był już grudzień... W ubiegłym roku byli zbyt zajęci poszukiwaniami Ulquiorry. Ale w tym roku... może powinni przyjrzeć się okolicznym tradycjom i ulepić parę pierogów?

***

Tak, to zapowiedź odcinka świątecznego. Nie planowałam go, ale tak wyszło.

Usiadłam w końcu do kończenia tej końcówki... Miała być jedna lub dwie części... Ale chyba będą w sumie co najmniej trzy nowe.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro