Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Żal

   Dwie pary intensywnie zielonych oczu wpatrywały się w siebie – choć były bardzo podobne, wzrok Australii był przepełniony gniewem i bólem. Anglia zaś patrzył na dawną kolonię ze spokojem, dawno już zapomniawszy tego okropnego poczucia zależności, które teraz zżerało Australię.

   – Jak myślisz, ale proszę, mocno się zastanów, co zmieni fakt, że teraz demolujesz mi gabinet, drogi Australio? – zapytał. Biło od niego opanowanie, podczas gdy Australia oddychał ciężko, a żal zaciskał swoje ręce na jego gardle.

   – To nie jest moja wojna, Anglio! – wrzasnął mu w twarz, szarpiąc za frak jego pomiętej koszuli. – Moi ludzie umierają, ponieważ twój rząd uznał, że ma prawo, by decydować o ich życiu!

   Anglia spokojnie i bez słowa chwycił go za nadgarstek, odsuwając się od zrozpaczonej personifikacji.

   – Wątpię, żebyś to zrozumiał, zważywszy, że nie potrafisz pojąć samej wojny – odrzekł obojętnie.

   Wnet – ciężki wdech Australii – i nagłe chrupnięcie, świadczące o złamanym nosie Anglii.

    Australii zadrżały wargi, a w jego zmęczonych oczach stanęły łzy bezsilności. Odwrócił się i pozostawiając Anglię w pomieszczeniu, wybiegł, trzaskając drzwiami.

    Anglia westchnął ciężko, sięgając po chustkę do krwawiącego nosa. Temperament Australii był przewidywalny – nie nauczył go opanowania.

    W pewnym sensie Australia miał całkowitą rację. Ale nie wiedział o tylu rzeczach. A świat tak nie działał.

   Anglia kiedyś był nim.

   Australia wkrótce zrozumie. Któregoś dnia.

   Westchnął.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro